niedziela, 12 marca 2017

Rozdział 11 - OZOPZZ

Hej kochani! Przepraszam, że tak późno, ale mam teraz niezłe zagonienie w szkole i no lekcje itp to mówi chyba samo za siebie ... Tak czy tak miłego czytania! ;)

----------------------------------------

-A po co my tu w ogóle jesteśmy? I czemu jest tak ciemno? Jest już noc? Co to za miejsce? Tommy!
-Zamknij się. Nie, nie jest noc. Biegliśmy tu jakieś dziesięć minut, jest ta sama godzina która była. Jesteśmy w najodleglejszej części lasu, do której nikt się nie zapuszcza. Nawet zwierzęta omijają ten teren – mówił przyciszonym głosem.
-Więc po co tu jesteśmy? I dlaczego szepczesz? – również ściszyłem ton głosu.
-Bo nie chcę zepsuć niespodzianki. To jest chatka wodnej wiedźmy i musimy jej złożyć wizytę.
-Co?!
-Ciiii… - przytknął palec do ust.
-Po coś ty nas zabrał do jakiejś wiedźmy.
-A co boisz się? Uspokój się, bo uwierzę w plotki, które o tobie rozsiali.
Warknąłem w odpowiedzi.
-No właśnie. To jest moja ciotka i potrzebujemy jej pomocy do powodzenia naszej misji.
-Boże … przecież … skoro to twoja ciotka, to jest wampirem.
-No tak i?
-A ja?
-O kurwa zapomniałem. Dobra jakoś ją przekonam.
-Chyba nic z tego.
-Dlaczego? – spytał.
-Wygląda jakby nikogo nie było.
-Ale jest … uwierz – mówiąc to wpatrywał się w ściany domku, tak jakby chciał wzrokiem przeszyć jego ściany na wylot.
-Okay okay.
-Zostań tutaj. Nie ruszaj się. Nic ci się tu nie stanie, a jeśli byłbyś w niebezpieczeństwie wtedy idź za mną. Ja cię zwołam w odpowiednim momencie.
-Dobra.
Po tych słowach ruszył w stronę drewnianej konstrukcji. Myślałem, że skoro wiedźma, to będą jakieś zabezpieczenia, ale blondyn był już na schodach i nic się nie działo. Już po chwili pukał do drzwi. Długo nie było odpowiedzi, próbował parę razy aż w końcu pojawiło się uchylenie, a on ze swoją szybkością wślizgnął się do środka.
Stałem tam dłuższy czas. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Ciężar ciała opierałem raz na jednej raz na drugiej nodze. Po jakimś czasie znudziło mi się stanie, postanowiłem usiąść. Przykucnąłem, oparłem dłonie na ściółce i wyciągnąłem nogi przed siebie, by wygodnie się usadowić i poczekać na swojego chłopaka. Wtem poczułem wilgoć, a potem znalazłem się w ogromnej kałuży. Czyli chyba się nie myliłem z tymi zabezpieczeniami. Tylko czemu dopiero teraz? I … co to jest?! O nie, po co ja siadałem…

*Tommy*
Wszedłem do środka, aż się dziwiłem, że poszło tak łatwo. Spodziewałem się miliona pułapek, a tu poszło jak spłatka. To aż dziwne i podejrzane. Chyba powinno mnie to martwić. Zostawiłem Adama na zewnątrz i teraz się zastanawiam, czy słusznie. Nie no nic się mu nie stanie … chyba … Niech mnie ktoś zapewni, że nic się mu nie stanie!
Szedłem wzdłuż korytarza już nie wiem ile. W domu było ciemno. Jak wielkie to jest?! Wygląda na małe! Cholera może Adam miał rację, że nikogo nie ma?
Ledwie to pomyślałem wszędzie zapaliły się świece i ogarnęła mnie oślepiająca jasność. Spodziewałem się zawilgoconych ścian, pajęczyn i tak dalej, a wystrój był całkiem przytulny. Nagle w całym domu echem potoczył się głos.
