-Co? Jak to?! – poderwał się natychmiast, ale ja
przycisnąłem go spowrotem do ściółki – to nie może być…
-To prawda. Niestety. Z tego co widziałam twój ojciec ich
zaatakował.
-Nie może być…
-Chwila, czy ktoś nam wyjaśni o co chodzi? – spytała
podenerwowana Brooke.
-Jak to „widziałaś”? – dołączyłem się do pytania.
-W krysztale. To specjalny kamień, zamknięta w nim jest
magia wampirów – wytłumaczyła Marissa.
-Nie rozumiem.
-Eh – westchnęła – jeśli wampir dostanie taki wisior i go
założy, magia wnika do jego serca i łączy się z nim już na zawsze. Po zdjęciu
działa nadal tylko słabiej. Dostarcza informacji co dzieje się z osobami, które
są dla tego wampira ważne. Na innych stworzeniach też działa, ale słabo, a
nawet może je zabić.
-Zabić?! – wykrzyknęła Brooke.
-Tak, ktoś musi dostać pozwolenie, by go używać, nie musi
być oficjalne może być nieme. Medalion sam rozpoznaje kto jest wrogiem.
-Czyli to jest … - przerwano mi w połowie pytania.
-Symbol miłości. A myślałeś, że czemu ma taki kształt? –
udzieliła mi odpowiedzi, a następnie zwróciła się w stronę Tommy’ego – dostałeś
go od Lisy prawda?
-T-tak, ale ona mówiła, że łączy mnie z jedną osobą –
zdumiał się.
-Lisa jest mądra i inteligentna, to dobra i kochająca
dziewczyna. Ten komu pozwoli się do siebie zbliżyć będzie prawdziwym
szczęściarzem. Niestety nie miała tu racji.
Tommy spojrzał na mnie. Dopiero po chwili zrozumiałem, co
miał na myśli. Ścisnął moją dłoń.
-Chyba nie muszę mówić, że upoważniam ciebie, prawda?
-Nie, nie musisz – patrzyłem w tej chwili na niego jak
najcenniejszy skarb świata, który możliwe, że mogłem stracić parę minut temu i
to, o ironio, przez coś dzięki czemu miał mieć możliwość uratowania swoich
bliskich.
-Czy te ataki … zawsze są takie silne? – spytał
przestraszony. Pogłaskałem go po policzku, żeby dodać mu otuchy.
-Nie. Pierwszy zawsze jest najgorszy, dlatego powinno się
robić próby ehh szkoda, że o tym ci już nie wspomniała. To mogło się źle
skończyć, dobrze, że byliśmy z tobą – wytłumaczyła Marissa.
Czyli się nie myliłem … cholera.
-Po pewnym czasie przeradza się to tylko w zwykły ból głowy
– kontynuowała - nagłe uderzenie zimnego prądu w skroń, jedną lub obie.
Automatycznie zamykają ci się oczy i przykładasz palce w bolące miejsce, przez
to z zewnątrz docierają do ciebie ograniczone informacje i jesteś w stanie
zobaczyć szczegółową, krótka projekcję z miejsca zdarzenia, tak zwaną wizję.
Możesz ocenić czas i odległość, a nawet wysłać telepatycznie energię, by starczyła
tej osobie do walki zanim się zjawisz. Znacznie przyspiesza też twoją
umiejętność poruszania się, a nawet umożliwia teleportację.
Wszyscy gapiliśmy się
na nią w osłupieniu. Nie mogłem uwierzyć, że taka mała z pozoru rzecz
może dać tak wiele.
-Wow, taki mały wisiorek tyle potrafi? – zdziwił się Neil.
Marissa popatrzyła na niego groźnie.
-Cooś mi mówi, że źle to ująłeś bracie – szturchnęła go
Brooke.
-Ale… – zająknął się.
-To nie jest taki sobie zwykły wisiorek! – wybuchnęła
kobieta – to nie jest tania ozdóbka, jaką kupisz w sklepie śmiertelników! To
złoto jest warte całych kosztowności tego świata, że o rubinie nie wspomnę! Nie
masz pojęcia o czym mówisz! Ja! Ja go wykonałam, to moje dzieło!
-Ciociu spokojnie – nieśmiało odezwał się Tommy.
Ponownie byłem w szoku. Odkąd poznaliśmy Marissę nie miała
jeszcze chwili takiego wybuchu. Widać było, że ten wisior wiele dla niej
znaczył i że mój brat nie okazał jej i jej pracy należnego szacunku.
-Czy ty masz pojęcie ile mojej magii w to włożyłam?!
-Nie… - bąknął.
-Nic dziwnego, jesteś tylko zwykłym wilkiem – auć? Zabolało.
Nie mogłem tego tak zostawić.
-Zwykłym wilkiem? Ah tak? Tym dla ciebie jesteśmy? Bandą
pchlarzy?! Czyli jednak wampir i wilkołak nie mogą żyć ani razem ani obok
siebie co? – rzekłem z kpiną w głosie.
-Może faktycznie wasi ojcowie mieli rację – dodała gorzko –
może niepotrzebnie się wtrącamy.
-Że co? – Tommy nie
wytrzymał – Czyli tego chcecie?! Wojny tak?! Zabawne, mieliśmy ich
powstrzymać, a macie zamiar wszcząć własną? Nie wierze, że dałem się na to
nabrać. Wszystkie istoty mają zapał autodestrukcji, nie myliłem się, że jestem
inny.
-Nie powstrzymasz instynktów – powiedziała Marissa.
-Ah tak? To patrz.
Wstał wyrywając rękę z mojego uścisku, a następnie pochylił
się nade mną składając rozpaczliwy pocałunek na moich ustach. Był gorzki,
czułem w nim jad smutku i zawodu. Wszyscy patrzyli na naszą dwójkę. W pewnej
chwili moje wargi owiał chłodny podmuch, zrobiło mi się zimno, ale nie na
ciele, raczej czułem to w sercu. Ton jego głosu, a właściwie syku przyprawiał
mnie o dreszcze, wyrzuty sumienia i coś czego nie byłem w stanie opisać. Gdy
usłyszałem jego słowa poczułem ból.
-Czyli jeśli rzucę nieodpowiednie słowo na mnie też
zaczniesz warczeć? Może jednak za wcześnie, może faktycznie nie jesteśmy sobie
pisani. Szkoda, bo przy tobie czułem się jak przy nikim innym. Jak widać
powinienem być zamknięty, taki los jest mi pisany. Samotność. Bez nikogo. Nie
musisz opuszczać rodziny. Sam odchodzę – słowa sączyły się z jego warg i
przebijały całego mnie niczym osikowe kołki, którymi według ludzi zabija się
takich jak on. Ostatnie zdanie jednak zabolało najmocniej – Waruj piesku,
najlepiej przy swoim ojcu, jesteś silny dasz sobie radę.
Po tych słowach puścił mnie i zniknął. Nie byłem w stanie go
gonić, nie byłem w stanie się ruszyć. Nie byłem w stanie zrobić nic. Nie sądziłem, że sprawy tak się potoczą.
Gapiłem w się przed siebie jak ostatni dureń.
-Co się stało? Adam co on ci powiedział? – spytała Brooke, a
po chwili, gdy dostrzegła mokre ślady na mojej twarzy dodała – czemu płaczesz?
-Nic … po prostu nic – wydukałem.
-Przepraszam – westchnęła Marissa – ten wisior zawsze
wyzwala ze mnie takie emocje, ale nigdy aż tak. Coś z nim nie tak, ktoś musiał
go zatruć… Nieważne. Adam co on ci powiedział?
Obróciłem twarz w jej kierunku, ale nie musiałem się
odzywać. Wystarczyło moje spojrzenie, które teraz zapewne było puste i zimne
jak nigdy dotąd. Opuściły mnie wszystkie siły i jakiekolwiek chęci. Teraz było
mi wszystko jedno, a perspektywa wieczności zaczęła mnie przytłaczać i
przerażać. Nie powiedziałem nic. Spuściła głowę. Zrozumiała.
*Tommy*
Myślałem, że jest inny, taki jak ja. Że nie da się porwać
emocjom. Myliłem się. Eh.
Przebiegłem dość spory kawałek. Obecnie znajdowałem się na
północnym krańcu lasu, w mojej ulubionej grocie. Chłód. Zazwyczaj pomagał mi
myśleć, ale dziś przyprawiał mnie o dreszcze i przypominał mi o pustce jaka
zapanowała w moim sercu.
Może to ja nawaliłem? …
Nie.
Za dużo sobie naobiecywałem, zrobiłem coś czego nigdy nie
robiłem i czego nigdy nie powinienem. Dałem się porwać emocjom, ale … on był
tego warty. Przez ten incydent nie wyrzekłem się uczuć do niego, nie byłem w
stanie.
Ale teraz, gdy jestem daleko od niego zacząłem jakoś inaczej
myśleć. Czy my się nie pospieszyliśmy? Możliwe, teraz już tego nie odwrócę.
Biję się z własnymi myślami, czy pozwolić się w tym zatracić czy narazić oboje
na ból i to przerwać? Nie wiem. Czuję, że bez niego jestem już zbyt słaby na
samotność, która nigdy mi nie doskwierała.
Oh Adam, coś ty ze mną zrobił?
*Adam*
-Nie odpowiada.
-Ile razy próbowałeś?
-Ze sto, nie wiem. Ugh dlaczego się nie odzywa?! –
wrzasnąłem rozpaczliwie.
-Blokuje umysł. Przestań, nic to nie da. Tylko się zmęczysz
– powiedziała Marissa z ponurą miną, grzebiąc patykiem w świeżo rozpalonym
ognisku.
-Zabawne, a już zaczynałam go lubić. Kretyn – parsknęła
Brooke.
-Nie waż się tak o nim mówić! – oburzyłem się – Nie znasz go
nawet.
-A ty go niby znasz? Jaki jest jego ulubiony kolor? Jak
nazywa się jego matka? Ile ma lat? Skąd jest? Wiesz to?
Nie odpowiedziałem, spuściłem głowę. Było mi wstyd,
faktycznie tego nie wiedziałem.
-Więc na mnie nie warcz.
-Brooke daj mu spokój – westchnął Neil.
-Jak oni mogą się „kochać” – zrobiła cudzysłów w powietrzu –
jak nawet się nie znają?!
-Miłość jest zazwyczaj ślepa skarbie – popatrzyła na nią
Marissa.
-Aha, oczywiście. W życiu bym się nie zakochała w kimś kogo
pierwszy raz na oczy widzę pfff – założyła ręce na piersiach.
-A ty się kiedykolwiek dziecko zakochałaś? – spytała Marissa
nadal patrząc w płomienie, które rzucały na jej twarz jaśniejące cienie i
smugi.
-Nie – odrzekła buntowniczo.
-Więc z łaski swojej nie wypowiadaj się w kwestiach, o
których nie masz najmniejszego pojęcia.
-Ale …
-Milcz.
-Dlaczego taka jesteś? – spytałem.
Spojrzała na mnie. Miała puste spojrzenie, oczy przepełnione
smutkiem spoglądały na mnie, a suche wargi ledwo się rozchylały, gdy przemówiła
drżącym głosem:
-Właśnie przez swoją głupotę straciłam siostrzeńca … nadal
będziesz pytać?
-Przecież to nie twoja wina.
-Nie powinnam dać się ponieść emocjom. Przecież wiem jak
tego nie lubi.
-Skąd to wiesz? Poznaliście się parę godzin temu.
-Aleś ty naiwny. Jego matka, a moja siostra kontaktowałyśmy
się regularnie, dodatkowo kiedy wyczułam silne pole magiczne w lesie, które
często się przemieszczało, zainteresowało mnie. Myślałam, że to intruz, a to
był jeden z żywiołów. Ogień, to był Tommy. Kiedy okazało się, że dzieci mojej
siostry są w posiadaniu dwóch żywiołów musiałam je chronić. Nie miały o tym
pojęcia, ale odpierałam od nich każde niebezpieczeństwo, w dzień i w nocy. Hah
z Tommym nie było łatwo, ale czuwać nad nim to była czysta przyjemność. Patrzyć
jak sobie radzi, dorasta, rozwija się. Wiedziałam, że wyrośnie silny i dojrzały
i nie pomyliłam się. A teraz? Już nie jest pod moją opieką, ona wygasła wraz ze
spotkaniem, nałożeniem wisioru i zerwaniem go. Zakłóciłam przepływ magii,
straciłam z nim kontakt… Już nie wiem co się z nim dzieje … czy wróci …
nawaliłam przed tym co chciał powstrzymać. Zniszczyłam i jego i was.
Przepraszam tak bardzo – łzy popłynęły po jej twarzy, którą schowała w lekko
pomarszczonych dłoniach.
Dopiero teraz dostrzegłem zmiany w jej wyglądzie. Skóra
stała się bledsza i jakby bardziej wysuszona. Rubinowe oczy pocieniały do barwy
herbacianej, a ostro i wyraźnie zarysowane wąskie usta stały się bledsze.
Pojawiły się zmarszczki i nawet jej piękna suknia pokryła się kurzem.
Powiedziała, że zaburzyła przepływ magii, do tego cierpi … czyli to stąd
wampiry czerpią energię. Nie z krwi, ale ze swojej magii i więzów rodzinnych.
To je umacnia i pozwala przetrwać.
Nieustannie dobijając się do Tommy’ego w myślach podszedłem
do niej i ją objąłem. Płakała wprost w moje ramię, a ja wręcz poczułem cząstkę
jej bólu jaki z siebie wylewała. Stawała się coraz słabsza, musiałem coś
zrobić.
Gładziłem ją po plecach. Brooke i Neil przypatrywali się nam
z zaciekawienie.
-Zostawcie nas samych – szepnąłem.
Neil objął Brooke ramieniem i odeszli na bok, tak, że ich
nie widziałem.
-Adam, ja go nie chcę stracić … nie mogę … - łkała.
-Ja też nie mogę – pogładziłem jej włosy i plecy – coś
zrobimy, postaramy się, żeby wrócił do nas.
-Za bardzo go kocham – szlochała.
-Eh ja też, nie masz nawet pojęcia jak bardzo …
Tommy proszę odezwij
się! – wołałem rozpaczliwie w myślach.
-Wszystko słyszę.
Co?
Jak na komendę obróciliśmy się w kierunku, z którego
dobiegał znajomy nam głos.
Stał. Wprost za nami i patrzyła na nas.
Wrócił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz