niedziela, 17 września 2017

Rozdział 16 - OZOPZZ

Witajcie kochani! Wybaczcie, że znowu była taka długa przerwa, jednak wynikała ona z czystego braku weny, a nie cierpię pisać na siłę. Postaram się wstawiać częściej chociaż, bądźcie wyrozumiali 3 klasa liceum i ogrom nauki ... ale pisać będę spokojnie haha. Powoli będę kończyć OZOPZZ, ale już myślę nad kolejnym ff ;)
Szczęśliwego roku szkolnego. Damy radę!

--------------------------------------------

-Tommy? – nie mogłem uwierzyć, że stoi przede mną.
-Nie, śpiąca królewna.
-Czyli to ty – uśmiech przemknął mi przez trupiobladą ze strachu twarz, gdy usłyszałem jego odpowiedź. Brakowało mi jego sarkazmu.
-No oczywiście, że ja, a kto niby?
-Tommy skarbie tak się cieszę, że wróciłeś – Marissa natychmiast do niego podbiegła i przytuliła, jednak on odsunął się od niej.
-Nie podchodź – szepnął.
-Tommy ja …
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – odrzekł ponuro.
Gdy dostrzegłem łzy w oczach kobiety postanowiłem się za nią wstawić. Wiem, że zabolało go jej zachowanie, ale to nie fair w stosunku do niej. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej ramieniu, by dodać jej otuchy i by wiedziała, że ma wsparcie. Otarła słoną kroplę czającą  się w kąciku jej oka, po czym nakryła moje palce swoimi. Były zimne jak lód, a skóra na nich nadal blada i pomarszczona. Blondyn patrzył na nas uważnie, widać było, że zdziwił go mój gest.
-Tommy proszę wysłucha jej. Dość się nacierpiała.
-Słucham? Stajesz po jej stronie? Jeszcze parę godzin temu…
-Wiem co zaszło, ale gdy cię nie było rozmawialiśmy. Uważam, że powinieneś jej wysłuchać.
-Nie jestem pewny – mruknął pod nosem.
-Tommy zgódź się … proszę – błagała.
Spojrzał najpierw na mnie, potem na nią. Wahał się chwilę, jednak ostatecznie kiwnął głową.
-Zostawię was samych – lekko pchnąłem kobietę w jego stronę.
-Nie! Chcę, żebyś przy tym był.
-Na pewno?  Uważam, że powinniście…
-Na pewno. Inaczej się nie zgodzę.
-Adam proszę, muszę z nim porozmawiać – Marissa ścisnęła mnie za rękę. Spojrzałem po kolei na jedno i drugie.
-Jesteś uparty jak osioł – burknąłem w stronę Ratliffa,  a następnie udałem się z nimi w stronę dogasającego ogniska.
***
-Co to było?! – wrzasnęła roztrzęsiona Lisa – Mamo co  tu się stało?!
-Kochanie spokojnie – matka próbowała ją uspokoić, ale nie szło jej zbyt dobrze.
-Jak mam się uspokoić?! Co tata robił?! Gdzie zabrał Brada?! Co tu się…?!
-Spokój! – podniosła głos, sprawiając, że córka skupiła na niej całą swoją uwagę.
-Powiesz mi? – spytała nieśmiało.
-Powiem, ale musisz mnie wysłuchać uważnie, to podstawowy warunek.
Lisa kiwnęła głową. Kobieta westchnęła.
-Nie będzie to łagodna historia i nie opowiadałabym ci jej ani nie tłumaczyła tego, gdybyś nie była świadkiem zdarzenia, jednak okoliczności są inne. Powinnaś wiedzieć. Otóż twój ojciec jak sama widziałaś, nie mogąc mnie nakłonić do swoich racji próbował wyssać ze mnie energię, żebym przeszła na jego stronę. Po moim małym pokazie podczas jego kłótni z Tommym z pewnością zrozumiał, że posiadam jeden z czterech żywiołów. Ten wampir nie jest idiotą, a wręcz przeciwnie, więc na pewno zdążył się już zorientować, że wy również je odziedziczyliście. A przynajmniej myśli, że Tommy i Brad, dlatego porwał jego, a nie ciebie. Ciebie kochanie nie wziął pod uwagę. Ale się myli.
-Czemu się myli? W czym? Co to znaczy?
-To znaczy, że twój ojciec żywi taką nienawiść do mojej siostry, że nawet jej nie wziął pod uwagę.
-Co? Siostry? Jakiej siostry?
-Mojej siostry.
-Ty masz siostrę?!
-Tak, a wy macie ciocię.
-Co takiego? Czemu nigdy o niej nie mówiłaś?
-Zaraz ci wszystko wytłumaczę spokojnie tylko daj mi dokończyć.
-Ale…
-Lisa – spojrzała na nią ostrzegawczo.
-Dobrze już dobrze. Mów dalej.