-Kto tu jest? Jaki intruz ośmiela się nachodzić to miejsce?
Intruz? Dobre sobie.
-Em – zająknąłem się. Cholera, czemu mam tak sucho w gardle – Jestem Tommy Joe Ratliff. Wampir, syn Eleny.
Po moich słowach nastała cisza, dopiero po chwili usłyszałem ten głos ponownie.
-To niemożliwe.
-Możliwe. Czy zastałem Marissę?
-Elena nie żyje! Nie kłam śmieciu i mów kim jesteś!
-Co takiego?! Przecież Elena żyje właśnie od niej przychodzę! – może nikt się nie zorientuje, że to kłamstwo?
-Kłamiesz! – a jednak nie.
-Eh no dobra dobra. Może sie dokładnie stamtąd, ale rozmawiałem z nią dzisiaj! Przysięgam!
-Mów jak minąłeś pułapki.
Pułapki? Kurwa jakie pułapki?!
-Przecież żadnych nie było! Nie natknąłem się na nic! Sam się zdziwiłem – dodałem bardziej do siebie.
-To głupstwo, tylko syn Eleny, posiadacz ognia, mógłby tu wejść od tak.
-Ale ja nim jestem do cholery! I jej synem i posiadaczem ognia! Wiem, że Marissa jest siostrą Eleny, wiem, że się kontaktowały i że miały się spotkać! Wiem, że Marissa włada wodą, Elena powietrzem, ja ogniem, a moja siostra ziemią! I wiem, że siły rozłożyły się tak dlatego, że Marissa nie ma dzieci!
Hah jak to dobrze, że wszedłem do umysłu matki i wyciągnąłem te informacje plus gdzie ona mieszka i jak ma na imię. Czuję, że w tej bitwie przydadzą się wszystkie żywioły, by nasza strona wygrała.
-Skąd to wiesz? – usłyszałem po dłuższej chwili.
-Bo jestem jej synem, a ona w tej chwili potrzebuje pomocy! Dobra, może nie w tej chwili, ale za parę godzin znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Chce tego uniknąć, chcę ją chronić! I potrzebuję twojej pomocy, więc jeśli tu jesteś Marisso, a ten głos nie jest pieprzonym echem, to może raczysz się ujawnić i porozmawiasz z własnym siostrzeńcem twarzą w twarz! – straciłem cierpliwość i zacząłem krzyczeć co sił. Czas uciekał, nie miałem czasu na jej dziwne gierki.
Milczenie. Serio? Dzięki. Już miałem wychodzić, ale podwójne drzwi, które znajdowały się obok mnie otworzyły się, a mnie oślepiło jaskrawe światło dnia. Jak to możliwe skoro w lesie jest ciemno jak w nocy?
-Wejdź – usłyszałem łagodny ponury głos. Posłuchałem się.
Wewnątrz po mojej lewej ciągnęło się na prawie całą ścianę ogromne lustro w złotej ramie, bez żadnej smugi. Przez ogromne okna naprzeciwko drzwi wpadało światło szarego dnia. Gdzie się podziały te wybite szyby i pajęczyny? Aha no tak, czary. Jak ja mogłem być taki głupi? Dalej na prawo znajdowały się stoły i krzesła z czerwonymi aksamitnymi obiciami, a na suficie wisiał kryształowy żyrandol. No robiło to wrażenie. Przy stołach zauważyłem siwowłosą postać. Kobieta w kremowo bordowej sukni. Włosy miały niebieski połysk. Wodna wiedźma. Czyżby to …
-Marissa? – spytałem.
Kobieta podniosła na mnie wzrok. Ich błękit był niezwykle przejmujący. Mroźny, ale zarazem ciepły. Delikatne zmarszczki wyznaczyły na jej twarzy bruzdy. Wampiry mogą się zestarzeć?
-Naprawdę jesteś Tommy? Syn Eleny? – spytała cicho.
-Tak, naprawdę. A ty jesteś jej siostrą? Marissa?
-Tak.
