niedziela, 28 sierpnia 2016

Rozdział 8 - BBPNPC

Witam Was moi drodzy! :D Mam złą i dobrą wiadomość. O złej już wiecie, nie miałam zamiaru o tym przypominać, bo sama myślę o tym z bólem serca, ale niestety za niedługo szkoła, jednak ta dobra wiadomość to to, że zrobiłam plan lekcji z Adamem, który znajdziecie w galerii na moim twitterze, tak na osłodzenie końca wolnego ;) Dobra, a teraz zapraszam do czytania ;)

-------------------------------------------------------------

Szli pogrążonym w wieczornym półmroku korytarzem, ramię w ramię. Żaden z nich się nie odezwał, jednak czuli się trochę lepiej w swoim towarzystwie niż rano.
-Em... mogę wiedzieć, czemu zmieniłeś zdanie? - spytał Adam niepewnie.
-Już mnie o to pytałeś - odburknął Tommy.
-Poprostu chciałbym wiedzieć ... ehhh nie wiem jak to ująć, żeby cię nie urazić.
Tym razem to blondyn zatrzymał się w pół kroku.
Co...? Zachowałem się wobec niego jak skończony dupek, a on się martwi, żeby mnie nie urazić? Chwila co? Co ja wygaduję? On też zawinił. Co mi się dzieje z głową? - myślał gorączkowo, szarpiąc się za włosy.
-Tommy? Wszystko w porządku? - Adam zauważył jego wewnętrzną walkę, jednak te słowa ją przerwały.
-Taaak, tak wszystko okej.
Więcej się już do siebie nie odezwali. Zeszli do salonu, gdzie Tommy usiadł w fotelu pod ścianą, odprowadzony spojrzeniami reszty zespołu, natomiast Adam stanął na środku i odchrząknął.
-Lisa za chwilę powinna przyjść, więc do tego czasu obgadajmy parę spraw, eee...
-Ja mam pytanie - odezwała się Sasha.
-Tak? Słucham, jakie?
-Co on tu robi? - tu wskazała palcem na Tommy'ego, a wszyscy podążyli za jej wzrokiem, obrzucając przybysza równie jadowitym spojrzeniem, co dziewczyna.
Sam Ratliff, najwyraźniej wyczuł, że uwaga skupiła się na nim i podniósł głowę znad telefonu, lecz odpowiedział obojętnym spojrzeniem, po czym wrócił do słuchanej wcześniej przez słuchawki muzyki.
-Siedzi i słucha muzyki - Adam wzruszył ramionami.
-Przestań, dobrze wiesz, o co mi chodzi.
-Jeśli słuchałaś tego, co mówiłem, to wiesz, co on tu robi.
Tommy po tym zdarzeniu wyłączył muzykę i przysłuchiwał się rozmowie, która miała miejsce w pokoju i dotyczyła jego.
-Chyba wyraziliśmy się jasno, nie chcemy go tutaj.
-Właśnie.
-Adam, dlaczego nie posłuchałeś?
-Wyrzuć go.
Blondyn poczuł jak coś pali go od środka i rozrywa mu wnętrzności. Był wściekły. Po raz kolejny dzisiaj opanowywała go dzika furia. Już miał zabrać głos, lecz zdarzyło się coś, co wbiło go w fotel.
-Nie wyrzucę go. Tommy tu zostanie, czy wam się to podoba, czy nie. Ja coś wyjaśniałem, najwyraźniej jesteście zbyt zaślepieni i głusi, by słuchać tego, co do was mówię. Za chwilę przyjdzie Lisa, przedstawię zespół, jutro dokumentacja będzie złożona, a Tommy, tak jak i wy będzie stałym członkiem tego zespołu i chcę, aby panowała zgoda, nie chcę żadnych spięć...
-Z nim to chyba niemożliwe...
-Monte - upomniał mężczyznę Adam - a i proszę nie mówić o nim w trzeciej osobie, kiedy jest obecny.
-Sam to robisz - rzekła Camila.
-Bo chcę was upomnieć. Nie możecie skupić się ma tym, co mówię, zamiast łapać mnie za słówka?
-Nie poznaję cię Adam - odezwał się Taylor.
-Tay ... jeszcze tydzień temu się nie znaliśmy, uwierz, że mało o mnie wiesz, więc taka uwaga jest bynajmniej nie na miejscu.
Parę osób pokręciło głowami, a reszta siedziała z otwartymi ustami.
-On może nie, ale ja cię znam, co się z tobą dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałeś.
-Bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji Brooke, przyszedł czas stawiania na swoim, w zespole chciałbym, żeby panowała przyjaźń, żebyśmy byli jak rodzina, ale nie zapominajmy, że ja tu rządzę. Przestańcie być zawistni i zapamiętajcie, że każdy zasługuje na drugą szansę.
-Adam, przecież on cię obraził! - Sasha nie dawała za wygraną.
-Więc tym bardziej, to ja mam prawo być na niego wściekły, a nie wy, bo zmieszał z błotem mnie a nie was...
-Zmieszał ciebie, zmieszał nas - odrzekł Longineu.
Adam spojrzał na niego, ale nie skomentował tego tylko kontynuował -... jak już mówiłem, ja mu wybaczyłem i dałem drugą szansę.
-Kiedyś się na tobie zemści, to, że jesteś taki miękki - rzekł perkusista.
-Możliwe. Koniec dyskusji na temat Tommy'ego.
-Oh Adam przecież on cię nawet nie słucha! Bronisz go a za chwilę będzie powtór...
-Tak sądzisz? - zimny głos rozbrzmiał w pokoju.
Mimo że był cichy, wszyscy doskonale go usłyszeli, mimo małej wrzawy, jaką stworzyli. Umilkli, nikt nie śmiał się odezwać.
Ratliff spojrzał w kierunku Adama i ledwo zauważalnie kiwnął głową. Brunet dostrzegł ten gest i docenił, czuł, że kosztował go bardzo wiele.
Ledwo to się stało usłyszeli dzwonek do drzwi. Lisa przyszła, a Adam poszedł otworzyć. Blondyn odprowadził Lamberta wzrokiem.
***
-Uważasz, że masz cały skład, tak? - w głosie kobiety pobrzmiewał sceptyzm.
-Tak, mam.
-A więc rzućmy okiem - spojrzała ma listę nazwisk i najważniejszych danych osobowych - w takim razie przedstawcie się i pokażcie, co potraficie.
Wszyscy przenieśli się z pokoju do sali muzycznej, w której miał miejsce casting.
-Najpierw grający.
-Camila Grey - dziewczyna jako pierwsza wystąpiła z szeregu, podeszła do klawiszy i bez problemu zagrała nuty otrzymane wczoraj rano przez Adama.
-Hmmm dobrze, następny - odkreśliła coś na kartce i podniosła wzrok, przy perkusji był już Longi.
-Longineu Parsons - rzekł, po czym zagrał solówkę. Lisa tylko kiwnęła głową, znów coś odkreśliła i kazała dalej.
-Monte Pittman - odezwał się mężczyzna, który juz po chwili wykonał wspaniałą solówkę na gitarze elektrycznej. Menagerka postąpiła tak samo.
-Następny.
-Tommy Joe Ratliff - teraz oczy wszystkich skupiły się na blondynie, który na swoim basie podłączonym do wzmacniacza, wykonał solo tak profesjonalne, że wszyscy zaniemówili.
-Wow, to było coś - rzekła Lisa. Była to jej najbardziej wyczerpująca pochwała tego wieczoru - teraz tancerze.
Terrance, Brooke, Taylor i Sasha przedstawili się, po czym wyszli na parkiet i wykonali układ taneczny nad którym pracowali, od czasu przyjęcia ich do ekipy.
-Wspaniale.
Wszyscy teraz ustawili się w jednej linii i czekali na werdykt menagerki.
-A więc ... jutro zanoszę dokumentację. Mamy skład - uśmiechnęła się.

W pokoju rozgorzała wielka radość, wszyscy rzucali się sobie w objęcia, krzyczeli, śmiali się, dziewczyny płakały ze szczęścia. Jedynie Tommy Joe stał na uboczu i przyglądał się tej scence.



niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 7 - BBPNPC

Hej kochani! Ostatnio coś mnie zebrało na robienie fanartów XD jeśli chcecie, żebym Wam pokazała napiszcie do mnie na twitterze, a zrobię osobny post i wstawię ;) i jeszcze jedna prośba, chciałabym tworzyć filmiki, ale nie mam odpowiedniego programu, a te co pobierałam pisze, że muszę wyrazić zgodę na to, żeby ta apka zrobiła jakieś zmiany w komputerze, a nie chcę ryzykować, więc jakby ktoś z Was mógł pomóc, czy doradzić to byłabym mega wdzięczna, bo bardzo mi na tym zależy.
Nie  chciałam przynudzać, ale nikt nie chce mi doradzić eh, także proszę ślicznie z całego serduszka i zapraszam na nowy rozdział ;)

-----------------------------------------------------------

 Tommy rozejrzał się po mieszkaniu, które przez ostatnie cztery lata było jego miejscem na ziemii. Nie cierpiał, wręcz nienawidził tej klitki. Wylądował tu przez swoją głupotę i przez nią także może tu znów utknąć na niewiadomo jak długo. Miał jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Jednocześnie chciał stąd wybiec, uciec raz na zawsze, podpalić to miejsce, by mieć pewność, że nigdy tu nie wróci, że nie zaleje go fala tych wszystkich przykrych wspomnień, jednak coś go powstrzymywało. Strach. Bał się opuścić to miejsce, bo jego brak napewno nie ujdzie uwadze jego wrogów, których miał sporo. Spakował tylko najważniejsze rzeczy, by nie wzbudzać podejrzeń. Każdego dnia miał nadzieję się stąd wynieść nie wzbudzając podejrzeń, dlatego też najważniejsze rzeczy były pochowane pod łóżkiem, w szafach, pod podłogą, by pewnego dnia ich brak nie rzucał się w oczy. Codziennie też wychodził z domu z torbą i z futerałem na swoją gitarę oraz bas. Dziś torba była wypełniona tymi najważniejszymi rzeczami. Był gotowy do drogi. Wyszedł przed drzwi, które zamknął na klucz, tak jak zwykle. Spojrzał w brudne szyby ostatni raz, po czym odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę wyjścia z uliczki. Towarzyszyła mu jedna myśl "nie wrócić tu nigdy więcej".
***
Było około szesnastej trzydzieści. Ratliff przemierzał ulice w drodze do domu, w którym znieważył swojego nowego szefa. Gdzieś w głębi odczuwał wstyd z powodu tego, co się stało, lecz przez myśli o codziennych problemach, które zagłuszały jego umysł, nigdy by się do tego nie przyznał. Szedł ze zwieszoną głową, patrząc w chodnik sunący pod jego stopami, niosąc swój dobytek na zgarbionych plecach. Starał się wyłączyć myślenie, jednak jedno pytanie wciąż nie dawało mi spokoju, mianowicie jak przeprosi za zaistniałą sytuację. Jeśli nie chce wrócić do tamtej ruiny, będzie musiał okazać skruchę, jednak jak to zrobić, gdy przez ten ciężki czas, nauczył się wyłączać swoje sumienie?
***
Gdy dotarł przed bramę wejściową westchnął. Było za dwadzieścia siedemnasta. Odszukał wzrokiem domofonu po czym zadzwonił.
-Halo? Kto przyszedł? - usłyszał głos Adama.
-Zło w najczystszej postaci - odrzekł.
Zapadła cisza, lecz po chwili brama się otworzyła, a Tommy wszedł przez nią, niosąc swoje bagaże.
Gdy był w połowie drogi do drzwi, te otworzyły się, a w nich pojawił się Adam. Ciężko było określić jego nastrój, gdyż jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Natomiast, kiedy na ścieżce do domu dostrzegł Tommy'ego z bagażami wymalował się na niej szok. Spodziewał się blondyna to fakt, ale nie sądził, iż ten będzie taki chętny do wprowadzki zwłaszcza po porannym incydencie.
-Co ty tu...?
-Miałem przyjść... chyba, że to już nieaktualne i mam spadać.
Adam patrzył na niego chwilę, jednak otworzył szerzej drzwi i wpuścił go do środka.
-Adam kto przy... co ty tutaj robisz?
-Aktualnie stoję.
Brooke prychnęła i wróciła do pokoju, z którego wyszła na korytarz.
-Jest... - Adam spojrzał na zegarek - piętnaście minut przed czasem. Spodziewałem się raczej, że się spóźnisz.
-No to źle się spodziewałeś.
-Wprowadzasz się?
-Jeśli oferta nadal istnieje, to tak.
Brunet znowu zlustrował gościa. Ten człowiek bardzo go intrygował. Zastanawiała go jego tajemniczość. "Jeszcze cię rozgryzę" obiecał sobie w duchu.
-Czemu zmieniłeś zdanie?
-Uznałem, że nie chce mi się latać tutaj na każde twoje zawołanie z drugiego końca miasta, wygodniej będzie z drugiego końca domu.
-Czyżby? I mam rozumieć, że to wszystko tak?
-Tak - odrzekł Tommy trochę zbyt szybko, czym wzbudził podejrzenia Lamberta, jednak chciał już zakończyć tę wymianę zdań. Nie chciał znowu wybuchnąć.
-W takim razie ...  chodź. Pokażę ci pokój - Adam chciał go objąć, tak jak robił z każdym nowym członkiem ekipy, jednak przypomniał sobie jego poranny wybuch, więc szybko cofnął rękę.
Tommy jednak wyczuł lekki ruch powietrza. Był bardzo wyczulony nawet na najdrobniejszy gest. Nawet na taki, którego nie widział.
-Nawet nie próbuj mnie dotknąć. To, że tu jestem nie znaczy ... - pokazał palcem na Adama.
-Spokojnie nie będę. Chodź, zostawisz torby i pójdziemy na dół, po spotkaniu jesteś wolny, tylko proszę bez wybryków, a wszystko szybko się skończy.
Tommy stał jak wryty. Nie spodziewał się takiego spokoju, zwłaszcza po tym, co miało miejsce rano. Co więcej, Adam wydawał się strasznie zmęczony. Blondyn dziwnie się poczuł. Jakby ... poczucie winy? Nie, niemożliwe - pomyślał - a może?
Podążył korytarzem za Adamem, który powłóczył nogami. Nie śmiał się już odezwać. Musiał sobie wszystko poukładać w głowie. Postanowił sobie, że spędzi tu jutrzejszy dzień, spróbuje poznać lepiej tych ludzi, spróbuje lepiej poznać Adama. Może nie będzie tak źle. Na dziś postanowił się już nie odzywać.
***
-Oto twój pokój - rzekł Adam otwierając ciemnobrązowe drzwi do szaropopielatego pokoju. Po prawej stronie, po środku ściany stało duże dwuosobowe łóżko z czarną satynową kołdrą i białymi poduszkami w czarne wzory.
Tommy zaniemówił. Stał pośrodku pokoju i z otwartymi ustami i oglądał każdy szczegół. Ten pokój był wielkości połowy jego poprzedniego mieszkania. Było tu tak przytulnie, że aż wyczuwał ciepło z każdego centymetra kwadratowego, pomimo że w pomieszczeniu panował wieczorny chłód. Okna były skierowane na wschód i były w nich czarne rolety.
-Wow - wyszeptał pod nosem.
-Może być?
-Tak...tu jest... tak podoba mi się - Tommy w porę powstrzymał swój zachwyt i z obojętnym wyrazem twarzy obrócił się w kierunku Adama. Brunet jednak dostrzegł błysk w jego oczach, przez co poczuł miłe ciepło rozlewające się we wnętrzu.
-Cieszę się. Za chwilę na dole. Trafisz?
Ratliff już miał powiedzieć, że może sobie iść, jednak coś go powstrzymało.
-Emmm... mógłbyś poczekać?
Adam, który już stał przodem do wyjścia zatrzymał się w pół kroku. Na chwilę zastygł w bezruchu, był w szoku, nie spodziewał się tego. Blondyn również stał nieruchomo, wpatrując się w jego plecy i przewiercając go spojrzeniem swych brązowych oczu.
Adam odwrócił się powoli w jego stronę i uśmiechnął się lekko, po czym rzekł:
-Jasne.
Tommy odpowiedział mu tym samym gestem, po czym odstawił torby pod ścianę i podszedł do Adama. Razem opuścili sypialnię.





niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 6 - BBPNPC

Witam  i zapraszam na nowiutki rozdział ff :D Mam nadzieję, że imagin się podobał, a kto go nie czytał polecam zajrzeć ^^
Życzę  miłej lektury kochani! <3

---------------------------------------------------------------

Była godzina czternasta. Dokładnie godzinę temu wrócił do domu i usiadł na łóżku, nie ruszył się stamtąd przez cały ten czas. Rozważał. Miał na karku długi, a teraz trafiła mu się okazja, został przyjęty do zespołu ... geja. To najbardziej go denerwowało. Adam dał mu jeszcze szansę i pozwolił się wycofać, ale w zamian musiał zapłacić. Niby miał wybór, ale tak naprawdę go nie miał. Jeśliby odszedł, byłby winny dziesięć tysięcy dolarów, a on miał nie cały tysiąc. Chciał, czy też nie, musiał podjąć się współpracy z Adamem i pilnować, by go nie wyrzucono, bo na kolejną przygodę biedaka nie miał ochoty. Do tego musiał jak najszybciej oddać pieniądze, bo najwyraźniej zaczyna się polowanie na jego życie. Tak naprawdę teraz każdy, kto będzie miał z nim styczność wpadnie w kłopoty, co oznacza, że Adam też. Oni wiedzą. Oni wiedzą o nim wszystko.
Jak mogłem być taki głupi? pomyślał i westchnął głęboko. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Dexter miał rację. Nie, on ma rację, nie radził sobie, to wszystko go przerastało. Nie potrafił już nawet wymienić ilu rzeczy żałuje w swoim życiu, ile błędów, które popełnił. Gdyby dało się cofnąć czas lub w nim podróżować, wróciłby do czasów, gdy był dzieckiem i ostrzegł, jakich głupot ma się nie dopuścić. Może teraz miałby kogoś obok siebie, kogoś z kim mógłby szczerze pogadać, wyżalić się.
Rozejrzał się po pokoju.
-Walizka starczy - rzekł do siebie.
Wstał i zaczął się pakować. Nie miał wyjścia. Miał tylko nadzieję, że propozycja Adama była nadal aktualna.
***
-Adam, nie możesz przyjąć go do zespołu - rzekł Terrance - on cię znieważył, a skoro był w stanie zrobić to raz na pewno się to powtórzy.
-Zgadzam się ze Spencerem, nie możesz dawać sobą pomiatać jakiemuś gnojkowi – powiedział Longineu.
-Ugh czy wy nie rozumiecie, że on jest nam potrzebny?!
-Niby do czego? Nie chce mi się na siebie wysłuchiwać i co więcej, nie mam zamiaru nie reagować, kiedy będzie obrażał ciebie - odezwała się Camila.
-Ja wiem, że się o mnie troszczycie, ale nie rozumiecie...
-Nie Adam, to ty nie rozumiesz. Dasz sobą pomiatać jakiemuś przybłędzie? Radość ci to sprawia, jak on po tobie jeździ? Nie poznaję cię - wtrącił Monte.
Bruneta powoli zaczynały brać nerwy, czy oni naprawdę nie rozumieli powagi sytuacji?
-Wyobraź sobie, że sam najchętniej wywaliłbym go na zbity pysk, ale nie mogę.
-Niby dlaczego?
-Kurwa, czy do was nic nie dociera?! Dziś muszę przedstawić Lisie skład zespołu, a ona musi zanieść dokumentację, inaczej nici z kontraktu! ... co? - rzucił w stronę perkusisty, który patrzył na niego podejrzliwie.
-Czegoś tu nie łapię...
-Niby czego znowu, nie wyraziłem się dość jasno? Tommy zostaje w zespole i tyle, koniec, kropka.
-Jeśli w ogóle będzie chciał zostać.
-Oh uwierz, że zostanie, pojawi się tu dzisiaj, zobaczysz.
-Skąd taka pewność?
-Poprostu wiem.
-Powiedz mi jedno... dlaczego tak go bronisz?
-Nie bronię jego a was! Robię to dla was, dla mnie, dla nas wszystkich, tu chodzi o dobro zespołu!
-Chrzanisz - kontynuował ciemnoskóry - gdyby chodziło o dobro zespołu, wziąłbyś kogoś z wczoraj, kogoś mniej problemowego. Byli inni dobrzy, słyszałem, ty uparłeś się na niego... wpadł ci w oko? - Longi uniósł sugestywnie brew, jednak wciąż miał kamienny wyraz twarzy. Nie to co Adam, który był o milimetr od wybuchu.
-Coś ty powiedział? - powiedział cicho, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
-To co słyszałeś - odrzekł tamten.
-Adam, nie widzisz tego? Jeszcze wczoraj było super, do czasu, aż Tommy nie pojawił się w tym domu. Wystarczyło parę chwil w jego towarzystwie, a ty już wszczynasz konflikt w nowo zbudowanym zespole.
-Nie wszczynam żadnych konfliktów, próbuję wam tylko wytłumaczyć obecny stan rzeczy, jednak chyba do was w ogóle nie dociera co mówię.
-Oh Adam, daj spokój...
-Nie, postawię sprawę jasno. Po pierwsze, robię to dla was, bo jeśli nie przedstawię zespołu dziś nici z kontraktu i każde z was wróci, skąd przyjechało. Po drugie, Tommy zostaje. Po trzecie o szesnastej czterdzieści pięć chcę was widzieć na dole w pokoju gościnnym - powiedział Adam, po czym opuścił kuchnię i udał się do swojej sypialni.
Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
-Wcale nie wpadł mi w oko, wkurzył mnie i temu się tak przejmuję. Jak oni mogą mnie podejrzewać o zakochanie się w tym dupku? Robię to dla dobra zespołu, tak ciężko to zrozumieć? Niestety bez niego nie mamy prawa bytu - mówił do siebie - Wcale na mnie źle nie wpływa, nic mi się nie dzieje, nie moja wina, że tak ciężko im zrozumieć ... oh to naprawdę niełatwe - rzucił się na łóżko twarzą do poduszki.
Rozległo się pukanie.
-Kto czego chce?
-Mogę wejść? - to Brooke.
-Nie, proszę, chcę zostać sam - z każdym słowem jego głos słabnął.
-Eh, no dobrze ... jak sobie życzysz - usłyszał za drzwiami oddalający się głos dziewczyny.











czwartek, 11 sierpnia 2016

Map - Img #2 #Adommy

Witam, dziś zamieszczam imagin, który napisałam po przeczytaniu tekstu do piosenki Adama pt. "Map", dlatego najlepiej czytać go do owej muzyki, link poniżej, miłej lektury ;)
 https://www.youtube.com/watch?v=zMlLldpCmnE

---------------------------------------------------------------------

-Mmm byłeś wspaniały kochanie – mruknął Adam do ucha blondyna.
-Ahh ty też, jak ty to robisz? – westchnął Tommy.
-Mam swoje sposoby – Lambert delikatnie przygryzł jego ucho, przez co brązowookiego przeszły dreszcze i wtulił się w klatkę piersiową bruneta – śpij dobrze – szepnął jeszcze.
-Mmm haha ty też – odszepnął Tommy i już po chwili usłyszał miarowy oddech chłopaka leżącego obok.
Zadarł głowę do góry, by spojrzeć na oblicze swojego ukochanego. Nigdy nie sądził, że sprawy przybiorą taki obrót. Jeszcze pół roku temu został niesłusznie wpakowany do więzienia za to, że jego kumpel handlował narkotykami i uciekł podkładając mu je do mieszkania. Nie widział już dla siebie miejsca w tym świecie. Miał spędzić w pierdlu ładnych parę lat, a teraz? Miał dom, pracę i co najważniejsze miłość swojego życia, która właśnie spała u jego boku i której się czule przyglądał.
Mimo iż Adam wiele razy mówił, że ma swoje wady, to dla Tommy’ego był chodzącym ideałem. Miał złote serce, które ratowało blondyna i nigdy mu tego nie zapomni.
Poznali się właśnie pół roku temu, kiedy Adama przyprowadzili na posterunek z powodu rzekomego przekroczenia prędkości i akurat tak się stało, że główny korytarz był w remoncie i prowadzili go koło cel i właśnie tam go zobaczył. Tommy siedział na pryczy ze spuszczoną głową, grzywka zakrywała mu twarz i był ubrany w tandetny pomarańczowy kombinezon. Lamberta zaintrygował jego sprzeczny wygląd i skłamał posterunkowemu, że go zna i tym sposobem dano im dziesięć minut na rozmowę, no oczywiście po rozmowie z Adamem.
Siedzieli przy małym kwadratowym stoliku naprzeciwko siebie. Blondyn nie był zbyt rozmowny ani przyjaźnie nastawiony, czemu Lambert się nie dziwił, podejrzewał, że sam nie byłby szczęśliwy w takim miejscu. Mimo ciężkiej komunikacji z Ratliffem Adam nie odpuszczał i przychodził uparcie w odwiedziny. Policjant przysłuchiwał się każdej ich rozmowie i cały czas stał w pobliżu jakby Tommy miał zaraz zacząć dusić gościa. Może i wyglądał na wariata, ale Lambert w głębi duszy czuł, że nie zrobiłby nic, co by go skrzywdziło.
-Po co tu przyłazisz? – spytał szeptem pewnego deszczowego dnia.
-Bo chcę ci pomóc Tommy – odrzekł spokojnie, splatając palce.
-Nie potrzebuję twojej pomocy, nie potrzebuję twojej pieprzonej litości.
-To nie litość tylko dobre chęci…
-W dupie to mam – przerwał mu.
-Dlaczego jesteś do mnie tak wrogo nastawiony?
-B już kiedyś zaufałem jednemu o dobrych chęciach i skończyłem tu.
-I co? Teraz nie masz zamiaru już nikomu zaufać?
-Dokładnie tak.
-Proszę nie bądź taki. Dopuść mnie do siebie. Tommy chcę ci pomóc – Adam nakrył dłoń blondyna swoją, lecz ten spojrzał na niego i strząsną ją.
-Nie jestem gejem. Spierdalaj. Sam dam sobie radę.
-Ta jasne, sam to dasz radę, ale zwariować, każdy człowiek potrzebuje towarzystwa.
-Ja jestem wyjątkiem.
-Doprawdy? – uniósł brew.
-Tak.
-Mhm … to trudno od jutra już nie będziesz.
-Bo?
-Wychodzisz, pakuj się. Na razie – rzekł brunet, po czym wstał i chciał wyjść, ale Tommy rzucił się w jego kierunku i złapał go za nadgarstek, jednak policjant zareagował natychmiastowo i chwycił go w pasie, powodując, że puścił Adama.
-Co ty pierdolisz?
-Kaucja. Mówi ci to coś?
-Nie. Ani mi się waż! Nie chcę twojej kasy.
-Do jutra Tommy – powiedział i puścił mu buziaka, po czym wyszedł, zostawiając blondyna w objęciach ochroniarza.
-Spieprzaj – mruknął  do niego i wyrwał się, po czym podążył do celi z mężczyzną depczącym mu po piętach.
Nie spał całą noc, rozmyślając o tych spotkaniach z brunetem, przychodził przez dwa tygodnie każdego dnia, interesował się jego życiem, zależało mu na nim jak nikomu, czuł to. I mimo że nie chciał od niego pieniędzy, jednak widmo wolności, które zamajaczyło na jego horyzoncie dzięki Adamowi było bardzo, ale to bardzo kuszące. Tęsknił za kolorami, które teraz wśród szarych, zimnych i zawilgoconych murów były jak piękne marzenie. Już prawie zapomniał zapach świeżego powietrza, mimo, że był tam dopiero półtorej miesiąca, ale to było jedno z tych miejsc, gdzie czas leciał szybko i łatwo było oszaleć. Miał problem przyznać się sam przed sobą, ale cóż to był cza na szczerość. Adam zawrócił mu w głowie. Wyraźnie coś do niego czuł i mimo, że nie mógł się z tym pogodzić, to nie mógł udawać w nieskończoność, zaprzeczanie nie miało sensu.
Dochodziła czwarta rano, przez brudne szyby majaczył jasny wschód słońca, który zwiastował jedno – wolność. Ta, o której Tommy tak marzył, ta o której codziennie śnił i co najważniejsze, ta, która miała nastąpić dopiero za parę lat, a której Adam miał tego dnia położyć kres i podarować mu od tak z dobroci serca. Bo mu ufał, ufał, że to nie on, że jest tu niesłusznie, bo miał dobre serce. Nigdy mu tego nie zapomni.
***
Około południa strażnik wtargnął do jego celi, gwałtownie wyrywając o z płytkiego snu.
-Ktoś do ciebie. Pakuj  się Ratliff.
Nie wierzył własnym uszom, czyli to nie był kolejny chory sen, który nawiedzał go w tym miejscu, gdy nad ranem oddawał się w objęcia snu, który nie dawał ukojenia. To była rzeczywistość. Adam dotrzymał słowa. Tommy był wolny.
***
-Adam naprawdę nie wiem jak ci dziękować – powtarzał kolejny raz w przeciągu dziesięciu minut, czyli w czasie, w którym opuścił celę i zobaczył Lamberta.
-Przestańże w końcu – odrzekł brunet ze śmiechem.
Ogromnie się radował, że mógł pomóc chłopakowi, a gdy widział szczęście i ulgę na bladej twarzy, jego serce rosło.
-No ale jak mam ci nie dziękować?
-Normalnie, zamknij się i wsiadaj.
-Ale jak to?
-Co jak to? Chyba nie myślałeś, że to tyle i że zostawię cię teraz samego, radź sobie mam cię gdzieś.
Blondyn nie podniósł głowy, patrzył w ziemię.
-Tommy? O Boże nie mów, że tak myślałeś.
-Eh no tak, tak było.
-Tommy w życiu bym tak nie zrobił.
-A skąd miałem to wiedzieć? Nikomu nie mogę ufać w stu procentach, każdy mnie zawodzi! – mówił przez łzy. Emocje nagromadzone przez ten czas znalazły wreszcie ujście.
Adam, widząc wybuch chłopaka podszedł do niego i objął, a ten zaciskając kurczowo palce na jego koszulce wtulił się w jego tors.
-Ciii już dobrze, mi możesz ufać – głaskał go po włosach i szeptał  uspokajająco.
-Jesteś pewien?
-Tak – rzekł brunet, unosząc palcem podbródek Tommy’ego.
-Adam co ty…?
-Robię to czego oboje chcemy.
-Adam, ale ja nie…
-Oh przestań już sobie zaprzeczać – powiedział Lambert parę centymetrów o ust blondyna, które w jego bezbłędnym mniemaniu błagały o pocałunek. Jego gorący oddech drażnił delikatną czerwoną skórę warg. Spojrzał mu w oczy, po czym złączył się z nim w czułym pocałunku, pragnąc w ten sposób ujawnić wszystkie uczucia żywione do chłopaka przez ostatnie dwa tygodnie, od czasu, gdy zobaczył go w celi.
Muskali leniwie swoje wari, pragnęli uczucia i dawali o sobie nawzajem. Oboje w ostatnim czasie byli samotni, a teraz odnaleźli siebie. Dlaczego to przypadkowe spotkania tak zmieniają nasze życie? pomyślał Adam, czując język Tommy’ego rozchylający jego wilgotne usta.
***
-Więc mówisz, że potrzebujesz gitarzysty?
-No tak, a co? Znasz kogoś?
-Tak.
-Poważnie? Kogo? – podekscytowanie malowało się na twarzy Adama.
-Stoi przed tobą – szczerzył się Tommy.
-Ty? – zrobił wielkie oczy.
-Nie, królewna Śnieżka – spojrzał na niego z politowaniem – a widzisz tu kogoś jeszcze?
-No nie.
-Więc widzisz.
-Uważasz, że potrafisz grać?
-Inaczej bym się nie zgłaszał.
-Wiesz, że to musi być ktoś świetny prawda?
-Adam daj mi szansę, proszę. Od pierdolonego miesiąca szukam sposobu, żeby ci się odwdzięczyć. Innego pomysłu nie mam.
-Nie musisz tego robić.
-Ale chcę.
-Eh – spojrzał na niego – dobra niech ci będzie. Jutro pokażesz mi, co potrafisz.
-Dziękuję – uśmiech rozjaśnił twarz chłopaka.
-Nie, to ja dziękuję.
***
Wspomnienia przesuwały się w głowie blondyna, wciąż wpatrującego się w swojego ukochanego, który oddychał miarowo, czasem uśmiechając się we śnie.
***
-Wow … jesteś świetny – Adam siedział z szeroko otwartymi ustami, wpatrując się w Ratliffa.
-A nie mówiłem
-Dobra, miałeś rację od teraz już będę ci ufał haha.
-To jak?
-Tommy Joe Ratliff – wstał i spojrzał na niego srogo i z wyższością, natomiast Tommy patrzył na niego jak na idiotę – gratuluję, jesteś w zespole – dodał ze śmiechem.
-Już się bałem, że mnie wykopiesz – odrzekł ze śmiechem, rzucając się w ramiona bruneta.
-Stracić takiego wirtuoza to grzech.
***
-Mmm – mruknął sennie Adam i spojrzał prosto w oczy blondyna, głaszczącego delikatnie jego policzek – Tommy?
-Tak skarbie?
-Czemu nie śpisz?
-Bo patrzę na ciebie – uśmiechnął się do niego Tommy. Dochodziła czwarta rano.
-To lepsze niż sen? – spytał Adam z zadziornym uśmiechem, nakrywając dłoń Ratliffa swoją.
-Tak, ale jest coś jeszcze lepszego.
-Mmm czyli co?
-To – rzekł blondyn, po czym nachylił się i złożył czuły i namiętny pocałunek na ustach Lamberta. Brunet objął go w pasie i przyciągnął do siebie tak, że chłopak położył się na jego klatce piersiowej. Adam przesunął pocałunki na linię szczęki kochanego i kierował się wyżej, muskając w końcu delikatną skórę za uchem pełnym metalowej biżuterii.
-Mmm Adam? – mruknął Tommy.
-Tak PrettyKitty?
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
-Mrrr to jak? – spytał zadziornie – Powtóreczka? – poruszył brwiami.

-Haha jutro kochanie – uśmiechnął się Lambert w jego szyję, a potem złożył czuły pocałunek na czole chłopaka i zasnęli w swoich objęciach, czując ciepło ciała ukochanego obok siebie.


niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 5 - BBPNPC

Dziś kolejna część opowiadanka kto się cieszy? :D Zapraszam, miłego czytania <3

------------------------------------

Tommy przemierzał ulice wpatrzony w chodnik. Nie pamiętał kiedy ostatnio był taki wściekły, ledwo nad sobą panował. To, co powiedział w gabinecie, to tylko jedna setna jego furii. Ledwo się poznali, już zdążył go znienawidzić. Idąc potrącił kilku ludzi, ale mało go to obchodziło.
Dzień ledwo się zaczął, a on już miał go dość. W jego mniemaniu poniósł osobistą porażkę, nie pierwszą i nie ostatnią zresztą. Skręcił do swojej uliczki, uszedł kilka kroków, po czym usiadł pod ścianą i oplótł kolana ramionami, ukrył twarz.
Z dnia na dzień jest coraz gorzej, czy ja nigdy nie wyjdę z tego gówna? Nie dość, że tamci, to teraz wpakowałem się do zespołu jakiegoś geja, który pewnie przeleci mnie przy najbliższej okazji i zarazi większym gównem. Kurwa tylko ja potrafię spadać na dno szybciej niż kotwica - myślał zrozpaczony. Z dnia na dzień coraz bardziej nienawidził swojego życia, ale nie miał odwagi go sobie odebrać.
Można spróbować, na górę i tak nie trafię - przemknęło mu przez głowę - wreszcie to bagno by się skończyło.
Usłyszał dźwięk metalowego uderzenia. Ktoś kopnął jeden z kubłów na śmieci.
Kurwa, czy te bachory nie mają nic innego do roboty? pomyślał zirytowany.
-Kogóż moje oczy widzą? - usłyszał gruby męski głos o ironicznym tonie, który znał tak dobrze, który od dwóch miesięcy nie dawał mu żyć i prześladował na każdym kroku.
"Dexter" pomyślał Tommy. Ten człowiek wiedział o nim praktycznie wszystko. Blondyn dałby sobie rękę uciąć, że na każdym kroku jest śledzony. "Zwariuję kiedyś ... o ile już się to ze mną nie stało" przemknęło mu przez myśl.
-Gówno.
-Coś ty powiedział?
-Odpowiadam na twoje pytanie, pytasz kogo widzisz, odpowiedziałem, a teraz możesz dać mi spokój, bo chcę spłynąć w tym sraczu zwanym życiem.
-Chyba kogoś powoli dopada depresja, nie radzisz sobie Ratliff? - zimny ton człowieka w czarnym płaszczu jeszcze długo odbijał się echem w głowie chłopaka.
Tak, nie radził sobie. Znowu trafił. Znowu wiedział. Po raz kolejny przejrzał jego życie i umysł.
-Widzę, że nie jesteś skory do rozmowy... dobrze pogadamy za jakiś czas. Ale tym razem nie tak miło jak do tej pory. Czas ucieka. Cierpliwość się kończy. Do zobaczenia Tommy.
Mężczyzna zniknął równie szybko jak się pojawił.
Tommy'ego zmroziły te słowa. Wiedział już, że sam sobie nie poradzi, potrzebuje ochrony. Szkoda, że był sam i nie miał nikogo. W każdej chwili mógł paść ofiarą tego psychopaty, mimo wszytko nie chciał się żegnać z życiem, a domyślał się, że nie jest jedynym takim przypadkiem i domyślał się również, co stało się z jego poprzednikami. Przełknął ślinę.
Wstał z trudem i kopnął najbliższy kubeł na śmieci, po czym powlókł się do domu. Faktycznie, czasu miał coraz mniej. Nie mógł zwlekać, musiał podjąć decyzję.
***
Adam oparł głowę ma splecionych dłoniach. Westchnął głęboko. Poczuł pieczenie pod powiekami. Był wrażliwy, nawet bardzo. Mimo swojego wyglądu w środku jak uważał był mięczakiem, który rozkleja się z byle powodu, ale nie potrafił tego w sobie przemóc, tak poprostu było i zostało mu to zaakceptować. Jednak zawsze kiedy słyszał takie obelgi na swój temat czuł sie bezwartościowo, jak śmieć, jak ktoś gorszy. Pozwolił sobie ma chwilę słabości i parę łez spłynęło po jego policzkach. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Kurwa - zaklął pod nosem.
Szybko otarł łzy i wziął jakieś papiery udając, że je przegląda.
-Proszę - rzekł po chwili.
-Adam wszystko w porządku? - to Brooke, najlepsza przyjaciółka Adama.
-Tak, tak. Czemu pytasz?
-Tommy wyszedł. Pokłóciliście się? Słychać było krzyki, więc postanowiłam przyjść.
-Nie dogadaliśmy się.
-Powiedziałeś mu?
Adam milczał. Po co miał mówić? Ona i tak już znała prawdę.
-Ty płaczesz?
-Nie, puder wpadł mi do oka.
-Najgłupsza wymówka jaką słyszałam.
-Innej nie mam.
-Adam - położyła mu rękę na ramieniu - co on ci powiedział?
-Nic takiego, nieważne.
-Przecież to nie łzy radości.
-Skąd wiesz?
-Bo on wyszedł taki wściekły, że wątpię, żebyście się zaręczyli.
-Może temu był taki wściekły.
-Co?! Ale... osz ty wkręcasz mnie.
Adam prychnął.
-Chyba nie myślałaś, że ja tak na poważnie?
-Nie ... chociaż ciebie na wiele stać - Brooke zachichotała.
-Jeśli to twój sposób na poprawę humoru, to daruj sobie.
-Dobra, masz rację, to było głupie. Wiem, że nigdy byś się tak nie zachował. Chciałam ci tylko poprawić humor.
-To raczej nienajlepszy pomysł, po tym jak ktoś właśnie cię podejrzewał o to, że chcesz go przelecieć.
-Co...
-Tak.
-Nie no co za dupek. Za kogo on się uważa?! Wywal go.
-Uwierz z chęcią bym to zrobił, ale...
-Ale? Ale? Nie ma żadnego "ale" Adam. On cię poniżył. Nie miał do tego prawa.
-Wiem Brooke, ale potrzebujemy go w zespole. Dziś mija termin. Nie pozwolą nam wejść do studia, jeśli dziś nie przedstawimy zespołu.
-Nie chcę go w zespole. Nie chcę każdego kto cię obraża. ... Skąd wiesz, że w ogóle się pojawi?
-Zrobi to uwierz mi, potrzebuje pieniędzy, ale jest zbyt dumny, by się do tego przyznać... chodź do reszty.
-Wreszcie gadasz sensownie - uśmiechnęła się Brooke, po czym pociągnęła go za rękę, wyszli z gabinetu i poszli na dół do reszty.