-Więc twój ojciec się myli. Żywioły posiadam ja, ty Tommy i moja siostra Marissa – uniosła rękę w górę, by uciszyć córkę zanim znowu zacznie zadawać pytania – Brad nie ma predyspozycji do tego, zbyt dużo odziedziczył po twoim ojcu. Żywioły nie tolerują nienawiści i kochają miłość. Oni są przeciwieństwem przedstawionych cech, dlatego nie było szans, żeby któryś żywioł zmienił właściciela na twojego ojca czy Brada. On jednak o tym nie wie i jest przekonany, że o tym, czy ktoś jest właścicielem czy nie stanowi siła, jaką widać. To tak nie działa. Jak widać na szczęście.
-Wow nieźle się porobiło – tylko tyle Lisa dała radę z siebie wydusić, była w szoku.
-Nie da się ukryć kochanie.
-Opowiesz mi teraz o cioci?
-Tak skarbie. Otóż Marissa jest wiedźmą wodną i …
-Wiedźmą wodną?! – patrzyła na nią z niedowierzaniem tak jak patrzy małe dziecko, gdy widzi coś po raz pierwszy.
-Miałaś nie przerywać. Tak Marissa jest wiedźmą wodą i mieszka w nieuczęszczanej części tego lasu daleko stąd. Sprawowałam nad wami opiekę, a z nią cały czas utrzymywałam kontakt, z czego twój ojciec nie był zadowolony. Z czasem zaczęła to robić w tajemnicy, ale kiedy zaczęłam podejrzewać, że ty i Tommy jesteście w posiadaniu żywiołów natychmiast ją o tym powiadomiłam. Gdy moje podejrzenia okazały się słuszne otoczyłyśmy waszą dwójkę szczególną opieką.
-A Brad?
-Brada pod swoją opiekę wziął ojciec. Bariera jaką wytwarza jest dla Marissy nie do przebicia. Możliwe, że i on ma jakieś swoje źródło energii niestety kłócącej się z tą naszą. Ja mogę go chronić tylko matczyną miłością.
-Dlaczego tak się stało?
-Roger nigdy nie był zadowolony, że was otaczam szczególną opieką. Nie mógł zrozumieć czemu i myślał, że odrzucam Brada. Nigdy tak nie było … Potem mu to wmówił nastawiając o przeciw nam i robiąc z niego swojego osobistego pachołka. Brad jest zbyt słaby, by się wyłamać, a ja nie mam możliwości, żeby to zrobić za niego. Magia wampirów rządzi się swoimi prawami, jest piękna, ale niebezpieczna. Zwłaszcza, gdy gdzieś panuje niezgoda ma wtedy wręcz niszczycielką moc, czego dowód masz w naszej rodzinie.
-Rozumiem. To wszystko jest dla mnie zbyt ciężkie do pojęcia mamo … - wyznała Lisa spuszczając głowę.
-Nie dziwię się kochanie ani trochę. To jest dużo dla ciebie.
-Czyli jaki jest rozkład żywiołów?
-Ja władam powietrzem, ty ziemią, Tommy to ogień, a Marissa wodą.
-Wow no nieźle.
-Wiem kochanie.
-A tak właściwie to gdzie jest Tommy? – spytała nagle cała spinając się.
-Nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieję, że jest cały i zdrowy.
-Nic mu nie jest.
-Skąd wiesz? – zdziwiła się matka.
-Dałam mu wisior.
-Oh dob… a wytłumaczyłaś mu jak to działa?
-Tak.
-A wiesz, że z początku jest on niebezpieczny?
-Co takiego?
-O Drakulo …
-Co się dzieje?
-Z początku możesz nawet nie wyczuwać, że jest źle jeśli Tommy nie przeszedł próby.
-Co to znaczy?
-Że i tak jest zagrożony …
-Co?! Mamo co teraz będzie?
-Nie wiem … miejmy nadzieję, że dobrze …
***
-Tato dokąd mnie zabierasz? – pytał wystraszony Brad. Nigdy nie widział ojca w takim stanie. Zawsze czuł się przy nim dobrze i bezpiecznie, ale tym razem się go bał.
-Zamknij się i siedź cicho – warknął do niego.
-Ale…
-Żadnego ale! – wrzasnął wściekle.
Chłopak chciał się wyrwać z jego uścisku, ale gdy ten tylko to poczuł umocnił ścisk, doprowadzając go do bólu. Syknął, ale natychmiast tego pożałował, gdy usłyszał szyderczy śmiech wampira.
-Puść! – krzyknął w rozpaczy. Mężczyzna zatrzymał się i przyparł go do drzewa, przytrzymując za szyję.
-Najpierw powiedz mi jaki dzierżysz żywioł – wysyczał.
-Co t-tak-kieg-o? – wycharczał brunet, nie mając pojęcia o co chodzi.
-Nie łżyj!
-Ale j-ja nie w-wiem o c-czym t-ty mów…
-Nie kłam!
-Nie kłamię! – łzy strachu napłynęły mu do oczu.
-Nie puszczę cię póki nie powiesz.
-Ale ja nie wiem o co chodzi… co robiłeś mamie? – szepnął przerażony. Zaraz tego pożałował.
-Milcz! – wrzasnął po raz kolejny, a chłopak poczuł na prawym policzku mroźny prąd, który zmienił się w tępy ból. Jeszcze nigdy tak się nie bał.
Patrzył w czarne i puste oczy ojca i zaczynał zastanawiać się, czy jeszcze ujrzy tej nocy gwiazdy.

*Adam*
-I dlatego tak postąpiłam… wiem jak działa na ciebie takie postępowanie, ale to wisior wyzwala ze mnie co najgorsze. Zależy mi, żeby cię chronić, a wtedy panuje nade mną strach i …
-Już dobrze ciociu, rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.
-Na pewno?
-Tak.
-Czyli wybaczysz mi?
-Zrobiłem to już dawno – rozłożył ramiona, a kobieta łkając wtuliła się w niego i zacisnęła pięści na jego płaszczu. Pogładził ją po włosach.
-Ja też cię przepraszam – burknąłem.
-A ty niby za co?
-Za moje zachowanie, nie powinienem był…
-Cicho, to ja przesadziłem. Zawsze się obrażam o byle co.
-Wcale nie.
-Ja wiem jaki jestem okej? Tym razem to moja wina – puścił kobietę i podszedł do mnie.
-Eh no okej, ale przestanę się kłócić pod jednym warunkiem.
-Jakim? – zdziwił się.
-Takim – powiedziałem, po czym złączyłem nasze usta w całość.
-Skończyliście już? – nagle znikąd pojawił się Neil.
-Neil, nie przeszkadzaj nam – jęknąłem.
-Brooke zniknęła.
Jak na zawołanie oderwaliśmy się od siebie.
-Co takiego?!
-Usłyszała jakieś krzyki w lesie i pobiegła to sprawdzić.
-Przecież to śmiertelnie niebezpieczne! – krzyknęła wystraszona Marissa.
-Wiem, mówiłem jej, ale nie słyszała – rzekł zrozpaczony.
-Co usłyszała? – spytałem.
Nagle wszyscy zamilkliśmy nasłuchując.
-Mów! Wiem, że wiesz!
-…
-Nie łżyj!
-…
-Powtarzam ostatni raz!
-…
Potem usłyszeliśmy dziwny krzyk, który urwał się w połowie.
-To.
Spojrzeliśmy po sobie i bez chwili namysłu ruszyliśmy w tamtą stronę.