-Jesteś wampirem?
-Tak.
-To dlaczego tak wyglądasz? Wampiry mogą się zestarzeć?
-Jeśli długo nie mają kontaktu z energią owszem. Energią i bliskimi.
-To jak ty się żywisz? Przecież istoty żywe to energia.
-Dzięki temu, że władam wodą potrafię jej stworzyć ile chcę. To nią się żywię, mnie krew nie jest potrzebna. A ty? Ognia raczej nie da się zjeść.
-Ja nie zabijam bez powodu. Co znajdę tym się pożywię, jeśli jest jakieś postrzelone zwierzę wtedy pomagam mu i się nie męczy.
-Przez to musisz częściej jeść.
-Możliwe, ale mnie to nie przeszkadza. Nie jestem mordercą … mimo że ojciec twierdzi inaczej.
-Nie sądziłam, że naprawdę jesteś tak szlachetny jak mówiła mi siostra. A o twoim ojcu mi nawet nie wspominaj.
-Dlaczego mówiłaś, że Elena nie żyje?
-Musiałam cię sprawdzić. W ogniu trzeba wywołać ogromne emocje, by wyprowadzić go z równowagi. Wiedziałam, że to podziała.
-Ah no tak. A ten kolor chatki to temu, że wodna wiedźma?
-Tak dokładnie.
-A czemu na zewnątrz jest taka mała, a wewnątrz to istny pałac?
-Czary Tommy. To jak wy mieszkacie?
-Pod gołym niebem, w lesie.
-Ah no tak, przecież twój ojciec tak bardzo dba o rodzinę. Właściwie czemu przychodzisz? I o jakim niebezpieczeństwie mówiłeś?
-Za parę godzin zaatakują wilkołaki.
-Co takiego?!
-Lambertowie konkretniej.
-O nie … żartujesz sobie prawda?
-Nie, nie żartuję. Chcą odzyskać swoje ziemie. Problem w tym, że ojciec uważa, że to jego tereny i chce z nimi walczyć.
-Co za kretyn! Mówiłam jej co o nim myślę! Że wiem jaki jest! Nie chciała mi ufać! Ehh … to po to przyszedłeś? Ale co ja mogę?
-I ja i Lisa odkryliśmy już swoje żywioły, ja i mój chłopak chcemy powstrzymać wojnę. Matka i siostra nam pomogą, ale, żeby wszystko poszło jak trzeba potrzebujemy jeszcze czwartego żywiołu … proszę pomóż nam – rzekłem błagalnie.
-Ty masz chłopaka? Jesteś gejem?
-Możliwe.
-A kim on jest? – jej głos nie brzmiał zbyt przychylnie.
-Eee nie wybuchniesz jak i powiem?
-Mów!
-Wilkołak … syn Lambertów …
-… Który?
-Adam.
-Na całe szczęście – odetchnęła z ulgą.
-Co? – nic z tego nie rozumiałem – normalna reakcja to o mój Boże i tak dalej. Czemu się cieszysz?
-Bo wiem, że to dobry chłopak.
-Co? Skąd?
-Tommy – uśmiechnęła się i spojrzała na mnie z politowaniem – jestem wiedźmą. Wiem takie rzeczy.
-Ah no tak. Jest na zewnątrz jakby co.
-O fajnie, mogę go poznać oso … czekaj jak to na zewnątrz? – wyraźnie się spięła. Coś mi zaświtało.
-A o jakich ty pułapkach mówiłaś?
Nagle serce przeszył mi ból idący od rubinowego serca, które dostałem od Lisy, a na zewnątrz usłyszeliśmy stłumiony wrzask.

*Adam*
-Pomocy! Tommy! Pomóż mi! – krzyczałem.
Kałuża, w której się znalazłem okazała się jakąś dziwną cieczą, która mnie unieruchomiła, a do tego wypełzły z niej jakieś macki. Co to było?! Zestresowałem się co spowodowało, że zmieniłem się w wilka. Wcale mi to nie ułatwiło sprawy, bo bestia tylko na to czekała. To coś wyraźnie nienawidziło wilków.
