Przepraszam, że zawiodłam. I tak wiem, miały być imaginy, ale okazało się, że nie miałam czasu w tej przerwie eh.
Wstawiam więc dzisiaj i mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Zapraszam wszystkich serdecznie na opowiadanie Adommy "Oko za oko, pazur za ząb"!
---------------------------------------
*Tommy*
Byłem wygłodniały, od paru dni nic nie jadłem. Nie lubię
znęcać się nad niewinnymi, wolę rozprawić się z kimś, kto mi zajdzie za skórę.
Co to za zapach?
Podobno wilki pojawiły się w okolicy. To pewnie jeden z
nich. Nienawidzę wilkołaków. Podłe gnojki. Jest wiele powodów, by ich
zniecierpieć, chociażby to, że śmierdzą. Mam nadzieję, że odejdą, walka o
terytorium do najprzyjemniejszych nie należy, zwłaszcza z nimi. Pewnie wyżarły
już wszystko w swojej okolicy, więc idą do nas. To nasz las, a tutaj także
zaczyna brakować pożywienia.
-Tommy! – usłyszałem.
-Czego?!
-Zebranie.
-Znowu?!
-Uspokój się do cholery i chodź!
-Wiesz, że wolę działać sam.
-Nie tym razem. Chodź!
Ugh nienawidzę jak mi się rozkazuje. Zwłaszcza, gdy robi to
mój brat. Za kogo on się uważa?! Dwa lata starszy, a zachowuje się jakby o co
najmniej dwa wieki. Jak ja tego nienawidzę.
Zasyczałem, czym wystraszyłem jakąś głupią wiewiórkę. Super obiad mi spieprzył. Tak, nie mam dobrego humoru. Zawsze jak jestem głodny robię się strasznie drażliwy i wtedy lepiej się do mnie nie zbliżać. No chyba, że na własną odpowiedzialność.
Zasyczałem, czym wystraszyłem jakąś głupią wiewiórkę. Super obiad mi spieprzył. Tak, nie mam dobrego humoru. Zawsze jak jestem głodny robię się strasznie drażliwy i wtedy lepiej się do mnie nie zbliżać. No chyba, że na własną odpowiedzialność.
Ah no tak, zapomniałem się przedstawić. Jak mogłem? Jestem
Tommy Joe Ratliff i jestem wampirem.
*Adam*
Szliśmy już długo. Zaczął mi doskwierać głód, ale mogliśmy
coś zjeść dopiero, gdy dotrzemy na miejsce, żeby nie pozostawiać po sobie zbyt
wielu śladów. I tak polują na nas od dawna. Po co zostawiać dodatkowe wskazówki
jak nas znaleźć?
-Tato? Czy to na pewno w porządku? – spytałem.
-Oh Adam, już nie
bądź taki wrażliwy. Należy im się. Oni sami nie raz zajęli nasz teren, więc my
zajmiemy ich. Oko za oko … pazur za ząb haha.
-Słyszałem inną wersję.
-No to teraz słyszysz tą lepszą.
Z nim się ostatnio nie da gadać. Jest strasznie zawzięty.
Nie rozumiem ojca. Po co pchać się na wojnę z wampirami? Jeszcze z tymi
najpaskudniejszymi, przynajmniej on tak o nich mówi. Ratliffowie. Wiele o nich
słyszałem, ale nic dobrego. A ich syn podobno najgorszy. Fajnie sobie dziecko
wychowali, ale to wampiry, więc co się dziwić. Urodzeni mordercy.
Nie chciałem im wchodzić w drogę, ale ojciec miał na ten temat inne zdanie. Sam podjął decyzję za całą rodzinę. Zresztą to on rządził watahą, ja nie miałem nic do gadania, tak samo jak pozostali.
Nie chciałem im wchodzić w drogę, ale ojciec miał na ten temat inne zdanie. Sam podjął decyzję za całą rodzinę. Zresztą to on rządził watahą, ja nie miałem nic do gadania, tak samo jak pozostali.
Otóż jestem wilkołakiem, a na imię mi Adam. Adam Lambert
dokładniej. Tylko, że nie jestem takim zwykłym wilkołakiem, bo niestety. Każdy
podobny do mnie jest inny i od razu inaczej przez to traktowany. Eh, jak to
powiedzieć? Nie lubię dziewczyn. Tak, niespodzianka, wśród wilkołaków też
zdarzają się geje. Tadam! Rzadko, co prawda, ale jednak.
Cały czas zastanawiam się, co zrobią tamci. Na pewno w jakiś
sposób zdobyli lub zdobędą jakieś informacje o nas, tak jak my o nich.
Wolałbym, żebyśmy ominęli ich teren i poszli dalej na wschód, ale ojciec tak
nie uważa … A ja nic nie mogę zrobić, nie mogę zmienić jego decyzji. Chciałbym
go jakoś przekonać, ale on mnie nawet nie chce słuchać. Nikogo zresztą nie chce
słuchać. Tylko po co on naraża całą rodzinę na niebezpieczeństwo i być może
pewną zgubę?
Naprawdę wolałbym pochodzić jeszcze kilka dni o pustym żołądku, a potem najeść się do syta na bezpiecznym terenie niż ryzykować utratę tego żołądka.
Naprawdę wolałbym pochodzić jeszcze kilka dni o pustym żołądku, a potem najeść się do syta na bezpiecznym terenie niż ryzykować utratę tego żołądka.
*Tommy*
-A jednak się zjawił – ojciec już musiał skomentować to, że
przyszedłem.
Nic nie odpowiedziałem tylko oparłem się plecami o
najbliższe drzewo i ukryłem się za swoją grzywką.
-Daj mu spokój, wiesz jaki jest – wtrąciła się matka.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że jest częścią tej
rodziny. Wampiry trzymają się razem, a on …
-Ja tu jestem do cholery – mruknąłem, ale mój głos był
słyszalny na tyle, że ojciec przerwał i spojrzał na mnie.
-A zresztą, co ja na ciebie czas marnuję – machną ręką.
-No właśnie, nie ma co sobie nim zaprzątać głowy. Nie twoja
wina, że wyrósł n takiego – brat zawiesił głos
spojrzał na mnie niepewnie, lecz z odrazą czającą się w oczach.
-Na kogo? – uniosłem brew.
Nie odpowiedział.
-No, dalej … skoro masz odwagę mówić o mnie w mojej
obecności, to miej jej na tyle, by powiedzieć mi to co o mnie myślisz prosto w
twarz.
Dalej nic. Oczywiście. Zwykły tchórz. Nawet w gębie nie jest
mocny.
-Nie odpowiesz? Hm? Więc nie pozwalaj sobie na zbyt wiele,
bo …
-Tommy.
-Co? – syknąłem.
-Uspokój się, proszę, to zebranie, a nie kłótnia. I to w dodatku
rodzinne – wtrąciła się siostra.
-Bo mamy tylko siebie? – ciągnąłem – Bo inni mają nas dość?
Fajne wytłumaczenie, ale wiecie co? Nie dziwię im się . Sam mam dość.
-Tommy – powiedziała nieco ostrzej.
Nie wiem czemu, ale Lisa była jedyną osobą, która potrafiła
mnie uspokoić. Było w niej coś niezwykłego, co działało na mnie kojąco.
-Pewnie znowu nic nie jadł.
-Nie twoja sprawa Brad – odezwałem się znowu.
-Aha, czyli jednak miałem rację. Gdybyś trzymał się z
rodziną, a nie starał się działać na własną rękę, byłbyś najedzony. Wczoraj
była niezła uczta …
-Tak, słyszałem. Wypadek samochodowy. Mam chociaż nadzieję,
że to nie wasza robota i że to nie wy za niego odpowiadacie.
Spojrzałem po nich, po każdym z osobna, ale nagle wszyscy
zaczęli unikać mojego wzroku. Już znałem prawdę.
-Brawo, niewinni ludzie ...
-Skąd wiesz, że niewinni? Każdy człowiek ma coś na sumienie i … - odezwał się Brad, ale pod
wpływem mojego spojrzenia zamilkł i skulił się w sobie.
-Możliwe. I co z tego? To nie daje wam przepustki do
zabijania …
-Nie każdy jest jak ty – powiedział ojciec.
-Ty kiedyś zwariujesz, jak dalej będziesz czekał – brat pod
wpływem słów ojca, znowu nabrał odwagi.
-Wolę zwariować niż zabijać bez celu – odpowiedziałem
ponurym tonem.
-Zmienisz zdanie, gdy spotkasz wilkołaki – stwierdził
pewnie ojciec.
-Nie mam zamiaru ich spotkać.
-Jeśli będziesz się włóczył sam, szybciej cię dopadną.
-Oh jakże mi przykro. Spadnie wam z głowy jeden problem,
kiedy mnie zabiją.
-Teraz każdy jest ważny. Musimy być w pełni sił i musi nas
być po równo, jeden na każdego z nich.
-Mówisz jakbyście mnie nagle potrzebowali, a zachowujesz się
jak bezwzględny morderca.
-Jestem wampirem.
-I?
-I mam to we krwi.
-Ty nie masz krwi.
-Daj sobie spokój.
-Zmartwię cię. Nie mam zamiaru.
-Thomas … chcesz źle skończyć?
-Grozisz mi? Hah jaka ironia, własny ojciec chce ze mną skończyć.
-Skończ to ty z tym pieprzonym sarkazmem! Choć na chwilę
przestań być taki opanowany! Czy ty uczuć nie masz?! – ojciec zaczął się
niecierpliwić.
Uniosłem brew, a na mojej twarzy malował się wyraz
teatralnego zdumienia.
-To wydzieranie się świadczy o posiadaniu uczuć? Hmm ciekawa
teoria.
-Thomas!
-Być może nie mam – mówiłem ze stoickim spokojem, po krótkim
namyśle, nie przejmując się wściekłym ojcem – Nie muszę się z nimi obnosić na
prawo i lewo.
-Proszę cię … zamknij się. Mózg mi gnije od słuchania cię.
-Jakbyś nie był taki zimny, zgniłby ci już dawno, a o
posiadanie uczuć mógłbym spytać was, skoro nie przeszkadza wam zabijanie tylko
po to, by się najeść. Ci ludzie mają rodziny, a wy zabieracie ich bliskim …
-Ja się serio czasami zastanawiam, jak to jest możliwe, że
jesteś moim bratem i im dłużej o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że chyba
nam cię ktoś podrzucił – odezwał się Brad.
-Bradley! – upomniała go matka.
-Sam się nad tym nie raz zastanawiałem – odrzekłem, patrząc
mu w oczy, a on zmierzył mnie równie wściekłym spojrzeniem, co ja jego.
-Proszę, uspokójcie się – Lisa położyła mi rękę na ramieniu.
Postanowiłem się już nie odzywać do końca zebrania.
Nie raz sam się zastanawiałem, czy jestem z nimi
spokrewniony. To znaczy matka i Lisa były w porządku, ale ojciec z bratem to
typowe wampiry, które nie obchodzi nic poza najedzeniem się. Przez Brada
musieliśmy już uciekać, bo wpadł do domu jakiejś staruszki i zabił ją, a do
tego zostawił ślady. Do dziś nie wyjaśniono sprawy i jest o tym głośno.
Pieprzony egoista.
A ojciec despota, któremu brat we wszystkim wtóruje i wiecznie się podlizuje. Szkoda gadać. Brzydzę się nimi.
Pieprzony egoista.
A ojciec despota, któremu brat we wszystkim wtóruje i wiecznie się podlizuje. Szkoda gadać. Brzydzę się nimi.
-A więc – ojciec zabrał głos – w ostatnich dniach wilkołaki
zaczęły zbliżać się do naszego terytorium. Podejrzewam, że będą chcieli nam je
odebrać. Nie możemy na to pozwolić – uderzył pięścią w głaz.
-Ale co według ciebie mamy zrobić? – tym razem odezwała się
matka.
-To, co wychodzi nam najlepiej – uśmiechnął się –
wyssać z nich krew i unicestwić ich raz
na zawsze.
-Ty chyba sobie żartujesz.
-No właśnie ojcze, przecież Tommy na pewno zapomniał jak to
się robi – Brad posłał mi złośliwy uśmiech.
Puściłem tą uwagę mimo uszu. Swoją uwagę skoncentrowałem na
ojcu.
-Brad, bardzo śmieszne, ale potem się pośmiejemy –
zachichotał pod nosem – A co możemy zrobić
innego? Wampiry się nie poddają. Ratliffowie się nie poddają. Walczymy
do końca o swoje.
Po tych słowach zapadło milczenie.
-A jaka wataha nadchodzi? – odezwała się w końcu Lisa.
-Lambertowie.
-Co?! – krzyknęła matka.
-O nie – jęknęła pod nosem siostra.
-Tylko nie oni – westchnął Brad.
-Niestety oni. Ale wiem, jaki jest ich słaby punkt.
-Jaki? – brat natychmiast się ożywił.
-Ich najstarszy syn. Bardzo wrażliwy i podobno straszny
tchórz. Lisa liczymy na ciebie.
-Co? – pisnęła.
-Omotaj go, wiemy, że to potrafisz. Więzi rodzinne
przedkładają ponad wszystko, więc zrobią co mogą, by ratować syna. Może
obejdzie się bez walki, bo każemy im odejść w zamian za oddanie syna. Uwięzimy
go.
-Żałosne – wtrąciłem się. Nie mogłem więcej tego słuchać.
-Co proszę?
-Granie na uczuciach. Żałosne. Tylko słabi tak robią.
-Więc uważasz, że mamy walczyć? Ty? Pokojowiec?
-Nie, nie uważam, mówię tylko prawdę.
-Czyżby?
-Wiecie co? Spadam. Nie chcę więcej tego słuchać.
On naprawdę nie ma uczuć – pomyślałem. Chce wystawić Lisę na
takie niebezpieczeństwo. Wstyd mi, że jestem jego synem.
Nie miałem zamiaru dłużej tu tkwić. Odbiłem się od drzewa, o
które się opierałem i poszedłem w las. Miałem gdzieś ich nawoływania. Użyłem
wampirze szybkości.
Już byłem dwa kilometry dalej.
Już byłem dwa kilometry dalej.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz