czwartek, 11 sierpnia 2016

Map - Img #2 #Adommy

Witam, dziś zamieszczam imagin, który napisałam po przeczytaniu tekstu do piosenki Adama pt. "Map", dlatego najlepiej czytać go do owej muzyki, link poniżej, miłej lektury ;)
 https://www.youtube.com/watch?v=zMlLldpCmnE

---------------------------------------------------------------------

-Mmm byłeś wspaniały kochanie – mruknął Adam do ucha blondyna.
-Ahh ty też, jak ty to robisz? – westchnął Tommy.
-Mam swoje sposoby – Lambert delikatnie przygryzł jego ucho, przez co brązowookiego przeszły dreszcze i wtulił się w klatkę piersiową bruneta – śpij dobrze – szepnął jeszcze.
-Mmm haha ty też – odszepnął Tommy i już po chwili usłyszał miarowy oddech chłopaka leżącego obok.
Zadarł głowę do góry, by spojrzeć na oblicze swojego ukochanego. Nigdy nie sądził, że sprawy przybiorą taki obrót. Jeszcze pół roku temu został niesłusznie wpakowany do więzienia za to, że jego kumpel handlował narkotykami i uciekł podkładając mu je do mieszkania. Nie widział już dla siebie miejsca w tym świecie. Miał spędzić w pierdlu ładnych parę lat, a teraz? Miał dom, pracę i co najważniejsze miłość swojego życia, która właśnie spała u jego boku i której się czule przyglądał.
Mimo iż Adam wiele razy mówił, że ma swoje wady, to dla Tommy’ego był chodzącym ideałem. Miał złote serce, które ratowało blondyna i nigdy mu tego nie zapomni.
Poznali się właśnie pół roku temu, kiedy Adama przyprowadzili na posterunek z powodu rzekomego przekroczenia prędkości i akurat tak się stało, że główny korytarz był w remoncie i prowadzili go koło cel i właśnie tam go zobaczył. Tommy siedział na pryczy ze spuszczoną głową, grzywka zakrywała mu twarz i był ubrany w tandetny pomarańczowy kombinezon. Lamberta zaintrygował jego sprzeczny wygląd i skłamał posterunkowemu, że go zna i tym sposobem dano im dziesięć minut na rozmowę, no oczywiście po rozmowie z Adamem.
Siedzieli przy małym kwadratowym stoliku naprzeciwko siebie. Blondyn nie był zbyt rozmowny ani przyjaźnie nastawiony, czemu Lambert się nie dziwił, podejrzewał, że sam nie byłby szczęśliwy w takim miejscu. Mimo ciężkiej komunikacji z Ratliffem Adam nie odpuszczał i przychodził uparcie w odwiedziny. Policjant przysłuchiwał się każdej ich rozmowie i cały czas stał w pobliżu jakby Tommy miał zaraz zacząć dusić gościa. Może i wyglądał na wariata, ale Lambert w głębi duszy czuł, że nie zrobiłby nic, co by go skrzywdziło.
-Po co tu przyłazisz? – spytał szeptem pewnego deszczowego dnia.
-Bo chcę ci pomóc Tommy – odrzekł spokojnie, splatając palce.
-Nie potrzebuję twojej pomocy, nie potrzebuję twojej pieprzonej litości.
-To nie litość tylko dobre chęci…
-W dupie to mam – przerwał mu.
-Dlaczego jesteś do mnie tak wrogo nastawiony?
-B już kiedyś zaufałem jednemu o dobrych chęciach i skończyłem tu.
-I co? Teraz nie masz zamiaru już nikomu zaufać?
-Dokładnie tak.
-Proszę nie bądź taki. Dopuść mnie do siebie. Tommy chcę ci pomóc – Adam nakrył dłoń blondyna swoją, lecz ten spojrzał na niego i strząsną ją.
-Nie jestem gejem. Spierdalaj. Sam dam sobie radę.
-Ta jasne, sam to dasz radę, ale zwariować, każdy człowiek potrzebuje towarzystwa.
-Ja jestem wyjątkiem.
-Doprawdy? – uniósł brew.
-Tak.
-Mhm … to trudno od jutra już nie będziesz.
-Bo?
-Wychodzisz, pakuj się. Na razie – rzekł brunet, po czym wstał i chciał wyjść, ale Tommy rzucił się w jego kierunku i złapał go za nadgarstek, jednak policjant zareagował natychmiastowo i chwycił go w pasie, powodując, że puścił Adama.
-Co ty pierdolisz?
-Kaucja. Mówi ci to coś?
-Nie. Ani mi się waż! Nie chcę twojej kasy.
-Do jutra Tommy – powiedział i puścił mu buziaka, po czym wyszedł, zostawiając blondyna w objęciach ochroniarza.
-Spieprzaj – mruknął  do niego i wyrwał się, po czym podążył do celi z mężczyzną depczącym mu po piętach.
Nie spał całą noc, rozmyślając o tych spotkaniach z brunetem, przychodził przez dwa tygodnie każdego dnia, interesował się jego życiem, zależało mu na nim jak nikomu, czuł to. I mimo że nie chciał od niego pieniędzy, jednak widmo wolności, które zamajaczyło na jego horyzoncie dzięki Adamowi było bardzo, ale to bardzo kuszące. Tęsknił za kolorami, które teraz wśród szarych, zimnych i zawilgoconych murów były jak piękne marzenie. Już prawie zapomniał zapach świeżego powietrza, mimo, że był tam dopiero półtorej miesiąca, ale to było jedno z tych miejsc, gdzie czas leciał szybko i łatwo było oszaleć. Miał problem przyznać się sam przed sobą, ale cóż to był cza na szczerość. Adam zawrócił mu w głowie. Wyraźnie coś do niego czuł i mimo, że nie mógł się z tym pogodzić, to nie mógł udawać w nieskończoność, zaprzeczanie nie miało sensu.
Dochodziła czwarta rano, przez brudne szyby majaczył jasny wschód słońca, który zwiastował jedno – wolność. Ta, o której Tommy tak marzył, ta o której codziennie śnił i co najważniejsze, ta, która miała nastąpić dopiero za parę lat, a której Adam miał tego dnia położyć kres i podarować mu od tak z dobroci serca. Bo mu ufał, ufał, że to nie on, że jest tu niesłusznie, bo miał dobre serce. Nigdy mu tego nie zapomni.
***
Około południa strażnik wtargnął do jego celi, gwałtownie wyrywając o z płytkiego snu.
-Ktoś do ciebie. Pakuj  się Ratliff.
Nie wierzył własnym uszom, czyli to nie był kolejny chory sen, który nawiedzał go w tym miejscu, gdy nad ranem oddawał się w objęcia snu, który nie dawał ukojenia. To była rzeczywistość. Adam dotrzymał słowa. Tommy był wolny.
***
-Adam naprawdę nie wiem jak ci dziękować – powtarzał kolejny raz w przeciągu dziesięciu minut, czyli w czasie, w którym opuścił celę i zobaczył Lamberta.
-Przestańże w końcu – odrzekł brunet ze śmiechem.
Ogromnie się radował, że mógł pomóc chłopakowi, a gdy widział szczęście i ulgę na bladej twarzy, jego serce rosło.
-No ale jak mam ci nie dziękować?
-Normalnie, zamknij się i wsiadaj.
-Ale jak to?
-Co jak to? Chyba nie myślałeś, że to tyle i że zostawię cię teraz samego, radź sobie mam cię gdzieś.
Blondyn nie podniósł głowy, patrzył w ziemię.
-Tommy? O Boże nie mów, że tak myślałeś.
-Eh no tak, tak było.
-Tommy w życiu bym tak nie zrobił.
-A skąd miałem to wiedzieć? Nikomu nie mogę ufać w stu procentach, każdy mnie zawodzi! – mówił przez łzy. Emocje nagromadzone przez ten czas znalazły wreszcie ujście.
Adam, widząc wybuch chłopaka podszedł do niego i objął, a ten zaciskając kurczowo palce na jego koszulce wtulił się w jego tors.
-Ciii już dobrze, mi możesz ufać – głaskał go po włosach i szeptał  uspokajająco.
-Jesteś pewien?
-Tak – rzekł brunet, unosząc palcem podbródek Tommy’ego.
-Adam co ty…?
-Robię to czego oboje chcemy.
-Adam, ale ja nie…
-Oh przestań już sobie zaprzeczać – powiedział Lambert parę centymetrów o ust blondyna, które w jego bezbłędnym mniemaniu błagały o pocałunek. Jego gorący oddech drażnił delikatną czerwoną skórę warg. Spojrzał mu w oczy, po czym złączył się z nim w czułym pocałunku, pragnąc w ten sposób ujawnić wszystkie uczucia żywione do chłopaka przez ostatnie dwa tygodnie, od czasu, gdy zobaczył go w celi.
Muskali leniwie swoje wari, pragnęli uczucia i dawali o sobie nawzajem. Oboje w ostatnim czasie byli samotni, a teraz odnaleźli siebie. Dlaczego to przypadkowe spotkania tak zmieniają nasze życie? pomyślał Adam, czując język Tommy’ego rozchylający jego wilgotne usta.
***
-Więc mówisz, że potrzebujesz gitarzysty?
-No tak, a co? Znasz kogoś?
-Tak.
-Poważnie? Kogo? – podekscytowanie malowało się na twarzy Adama.
-Stoi przed tobą – szczerzył się Tommy.
-Ty? – zrobił wielkie oczy.
-Nie, królewna Śnieżka – spojrzał na niego z politowaniem – a widzisz tu kogoś jeszcze?
-No nie.
-Więc widzisz.
-Uważasz, że potrafisz grać?
-Inaczej bym się nie zgłaszał.
-Wiesz, że to musi być ktoś świetny prawda?
-Adam daj mi szansę, proszę. Od pierdolonego miesiąca szukam sposobu, żeby ci się odwdzięczyć. Innego pomysłu nie mam.
-Nie musisz tego robić.
-Ale chcę.
-Eh – spojrzał na niego – dobra niech ci będzie. Jutro pokażesz mi, co potrafisz.
-Dziękuję – uśmiech rozjaśnił twarz chłopaka.
-Nie, to ja dziękuję.
***
Wspomnienia przesuwały się w głowie blondyna, wciąż wpatrującego się w swojego ukochanego, który oddychał miarowo, czasem uśmiechając się we śnie.
***
-Wow … jesteś świetny – Adam siedział z szeroko otwartymi ustami, wpatrując się w Ratliffa.
-A nie mówiłem
-Dobra, miałeś rację od teraz już będę ci ufał haha.
-To jak?
-Tommy Joe Ratliff – wstał i spojrzał na niego srogo i z wyższością, natomiast Tommy patrzył na niego jak na idiotę – gratuluję, jesteś w zespole – dodał ze śmiechem.
-Już się bałem, że mnie wykopiesz – odrzekł ze śmiechem, rzucając się w ramiona bruneta.
-Stracić takiego wirtuoza to grzech.
***
-Mmm – mruknął sennie Adam i spojrzał prosto w oczy blondyna, głaszczącego delikatnie jego policzek – Tommy?
-Tak skarbie?
-Czemu nie śpisz?
-Bo patrzę na ciebie – uśmiechnął się do niego Tommy. Dochodziła czwarta rano.
-To lepsze niż sen? – spytał Adam z zadziornym uśmiechem, nakrywając dłoń Ratliffa swoją.
-Tak, ale jest coś jeszcze lepszego.
-Mmm czyli co?
-To – rzekł blondyn, po czym nachylił się i złożył czuły i namiętny pocałunek na ustach Lamberta. Brunet objął go w pasie i przyciągnął do siebie tak, że chłopak położył się na jego klatce piersiowej. Adam przesunął pocałunki na linię szczęki kochanego i kierował się wyżej, muskając w końcu delikatną skórę za uchem pełnym metalowej biżuterii.
-Mmm Adam? – mruknął Tommy.
-Tak PrettyKitty?
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
-Mrrr to jak? – spytał zadziornie – Powtóreczka? – poruszył brwiami.

-Haha jutro kochanie – uśmiechnął się Lambert w jego szyję, a potem złożył czuły pocałunek na czole chłopaka i zasnęli w swoich objęciach, czując ciepło ciała ukochanego obok siebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz