poniedziałek, 19 czerwca 2017

OGŁOSZENIE!!! + IMAGIN Miłość w masce (Img #11 #Adommy)

Z całego serduszka przepraszam, że znowu zawiodłam ehh ta końcówka roku była naprawdę ciężka dla mnie, ale nie będę się o tym rozpisywać za długo. Wygląda na to, że obiecując regularność cotygodniową nałożyłam na siebie zbyt dużą presję i straciłam wenę do pisania oraz popełniłam parę innych błędów. Nie będę już obiecywać, że tego i tego dnia coś wstawię, bo zwłaszcza od września nie będzie to możliwe ... klasa maturalna i te sprawy. Jednakże po raz enty itp itd przypominam, że blog nie znika, będę co prawda na nim rzadziej, ale NIE REZYGNUJĘ! zbyt to kocham i nie chcę Was zawieść ... naprawdę bardzo przepraszam za nieobecność. Źle mi z tym przyznaję się. Dziś wstawię imagin i postaram się jak najszybciej napisać nowy rozdział ff. Od razu mówię, że pewnie za parę rozdziałów będę kończyć to ff, ale w głowie pracuję nad kolejnymi. Możliwe, że pojawi się  jeszcze jakaś przerwa, żebym mogła dopracować sobie to ff, ale najważniejsze: pamiętam o Was i nie znikam, wstawiać będę nadal i dziękuję każdemu kto tu zagląda, zajrzał raz, jest stałym lub nowym czytelnikiem. Zwracam się teraz do Ciebie: bardzo dziękuję, że tu jesteś, bardzo wiele dla mnie znaczysz i sprawiasz mi radości i mam nadzieję, że ja moimi opowiadaniami też sprawiam ci radość :)
Gorąco i serdecznie pozdrawiam oraz życzę miłych wakacji dla tych, którzy je zaczynają, a także miłego dnia dla wszystkich.
Trzymajcie się ciepło!
~EjSi

-------------------------------------------------------------

Podniosła muzyka, taniec, długie kolorowe suknie, czarne garnitury. Brak twarz lub raczej brak własnych twarzy. Bal maskowy, gdzie nie spojrzeć wszędzie sztuczność i tajemnica. Ciężko było rozpoznać kogokolwiek, ale dziś o to właśnie chodziło. Pary kręcące się na parkiecie i orkiestra przygrywająca walce ze sceny. Kryształowe żyrandole żarzące się jaskrawo i oślepiające każdego kto na nie spojrzy. Suto zastawione stoły uginające się pod ciężarem jedzenia, napojów i złotej zastawy wypolerowanej na błysk. Zero skazy. Dzisiejszej zabawy nic nie mogło zepsuć … ale czy na pewno?
Arystokracją tłocząca się na parterze nie pozwalała sobie na swobodne rozhulanie się w rytm muzyki. Pozostali zasiedli się przy stołach, lecz i oni nie pozwalali sobie na skosztowanie wszystkich potraw, na jakie mieli ochotę. W końcu trzeba było dbać o linię. Zwłaszcza damy w kreacjach tak obcisłych, że ledwo mogły poruszać żebrami przy pobieraniu powietrza niezbędnego do wykonania oddechu. Mężczyzna prychnął na tę myśl. Stał przed ogromnymi drzwiami ze spuszczoną głową, zasłaniał włosami swoją bladą twarz. Miał dziś do wykonania misję, na którą ani trochę nie miał ochoty. Mijany przez kolejne snobistyczne pary, patrzące na niego ostro oceniającym wzrokiem założył maskę. Biały plastik z dwiema wyciętymi dziurami, które umożliwiały oglądanie tego bogatego świata. Sztuczne wytłoczone wargi były za to krwiście czerwone i to one były jedynym, co odróżniało go od reszty i pozwalało rozpoznać tej jednej osobie, z którą miał się za zadanie tu spotkać. Musiał wtopić się w tłum tak zróżnicowany, a jednak taki sam. Kolorowo-złoto-czarna masa wirująca w wolnej przestrzeni ogromnej sali optycznie powiększonej masą luster wiszących na ścianach. Jednak lustra te były nieszczere. Można było się w nich przejrzeć, lecz każdy kto stał po ich drugiej stronie mógł z łatwością zobaczyć co się za nimi działo jak przez przezroczystą szybę.
Mężczyzna w końcu zebrał siły i myśli w jedną całość i z podniesioną głową pchnął masywne drzwi, wkraczając na bogato ozdobioną salę. Miał ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść, jednak nie mógł. Robota sama się nie zrobi.
Dziś każdy mógł zatańczyć z każdym, nie znając tożsamości partnera. Nie rozumiał sensu tego. Co jeśli twój towarzysz okaże się seryjnym mordercą? Kto zauważy twoje zniknięcie w takim tłumie. Arystokracja miała swoje dziwne zabawy. Wiedział, że dziś jest idealna okazja, by bez cienia podejrzeń przekazać przesyłkę dalej i wprawić w ruch ostatnie koła maszynerii, której poczynania miały na celu uczynić świat lepszym miejscem. Lecz czy się uda? W tym momencie los tysięcy ludzi spoczywał między innymi na jego barkach i to przygniatało go niemiłosiernie.
Jedyne po czym dało się odróżnić ludzi to to, że kobiety były w sukniach, a mężczyźni w garniturach. Zdarzało się, że osoby tej samej płci tańczyły ze sobą, co tylko ułatwiało jego zadanie. Kolejna osoba wzięła go za partnera do tańca, ręka do ręki, biodra w inną stronę, obrót, powtórka, obrót, przechylenie i zmiana i tak za każdym razem. Marynarka opinała go niemiłosiernie, pocił się przez co był rozdrażniony. Czuł gorące krople spływające mu po plecach, pod także obcisłą białą koszulą zapiętą pod samą szyję, zwieńczoną krawatem, który za wszelką cenę starał się ukradkiem poluzować. Peruka jaką miał na sobie drapała go  głowę i czoło mierzwiąc prawdziwe szalone włosy zdradzające jego tożsamość. Jego pragnienie bycia niewidzialnym nie współgrało ze stylem jaki uwielbiał i jaki wybrał dla siebie, łatwo wyróżniał się z tłumu,  mimo że tak nienawidził być w centrum uwagi.
Wtem poczuł coś dziwnego. Ktoś go wyraźnie obserwował. Zaczął przeczesywać tłum wzrokiem w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mu pomóc zidentyfikować to dziwne, a zarazem tak silne odczucie. Był wyczulony na tym punkcie, ale to tylko ułatwiało mu pracę w tym zawodzie.
„Cholerne maski” przeklął w myślach, a dokładnie chwilę później napotkał wzrok człowieka, którego dziś szukał. To musiał być on. Twarz miał zwróconą w jego kierunku i nie miał zamiaru jej odwrócić. On zresztą tak samo. Tancerka tamtego chyba wyczuła, że stracił zainteresowanie jej postacią, więc odsunęła się od niego w poszukiwaniu kolejnego partnera, w jego przypadku stało się to samo. Musieli się zbliżyć. Brali kolejne partnerki i partnerów do tańca, nie spuszczając z siebie wzroku i jednocześnie coraz bardziej zmniejszając odległość ziejącą między nimi. Byli jak związani sznurem, zwijanym powoli po to by się przybliżyć i zjednoczyć w całość. Mieli wrażenie, że trwało to wieczność. Mężczyźnie serce biło coraz bardziej.
W końcu dotarli do siebie i rozpoczęli taniec, z zewnątrz niewinny, niepozorny, taki sam jak u wszystkich par wirujących na parkiecie, jednak tylko oni dwaj wiedzieli co się za tym kryło i co miało się w krótkim czasie wydarzyć.
-Masz to dla mnie? – szepnął wyższy, który mocno trzymał jego biodro i dłoń.
-Oczywiście, po to tu jestem – burknął niższy, skryty pod peruką.
-Wspaniale. Korytarz we wschodnim skrzydle, za dwadzieścia minut – rzekł, po czym wykonał obrót i wypuścił go z objęć, rozpoczynając jednocześnie taniec z kolejną kobietą.
On jednak stał w tłumie, obserwując znikającą sylwetkę mężczyzny. Jego głos odbijał mu się echem w głowie. Sprawdził szybko godzinę na telefonie. Dwudziesta druga czterdzieści pięć. Dwadzieścia minut. Wschodnie skrzydło. Korytarz. Nagle poczuł, że ktoś go łapie i porywa. Spojrzał na wąskie usta ozdobione wściekle różową szminką. Kobieta miała zakryte tylko oczy złotą brokatową maską.
-Chyba ideą dzisiejszego wieczoru nie jest stanie samotnie?
Kiwnął głową i dał się porwać w rytm granej muzyki. „Za dwadzieścia minut.” Skrócił taniec, chciał wybiec z sali, lecz musiał trzymać się planu. Pełna dyskrecja.  Zero niedoskonałości. Uczepił wzrok na drzwiach, przez które za niedługo miał wyjść i wczepił smukłe palce w kolejną talię.
***
Szedł szybkim krokiem przez ciemny korytarz. Obcasy jego butów wydawały wyraźnie słyszalny odgłos stukania w zetknięciu z marmurową podłogą wystylizowaną na szachownicę. Świeczki na ścianach płonęły nadając miejscu więcej mroku niż go posiadało. Skręcił. Przez arrasem tyłem do niego stał owy mężczyzna, z którym był tu umówiony.
-Jestem.
-Słyszałem jak szedłeś – rzekł odwracając się i ukazując splecione na piersiach ręce – czekałem.
-Czyżbym się spóźnił?
-Całe dwie sekundy.
-Oh jak mi przykro.
-Nie wygłupiaj się, wiesz co ma się stać.
-Wiem.
-Więc masz to?
-Tak.
-Daj mi – wyciągnął rękę.
-Proszę – odpowiedział, podając fiolkę ze szkarłatnym płynem.
Mężczyzna spojrzał na nią pod światło, a następnie zwrócił się ponownie do niższego z nich.
-Jak widać tu nasze drogi się urywają – zacisnął pięść z przedmiotem.
-Mamy nie znać swoich tożsamości?
-Nikt na to nie zezwolił.
-Ani nie dał zakazu – upierał się. Musiał wiedzieć do kogo należał ten magiczny głos.
-Dlaczego tak ci zależy na tym, żebyśmy się poznali?
-Nie lubię nie znać partnera akcji. Chcę wiedzieć, że przekazałem to w odpowiednie ręce.
-Zawsze jesteś taki uparty?
-Przeważnie.
-Czas ucieka – odsłonił arras i ukazała się im sala balowa w której się spotkali. To jedno z luster.
-Więc nie utrudniaj.
Mężczyzna milczał. Tommy zdołał zmierzyć go od stóp do głów. Wysoki. Czarny garnitur ukrywający zapewne idealne ciało. Czarna maska współgrająca z kolorem jego włosów. On nie musiał ich ukrywać, nie wyglądało na to.
-Przyjdź jutro. Wiesz gdzie mnie znaleźć.
-Akcja jest dzisiaj.
-Zaufaj mi – powiedział już zupełnie innym tonem. Łagodniejszym. Nie znał go, a jednak wpadł mu w oko. Ten upór zdradzał, że ma on cechy jakich szuka. Również nie chciał się rozstawać, lecz ich praca nie pozostawiała miejsca na związki. Jednak nauczono ich łamać prawa … dlaczego by nie skorzystać z tej umiejętności?
-Dobrze – kiwnął głową i odwrócił się na pięcie. Jego zadanie wykonane, teraz czekał na rozwój wydarzeń, którego w razie czego musiał dopilnować.
Drugi z nich patrzył jak odchodzi i znika za rogiem, dopiero wtedy ruszył w przeciwnym kierunku.
***
-Zebraliśmy się tutaj dziś, by … - wyłączył się. Stał w tłumie i szukał wzrokiem mężczyzny, z którym rozmawiał jakiś czas temu. Gdy go wreszcie wypatrzył poczekał aż i ten spojrzy na niego, a gdy mu kiwnął głową, potwierdzając tym samym powodzenie akcji odwrócił się i wsłuchał w głos człowieka, który w tym momencie przemawiał.
- … Na zdrowie – po tych słowach król balu zaczerpnął łyk ze swojego kielicha. Mimo że ten siwy staruszek wydawał się miły i sympatyczny to tak naprawdę od dawna był przyczyną ubóstwa, zaraz i wojen zwłaszcza w tym kraju. Zapadła jednogłośna decyzja w jego sprawie.
Odstawił napój od ust i uśmiechnął się do zebranych. Po chwili jednak oczy uciekły mu w tył czaszki, a on sam stracił sztywność swego ciała i upadł ze sceny. Wszyscy zamarli, ktoś podbiegł i sprawdził puls.
-Nie żyje – ciche zdanie rozniosło się echem po pomieszczeniu wywołując szok i panikę u zebranych. Każdy to powtarzał.
Dla dwóch mężczyzn oznaczało to sukces. Poczekali aż popłoch nabierze mocy, po czym oddalili się każdy w swoją stronę.
***
Kiedy Tommy  rano wszedł do biura powitały go okrzyki i wiwaty.
-Brawo stary!
-Sprzątnęliście go!
-Juhu!
Ktoś inny chciał otwierać szampana, jednak blondyn zaprzeczył ruchem dłoni.
-Nie potrzebuję rozgłosu. Misja się powiodła, to tyle. Czekają kolejne, nie ma czym się zachwycać.
-I to mi się podoba chłopcze – na jego ramieniu spoczęła masywna ręka szefa – bierzcie z niego przykład – dodał.
-Mogę pożyczyć wóz? Mam coś do załatwienia.
-Po takiej akcji? Oczywiście – dał mu kluczyki. Były podpisane do jakiego samochodu są.
-Dziękuję – burknął i już go nie było.
***
Do powiązanej agencji trafił bardzo szybko, znał parę skrótów. Zaraz gdy tam wkroczył podał nazwisko jego szefa. Tylko dlatego został wpuszczony.
-Czego tu szukasz?
-Gościa, który wczoraj brał udział w akcji w pałacu.
Wszyscy zdębieli. Tylko jeden z nich wysunął się do przodu i bez słowa pociągnął go za rękaw w stronę korytarza. Poznał te ruchy i spojrzenie. To był on.
Poprowadził go do prywatnego gabinetu. Po wejściu zamknął drzwi, usiadł za biurkiem i wskazał gościowi miejsce naprzeciw niego.
-Więc przyszedłeś.
-Miałem, więc jestem.
-Cieszę się.
-Ja również.
-Czyli chcesz wiedzieć z kim masz do czynienia? – uniósł brew.
-Tak.
-Jestem Adam.
-Tommy, miło poznać.
Uścisnęli sobie ręce, lecz na tym urywała się ich rozmowa. Nie mieli pojęcia jak ją kontynuować.
-Wczoraj miałeś inne włosy. Gdzie w nocy znalazłeś fryzjera? – uśmiechnął się Adam.
-To była peruka, której szczerze nienawidzę. Najszczęśliwszy moment to ten, kiedy ją zdjąłem.
Brunet parsknął śmiechem.
-Znam cię – rzekł Tommy.
-Niby skąd?
-Z paru akcji, w sensie słyszałam o tobie.
-Mam nadzieje, że same dobre rzeczy.
-A jak inaczej.
-Miło mi. Mam pytanie.
-Hm?
-Nie zawsze robisz tak jak wczoraj? Prawda?
-Z poznawaniem partnera akcji? Nigdy, zrobiłem to pierwszy raz.
-Tak myślałem. Niezła ściema.
-Taaa … słuchaj … dlaczego mam wrażenie, że coś mnie do ciebie ciągnie? To znaczy … twój głos … ruchy … wszystko.
-Czyli nie jestem jedyny. Mam dokładnie to samo z tobą.
-Chyba już wiemy czemu nie ma zezwolenia na zapoznawanie się do akcji. Żeby nie było …
-Takich sytuacji? Też tak myślę.
-Mam pewną propozycję – spojrzał Tommy z błyskiem w oku.
-Jaką? – uniósł brew Adam.
***
-Wiesz co? Nie mogę uwierzyć, że on ponad pół roku nikt się nie zorientował, że się spotykamy.
-Ja też w to nie mogę uwierzyć – rzekł Adam siedząc na kanapie w obszernym tłumie z drinkiem w dłoni i z blondynem wtulonym w jego klatkę piersiową.
-I pomyśleć, że gdyby nie ta akcja dziś pewnie by nas tu nie było.
-Dokładnie – odpowiedział Ratliff upijając łyk jego ulubionej whisky.
-Wiesz na co teraz mam ochotę? – szepnął mu do ucha Lambert, aż blondyna przeszedł dreszcz.
-Hmm nie, na co? – odwrócił się w jego stronę, bacznie obserwując pełne usta, z których subtelnie sączyły się słowa przepijane alkoholem. Był ciekawy czego chce jego chłopak.
-Na ciebie skarbie – szepnął w końcu i wyjmując szkło z ich rąk i ustawiając na stole, usadowił sobie mężczyznę na kolanach i przysunął wyżej. Złączył ich usta w jedną całość, oboje dobrze wiedzieli, że były one jak puzzle pasujące do siebie i tylko do siebie. Leniwie muskali swoje wargi bawiąc się włosami drugiego z nich. Adam delikatnie ciągnął Tommy’ego za grzywkę wyrywając mu tym ciche jęki rozkoszy z ust. Następnie przesunął dłonie na jego kark i plecy, a stamtąd już była niedaleka droga do jego drobnych pośladków. Wsunął palce, a następnie całą dłoń pod materiał ubrań i ścisnął, przez co blondyn westchnął głośniej niż zamierzał. Nie chcąc pozostawać dłużny kochankowi przejechał ręką po jego klatce piersiowej i zaczął badać rozgrzaną skórę na brzuchu Adama. Po pewnym czasie zsunął ją niżej i czując wyraźną wypukłość w jego spodniach docisnął swoje biodra do jego. Lambert jęknął, lecz dzięki głośnej muzyce nikt się tym nie przejął.
-Masz ochotę na zabawę ze swoim kociakiem? – spytał Tommy z błyskiem w oku, przygryzając delikatnie jego ucho.
-O tak mmm i to ogromną.
W tym momencie blondyn zszedł z niego, zabrał kieliszki do baru i mrugnął do niego pokazując na drzwi. Lambert zrozumiał o co mu chodziło.
Już po paru minutach para mężczyzn znajdowała się w pokoju, gdzie panował półmrok. Pieścili wzajemnie swoje ciała na tylko im znane sposoby, jeden wiedział czego pragnie drugi.
-Mmm skarbie? – mruknął Tommy.
-Tak? – spytał Adam niechętnie odrywając język od sutków blondyna.
-A może by tak przypomnieć sobie co nie co? – uniósł brew.
-A co masz na myśli?
Ratliff nic więcej nie odpowiedział tylko wyjął spod łóżka maski,  w których się poznali i poruszył brwiami.
-Seks w maskach?
-Czemu nie?
-W sumie - uśmiechnął się Adam.
Założyli maski na twarz, ale i tak wciąż mogli obserwować swoje oczy, w których czaiło się uczucie widoczne tylko dla nich i dla tych, którzy chcieli je widzieć.