Po przemianie zamiast krzyków słychać było skowyt i piszczenie. Jak Mie to wkurzało. Nie dość, że to coś miażdżyło mi kości i płuca to jeszcze nie wiedziałem, czy mnie usłyszą. Ja nie chcę tak zginąć okay?! Pomocy Tommy wyłaź kurwa!
Po chwili takiej udręki, która zdawała się trwać wieczność, z domu wybiegł Tommy i jakaś kobieta, w biało bordowej sukni. Krzyknęła coś w niezrozumiałym języku i wycelowała we mnie dłońmi. Po chwili upadłem na suche liście, dysząc ciężko. Przemieniłem się dopiero kiedy trochę unormowałem oddech. Wtedy podbiegł do mnie Tommy, który był w niemałym szoku.
-Co to było?! – wrzasnął.
-Nie krzycz tak. To była jedna z pułapek – powiedziała ponuro, spuszczając głowę – mówiłam, tylko ty przejdziesz bez szwanku. I reszta żywiołów. Nikt inny się nie prześliźnie, zwłaszcza inny gatunek. Nie wiedziałam, że jesteś z kimś. Nie skrzywdziłabym nikogo, kto jest ci bliski – mówiła cicho.
-Wiem … ale … oh Adam nic ci nie jest? – kucnął przy mnie, położył dłoń na moim torsie, a drugą przyłożył do policzka, potem przeniósł na moją rękę i chwycił ją, przyciskając do swojego policzka. Pocałował mnie w nią i zaczął cicho szlochać. Cały się trząsł. Nie był zimny jak do tej pory. Był … ciepły … jak to możliwe?
-Wszystko dobrze skarbie … nic mi nie jest – wychrypiałem.
-Tak cię przepraszam, gdyby nie moja głupota nic by ci się nie stało.
-I tak byśmy nie weszli. Słyszałeś? I tak nie mógłbym wejść dalej. Moglibyśmy mieć więcej kłopotów.
-Może masz rację – wyszeptał i przetarł oczy.
-On ma rację – rzekła kobieta.
-Kim jesteś? – spytałem.
-Marissa. Wodna wiedźma, wampirzyca, siostra Eleny, a przez to ciotka Tommy’ego i Lisy. Władam wodą, a ty to Adam Lambert zgadza się? Miło mi cię poznać – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moim kierunku. Byłem w szoku.
-Wow niezłe tytuły. I skąd znasz moje imię?
-Jestem wiedźmą haha, wiem kim jesteś.
-Mam się bać?
-Wyglądam strasznie?
-Eee nie.
-No to właśnie. Nic ci nie jest?
-Nie, już w porządku – usiadłem.
-Jak wy się kochacie … to takie słodkie, tak ślicznie razem wyglądacie – rozczulała się, patrząc to na mnie, to na Tommy’ego.
-Eee, ale ja jestem wilkołakiem.
-No tak.
-A Tommy to wampir.
-Ja to przecież wiem.
-I? Nic? Nie przeszkadza to pani?
-Oh już mnie tak nie postarzaj. Mnie to nic nie przeszkadza. Wiem, że jesteś idealny dla tego samotnika.
Tommy spojrzał najpierw na nią, potem na mnie i spuścił wzrok.
-Naprawdę?
-Tak. Naprawdę. A właśnie. To co z tą bitwą?
-Idziesz? – ożywił się blondyn i wstał.
-Tak. Chcę uratować siostrę.
-A ty jak się czujesz? – spytał mnie.
-Już dobrze.
-No to ruszajmy.
-Nie tak szybko. Potrzebny nam jeszcze jeden szczegół – powiedziała Marissa.
-Co takiego? - spytał. Ja sam patrzyłem z zaciekawieniem.
Kobieta spojrzała na mnie. Czemu mi się to nie spodobało?
-Ty – wskazała na mnie palcem.
-Ja? – zakrztusiłem się powietrzem.
-On?
-Tak ty. Chodź ze mną.
Spojrzałem na Tommy’ego, a on na mnie. Oboje byliśmy zdezorientowani.

 -A po co my tu w ogóle jesteśmy? I czemu jest tak ciemno? Jest już noc? Co to za miejsce? Tommy!
-Zamknij się. Nie, nie jest noc. Biegliśmy tu jakieś dziesięć minut, jest ta sama godzina która była. Jesteśmy w najodleglejszej części lasu, do której nikt się nie zapuszcza. Nawet zwierzęta omijają ten teren – mówił przyciszonym głosem.
-Więc po co tu jesteśmy? I dlaczego szepczesz? – również ściszyłem ton głosu.
-Bo nie chcę zepsuć niespodzianki. To jest chatka wodnej wiedźmy i musimy jej złożyć wizytę.
-Co?!
-Ciiii… - przytknął palec do ust.
-Po coś ty nas zabrał do jakiejś wiedźmy.
-A co boisz się? Uspokój się, bo uwierzę w plotki, które o tobie rozsiali.
Warknąłem w odpowiedzi.
-No właśnie. To jest moja ciotka i potrzebujemy jej pomocy do powodzenia naszej misji.
-Boże … przecież … skoro to twoja ciotka, to jest wampirem.
-No tak i?
-A ja?
-O kurwa zapomniałem. Dobra jakoś ją przekonam.
-Chyba nic z tego.
-Dlaczego? – spytał.
-Wygląda jakby nikogo nie było.
-Ale jest … uwierz – mówiąc to wpatrywał się w ściany domku, tak jakby chciał wzrokiem przeszyć jego ściany na wylot.
-Okay okay.
-Zostań tutaj. Nie ruszaj się. Nic ci się tu nie stanie, a jeśli byłbyś w niebezpieczeństwie wtedy idź za mną. Ja cię zwołam w odpowiednim momencie.
-Dobra.
Po tych słowach ruszył w stronę drewnianej konstrukcji. Myślałem, że skoro wiedźma, to będą jakieś zabezpieczenia, ale blondyn był już na schodach i nic się nie działo. Już po chwili pukał do drzwi. Długo nie było odpowiedzi, próbował parę razy aż w końcu pojawiło się uchylenie, a on ze swoją szybkością wślizgnął się do środka.
Stałem tam dłuższy czas. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Ciężar ciała opierałem raz na jednej raz na drugiej nodze. Po jakimś czasie znudziło mi się stanie, postanowiłem usiąść. Przykucnąłem, oparłem dłonie na ściółce i wyciągnąłem nogi przed siebie, by wygodnie się usadowić i poczekać na swojego chłopaka. Wtem poczułem wilgoć, a potem znalazłem się w ogromnej kałuży. Czyli chyba się nie myliłem z tymi zabezpieczeniami. Tylko czemu dopiero teraz? I … co to jest?! O nie, po co ja siadałem…

*Tommy*
Wszedłem do środka, aż się dziwiłem, że poszło tak łatwo. Spodziewałem się miliona pułapek, a tu poszło jak spłatka. To aż dziwne i podejrzane. Chyba powinno mnie to martwić. Zostawiłem Adama na zewnątrz i teraz się zastanawiam, czy słusznie. Nie no nic się mu nie stanie … chyba … Niech mnie ktoś zapewni, że nic się mu nie stanie!
Szedłem wzdłuż korytarza już nie wiem ile. W domu było ciemno. Jak wielkie to jest?! Wygląda na małe! Cholera może Adam miał rację, że nikogo nie ma?
Ledwie to pomyślałem wszędzie zapaliły się świece i ogarnęła mnie oślepiająca jasność. Spodziewałem się zawilgoconych ścian, pajęczyn i tak dalej, a wystrój był całkiem przytulny. Nagle w całym domu echem potoczył się głos.
-Kto tu jest? Jaki intruz ośmiela się nachodzić to miejsce?
Intruz? Dobre sobie.
-Em – zająknąłem się. Cholera, czemu mam tak sucho w gardle – Jestem Tommy Joe Ratliff. Wampir, syn Eleny.
Po moich słowach nastała cisza, dopiero po chwili usłyszałem ten głos ponownie.
-To niemożliwe.
-Możliwe. Czy zastałem Marissę?
-Elena nie żyje! Nie kłam śmieciu i mów kim jesteś!
-Co takiego?! Przecież Elena żyje właśnie od niej przychodzę! – może nikt się nie zorientuje, że to kłamstwo?
-Kłamiesz! – a jednak nie.
-Eh no dobra dobra. Może sie dokładnie stamtąd, ale rozmawiałem z nią dzisiaj! Przysięgam!
-Mów jak minąłeś pułapki.
Pułapki? Kurwa jakie pułapki?!
-Przecież żadnych nie było! Nie natknąłem się na nic! Sam się zdziwiłem – dodałem bardziej do siebie.
-To głupstwo, tylko syn Eleny, posiadacz ognia, mógłby tu wejść od tak.
-Ale ja nim jestem do cholery! I jej synem i posiadaczem ognia! Wiem, że Marissa jest siostrą Eleny, wiem, że się kontaktowały i że miały się spotkać! Wiem, że Marissa włada wodą, Elena powietrzem, ja ogniem, a moja siostra ziemią! I wiem, że siły rozłożyły się tak dlatego, że Marissa nie ma dzieci!
Hah jak to dobrze, że wszedłem do umysłu matki i wyciągnąłem te informacje plus gdzie ona mieszka i jak ma na imię. Czuję, że w tej bitwie przydadzą się wszystkie żywioły, by nasza strona wygrała.
-Skąd to wiesz? – usłyszałem po dłuższej chwili.
-Bo jestem jej synem, a ona w tej chwili potrzebuje pomocy! Dobra, może nie w tej chwili, ale za parę godzin znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Chce tego uniknąć, chcę ją chronić! I potrzebuję twojej pomocy, więc jeśli tu jesteś Marisso, a ten głos nie jest pieprzonym echem, to może raczysz się ujawnić i porozmawiasz z własnym siostrzeńcem twarzą w twarz! – straciłem cierpliwość i zacząłem krzyczeć co sił. Czas uciekał, nie miałem czasu na jej dziwne gierki.
Milczenie. Serio? Dzięki. Już miałem wychodzić, ale podwójne drzwi, które znajdowały się obok mnie otworzyły się, a mnie oślepiło jaskrawe światło dnia. Jak to możliwe skoro w lesie jest ciemno jak w nocy?
-Wejdź – usłyszałem łagodny ponury głos. Posłuchałem się.
Wewnątrz po mojej lewej ciągnęło się na prawie całą ścianę ogromne lustro w złotej ramie, bez żadnej smugi. Przez ogromne okna naprzeciwko drzwi wpadało światło szarego dnia. Gdzie się podziały te wybite szyby i pajęczyny? Aha no tak, czary. Jak ja mogłem być taki głupi? Dalej na prawo znajdowały się stoły i krzesła z czerwonymi aksamitnymi obiciami, a na suficie wisiał kryształowy żyrandol. No robiło to wrażenie. Przy stołach zauważyłem siwowłosą postać. Kobieta w kremowo bordowej sukni. Włosy miały niebieski połysk. Wodna wiedźma. Czyżby to …
-Marissa? – spytałem.
Kobieta podniosła na mnie wzrok. Ich błękit był niezwykle przejmujący. Mroźny, ale zarazem ciepły. Delikatne zmarszczki wyznaczyły na jej twarzy bruzdy. Wampiry mogą się zestarzeć?
-Naprawdę jesteś Tommy? Syn Eleny? – spytała cicho.
-Tak, naprawdę. A ty jesteś jej siostrą? Marissa?
-Tak.
-Jesteś wampirem?
-Tak.
-To dlaczego tak wyglądasz? Wampiry mogą się zestarzeć?
-Jeśli długo nie mają kontaktu z energią owszem. Energią i bliskimi.
-To jak ty się żywisz? Przecież istoty żywe to energia.
-Dzięki temu, że władam wodą potrafię jej stworzyć ile chcę. To nią się żywię, mnie krew nie jest potrzebna. A ty? Ognia raczej nie da się zjeść.
-Ja nie zabijam bez powodu. Co znajdę tym się pożywię, jeśli jest jakieś postrzelone zwierzę wtedy pomagam mu i się nie męczy.
-Przez to musisz częściej jeść.
-Możliwe, ale mnie to nie przeszkadza. Nie jestem mordercą … mimo że ojciec twierdzi inaczej.
-Nie sądziłam, że naprawdę jesteś tak szlachetny jak mówiła mi siostra. A o twoim ojcu mi nawet nie wspominaj.
-Dlaczego mówiłaś, że Elena nie żyje?
-Musiałam cię sprawdzić. W ogniu trzeba wywołać ogromne emocje, by wyprowadzić go z równowagi. Wiedziałam, że to podziała.
-Ah no tak. A ten kolor chatki to temu, że wodna wiedźma?
-Tak dokładnie.
-A czemu na zewnątrz jest taka mała, a wewnątrz to istny pałac?
-Czary Tommy. To jak wy mieszkacie?
-Pod gołym niebem, w lesie.
-Ah no tak, przecież twój ojciec tak bardzo dba o rodzinę. Właściwie czemu przychodzisz? I o jakim niebezpieczeństwie mówiłeś?
-Za parę godzin zaatakują wilkołaki.
-Co takiego?!
-Lambertowie konkretniej.
-O nie … żartujesz sobie prawda?
-Nie, nie żartuję. Chcą odzyskać swoje ziemie. Problem w tym, że ojciec uważa, że to jego tereny i chce z nimi walczyć.
-Co za kretyn! Mówiłam jej co o nim myślę! Że wiem jaki jest! Nie chciała mi ufać! Ehh … to po to przyszedłeś? Ale co ja mogę?
-I ja i Lisa odkryliśmy już swoje żywioły, ja i mój chłopak chcemy powstrzymać wojnę. Matka i siostra nam pomogą, ale, żeby wszystko poszło jak trzeba potrzebujemy jeszcze czwartego żywiołu … proszę pomóż nam – rzekłem błagalnie.
-Ty masz chłopaka? Jesteś gejem?
-Możliwe.
-A kim on jest? – jej głos nie brzmiał zbyt przychylnie.
-Eee nie wybuchniesz jak i powiem?
-Mów!
-Wilkołak … syn Lambertów …
-… Który?
-Adam.
-Na całe szczęście – odetchnęła z ulgą.
-Co? – nic z tego nie rozumiałem – normalna reakcja to o mój Boże i tak dalej. Czemu się cieszysz?
-Bo wiem, że to dobry chłopak.
-Co? Skąd?
-Tommy – uśmiechnęła się i spojrzała na mnie z politowaniem – jestem wiedźmą. Wiem takie rzeczy.
-Ah no tak. Jest na zewnątrz jakby co.
-O fajnie, mogę go poznać oso … czekaj jak to na zewnątrz? – wyraźnie się spięła. Coś mi zaświtało.
-A o jakich ty pułapkach mówiłaś?
Nagle serce przeszył mi ból idący od rubinowego serca, które dostałem od Lisy, a na zewnątrz usłyszeliśmy stłumiony wrzask.

*Adam*
-Pomocy! Tommy! Pomóż mi! – krzyczałem.
Kałuża, w której się znalazłem okazała się jakąś dziwną cieczą, która mnie unieruchomiła, a do tego wypełzły z niej jakieś macki. Co to było?! Zestresowałem się co spowodowało, że zmieniłem się w wilka. Wcale mi to nie ułatwiło sprawy, bo bestia tylko na to czekała. To coś wyraźnie nienawidziło wilków.
Po przemianie zamiast krzyków słychać było skowyt i piszczenie. Jak Mie to wkurzało. Nie dość, że to coś miażdżyło mi kości i płuca to jeszcze nie wiedziałem, czy mnie usłyszą. Ja nie chcę tak zginąć okay?! Pomocy Tommy wyłaź kurwa!
Po chwili takiej udręki, która zdawała się trwać wieczność, z domu wybiegł Tommy i jakaś kobieta, w biało bordowej sukni. Krzyknęła coś w niezrozumiałym języku i wycelowała we mnie dłońmi. Po chwili upadłem na suche liście, dysząc ciężko. Przemieniłem się dopiero kiedy trochę unormowałem oddech. Wtedy podbiegł do mnie Tommy, który był w niemałym szoku.
-Co to było?! – wrzasnął.
-Nie krzycz tak. To była jedna z pułapek – powiedziała ponuro, spuszczając głowę – mówiłam, tylko ty przejdziesz bez szwanku. I reszta żywiołów. Nikt inny się nie prześliźnie, zwłaszcza inny gatunek. Nie wiedziałam, że jesteś z kimś. Nie skrzywdziłabym nikogo, kto jest ci bliski – mówiła cicho.
-Wiem … ale … oh Adam nic ci nie jest? – kucnął przy mnie, położył dłoń na moim torsie, a drugą przyłożył do policzka, potem przeniósł na moją rękę i chwycił ją, przyciskając do swojego policzka. Pocałował mnie w nią i zaczął cicho szlochać. Cały się trząsł. Nie był zimny jak do tej pory. Był … ciepły … jak to możliwe?
-Wszystko dobrze skarbie … nic mi nie jest – wychrypiałem.
-Tak cię przepraszam, gdyby nie moja głupota nic by ci się nie stało.
-I tak byśmy nie weszli. Słyszałeś? I tak nie mógłbym wejść dalej. Moglibyśmy mieć więcej kłopotów.
-Może masz rację – wyszeptał i przetarł oczy.
-On ma rację – rzekła kobieta.
-Kim jesteś? – spytałem.
-Marissa. Wodna wiedźma, wampirzyca, siostra Eleny, a przez to ciotka Tommy’ego i Lisy. Władam wodą, a ty to Adam Lambert zgadza się? Miło mi cię poznać – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moim kierunku. Byłem w szoku.
-Wow niezłe tytuły. I skąd znasz moje imię?
-Jestem wiedźmą haha, wiem kim jesteś.
-Mam się bać?
-Wyglądam strasznie?
-Eee nie.
-No to właśnie. Nic ci nie jest?
-Nie, już w porządku – usiadłem.
-Jak wy się kochacie … to takie słodkie, tak ślicznie razem wyglądacie – rozczulała się, patrząc to na mnie, to na Tommy’ego.
-Eee, ale ja jestem wilkołakiem.
-No tak.
-A Tommy to wampir.
-Ja to przecież wiem.
-I? Nic? Nie przeszkadza to pani?
-Oh już mnie tak nie postarzaj. Mnie to nic nie przeszkadza. Wiem, że jesteś idealny dla tego samotnika.
Tommy spojrzał najpierw na nią, potem na mnie i spuścił wzrok.
-Naprawdę?
-Tak. Naprawdę. A właśnie. To co z tą bitwą?
-Idziesz? – ożywił się blondyn i wstał.
-Tak. Chcę uratować siostrę.
-A ty jak się czujesz? – spytał mnie.
-Już dobrze.
-No to ruszajmy.
-Nie tak szybko. Potrzebny nam jeszcze jeden szczegół – powiedziała Marissa.
-Co takiego? - spytał. Ja sam patrzyłem z zaciekawieniem.
Kobieta spojrzała na mnie. Czemu mi się to nie spodobało?
-Ty – wskazała na mnie palcem.
-Ja? – zakrztusiłem się powietrzem.
-On?
-Tak ty. Chodź ze mną.
Spojrzałem na Tommy’ego, a on na mnie. Oboje byliśmy zdezorientowani.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz