Życzę miłej lektury kochani! <3
---------------------------------------------------------------
Była godzina czternasta. Dokładnie godzinę temu wrócił do
domu i usiadł na łóżku, nie ruszył się stamtąd przez cały ten czas. Rozważał.
Miał na karku długi, a teraz trafiła mu się okazja, został przyjęty do zespołu ...
geja. To najbardziej go denerwowało. Adam dał mu jeszcze szansę i pozwolił się
wycofać, ale w zamian musiał zapłacić. Niby miał wybór, ale tak naprawdę go nie
miał. Jeśliby odszedł, byłby winny dziesięć tysięcy dolarów, a on miał nie cały
tysiąc. Chciał, czy też nie, musiał podjąć się współpracy z Adamem i pilnować,
by go nie wyrzucono, bo na kolejną przygodę biedaka nie miał ochoty. Do tego
musiał jak najszybciej oddać pieniądze, bo najwyraźniej zaczyna się polowanie
na jego życie. Tak naprawdę teraz każdy, kto będzie miał z nim styczność
wpadnie w kłopoty, co oznacza, że Adam też. Oni wiedzą. Oni wiedzą o nim
wszystko.
Jak mogłem być taki głupi? pomyślał i westchnął głęboko.
Jego ciałem wstrząsnął szloch. Dexter miał rację. Nie, on ma rację, nie radził
sobie, to wszystko go przerastało. Nie potrafił już nawet wymienić ilu rzeczy
żałuje w swoim życiu, ile błędów, które popełnił. Gdyby dało się cofnąć czas
lub w nim podróżować, wróciłby do czasów, gdy był dzieckiem i ostrzegł, jakich
głupot ma się nie dopuścić. Może teraz miałby kogoś obok siebie, kogoś z kim
mógłby szczerze pogadać, wyżalić się.
Rozejrzał się po pokoju.
-Walizka starczy - rzekł do siebie.
Wstał i zaczął się pakować. Nie miał wyjścia. Miał tylko
nadzieję, że propozycja Adama była nadal aktualna.
***
-Adam, nie możesz przyjąć go do zespołu - rzekł Terrance -
on cię znieważył, a skoro był w stanie zrobić to raz na pewno się to powtórzy.
-Zgadzam się ze Spencerem, nie możesz dawać sobą pomiatać
jakiemuś gnojkowi – powiedział Longineu.
-Ugh czy wy nie rozumiecie, że on jest nam potrzebny?!
-Niby do czego? Nie chce mi się na siebie wysłuchiwać i co
więcej, nie mam zamiaru nie reagować, kiedy będzie obrażał ciebie - odezwała
się Camila.
-Ja wiem, że się o mnie troszczycie, ale nie rozumiecie...
-Nie Adam, to ty nie rozumiesz. Dasz sobą pomiatać jakiemuś
przybłędzie? Radość ci to sprawia, jak on po tobie jeździ? Nie poznaję cię -
wtrącił Monte.
Bruneta powoli zaczynały brać nerwy, czy oni naprawdę nie
rozumieli powagi sytuacji?
-Wyobraź sobie, że sam najchętniej wywaliłbym go na zbity
pysk, ale nie mogę.
-Niby dlaczego?
-Kurwa, czy do was nic nie dociera?! Dziś muszę przedstawić
Lisie skład zespołu, a ona musi zanieść dokumentację, inaczej nici z kontraktu!
... co? - rzucił w stronę perkusisty, który patrzył na niego podejrzliwie.
-Czegoś tu nie łapię...
-Niby czego znowu, nie wyraziłem się dość jasno? Tommy
zostaje w zespole i tyle, koniec, kropka.
-Jeśli w ogóle będzie chciał zostać.
-Oh uwierz, że zostanie, pojawi się tu dzisiaj, zobaczysz.
-Skąd taka pewność?
-Poprostu wiem.
-Powiedz mi jedno... dlaczego tak go bronisz?
-Nie bronię jego a was! Robię to dla was, dla mnie, dla nas
wszystkich, tu chodzi o dobro zespołu!
-Chrzanisz - kontynuował ciemnoskóry - gdyby chodziło o
dobro zespołu, wziąłbyś kogoś z wczoraj, kogoś mniej problemowego. Byli inni
dobrzy, słyszałem, ty uparłeś się na niego... wpadł ci w oko? - Longi uniósł
sugestywnie brew, jednak wciąż miał kamienny wyraz twarzy. Nie to co Adam,
który był o milimetr od wybuchu.
-Coś ty powiedział? - powiedział cicho, mierząc go wściekłym
spojrzeniem.
-To co słyszałeś - odrzekł tamten.
-Adam, nie widzisz tego? Jeszcze wczoraj było super, do
czasu, aż Tommy nie pojawił się w tym domu. Wystarczyło parę chwil w jego
towarzystwie, a ty już wszczynasz konflikt w nowo zbudowanym zespole.
-Nie wszczynam żadnych konfliktów, próbuję wam tylko
wytłumaczyć obecny stan rzeczy, jednak chyba do was w ogóle nie dociera co
mówię.
-Oh Adam, daj spokój...
-Nie, postawię sprawę jasno. Po pierwsze, robię to dla was,
bo jeśli nie przedstawię zespołu dziś nici z kontraktu i każde z was wróci,
skąd przyjechało. Po drugie, Tommy zostaje. Po trzecie o szesnastej
czterdzieści pięć chcę was widzieć na dole w pokoju gościnnym - powiedział
Adam, po czym opuścił kuchnię i udał się do swojej sypialni.
Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
-Wcale nie wpadł mi w oko, wkurzył mnie i temu się tak
przejmuję. Jak oni mogą mnie podejrzewać o zakochanie się w tym dupku? Robię to
dla dobra zespołu, tak ciężko to zrozumieć? Niestety bez niego nie mamy prawa
bytu - mówił do siebie - Wcale na mnie źle nie wpływa, nic mi się nie dzieje,
nie moja wina, że tak ciężko im zrozumieć ... oh to naprawdę niełatwe - rzucił
się na łóżko twarzą do poduszki.
Rozległo się pukanie.
-Kto czego chce?
-Mogę wejść? - to Brooke.
-Nie, proszę, chcę zostać sam - z każdym słowem jego głos
słabnął.
-Eh, no dobrze ... jak sobie życzysz - usłyszał za drzwiami
oddalający się głos dziewczyny.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz