poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rozdział 1 - OZOPZP

Witajcie kochani! Szczęśliwego Nowego Roku dużo zdrówka i tak dalej! Miałam wstawić rozdział wczoraj, ale nie miałam do tego głowy, rozchorowałam się i nie kontaktowałam za bardzo.
Przepraszam, że zawiodłam. I tak wiem, miały być imaginy, ale okazało się, że nie miałam czasu w tej przerwie eh.
Wstawiam więc dzisiaj i mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Zapraszam wszystkich serdecznie na opowiadanie Adommy "Oko za oko, pazur za ząb"!
---------------------------------------

*Tommy*
Byłem wygłodniały, od paru dni nic nie jadłem. Nie lubię znęcać się nad niewinnymi, wolę rozprawić się z kimś, kto mi zajdzie za skórę.
Co to za zapach?
Podobno wilki pojawiły się w okolicy. To pewnie jeden z nich. Nienawidzę wilkołaków. Podłe gnojki. Jest wiele powodów, by ich zniecierpieć, chociażby to, że śmierdzą. Mam nadzieję, że odejdą, walka o terytorium do najprzyjemniejszych nie należy, zwłaszcza z nimi. Pewnie wyżarły już wszystko w swojej okolicy, więc idą do nas. To nasz las, a tutaj także zaczyna brakować pożywienia.
-Tommy! – usłyszałem.
-Czego?!
-Zebranie.
-Znowu?!
-Uspokój się do cholery i chodź!
-Wiesz, że wolę działać sam.
-Nie tym razem. Chodź!
Ugh nienawidzę jak mi się rozkazuje. Zwłaszcza, gdy robi to mój brat. Za kogo on się uważa?! Dwa lata starszy, a zachowuje się jakby o co najmniej dwa wieki. Jak ja tego nienawidzę.
Zasyczałem, czym wystraszyłem jakąś głupią wiewiórkę. Super obiad mi spieprzył. Tak, nie mam dobrego humoru. Zawsze jak jestem głodny robię  się strasznie drażliwy i wtedy lepiej się do mnie nie zbliżać. No chyba, że na własną odpowiedzialność.
Ah no tak, zapomniałem się przedstawić. Jak mogłem? Jestem Tommy Joe Ratliff i  jestem wampirem.

*Adam*
Szliśmy już długo. Zaczął mi doskwierać głód, ale mogliśmy coś zjeść dopiero, gdy dotrzemy na miejsce, żeby nie pozostawiać po sobie zbyt wielu śladów. I tak polują na nas od dawna. Po co zostawiać dodatkowe wskazówki jak nas znaleźć?
-Tato? Czy to na pewno w porządku? – spytałem.
-Oh Adam, już  nie bądź taki wrażliwy. Należy im się. Oni sami nie raz zajęli nasz teren, więc my zajmiemy ich. Oko za oko … pazur za ząb haha.
-Słyszałem inną wersję.
-No to teraz słyszysz tą lepszą.
Z nim się ostatnio nie da gadać. Jest strasznie zawzięty. Nie rozumiem ojca. Po co pchać się na wojnę z wampirami? Jeszcze z tymi najpaskudniejszymi, przynajmniej on tak o nich mówi. Ratliffowie. Wiele o nich słyszałem, ale nic dobrego. A ich syn podobno najgorszy. Fajnie sobie dziecko wychowali, ale to wampiry, więc co się dziwić. Urodzeni mordercy.
Nie chciałem im wchodzić w drogę, ale ojciec miał na ten temat inne zdanie. Sam podjął decyzję za całą rodzinę.  Zresztą to on rządził watahą, ja nie miałem nic do gadania, tak samo jak pozostali.
Otóż jestem wilkołakiem, a na imię mi Adam. Adam Lambert dokładniej. Tylko, że nie jestem takim zwykłym wilkołakiem, bo niestety. Każdy podobny do mnie jest inny i od razu inaczej przez to traktowany. Eh, jak to powiedzieć? Nie lubię dziewczyn. Tak, niespodzianka, wśród wilkołaków też zdarzają się geje. Tadam! Rzadko, co prawda, ale jednak.
Cały czas zastanawiam się, co zrobią tamci. Na pewno w jakiś sposób zdobyli lub zdobędą jakieś informacje o nas, tak jak my o nich. Wolałbym, żebyśmy ominęli ich teren i poszli dalej na wschód, ale ojciec tak nie uważa … A ja nic nie mogę zrobić, nie mogę zmienić jego decyzji. Chciałbym go jakoś przekonać, ale on mnie nawet nie chce słuchać. Nikogo zresztą nie chce słuchać. Tylko po co on naraża całą rodzinę na niebezpieczeństwo i być może pewną zgubę?
 Naprawdę wolałbym pochodzić jeszcze kilka dni o pustym żołądku, a potem najeść się do syta na bezpiecznym terenie niż ryzykować utratę tego żołądka.

*Tommy*
-A jednak się zjawił – ojciec już musiał skomentować to, że przyszedłem.
Nic nie odpowiedziałem tylko oparłem się plecami o najbliższe drzewo i ukryłem się za swoją grzywką.
-Daj mu spokój, wiesz jaki jest – wtrąciła się matka.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że jest częścią tej rodziny. Wampiry trzymają się razem, a on …
-Ja tu jestem do cholery – mruknąłem, ale mój głos był słyszalny na tyle, że ojciec przerwał i spojrzał na mnie.
-A zresztą, co ja na ciebie czas marnuję – machną ręką.
-No właśnie, nie ma co sobie nim zaprzątać głowy. Nie twoja wina, że wyrósł n takiego – brat zawiesił głos  spojrzał na mnie niepewnie, lecz z odrazą czającą się w oczach.
-Na kogo? – uniosłem brew.
Nie odpowiedział.
-No, dalej … skoro masz odwagę mówić o mnie w mojej obecności, to miej jej na tyle, by powiedzieć mi to co o mnie myślisz prosto w twarz.
Dalej nic. Oczywiście. Zwykły tchórz. Nawet w gębie nie jest mocny.
-Nie odpowiesz? Hm? Więc nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, bo …
-Tommy.
-Co? – syknąłem.
-Uspokój się, proszę, to zebranie, a nie kłótnia. I to w dodatku rodzinne – wtrąciła się siostra.
-Bo mamy tylko siebie? – ciągnąłem – Bo inni mają nas dość? Fajne wytłumaczenie, ale wiecie co? Nie dziwię im się . Sam mam dość.
-Tommy – powiedziała nieco ostrzej.
Nie wiem czemu, ale Lisa była jedyną osobą, która potrafiła mnie uspokoić. Było w niej coś niezwykłego, co działało na mnie kojąco.
-Pewnie znowu nic nie jadł.
-Nie twoja sprawa Brad – odezwałem się znowu.
-Aha, czyli jednak miałem rację. Gdybyś trzymał się z rodziną, a nie starał się działać na własną rękę, byłbyś najedzony. Wczoraj była niezła uczta …
-Tak, słyszałem. Wypadek samochodowy. Mam chociaż nadzieję, że to nie wasza robota i że to nie wy za niego odpowiadacie.
Spojrzałem po nich, po każdym z osobna, ale nagle wszyscy zaczęli unikać mojego wzroku. Już znałem prawdę.
-Brawo, niewinni ludzie ...
-Skąd wiesz, że niewinni? Każdy człowiek ma coś  na sumienie i … - odezwał się Brad, ale pod wpływem mojego spojrzenia zamilkł i skulił się w sobie.
-Możliwe. I co z tego? To nie daje wam przepustki do zabijania …
-Nie każdy jest jak ty – powiedział ojciec.
-Ty kiedyś zwariujesz, jak dalej będziesz czekał – brat pod wpływem słów ojca, znowu nabrał odwagi.
-Wolę zwariować niż zabijać bez celu – odpowiedziałem ponurym tonem.
-Zmienisz zdanie, gdy spotkasz wilkołaki – stwierdził pewnie  ojciec.
-Nie mam zamiaru ich spotkać.
-Jeśli będziesz się włóczył sam, szybciej cię dopadną.
-Oh jakże mi przykro. Spadnie wam z głowy jeden problem, kiedy mnie zabiją.
-Teraz każdy jest ważny. Musimy być w pełni sił i musi nas być po równo, jeden na każdego z nich.
-Mówisz jakbyście mnie nagle potrzebowali, a zachowujesz się jak bezwzględny morderca.
-Jestem wampirem.
-I?
-I mam to we krwi.
-Ty nie masz krwi.
-Daj sobie spokój.
-Zmartwię cię. Nie mam zamiaru.
-Thomas … chcesz źle skończyć?
-Grozisz mi? Hah jaka ironia, własny ojciec chce ze mną skończyć.
-Skończ to ty z tym pieprzonym sarkazmem! Choć na chwilę przestań być taki opanowany! Czy ty uczuć nie masz?! – ojciec zaczął się niecierpliwić.
Uniosłem brew, a na mojej twarzy malował się wyraz teatralnego zdumienia.
-To wydzieranie się świadczy o posiadaniu uczuć? Hmm ciekawa teoria.
-Thomas!
-Być może nie mam – mówiłem ze stoickim spokojem, po krótkim namyśle, nie przejmując się wściekłym ojcem – Nie muszę się z nimi obnosić na prawo i lewo.
-Proszę cię … zamknij się. Mózg mi gnije od słuchania cię.
-Jakbyś nie był taki zimny, zgniłby ci już dawno, a o posiadanie uczuć mógłbym spytać was, skoro nie przeszkadza wam zabijanie tylko po to, by się najeść. Ci ludzie mają rodziny, a wy zabieracie ich bliskim …
-Ja się serio czasami zastanawiam, jak to jest możliwe, że jesteś moim bratem i im dłużej o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że chyba nam cię ktoś podrzucił – odezwał się Brad.
-Bradley! – upomniała go matka.
-Sam się nad tym nie raz zastanawiałem – odrzekłem, patrząc mu w oczy, a on zmierzył mnie równie wściekłym spojrzeniem, co ja jego.
-Proszę, uspokójcie się – Lisa położyła mi rękę na ramieniu.
Postanowiłem się już nie odzywać do końca zebrania.
Nie raz sam się zastanawiałem, czy jestem z nimi spokrewniony. To znaczy matka i Lisa były w porządku, ale ojciec z bratem to typowe wampiry, które nie obchodzi nic poza najedzeniem się. Przez Brada musieliśmy już uciekać, bo wpadł do domu jakiejś staruszki i zabił ją, a do tego zostawił ślady. Do dziś nie wyjaśniono sprawy i jest o tym głośno.
Pieprzony egoista.
A ojciec despota, któremu brat we wszystkim wtóruje i wiecznie się podlizuje. Szkoda gadać. Brzydzę się nimi.
-A więc – ojciec zabrał głos – w ostatnich dniach wilkołaki zaczęły zbliżać się do naszego terytorium. Podejrzewam, że będą chcieli nam je odebrać. Nie możemy na to pozwolić – uderzył pięścią w głaz.
-Ale co według ciebie mamy zrobić? – tym razem odezwała się matka.
-To, co wychodzi nam najlepiej – uśmiechnął się – wyssać  z nich krew i unicestwić ich raz na zawsze.
-Ty chyba sobie żartujesz.
-No właśnie ojcze, przecież Tommy na pewno zapomniał jak to się robi – Brad posłał mi złośliwy uśmiech.
Puściłem tą uwagę mimo uszu. Swoją uwagę skoncentrowałem na ojcu.
-Brad, bardzo śmieszne, ale potem się pośmiejemy – zachichotał pod nosem – A co możemy zrobić  innego? Wampiry się nie poddają. Ratliffowie się nie poddają. Walczymy do końca o swoje.
Po tych słowach zapadło milczenie.
-A jaka wataha nadchodzi? – odezwała się w końcu Lisa.
-Lambertowie.
-Co?! – krzyknęła matka.
-O nie – jęknęła pod nosem siostra.
-Tylko nie oni – westchnął Brad.
-Niestety oni. Ale wiem, jaki jest ich słaby punkt.
-Jaki? – brat natychmiast się ożywił.
-Ich najstarszy syn. Bardzo wrażliwy i podobno straszny tchórz. Lisa liczymy na ciebie.
-Co? – pisnęła.
-Omotaj go, wiemy, że to potrafisz. Więzi rodzinne przedkładają ponad wszystko, więc zrobią co mogą, by ratować syna. Może obejdzie się bez walki, bo każemy im odejść w zamian za oddanie syna. Uwięzimy go.
-Żałosne – wtrąciłem się. Nie mogłem więcej tego słuchać.
-Co proszę?
-Granie na uczuciach. Żałosne. Tylko słabi tak robią.
-Więc uważasz, że mamy walczyć? Ty? Pokojowiec?
-Nie, nie uważam, mówię tylko prawdę.
-Czyżby?
-Wiecie co? Spadam. Nie chcę więcej tego słuchać.
On naprawdę nie ma uczuć – pomyślałem. Chce wystawić Lisę na takie niebezpieczeństwo. Wstyd mi, że jestem jego synem.
Nie miałem zamiaru dłużej tu tkwić. Odbiłem się od drzewa, o które się opierałem i poszedłem w las. Miałem gdzieś ich nawoływania. Użyłem wampirze szybkości.
Już byłem dwa kilometry dalej.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz