Gorąco i serdecznie pozdrawiam oraz życzę miłych wakacji dla tych, którzy je zaczynają, a także miłego dnia dla wszystkich.
Trzymajcie się ciepło!
~EjSi
-------------------------------------------------------------
Podniosła muzyka, taniec, długie kolorowe suknie, czarne
garnitury. Brak twarz lub raczej brak własnych twarzy. Bal maskowy, gdzie nie
spojrzeć wszędzie sztuczność i tajemnica. Ciężko było rozpoznać kogokolwiek,
ale dziś o to właśnie chodziło. Pary kręcące się na parkiecie i orkiestra
przygrywająca walce ze sceny. Kryształowe żyrandole żarzące się jaskrawo i
oślepiające każdego kto na nie spojrzy. Suto zastawione stoły uginające się pod
ciężarem jedzenia, napojów i złotej zastawy wypolerowanej na błysk. Zero skazy.
Dzisiejszej zabawy nic nie mogło zepsuć … ale czy na pewno?
Arystokracją tłocząca się na parterze nie pozwalała sobie na
swobodne rozhulanie się w rytm muzyki. Pozostali zasiedli się przy stołach,
lecz i oni nie pozwalali sobie na skosztowanie wszystkich potraw, na jakie
mieli ochotę. W końcu trzeba było dbać o linię. Zwłaszcza damy w kreacjach tak
obcisłych, że ledwo mogły poruszać żebrami przy pobieraniu powietrza
niezbędnego do wykonania oddechu. Mężczyzna prychnął na tę myśl. Stał przed ogromnymi
drzwiami ze spuszczoną głową, zasłaniał włosami swoją bladą twarz. Miał dziś do
wykonania misję, na którą ani trochę nie miał ochoty. Mijany przez kolejne
snobistyczne pary, patrzące na niego ostro oceniającym wzrokiem założył maskę.
Biały plastik z dwiema wyciętymi dziurami, które umożliwiały oglądanie tego
bogatego świata. Sztuczne wytłoczone wargi były za to krwiście czerwone i to
one były jedynym, co odróżniało go od reszty i pozwalało rozpoznać tej jednej
osobie, z którą miał się za zadanie tu spotkać. Musiał wtopić się w tłum tak
zróżnicowany, a jednak taki sam. Kolorowo-złoto-czarna masa wirująca w wolnej
przestrzeni ogromnej sali optycznie powiększonej masą luster wiszących na
ścianach. Jednak lustra te były nieszczere. Można było się w nich przejrzeć,
lecz każdy kto stał po ich drugiej stronie mógł z łatwością zobaczyć co się za
nimi działo jak przez przezroczystą szybę.
Mężczyzna w końcu zebrał siły i myśli w jedną całość i z
podniesioną głową pchnął masywne drzwi, wkraczając na bogato ozdobioną salę.
Miał ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść, jednak nie mógł. Robota sama się
nie zrobi.
Dziś każdy mógł zatańczyć z każdym, nie znając tożsamości
partnera. Nie rozumiał sensu tego. Co jeśli twój towarzysz okaże się seryjnym
mordercą? Kto zauważy twoje zniknięcie w takim tłumie. Arystokracja miała swoje
dziwne zabawy. Wiedział, że dziś jest idealna okazja, by bez cienia podejrzeń
przekazać przesyłkę dalej i wprawić w ruch ostatnie koła maszynerii, której
poczynania miały na celu uczynić świat lepszym miejscem. Lecz czy się uda? W
tym momencie los tysięcy ludzi spoczywał między innymi na jego barkach i to
przygniatało go niemiłosiernie.
Jedyne po czym dało się odróżnić ludzi to to, że kobiety
były w sukniach, a mężczyźni w garniturach. Zdarzało się, że osoby tej samej
płci tańczyły ze sobą, co tylko ułatwiało jego zadanie. Kolejna osoba wzięła go
za partnera do tańca, ręka do ręki, biodra w inną stronę, obrót, powtórka,
obrót, przechylenie i zmiana i tak za każdym razem. Marynarka opinała go niemiłosiernie,
pocił się przez co był rozdrażniony. Czuł gorące krople spływające mu po
plecach, pod także obcisłą białą koszulą zapiętą pod samą szyję, zwieńczoną
krawatem, który za wszelką cenę starał się ukradkiem poluzować. Peruka jaką
miał na sobie drapała go głowę i czoło
mierzwiąc prawdziwe szalone włosy zdradzające jego tożsamość. Jego pragnienie
bycia niewidzialnym nie współgrało ze stylem jaki uwielbiał i jaki wybrał dla
siebie, łatwo wyróżniał się z tłumu,
mimo że tak nienawidził być w centrum uwagi.
Wtem poczuł coś dziwnego. Ktoś go wyraźnie obserwował.
Zaczął przeczesywać tłum wzrokiem w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mu pomóc
zidentyfikować to dziwne, a zarazem tak silne odczucie. Był wyczulony na tym
punkcie, ale to tylko ułatwiało mu pracę w tym zawodzie.
„Cholerne maski” przeklął w myślach, a dokładnie chwilę
później napotkał wzrok człowieka, którego dziś szukał. To musiał być on. Twarz
miał zwróconą w jego kierunku i nie miał zamiaru jej odwrócić. On zresztą tak
samo. Tancerka tamtego chyba wyczuła, że stracił zainteresowanie jej postacią,
więc odsunęła się od niego w poszukiwaniu kolejnego partnera, w jego przypadku
stało się to samo. Musieli się zbliżyć. Brali kolejne partnerki i partnerów do
tańca, nie spuszczając z siebie wzroku i jednocześnie coraz bardziej
zmniejszając odległość ziejącą między nimi. Byli jak związani sznurem, zwijanym
powoli po to by się przybliżyć i zjednoczyć w całość. Mieli wrażenie, że trwało
to wieczność. Mężczyźnie serce biło coraz bardziej.
W końcu dotarli do siebie i rozpoczęli taniec, z zewnątrz
niewinny, niepozorny, taki sam jak u wszystkich par wirujących na parkiecie,
jednak tylko oni dwaj wiedzieli co się za tym kryło i co miało się w krótkim
czasie wydarzyć.
-Masz to dla mnie? – szepnął wyższy, który mocno trzymał
jego biodro i dłoń.
-Oczywiście, po to tu jestem – burknął niższy, skryty pod
peruką.
-Wspaniale. Korytarz we wschodnim skrzydle, za dwadzieścia
minut – rzekł, po czym wykonał obrót i wypuścił go z objęć, rozpoczynając
jednocześnie taniec z kolejną kobietą.
On jednak stał w tłumie, obserwując znikającą sylwetkę
mężczyzny. Jego głos odbijał mu się echem w głowie. Sprawdził szybko godzinę na
telefonie. Dwudziesta druga czterdzieści pięć. Dwadzieścia minut. Wschodnie
skrzydło. Korytarz. Nagle poczuł, że ktoś go łapie i porywa. Spojrzał na wąskie
usta ozdobione wściekle różową szminką. Kobieta miała zakryte tylko oczy złotą
brokatową maską.
-Chyba ideą dzisiejszego wieczoru nie jest stanie samotnie?
Kiwnął głową i dał się porwać w rytm granej muzyki. „Za dwadzieścia
minut.” Skrócił taniec, chciał wybiec z sali, lecz musiał trzymać się planu.
Pełna dyskrecja. Zero niedoskonałości.
Uczepił wzrok na drzwiach, przez które za niedługo miał wyjść i wczepił smukłe
palce w kolejną talię.
***
Szedł szybkim krokiem przez ciemny korytarz. Obcasy jego
butów wydawały wyraźnie słyszalny odgłos stukania w zetknięciu z marmurową
podłogą wystylizowaną na szachownicę. Świeczki na ścianach płonęły nadając
miejscu więcej mroku niż go posiadało. Skręcił. Przez arrasem tyłem do niego
stał owy mężczyzna, z którym był tu umówiony.
-Jestem.
-Słyszałem jak szedłeś – rzekł odwracając się i ukazując
splecione na piersiach ręce – czekałem.
-Czyżbym się spóźnił?
-Całe dwie sekundy.
-Oh jak mi przykro.
-Nie wygłupiaj się, wiesz co ma się stać.
-Wiem.
-Więc masz to?
-Tak.
-Daj mi – wyciągnął rękę.
-Proszę – odpowiedział, podając fiolkę ze szkarłatnym
płynem.
Mężczyzna spojrzał na nią pod światło, a następnie zwrócił
się ponownie do niższego z nich.
-Jak widać tu nasze drogi się urywają – zacisnął pięść z
przedmiotem.
-Mamy nie znać swoich tożsamości?
-Nikt na to nie zezwolił.
-Ani nie dał zakazu – upierał się. Musiał wiedzieć do kogo
należał ten magiczny głos.
-Dlaczego tak ci zależy na tym, żebyśmy się poznali?
-Nie lubię nie znać partnera akcji. Chcę wiedzieć, że
przekazałem to w odpowiednie ręce.
-Zawsze jesteś taki uparty?
-Przeważnie.
-Czas ucieka – odsłonił arras i ukazała się im sala balowa w
której się spotkali. To jedno z luster.
-Więc nie utrudniaj.
Mężczyzna milczał. Tommy zdołał zmierzyć go od stóp do głów.
Wysoki. Czarny garnitur ukrywający zapewne idealne ciało. Czarna maska
współgrająca z kolorem jego włosów. On nie musiał ich ukrywać, nie wyglądało na
to.
-Przyjdź jutro. Wiesz gdzie mnie znaleźć.
-Akcja jest dzisiaj.
-Zaufaj mi – powiedział już zupełnie innym tonem.
Łagodniejszym. Nie znał go, a jednak wpadł mu w oko. Ten upór zdradzał, że ma
on cechy jakich szuka. Również nie chciał się rozstawać, lecz ich praca nie
pozostawiała miejsca na związki. Jednak nauczono ich łamać prawa … dlaczego by
nie skorzystać z tej umiejętności?
-Dobrze – kiwnął głową i odwrócił się na pięcie. Jego
zadanie wykonane, teraz czekał na rozwój wydarzeń, którego w razie czego musiał
dopilnować.
Drugi z nich patrzył jak odchodzi i znika za rogiem, dopiero
wtedy ruszył w przeciwnym kierunku.
***
-Zebraliśmy się tutaj dziś, by … - wyłączył się. Stał w
tłumie i szukał wzrokiem mężczyzny, z którym rozmawiał jakiś czas temu. Gdy go
wreszcie wypatrzył poczekał aż i ten spojrzy na niego, a gdy mu kiwnął głową,
potwierdzając tym samym powodzenie akcji odwrócił się i wsłuchał w głos
człowieka, który w tym momencie przemawiał.
- … Na zdrowie – po tych słowach król balu zaczerpnął łyk ze
swojego kielicha. Mimo że ten siwy staruszek wydawał się miły i sympatyczny to
tak naprawdę od dawna był przyczyną ubóstwa, zaraz i wojen zwłaszcza w tym
kraju. Zapadła jednogłośna decyzja w jego sprawie.
Odstawił napój od ust i uśmiechnął się do zebranych. Po
chwili jednak oczy uciekły mu w tył czaszki, a on sam stracił sztywność swego
ciała i upadł ze sceny. Wszyscy zamarli, ktoś podbiegł i sprawdził puls.
-Nie żyje – ciche zdanie rozniosło się echem po
pomieszczeniu wywołując szok i panikę u zebranych. Każdy to powtarzał.
Dla dwóch mężczyzn oznaczało to sukces. Poczekali aż popłoch
nabierze mocy, po czym oddalili się każdy w swoją stronę.
***
Kiedy Tommy rano
wszedł do biura powitały go okrzyki i wiwaty.
-Brawo stary!
-Sprzątnęliście go!
-Juhu!
Ktoś inny chciał otwierać szampana, jednak blondyn
zaprzeczył ruchem dłoni.
-Nie potrzebuję rozgłosu. Misja się powiodła, to tyle.
Czekają kolejne, nie ma czym się zachwycać.
-I to mi się podoba chłopcze – na jego ramieniu spoczęła
masywna ręka szefa – bierzcie z niego przykład – dodał.
-Mogę pożyczyć wóz? Mam coś do załatwienia.
-Po takiej akcji? Oczywiście – dał mu kluczyki. Były
podpisane do jakiego samochodu są.
-Dziękuję – burknął i już go nie było.
***
Do powiązanej agencji trafił bardzo szybko, znał parę
skrótów. Zaraz gdy tam wkroczył podał nazwisko jego szefa. Tylko dlatego został
wpuszczony.
-Czego tu szukasz?
-Gościa, który wczoraj brał udział w akcji w pałacu.
Wszyscy zdębieli. Tylko jeden z nich wysunął się do przodu i
bez słowa pociągnął go za rękaw w stronę korytarza. Poznał te ruchy i
spojrzenie. To był on.
Poprowadził go do prywatnego gabinetu. Po wejściu zamknął
drzwi, usiadł za biurkiem i wskazał gościowi miejsce naprzeciw niego.
-Więc przyszedłeś.
-Miałem, więc jestem.
-Cieszę się.
-Ja również.
-Czyli chcesz wiedzieć z kim masz do czynienia? – uniósł
brew.
-Tak.
-Jestem Adam.
-Tommy, miło poznać.
Uścisnęli sobie ręce, lecz na tym urywała się ich rozmowa.
Nie mieli pojęcia jak ją kontynuować.
-Wczoraj miałeś inne włosy. Gdzie w nocy znalazłeś fryzjera?
– uśmiechnął się Adam.
-To była peruka, której szczerze nienawidzę. Najszczęśliwszy
moment to ten, kiedy ją zdjąłem.
Brunet parsknął śmiechem.
-Znam cię – rzekł Tommy.
-Niby skąd?
-Z paru akcji, w sensie słyszałam o tobie.
-Mam nadzieje, że same dobre rzeczy.
-A jak inaczej.
-Miło mi. Mam pytanie.
-Hm?
-Nie zawsze robisz tak jak wczoraj? Prawda?
-Z poznawaniem partnera akcji? Nigdy, zrobiłem to pierwszy
raz.
-Tak myślałem. Niezła ściema.
-Taaa … słuchaj … dlaczego mam wrażenie, że coś mnie do
ciebie ciągnie? To znaczy … twój głos … ruchy … wszystko.
-Czyli nie jestem jedyny. Mam dokładnie to samo z tobą.
-Chyba już wiemy czemu nie ma zezwolenia na zapoznawanie się
do akcji. Żeby nie było …
-Takich sytuacji? Też tak myślę.
-Mam pewną propozycję – spojrzał Tommy z błyskiem w oku.
-Jaką? – uniósł brew Adam.
***
-Wiesz co? Nie mogę uwierzyć, że on ponad pół roku nikt się
nie zorientował, że się spotykamy.
-Ja też w to nie mogę uwierzyć – rzekł Adam siedząc na
kanapie w obszernym tłumie z drinkiem w dłoni i z blondynem wtulonym w jego
klatkę piersiową.
-I pomyśleć, że gdyby nie ta akcja dziś pewnie by nas tu nie
było.
-Dokładnie – odpowiedział Ratliff upijając łyk jego
ulubionej whisky.
-Wiesz na co teraz mam ochotę? – szepnął mu do ucha Lambert,
aż blondyna przeszedł dreszcz.
-Hmm nie, na co? – odwrócił się w jego stronę, bacznie
obserwując pełne usta, z których subtelnie sączyły się słowa przepijane
alkoholem. Był ciekawy czego chce jego chłopak.
-Na ciebie skarbie – szepnął w końcu i wyjmując szkło z ich
rąk i ustawiając na stole, usadowił sobie mężczyznę na kolanach i przysunął
wyżej. Złączył ich usta w jedną całość, oboje dobrze wiedzieli, że były one jak
puzzle pasujące do siebie i tylko do siebie. Leniwie muskali swoje wargi bawiąc
się włosami drugiego z nich. Adam delikatnie ciągnął Tommy’ego za grzywkę
wyrywając mu tym ciche jęki rozkoszy z ust. Następnie przesunął dłonie na jego
kark i plecy, a stamtąd już była niedaleka droga do jego drobnych pośladków.
Wsunął palce, a następnie całą dłoń pod materiał ubrań i ścisnął, przez co
blondyn westchnął głośniej niż zamierzał. Nie chcąc pozostawać dłużny
kochankowi przejechał ręką po jego klatce piersiowej i zaczął badać rozgrzaną
skórę na brzuchu Adama. Po pewnym czasie zsunął ją niżej i czując wyraźną
wypukłość w jego spodniach docisnął swoje biodra do jego. Lambert jęknął, lecz
dzięki głośnej muzyce nikt się tym nie przejął.
-Masz ochotę na zabawę ze swoim kociakiem? – spytał Tommy z
błyskiem w oku, przygryzając delikatnie jego ucho.
-O tak mmm i to ogromną.
W tym momencie blondyn zszedł z niego, zabrał kieliszki do
baru i mrugnął do niego pokazując na drzwi. Lambert zrozumiał o co mu chodziło.
Już po paru minutach para mężczyzn znajdowała się w pokoju,
gdzie panował półmrok. Pieścili wzajemnie swoje ciała na tylko im znane
sposoby, jeden wiedział czego pragnie drugi.
-Mmm skarbie? – mruknął Tommy.
-Tak? – spytał Adam niechętnie odrywając język od sutków
blondyna.
-A może by tak przypomnieć sobie co nie co? – uniósł brew.
-A co masz na myśli?
Ratliff nic więcej nie odpowiedział tylko wyjął spod łóżka
maski, w których się poznali i poruszył
brwiami.
-Seks w maskach?
-Czemu nie?
-W sumie - uśmiechnął się Adam.
Założyli maski na twarz, ale i tak wciąż mogli obserwować
swoje oczy, w których czaiło się uczucie widoczne tylko dla nich i dla tych,
którzy chcieli je widzieć.
