środa, 2 sierpnia 2017

Rozdział 15 - OZOPZZ

-Co? Jak to?! – poderwał się natychmiast, ale ja przycisnąłem go spowrotem do ściółki – to nie może być…
-To prawda. Niestety. Z tego co widziałam twój ojciec ich zaatakował.
-Nie może być…
-Chwila, czy ktoś nam wyjaśni o co chodzi? – spytała podenerwowana Brooke.
-Jak to „widziałaś”? – dołączyłem się do pytania.
-W krysztale. To specjalny kamień, zamknięta w nim jest magia wampirów – wytłumaczyła Marissa.
-Nie rozumiem.
-Eh – westchnęła – jeśli wampir dostanie taki wisior i go założy, magia wnika do jego serca i łączy się z nim już na zawsze. Po zdjęciu działa nadal tylko słabiej. Dostarcza informacji co dzieje się z osobami, które są dla tego wampira ważne. Na innych stworzeniach też działa, ale słabo, a nawet może je zabić.
-Zabić?! – wykrzyknęła Brooke.
-Tak, ktoś musi dostać pozwolenie, by go używać, nie musi być oficjalne może być nieme. Medalion sam rozpoznaje kto jest wrogiem.
-Czyli to jest … - przerwano mi w połowie pytania.
-Symbol miłości. A myślałeś, że czemu ma taki kształt? – udzieliła mi odpowiedzi, a następnie zwróciła się w stronę Tommy’ego – dostałeś go od Lisy prawda?
-T-tak, ale ona mówiła, że łączy mnie z jedną osobą – zdumiał się.
-Lisa jest mądra i inteligentna, to dobra i kochająca dziewczyna. Ten komu pozwoli się do siebie zbliżyć będzie prawdziwym szczęściarzem. Niestety nie miała tu racji.
Tommy spojrzał na mnie. Dopiero po chwili zrozumiałem, co miał na myśli. Ścisnął moją dłoń.
-Chyba nie muszę mówić, że upoważniam ciebie, prawda?
-Nie, nie musisz – patrzyłem w tej chwili na niego jak najcenniejszy skarb świata, który możliwe, że mogłem stracić parę minut temu i to, o ironio, przez coś dzięki czemu miał mieć możliwość uratowania swoich bliskich.
-Czy te ataki … zawsze są takie silne? – spytał przestraszony. Pogłaskałem go po policzku, żeby dodać mu otuchy.
-Nie. Pierwszy zawsze jest najgorszy, dlatego powinno się robić próby ehh szkoda, że o tym ci już nie wspomniała. To mogło się źle skończyć, dobrze, że byliśmy z tobą – wytłumaczyła Marissa.
Czyli się nie myliłem … cholera.
-Po pewnym czasie przeradza się to tylko w zwykły ból głowy – kontynuowała - nagłe uderzenie zimnego prądu w skroń, jedną lub obie. Automatycznie zamykają ci się oczy i przykładasz palce w bolące miejsce, przez to z zewnątrz docierają do ciebie ograniczone informacje i jesteś w stanie zobaczyć szczegółową, krótka projekcję z miejsca zdarzenia, tak zwaną wizję. Możesz ocenić czas i odległość, a nawet wysłać telepatycznie energię, by starczyła tej osobie do walki zanim się zjawisz. Znacznie przyspiesza też twoją umiejętność poruszania się, a nawet umożliwia teleportację.
Wszyscy gapiliśmy się  na nią w osłupieniu. Nie mogłem uwierzyć, że taka mała z pozoru rzecz może dać tak wiele.
-Wow, taki mały wisiorek tyle potrafi? – zdziwił się Neil.
Marissa popatrzyła na niego groźnie.
-Cooś mi mówi, że źle to ująłeś bracie – szturchnęła go Brooke.
-Ale… – zająknął się.
-To nie jest taki sobie zwykły wisiorek! – wybuchnęła kobieta – to nie jest tania ozdóbka, jaką kupisz w sklepie śmiertelników! To złoto jest warte całych kosztowności tego świata, że o rubinie nie wspomnę! Nie masz pojęcia o czym mówisz! Ja! Ja go wykonałam, to moje dzieło!
-Ciociu spokojnie – nieśmiało odezwał się Tommy.
Ponownie byłem w szoku. Odkąd poznaliśmy Marissę nie miała jeszcze chwili takiego wybuchu. Widać było, że ten wisior wiele dla niej znaczył i że mój brat nie okazał jej i jej pracy należnego szacunku.
-Czy ty masz pojęcie ile mojej magii w to włożyłam?!
-Nie… - bąknął.
-Nic dziwnego, jesteś tylko zwykłym wilkiem – auć? Zabolało. Nie mogłem tego tak zostawić.
-Zwykłym wilkiem? Ah tak? Tym dla ciebie jesteśmy? Bandą pchlarzy?! Czyli jednak wampir i wilkołak nie mogą żyć ani razem ani obok siebie co? – rzekłem z kpiną w głosie.
-Może faktycznie wasi ojcowie mieli rację – dodała gorzko – może niepotrzebnie się wtrącamy.
-Że co? – Tommy nie  wytrzymał – Czyli tego chcecie?! Wojny tak?! Zabawne, mieliśmy ich powstrzymać, a macie zamiar wszcząć własną? Nie wierze, że dałem się na to nabrać. Wszystkie istoty mają zapał autodestrukcji, nie myliłem się, że jestem inny.
-Nie powstrzymasz instynktów – powiedziała Marissa.
-Ah tak? To patrz.
Wstał wyrywając rękę z mojego uścisku, a następnie pochylił się nade mną składając rozpaczliwy pocałunek na moich ustach. Był gorzki, czułem w nim jad smutku i zawodu. Wszyscy patrzyli na naszą dwójkę. W pewnej chwili moje wargi owiał chłodny podmuch, zrobiło mi się zimno, ale nie na ciele, raczej czułem to w sercu. Ton jego głosu, a właściwie syku przyprawiał mnie o dreszcze, wyrzuty sumienia i coś czego nie byłem w stanie opisać. Gdy usłyszałem jego słowa poczułem ból.
-Czyli jeśli rzucę nieodpowiednie słowo na mnie też zaczniesz warczeć? Może jednak za wcześnie, może faktycznie nie jesteśmy sobie pisani. Szkoda, bo przy tobie czułem się jak przy nikim innym. Jak widać powinienem być zamknięty, taki los jest mi pisany. Samotność. Bez nikogo. Nie musisz opuszczać rodziny. Sam odchodzę – słowa sączyły się z jego warg i przebijały całego mnie niczym osikowe kołki, którymi według ludzi zabija się takich jak on. Ostatnie zdanie jednak zabolało najmocniej – Waruj piesku, najlepiej przy swoim ojcu, jesteś silny dasz sobie radę.
Po tych słowach puścił mnie i zniknął. Nie byłem w stanie go gonić, nie byłem w stanie się ruszyć. Nie byłem w stanie zrobić nic.  Nie sądziłem, że sprawy tak się potoczą. Gapiłem w się przed siebie jak ostatni dureń.
-Co się stało? Adam co on ci powiedział? – spytała Brooke, a po chwili, gdy dostrzegła mokre ślady na mojej twarzy dodała – czemu płaczesz?
-Nic … po prostu nic – wydukałem.
-Przepraszam – westchnęła Marissa – ten wisior zawsze wyzwala ze mnie takie emocje, ale nigdy aż tak. Coś z nim nie tak, ktoś musiał go zatruć… Nieważne. Adam co on ci powiedział?
Obróciłem twarz w jej kierunku, ale nie musiałem się odzywać. Wystarczyło moje spojrzenie, które teraz zapewne było puste i zimne jak nigdy dotąd. Opuściły mnie wszystkie siły i jakiekolwiek chęci. Teraz było mi wszystko jedno, a perspektywa wieczności zaczęła mnie przytłaczać i przerażać. Nie powiedziałem nic. Spuściła głowę. Zrozumiała.

*Tommy*
Myślałem, że jest inny, taki jak ja. Że nie da się porwać emocjom. Myliłem się. Eh.
Przebiegłem dość spory kawałek. Obecnie znajdowałem się na północnym krańcu lasu, w mojej ulubionej grocie. Chłód. Zazwyczaj pomagał mi myśleć, ale dziś przyprawiał mnie o dreszcze i przypominał mi o pustce jaka zapanowała w moim sercu.
Może to ja nawaliłem? …  Nie.
Za dużo sobie naobiecywałem, zrobiłem coś czego nigdy nie robiłem i czego nigdy nie powinienem. Dałem się porwać emocjom, ale … on był tego warty. Przez ten incydent nie wyrzekłem się uczuć do niego, nie byłem w stanie.
Ale teraz, gdy jestem daleko od niego zacząłem jakoś inaczej myśleć. Czy my się nie pospieszyliśmy? Możliwe, teraz już tego nie odwrócę. Biję się z własnymi myślami, czy pozwolić się w tym zatracić czy narazić oboje na ból i to przerwać? Nie wiem. Czuję, że bez niego jestem już zbyt słaby na samotność, która nigdy mi nie doskwierała.
Oh Adam, coś ty ze mną zrobił?
*Adam*
-Nie odpowiada.
-Ile razy próbowałeś?
-Ze sto, nie wiem. Ugh dlaczego się nie odzywa?! – wrzasnąłem rozpaczliwie.
-Blokuje umysł. Przestań, nic to nie da. Tylko się zmęczysz – powiedziała Marissa z ponurą miną, grzebiąc patykiem w świeżo rozpalonym ognisku.
-Zabawne, a już zaczynałam go lubić. Kretyn – parsknęła Brooke.
-Nie waż się tak o nim mówić! – oburzyłem się – Nie znasz go nawet.
-A ty go niby znasz? Jaki jest jego ulubiony kolor? Jak nazywa się jego matka? Ile ma lat? Skąd jest? Wiesz to?
Nie odpowiedziałem, spuściłem głowę. Było mi wstyd, faktycznie tego nie wiedziałem.
-Więc na mnie nie warcz.
-Brooke daj mu spokój – westchnął  Neil.
-Jak oni mogą się „kochać” – zrobiła cudzysłów w powietrzu – jak nawet się nie znają?!
-Miłość jest zazwyczaj ślepa skarbie – popatrzyła na nią Marissa.
-Aha, oczywiście. W życiu bym się nie zakochała w kimś kogo pierwszy raz na oczy widzę pfff – założyła ręce na piersiach.
-A ty się kiedykolwiek dziecko zakochałaś? – spytała Marissa nadal patrząc w płomienie, które rzucały na jej twarz jaśniejące cienie i smugi.
-Nie – odrzekła buntowniczo.
-Więc z łaski swojej nie wypowiadaj się w kwestiach, o których nie masz najmniejszego pojęcia.
-Ale …
-Milcz.
-Dlaczego taka jesteś? – spytałem.
Spojrzała na mnie. Miała puste spojrzenie, oczy przepełnione smutkiem spoglądały na mnie, a suche wargi ledwo się rozchylały, gdy przemówiła drżącym głosem:
-Właśnie przez swoją głupotę straciłam siostrzeńca … nadal będziesz pytać?
-Przecież to nie twoja wina.
-Nie powinnam dać się ponieść emocjom. Przecież wiem jak tego nie lubi.
-Skąd to wiesz? Poznaliście się parę godzin temu.
-Aleś ty naiwny. Jego matka, a moja siostra kontaktowałyśmy się regularnie, dodatkowo kiedy wyczułam silne pole magiczne w lesie, które często się przemieszczało, zainteresowało mnie. Myślałam, że to intruz, a to był jeden z żywiołów. Ogień, to był Tommy. Kiedy okazało się, że dzieci mojej siostry są w posiadaniu dwóch żywiołów musiałam je chronić. Nie miały o tym pojęcia, ale odpierałam od nich każde niebezpieczeństwo, w dzień i w nocy. Hah z Tommym nie było łatwo, ale czuwać nad nim to była czysta przyjemność. Patrzyć jak sobie radzi, dorasta, rozwija się. Wiedziałam, że wyrośnie silny i dojrzały i nie pomyliłam się. A teraz? Już nie jest pod moją opieką, ona wygasła wraz ze spotkaniem, nałożeniem wisioru i zerwaniem go. Zakłóciłam przepływ magii, straciłam z nim kontakt… Już nie wiem co się z nim dzieje … czy wróci … nawaliłam przed tym co chciał powstrzymać. Zniszczyłam i jego i was. Przepraszam tak bardzo – łzy popłynęły po jej twarzy, którą schowała w lekko pomarszczonych dłoniach.
Dopiero teraz dostrzegłem zmiany w jej wyglądzie. Skóra stała się bledsza i jakby bardziej wysuszona. Rubinowe oczy pocieniały do barwy herbacianej, a ostro i wyraźnie zarysowane wąskie usta stały się bledsze. Pojawiły się zmarszczki i nawet jej piękna suknia pokryła się kurzem. Powiedziała, że zaburzyła przepływ magii, do tego cierpi … czyli to stąd wampiry czerpią energię. Nie z krwi, ale ze swojej magii i więzów rodzinnych. To je umacnia i pozwala przetrwać.
Nieustannie dobijając się do Tommy’ego w myślach podszedłem do niej i ją objąłem. Płakała wprost w moje ramię, a ja wręcz poczułem cząstkę jej bólu jaki z siebie wylewała. Stawała się coraz słabsza, musiałem coś zrobić.
Gładziłem ją po plecach. Brooke i Neil przypatrywali się nam z zaciekawienie.
-Zostawcie nas samych – szepnąłem.
Neil objął Brooke ramieniem i odeszli na bok, tak, że ich nie widziałem.
-Adam, ja go nie chcę stracić … nie mogę … - łkała.
-Ja też nie mogę – pogładziłem jej włosy i plecy – coś zrobimy, postaramy się, żeby wrócił do nas.
-Za bardzo go kocham – szlochała.
-Eh ja też, nie masz nawet pojęcia jak bardzo …
Tommy proszę odezwij się! – wołałem rozpaczliwie w myślach.
-Wszystko słyszę.
Co?
Jak na komendę obróciliśmy się w kierunku, z którego dobiegał znajomy nam głos.
Stał. Wprost za nami i patrzyła na nas.
Wrócił.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz