niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 4 - OZOPZZ

Wybaczcie, że to opowiadanie narazie wstawiam o nieregularnych porach, ale no tym się kończy zwlekanie z terminem czytania lektur ... życzcie mi powodzenia, bo muszę w tym tygodniu dużo zdać i jeszcze przeczytać i coś zapamiętać z "Pana Tadeusza" XD HELP!
A narazie miłego czytania Kochani :*

------------------------------------------------------------

Musiałem ostrzec Adama. Sam byłem sobą zdziwiony. Niby nie jestem jak ojciec, ale nigdy aż tak się o nikogo nie martwiłem. A zwłaszcza o kogoś, kogo praktycznie nie znam. Ale w sumie odkąd go zobaczyłem serce mi drgnęło. Pomyślicie „ta jasne, wampir i serce”, no to was zdziwię, bo tak było, wierzcie lub nie. Naprawdę bardzo dobrze się przy nim czułem, jak nigdy przy nikim innym i pragnę znów się tak poczuć. A ten pocałunek mmm to już w ogóle NIE MYŚL O TYM TOMMY!
Biegłem przed siebie, do miejsca, gdzie jakąś godzinę temu spotkałem się z Adamem pierwszy raz. Ale zatrzymałem się w połowie drogi. Przecież nie mogę  tam teraz iść, bo jego ojciec pełni wartę.
Musiałem pomyśleć. Oparłem się o drzewo, a palce położyłem na skroniach. Trzeba działać szybko, bo co jeśli któraś ze stron zaatakuje już dziś? Sam się sobie dziwię, że mi tak zależy, ale boję się o Adama i to cholernie. Nie chcę, żeby mu się stało coś złego. Chcę go lepiej poznać, zbliżyć się do niego. Zaopiekować się nim. Hah, mówię to po dwóch godzinach spotkania z nim. Eh nieważne, chcę po prostu mieć kogoś z kim mógłbym w pełni szczerze porozmawiać, wyżalić się, kogoś kogo bym kochał i kto kochałby mnie.
Pomyślałem, że obejdę las i dotrę do obozu jego rodziny z drugiej strony, ale przecież i tak wtedy mnie zobaczą. Może uda mi się z nim skontaktować myślami? Kiedyś z Lisą się udało.
Zacząłem wymawiać jego imię w myślach i wyobraziłem sobie jego twarz, tą samą, którą widziałem godzinę temu. Skupiłem się na tym, by do niego dotrzeć.  Wtem coś usłyszałem. Coś co wyrwało mnie z transu. I tym czymś było warczenie.
-Chyba niedaleko – usłyszałem.
Jeszcze nigdy się tak nie przeraziłem. Wyczułem woń wilkołaka, ale nie był to Adam, ani nie pachniał jak on, tak przyjacielsko i pokojowo. Pachniał wrogością i nienawiścią … do wampirów, do mojej rodziny i do mnie. To z pewnością był ojciec Adama.
Nie wiedziałem, czy się nie ruszać i zostać, czy zacząć uciekać. Jeżeli zostanę znajdzie mnie i coś mi zrobi, jeśli ucieknę - usłyszy. Zostało mi zaryzykować. Spojrzałem za drzewo, jakieś pięćset, czy sześćset metrów ode mnie ujrzałem czarną masywną postać. Patrząc na nią, gdy była tyłem odszedłem kawałek bezszelestnie, po czym puściłem się w pogoń w stronę obozu Adama. Mam nadzieję, że nie usłyszał mojego płaszcza.
Po jakimś czasie zacząłem czuć jego obecność. Byłem blisko. Przystanąłem i znów spróbowałem go wezwać. Byłem może kilometr od obozu.
-Odejdź! Kim jesteś?!
-To ja, Tommy, spokojnie.
-Tommy? Co ty robisz w mojej głowie?  Ja myślałem, że świruję!
-Nie, jesteś raczej zdrowy. Chcę porozmawiać … skoro nie ma innego sposobu.
-Oh, no tak. O czym chciałeś porozmawiać?
-Jestem niedaleko, jakiś kilometr od obozu?
-Czyś ty zwariował?!
-Siostra wyczuła obcy zapach. Musiałem uciec.
-O kurde. I co zrobisz? Nie możesz uciekać w nieskończoność. Może nie powinniśmy się już więcej widzieć.
-Co ty gadasz?
-Chcę cię chronić.
-I chcesz mnie chronić, zostawiając samego?
-Czasami to najlepszy sposób ochrony.
-Adam, co ty chrzanisz? Ja chcę uciec.
-Co chcesz zrobić?!
-To co słyszysz!
-Nie będziesz uciekał z mojego powodu, Tommy to twoja rodzina!
-Która w połowie ma mnie w dupie i mnie nienawidzi nawet nie wiem za co! Gniję z nimi parę wieków, więc wiem jak tam jest i już nie raz chciałem uciec! Teraz mam zamiar to zrealizować.
-Ty oszalałeś…
-Znasz mnie trzy godziny, tak naprawdę nic o mnie nie wiesz i ja o tobie też, więc nie mam zamiaru cię słuchać.
-Żebyś tylko nie żałował…
-Uciekałem już nie raz, nie było mnie dniami, tygodniami, miesiącami, kiedyś nie wracałem trzy lata. Widziałem wiele, uwierz, poradzę sobie.
-Dobra poddaję się, twoja sprawa. Ale po co mi o tym mówisz?
-Bo chcę uciec może pojutrze, albo wcześniej.
-Chwila co? A co jeśli wybuchnie wojna rodów? Nie będziesz wspierać swoich?
-Brzydzę się przemocą.
-Jesteś wampirem, przemoc jest wpisana w twoje życie.
-Ja nie zabijam, jedynie w skrajnych przypadkach.
-To jak ty się żywisz?
-Znajduję to, co niedawno padło, śledzę zwierzęta o resztach życia, daję wolność po drugiej stronie tym, którzy się męczą, postrzelone jelenie na przykład. Nigdy nie wyssałem krwi z człowieka. Nie jestem mordercą, nie zabijam bez powodu.
-Wow, nie sądziłem, że takie wampiry istnieją. Wiesz jakie są o was plotki.
-Wiem i ich nienawidzę, bo jestem odstępstwem od prawie każdej takiej reguły.
-Zadziwiasz mnie wiesz?
-Lubię zaskakiwać.
-Lubię niespodzianki.
-Doprawdy?
-Tak.
-Więc mam dla ciebie jeszcze jedną.
-Jaką?
-Uciekniesz ze mną?
Milczał, ale czułem, że nie zerwał połączenia, nie czułem pustego umysłu.
-Adam?
-Jestem, jestem. Po prostu … zaskoczyłeś mnie.
-Mówiłem. A ty mówiłeś, że lubisz niespodzianki.
-Ale Tommy … czy ty siebie słyszysz? Mam opuścić swoją rodzinę, bo ty tak chcesz? Znamy się trzy godziny, nic o sobie nie wiemy i co? I mamy zostawić wszystko i iść przed siebie ramię w ramię? A co jeśli instynkty wygrają Tommy? Co, jeśli się po drodze znienawidzimy?
-Nie wiem co ty czujesz Adam, ale ja czuję do ciebie coś innego niż  nienawiść i wydaje mi się, że ty też, bo z tego co wiem, ludzie którzy się nienawidzą się nie całują.
-… ale …
-Nie ma „ale”, ja ci mówię co ja robię i daję wybór, nie rozkaz. Byłem samotny całe stulecia, jestem przyzwyczajony, więc i wieczność wytrzymam, cześć.
-Tommy …
Zerwałem połączenie. Miałem łzy w oczach. Co się do cholery ze mną dzieje, nigdy tak często nie płakałem!  Nie spodziewałem się, że ze mną pójdzie, ale cień nadziei miałem. Ja muszę odejść, nie jest mi tu dobrze, będzie mi go brakować, mimo że spędziliśmy razem tylko niecałe dwie godziny. Mam nadzieję, że sobie poradzę. Wcześniej było łatwo, bo go nie znałem. Teraz jednak cały czas za nim tęsknię.
Usłyszałem szelest, obejrzałem się i dostrzegłem parę bladożółtych ślepiów, czegoś co szło wprost na mnie. Uaktywniłem moje żółte oczy, żeby widzieć w ciemności, co znajduje się przede mną. Wilk. Szedł od strony obozu. Czyżby to …
-Adam? – powiedziałem, gdy wilk przyjął ludzką postać chłopaka, którego dziś poznałem.
-Nie pozwolę ci odejść samemu. Chyba bym musiał być skończonym idiotą.
-Ale czekaj, co to znaczy?
-Na pewno to, że nie pozwolę ci odejść samemu.
-Ale … - nie dokończyłem zdania, bo poczułem jego ciepłe pełne wargi na swoich. Mmm jak on słodko smakował, wsunąłem kły głębiej w dziąsła, żeby go nie zranić i wsunąłem język do jego ust, zacząłem badać  jego podniebienie. Westchnął prosto w moje rozchylone usta, przeszedł mnie dreszcz. Oplótł moje drobne ciało silnymi dłońmi i przysunął bliżej. Kiedy się odsunął dyszałem jak nigdy, a serce waliło w piersi jak oszalałe.
-Nie zostawię cię samego, zbyt wiele dla mnie znaczysz.
-Adam?
-Tak?
-Co ty ze mną robisz? – powiedziałem, po czym wtuliłem się w jego klatkę piersiową obejmując go mocno w pasie. Był taki przyjemnie ciepły.

-A co ty robisz ze mną? – odrzekł, ucałował mnie w głowę i przytulił mocniej do swojego nagrzanego ciała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz