Nie chciałam przynudzać, ale nikt nie chce mi doradzić eh, także proszę ślicznie z całego serduszka i zapraszam na nowy rozdział ;)
-----------------------------------------------------------
Tommy rozejrzał się
po mieszkaniu, które przez ostatnie cztery lata było jego miejscem na ziemii.
Nie cierpiał, wręcz nienawidził tej klitki. Wylądował tu przez swoją głupotę i
przez nią także może tu znów utknąć na niewiadomo jak długo. Miał jednak nadzieję,
że tak się nie stanie. Jednocześnie chciał stąd wybiec, uciec raz na zawsze,
podpalić to miejsce, by mieć pewność, że nigdy tu nie wróci, że nie zaleje go
fala tych wszystkich przykrych wspomnień, jednak coś go powstrzymywało. Strach.
Bał się opuścić to miejsce, bo jego brak napewno nie ujdzie uwadze jego wrogów,
których miał sporo. Spakował tylko najważniejsze rzeczy, by nie wzbudzać
podejrzeń. Każdego dnia miał nadzieję się stąd wynieść nie wzbudzając
podejrzeń, dlatego też najważniejsze rzeczy były pochowane pod łóżkiem, w
szafach, pod podłogą, by pewnego dnia ich brak nie rzucał się w oczy.
Codziennie też wychodził z domu z torbą i z futerałem na swoją gitarę oraz bas.
Dziś torba była wypełniona tymi najważniejszymi rzeczami. Był gotowy do drogi. Wyszedł
przed drzwi, które zamknął na klucz, tak jak zwykle. Spojrzał w brudne szyby
ostatni raz, po czym odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę wyjścia z
uliczki. Towarzyszyła mu jedna myśl "nie wrócić tu nigdy więcej".
***
Było około szesnastej trzydzieści. Ratliff przemierzał ulice
w drodze do domu, w którym znieważył swojego nowego szefa. Gdzieś w głębi
odczuwał wstyd z powodu tego, co się stało, lecz przez myśli o codziennych
problemach, które zagłuszały jego umysł, nigdy by się do tego nie przyznał.
Szedł ze zwieszoną głową, patrząc w chodnik sunący pod jego stopami, niosąc
swój dobytek na zgarbionych plecach. Starał się wyłączyć myślenie, jednak jedno
pytanie wciąż nie dawało mi spokoju, mianowicie jak przeprosi za zaistniałą
sytuację. Jeśli nie chce wrócić do tamtej ruiny, będzie musiał okazać skruchę,
jednak jak to zrobić, gdy przez ten ciężki czas, nauczył się wyłączać swoje
sumienie?
***
Gdy dotarł przed bramę wejściową westchnął. Było za
dwadzieścia siedemnasta. Odszukał wzrokiem domofonu po czym zadzwonił.
-Halo? Kto przyszedł? - usłyszał głos Adama.
-Zło w najczystszej postaci - odrzekł.
Zapadła cisza, lecz po chwili brama się otworzyła, a Tommy
wszedł przez nią, niosąc swoje bagaże.
Gdy był w połowie drogi do drzwi, te otworzyły się, a w nich
pojawił się Adam. Ciężko było określić jego nastrój, gdyż jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Natomiast, kiedy na ścieżce do domu dostrzegł
Tommy'ego z bagażami wymalował się na niej szok. Spodziewał się blondyna to
fakt, ale nie sądził, iż ten będzie taki chętny do wprowadzki zwłaszcza po
porannym incydencie.
-Co ty tu...?
-Miałem przyjść... chyba, że to już nieaktualne i mam
spadać.
Adam patrzył na niego chwilę, jednak otworzył szerzej drzwi
i wpuścił go do środka.
-Adam kto przy... co ty tutaj robisz?
-Aktualnie stoję.
Brooke prychnęła i wróciła do pokoju, z którego wyszła na
korytarz.
-Jest... - Adam spojrzał na zegarek - piętnaście minut przed
czasem. Spodziewałem się raczej, że się spóźnisz.
-No to źle się spodziewałeś.
-Wprowadzasz się?
-Jeśli oferta nadal istnieje, to tak.
Brunet znowu zlustrował gościa. Ten człowiek bardzo go
intrygował. Zastanawiała go jego tajemniczość. "Jeszcze cię rozgryzę"
obiecał sobie w duchu.
-Czemu zmieniłeś zdanie?
-Uznałem, że nie chce mi się latać tutaj na każde twoje
zawołanie z drugiego końca miasta, wygodniej będzie z drugiego końca domu.
-Czyżby? I mam rozumieć, że to wszystko tak?
-Tak - odrzekł Tommy trochę zbyt szybko, czym wzbudził
podejrzenia Lamberta, jednak chciał już zakończyć tę wymianę zdań. Nie chciał
znowu wybuchnąć.
-W takim razie ...
chodź. Pokażę ci pokój - Adam chciał go objąć, tak jak robił z każdym
nowym członkiem ekipy, jednak przypomniał sobie jego poranny wybuch, więc
szybko cofnął rękę.
Tommy jednak wyczuł lekki ruch powietrza. Był bardzo
wyczulony nawet na najdrobniejszy gest. Nawet na taki, którego nie widział.
-Nawet nie próbuj mnie dotknąć. To, że tu jestem nie znaczy
... - pokazał palcem na Adama.
-Spokojnie nie będę. Chodź, zostawisz torby i pójdziemy na
dół, po spotkaniu jesteś wolny, tylko proszę bez wybryków, a wszystko szybko
się skończy.
Tommy stał jak wryty. Nie spodziewał się takiego spokoju,
zwłaszcza po tym, co miało miejsce rano. Co więcej, Adam wydawał się strasznie
zmęczony. Blondyn dziwnie się poczuł. Jakby ... poczucie winy? Nie, niemożliwe
- pomyślał - a może?
Podążył korytarzem za Adamem, który powłóczył nogami. Nie
śmiał się już odezwać. Musiał sobie wszystko poukładać w głowie. Postanowił
sobie, że spędzi tu jutrzejszy dzień, spróbuje poznać lepiej tych ludzi, spróbuje
lepiej poznać Adama. Może nie będzie tak źle. Na dziś postanowił się już nie
odzywać.
***
-Oto twój pokój - rzekł Adam otwierając ciemnobrązowe drzwi
do szaropopielatego pokoju. Po prawej stronie, po środku ściany stało duże
dwuosobowe łóżko z czarną satynową kołdrą i białymi poduszkami w czarne wzory.
Tommy zaniemówił. Stał pośrodku pokoju i z otwartymi ustami i
oglądał każdy szczegół. Ten pokój był wielkości połowy jego poprzedniego
mieszkania. Było tu tak przytulnie, że aż wyczuwał ciepło z każdego centymetra
kwadratowego, pomimo że w pomieszczeniu panował wieczorny chłód. Okna były
skierowane na wschód i były w nich czarne rolety.
-Wow - wyszeptał pod nosem.
-Może być?
-Tak...tu jest... tak podoba mi się - Tommy w porę
powstrzymał swój zachwyt i z obojętnym wyrazem twarzy obrócił się w kierunku
Adama. Brunet jednak dostrzegł błysk w jego oczach, przez co poczuł miłe ciepło
rozlewające się we wnętrzu.
-Cieszę się. Za chwilę na dole. Trafisz?
Ratliff już miał powiedzieć, że może sobie iść, jednak coś
go powstrzymało.
-Emmm... mógłbyś poczekać?
Adam, który już stał przodem do wyjścia zatrzymał się w pół
kroku. Na chwilę zastygł w bezruchu, był w szoku, nie spodziewał się tego.
Blondyn również stał nieruchomo, wpatrując się w jego plecy i przewiercając go
spojrzeniem swych brązowych oczu.
Adam odwrócił się powoli w jego stronę i uśmiechnął się
lekko, po czym rzekł:
-Jasne.
Tommy odpowiedział mu tym samym gestem, po czym odstawił
torby pod ścianę i podszedł do Adama. Razem opuścili sypialnię.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz