niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 7 - BBPNPC

Hej kochani! Ostatnio coś mnie zebrało na robienie fanartów XD jeśli chcecie, żebym Wam pokazała napiszcie do mnie na twitterze, a zrobię osobny post i wstawię ;) i jeszcze jedna prośba, chciałabym tworzyć filmiki, ale nie mam odpowiedniego programu, a te co pobierałam pisze, że muszę wyrazić zgodę na to, żeby ta apka zrobiła jakieś zmiany w komputerze, a nie chcę ryzykować, więc jakby ktoś z Was mógł pomóc, czy doradzić to byłabym mega wdzięczna, bo bardzo mi na tym zależy.
Nie  chciałam przynudzać, ale nikt nie chce mi doradzić eh, także proszę ślicznie z całego serduszka i zapraszam na nowy rozdział ;)

-----------------------------------------------------------

 Tommy rozejrzał się po mieszkaniu, które przez ostatnie cztery lata było jego miejscem na ziemii. Nie cierpiał, wręcz nienawidził tej klitki. Wylądował tu przez swoją głupotę i przez nią także może tu znów utknąć na niewiadomo jak długo. Miał jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Jednocześnie chciał stąd wybiec, uciec raz na zawsze, podpalić to miejsce, by mieć pewność, że nigdy tu nie wróci, że nie zaleje go fala tych wszystkich przykrych wspomnień, jednak coś go powstrzymywało. Strach. Bał się opuścić to miejsce, bo jego brak napewno nie ujdzie uwadze jego wrogów, których miał sporo. Spakował tylko najważniejsze rzeczy, by nie wzbudzać podejrzeń. Każdego dnia miał nadzieję się stąd wynieść nie wzbudzając podejrzeń, dlatego też najważniejsze rzeczy były pochowane pod łóżkiem, w szafach, pod podłogą, by pewnego dnia ich brak nie rzucał się w oczy. Codziennie też wychodził z domu z torbą i z futerałem na swoją gitarę oraz bas. Dziś torba była wypełniona tymi najważniejszymi rzeczami. Był gotowy do drogi. Wyszedł przed drzwi, które zamknął na klucz, tak jak zwykle. Spojrzał w brudne szyby ostatni raz, po czym odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę wyjścia z uliczki. Towarzyszyła mu jedna myśl "nie wrócić tu nigdy więcej".
***
Było około szesnastej trzydzieści. Ratliff przemierzał ulice w drodze do domu, w którym znieważył swojego nowego szefa. Gdzieś w głębi odczuwał wstyd z powodu tego, co się stało, lecz przez myśli o codziennych problemach, które zagłuszały jego umysł, nigdy by się do tego nie przyznał. Szedł ze zwieszoną głową, patrząc w chodnik sunący pod jego stopami, niosąc swój dobytek na zgarbionych plecach. Starał się wyłączyć myślenie, jednak jedno pytanie wciąż nie dawało mi spokoju, mianowicie jak przeprosi za zaistniałą sytuację. Jeśli nie chce wrócić do tamtej ruiny, będzie musiał okazać skruchę, jednak jak to zrobić, gdy przez ten ciężki czas, nauczył się wyłączać swoje sumienie?
***
Gdy dotarł przed bramę wejściową westchnął. Było za dwadzieścia siedemnasta. Odszukał wzrokiem domofonu po czym zadzwonił.
-Halo? Kto przyszedł? - usłyszał głos Adama.
-Zło w najczystszej postaci - odrzekł.
Zapadła cisza, lecz po chwili brama się otworzyła, a Tommy wszedł przez nią, niosąc swoje bagaże.
Gdy był w połowie drogi do drzwi, te otworzyły się, a w nich pojawił się Adam. Ciężko było określić jego nastrój, gdyż jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Natomiast, kiedy na ścieżce do domu dostrzegł Tommy'ego z bagażami wymalował się na niej szok. Spodziewał się blondyna to fakt, ale nie sądził, iż ten będzie taki chętny do wprowadzki zwłaszcza po porannym incydencie.
-Co ty tu...?
-Miałem przyjść... chyba, że to już nieaktualne i mam spadać.
Adam patrzył na niego chwilę, jednak otworzył szerzej drzwi i wpuścił go do środka.
-Adam kto przy... co ty tutaj robisz?
-Aktualnie stoję.
Brooke prychnęła i wróciła do pokoju, z którego wyszła na korytarz.
-Jest... - Adam spojrzał na zegarek - piętnaście minut przed czasem. Spodziewałem się raczej, że się spóźnisz.
-No to źle się spodziewałeś.
-Wprowadzasz się?
-Jeśli oferta nadal istnieje, to tak.
Brunet znowu zlustrował gościa. Ten człowiek bardzo go intrygował. Zastanawiała go jego tajemniczość. "Jeszcze cię rozgryzę" obiecał sobie w duchu.
-Czemu zmieniłeś zdanie?
-Uznałem, że nie chce mi się latać tutaj na każde twoje zawołanie z drugiego końca miasta, wygodniej będzie z drugiego końca domu.
-Czyżby? I mam rozumieć, że to wszystko tak?
-Tak - odrzekł Tommy trochę zbyt szybko, czym wzbudził podejrzenia Lamberta, jednak chciał już zakończyć tę wymianę zdań. Nie chciał znowu wybuchnąć.
-W takim razie ...  chodź. Pokażę ci pokój - Adam chciał go objąć, tak jak robił z każdym nowym członkiem ekipy, jednak przypomniał sobie jego poranny wybuch, więc szybko cofnął rękę.
Tommy jednak wyczuł lekki ruch powietrza. Był bardzo wyczulony nawet na najdrobniejszy gest. Nawet na taki, którego nie widział.
-Nawet nie próbuj mnie dotknąć. To, że tu jestem nie znaczy ... - pokazał palcem na Adama.
-Spokojnie nie będę. Chodź, zostawisz torby i pójdziemy na dół, po spotkaniu jesteś wolny, tylko proszę bez wybryków, a wszystko szybko się skończy.
Tommy stał jak wryty. Nie spodziewał się takiego spokoju, zwłaszcza po tym, co miało miejsce rano. Co więcej, Adam wydawał się strasznie zmęczony. Blondyn dziwnie się poczuł. Jakby ... poczucie winy? Nie, niemożliwe - pomyślał - a może?
Podążył korytarzem za Adamem, który powłóczył nogami. Nie śmiał się już odezwać. Musiał sobie wszystko poukładać w głowie. Postanowił sobie, że spędzi tu jutrzejszy dzień, spróbuje poznać lepiej tych ludzi, spróbuje lepiej poznać Adama. Może nie będzie tak źle. Na dziś postanowił się już nie odzywać.
***
-Oto twój pokój - rzekł Adam otwierając ciemnobrązowe drzwi do szaropopielatego pokoju. Po prawej stronie, po środku ściany stało duże dwuosobowe łóżko z czarną satynową kołdrą i białymi poduszkami w czarne wzory.
Tommy zaniemówił. Stał pośrodku pokoju i z otwartymi ustami i oglądał każdy szczegół. Ten pokój był wielkości połowy jego poprzedniego mieszkania. Było tu tak przytulnie, że aż wyczuwał ciepło z każdego centymetra kwadratowego, pomimo że w pomieszczeniu panował wieczorny chłód. Okna były skierowane na wschód i były w nich czarne rolety.
-Wow - wyszeptał pod nosem.
-Może być?
-Tak...tu jest... tak podoba mi się - Tommy w porę powstrzymał swój zachwyt i z obojętnym wyrazem twarzy obrócił się w kierunku Adama. Brunet jednak dostrzegł błysk w jego oczach, przez co poczuł miłe ciepło rozlewające się we wnętrzu.
-Cieszę się. Za chwilę na dole. Trafisz?
Ratliff już miał powiedzieć, że może sobie iść, jednak coś go powstrzymało.
-Emmm... mógłbyś poczekać?
Adam, który już stał przodem do wyjścia zatrzymał się w pół kroku. Na chwilę zastygł w bezruchu, był w szoku, nie spodziewał się tego. Blondyn również stał nieruchomo, wpatrując się w jego plecy i przewiercając go spojrzeniem swych brązowych oczu.
Adam odwrócił się powoli w jego stronę i uśmiechnął się lekko, po czym rzekł:
-Jasne.
Tommy odpowiedział mu tym samym gestem, po czym odstawił torby pod ścianę i podszedł do Adama. Razem opuścili sypialnię.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz