-Serio? O głupie płatki? Czy wam do końca odbiło? Przecież
wszystko w tym domu jest wspólne - Lambert był załamany, nie sądził, że zespół
tak uweźmie się na Tommy'ego - przecież to już czysta zawiść.
-Wszyscy wiedzą, że te płatki są moje. Zdajesz sobie sprawę
jak ciężko zdobyć niesłodzone płatki, gdy jesteś ma diecie?
-Nawet mnie nie denerwuj - Adam spojrzał na dziewczynę
błagalnym wzrokiem.
-No co? Ja tylko...
-Sasha, dość. Ja już naprawdę nie wiem jak do was mówić.
-Nie mam zamiaru znosić tego gnojka, nie będę z nim mieszkać
pod jednym dachem.
-W takim razie czemu tu jeszcze jesteś?
-Słucham? To on ma się wynosić a nie ja!
-Przypominam ci, że to głównie ja decyduję kto zostaje, a
kto nie.
Dziewczyna prychnęła u wychodząc trzasnęła drzwiami. Adam
opadł na swój fotel. Zaczynał się obawiać jak to wszystko się potoczy.
***
Tommy głodny wrócił do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i
ukrył twarz w dłoniach. Prędzej spodziewał się nienawiści od samego Adama, a
nie całego zespołu. Teraz okazuje się, że Adam jest tu jego jedynym wsparciem.
Naprawdę miał wątpliwości co do tego wszystkiego. To dopiero drugi dzień, a już
zdążył otrzymać solidną porcję jadu i nienawiści od tych sympatycznie
wyglądających ludzi. Nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma.
A to dopiero początek - pomyślał.
Nie był mięczakiem, ale po wydarzeniach ostatnich dni był
tak wykończony psychicznie, że ostatnie czego chciał to banda zawistnych
muzyków, z którymi ma być w zespole.
-Ja naprawdę albo mam pecha albo jestem tak beznadziejny.
Usłyszał pukanie. Miał zamiar to zignorować, ale wtedy
usłyszał głos Adama:
-Tommy, proszę, otwórz, wiem, że tam jesteś.
Wstał i poszedł otworzyć. W drzwiach stał Adam z tacą
pieczywa i dżemu truskawkowego, z parującą kawą z brzegu.
-Rany n-nie musiałeś - wydusił zszokowany, patrząc na
jedzenie.
Sam zapach spowodował burczenie w brzuchu.
-Chyba przybywam w porę - zażartował - wiem, że nie
musiałem, ale chciałem. Nie będziesz chodził głodny pod moim dachem. A i
chciałem cię za nich przeprosić. Naprawdę nie wiem, o co im chodzi, ale irytuje
mnie to, że tak ci dokuczają.
-Nie przejmuj się mną, naprawdę nie warto. Ważne, żebyś miał
z nimi dobry kontakt. Jakoś sobie poradzę - to ostatnie powiedział bardziej do
siebie niż do Adama.
-Właśnie, że warto. Chcę ci pomóc, bo podejrzewam, że nie
miałeś do tej pory łatwo.
-Nie potrzebuję litości.
-Ale to nie litość Tommy, to poprostu bezinteresowna chęć
pomocy i nie mogę patrzeć na ich zachowanie.
-Doceniam to, ale na razie nie mam zamiaru się zwierzać -
Adam pokiwał ze zrozumieniem głową - a co do nich ma to swoje plusy.
-Jakie?
-Nie wyjdę z wprawy bycia chamem.
-No weź, litości - brunet parsknął śmiechem - wcale nim ...
okej jesteś chamem, ale tylko czasami.
-To dowodzi jak mało mnie znasz.
-Dla mnie liczy się to, że tylko raz byłeś wobec mnie wrogi
Tommy. Teraz jest inaczej i to się liczy.
-Przepraszam, czy ty coś sugerujesz?
-Nic, czego nie będziesz chciał. A teraz jedz.
-Dzięki.
-Proszę - Adam uśmiechnął się i miał już zamiar wyjść, ale
Tommy go zatrzymał.
-Adam?
-Tak? - obrócił się w jego stronę.
-Słyszałeś, to co miało miejsce w kuchni prawda?
-Prawda.
-Tak myślałem.
-Czemu? Po czym?
-Bo przyniosłeś mi jedzenie. Miałem zamiar się zebrać do
sklepu, bo gdyby nie ty, to bym go tu nie dostał. Dzięki.
-Nie ma za co.
-Adam?
-Tak, Tommy? - spytał z uśmiechem.
-Zostałbyś na chwilę? Potrzebuję z kimś pobyć.
-Nie ma sprawy - powiedział i usiadł na łóżku obok
Tommy'ego.
Adam pomyślał, że wcale nie rusza go fakt, iż szlafrok
blondyna był rozwiązany ukazując nagą klatkę piersiową oraz czarne bokserki.
Wcale mnie to nie rusza - powtarzał w myślach.
***
Dzisiejszego popołudnia Adam pracował nad tekstami,
natomiast Tommy spędzał czas samotnie w swoim pokoju, nie miał zamiaru narażać
się na kolejne docinki ze strony zespołu.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tommy jęknął
zrezygnowany i wydusił ciche, lecz słyszalne "proszę".
-Hej - Brooke weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Tommy miał cichą nadzieję, iż to Adam, jednak teraz pełny
był złych przeczuć i obaw, widząc dziewczynę, która przysiadła na krawędzi jego
łóżka.
-Em hej - zająknął się.
-Musimy pogadać - spojrzała mu w oczy.
-Nie sądzę, żebyśmy mieli o czym.
-O to uwierz, że mamy,
-Więc mów.



