niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 3 - OZOPZZ

-O Boże  jesteś wreszcie.
-No wróciłem z warty…
-Adam jest przed trzecią, miałeś być o drugiej.
-Zamyśliłem się.
-Nic ci się nie stało?
-Jak widać nie.
-Było tam coś?
-Cholera Neil uspokój się!  Był jakiś zwierz, ale zwiał, tyle. Nie mów, że nie spałeś te trzy godziny.
-A jak miałem spać?
-O Boże … to idź spać. Tato…
Obudziłem ojca, który poszedł na wartę, a my z Neilem położyliśmy się spać.
Mi  udało się to dopiero po jakimś czasie.  Cały czas myślałem o Tommym. Tak nim straszyli, a okazał się zupełnie inny. Hah pozory mylą.  Te usta.  Oh Tommy, co ty ze mną zrobiłeś?
Nim zasnąłem poszedłem rozwiązać problem, który nabyłem przez Tommy’ego. Ehhh…

*Tommy*
Od dawna się tak nie czułem. Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek czułem się  tak jak po spotkaniu z Adamem. Tak  wspaniale, błogo, jakby wraz z jego pojawieniem się w moim życiu ze świata zniknęły wszystkie problemy i smutki. Jest wyjątkowy. Okazał  się być zupełnie inny niż twierdził ojciec.
Zaraz jak Adam zniknął za pierwszym drzewem, pomknąłem w przeciwnym kierunku. Nie chciałem spotkać jego ojca. Swojego zresztą też nie, ale cóż. Najchętniej szlajałbym się po lesie jak zawsze, ale nie tym razem. Dziś nie mogłem, jeśli nie chciałem mieć kłopotów i to poważnych. Odpuściłem.
Wróciłem do domu. Po drodze  uporałem się z małym problemem. Hah nie sądziłem, że Adam, czy w ogóle jakikolwiek inny facet kiedykolwiek mnie doprowadzi do takiego stanu.
Usłyszałem stłumione głosy. Jeszcze nie spali. Niech to szlag.
Siedział tylko ojciec z bratem . Zamilkli na mój widok.
-Niemożliwe – rzekł brat.
-No proszę proszę, kogo my tu mamy. Tommy Joe we własnej osobie, wrócił na noc do domu. Toż to cud.
-Darujcie sobie – widziałem, że są wstawieni, więc tym bardziej nie miałem ochoty na żadne dyskusje z nimi. Na trzeźwo są nie do wytrzymania, a po promilach to już w ogóle.
-A to niby dlaczego? – Brad wstał, podszedł do mnie i chwycił mnie za brodę, uniemożliwiając odwrócenie się. Czułem odór alkoholu.
-Puszczaj mnie – wysyczałem, a moje oczy poczerniały.
-Co się tutaj dzieje? – przyszła matka.
-Patrz mamo, twój syn raczył wrócić – rzekł brat, patrząc mi w oczy z kłami na wierzchu.
Wyrwałem się gwałtownym szarpnięciem.
-Dobranoc.
-Oh Tommy – przytuliła mnie – Idź kochanie. A wy dajcie mu spokój.
-Czemu mamy dać mu spokój, skoro on nie daje nam?
-A co on wam robi? – spojrzała gniewnie na ojca, który raczył zabrać głos.
Dalszej części rozmowy już nie słyszałem. Poszedłem do Lisy. Jej obecność zawsze działała na mnie kojąco.
-Hej … czemu przyszedłeś?
-A to nie mogę już wrócić na noc?
-Możesz, możesz, jasne że możesz, tylko sam musisz przyznać, że to dziwne. Rzadko wracasz, przyzwyczailiśmy się do tego – opuściła głowę. Nie wiem, czemu rozmowa z nią zawsze mnie uspokaja, wiem, że mnie kocha i pewnie ją ranię nie wracając nie raz, ale nie potrafię tu wytrzymać. Jeśli kiedyś naprawdę zdecyduję się odejść, to jej będzie brakowało mi najbardziej. No, jej i matki.
-Ale czy trzeba od razu szydzić? Po prostu uznałem, że  bezpieczniej będzie wrócić.
-Przecież ty lubisz mocne wrażenia.
-Ale mam też rozum Lis, a poza tym nie jestem samobójcą.
-Nad tym bym się zastanowiła – dodała z lekkim uśmiechem.
Odpowiedziałem jej tym samym gestem, po czym lekko szturchnąłem ją w ramię, a ona się zaśmiała.
Westchnąłem, Lisa przypatrywała mi się jeszcze przez chwilę.
-O co chodzi Tommy? Co cię gryzie?
Czy ona musi mnie aż tak dobrze znać?!
-Komary – bąknąłem – dużo ich tu.
Parsknęła śmiechem, ale wiedziałem, że to nie odwróci jej uwagi. Jest strasznie zawzięta i nic nie odwiedzie jej od tego, co sobie postanowi.
-Haha weź przestań. Na serio pytam. Martwię się o ciebie bracie.
-To poza mamą jesteś chyba jedyną osobą, która się o mnie martwi – „no i jeszcze Adamem” przemknęło mi przez myśl.
-Nieprawda, ojciec i Brad…
-Nawet mi o nich nie wspominaj.
-Eh dobra, masz rację. Więc odpowiesz mi?
-Eh nic mnie nie gryzie. Po prostu biję się z myślami.
-Jakimi?
-Po co walczyć? Po co wszczynać niepotrzebne kłótnie i mącić spokój, którego i tak jest mało na tym świecie, i który powinno się szanować. Może lepiej będzie się dogadać?
Patrzyła na mnie chwilę z zamysłem.
-Masz na myśli tą sprawę z Lambertami, prawda? – spytała cicho, a na dźwięk tego nazwiska wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegły zimne dreszcze.
-Tak – chrząknąłem.
-Pewnie masz rację – odrzekła w końcu – ale wiesz, że ojciec tak łatwo nie odpuści. Nawet gdy tamci się poddadzą, on nie da za wygraną … zabije ich, czy tego chcesz czy nie.
Wstałem gwałtownie, podszedłem do najbliższego drzewa i uderzyłem w nie pięścią. Kora  rozharatała mi skórę. Zabolało. Syknąłem i skrzywiłem się. Oparłem głowę o pień i poczułem pieczenie pod powiekami, ale nie pozwoliłem, żeby łzy wydostały się na zewnątrz. Nikt nigdy nie widział jak płaczę. I nikt nigdy tego nie zobaczy. Przynajmniej nikt nie powinien.
-Tommy … - poczułem jak Lisa kładzie mi dłoń na ramieniu - … co się dzieje? Nie poznaję cię.
-Mam już po prostu dość.
-Czego?
-Wszystkiego … tych jego złych humorów, zachowań, bezpodstawnej nienawiści do każdego … już nie raz chciałem odejść i nie wrócić już nigdy więcej – gdy się opanowałem, odsunąłem czoło od pnia i spojrzałem jej w oczy. Dostrzegłem w nich smutek.
-Ale wracałeś – wyszeptała drżącym od łez głosem.
-Tak … tylko przez wzgląd na ciebie i matkę. Nie potrafiłbym odejść nic wam nie mówiąc. On by się z Bradem nie przejął, ale wy byście cierpiały. Nie wybaczyłbym sobie tego nigdy. To, że nie okazuję uczuć, nie znaczy, że ich w ogóle nie posiadam.
Po jej bladych policzkach zaczęły spływać łzy.
-Proszę cię Lisa, nie płacz.
-Ale teraz mi to powiedziałeś … więc pewnie w krótkim czasie odejdziesz – mówiła przez łzy, jakby nie słyszała mojej prośby. Nie raz widziałem jak płacze, ale nie tak, nie przeze mnie. W tym momencie jak na nią patrzyłem pękało mi serce.
-Ehh … nie wiem … zobaczę, ale … ch-chyba … raczej tak – spojrzałem na nią niepewnie. Wcześniej miałem opuszczoną głowę tak, że grzywka zasłaniała mi oczy.
-Czyli naprawdę masz zamiar odejść …
Pokiwałem głową i ponownie ją opuściłem. Wiedziałem, że ją ranię, ale nie mogłem tu już wytrzymać. Potrzebuję spokoju, muszę patrzeć na własne szczęście. Ona jest silna, da sobie radę, wierzę w to. Nie jestem jej potrzebny do szczęścia.
Bałem się, że na mnie nawrzeszczy, rozpłacze się bardziej, wszystkich zawoła, zostawi mnie samego sobie, ale zrobiła coś, czego się nie spodziewałem. Przytuliła mnie. Tak po prostu, po tym wszystkim co powiedziałem. Po tym jak wyznałem jej, że chcę ich opuścić.
-Zrobisz to, co zechcesz. Ważne, żebyś był szczęśliwy. Wieczność  przed tobą, nie zmarnuj jej – zaśmiała się, wciąż  płacząc.
-Hah, dzięki Lisa – odwzajemniłem jej uścisk i pogłaskałem delikatnie jej plecy – Nie martw się, z wami dwiema nie chcę zrywać kontaktu.
-Naprawdę? – odsunęła się tak, żeby spojrzeć mi w oczy swoimi, w których czaiła się nadzieja.
-Tak, nie wytrzymałbym bez was.
Uśmiechnęła się tajemniczo i oderwała ode mnie, po czym zaczęła przeszukiwać głębokie kieszenie swojej sukni, które były ukryte pod warstwami falban i tiulu.
-Eee Lisa? O co chodzi?
-O nic. Chcę ci coś dać – uśmiechnęła się, wyciągając  z kieszeni średniej grubości złoty łańcuszek z rubinowym sercem wielkości kciuka po środku.
-Jakie piękne … ale po co mi to dajesz.
-To taki jakby komunikator. Kiedy naciśniesz na serce  możesz się ze mną skontaktować, wysłać wiadomość na przykład, że chcesz się spotkać, mogę ci odpowiedzieć.  Możesz dać znać, że jesteś  w niebezpieczeństwie, nakładasz wtedy na siebie namiar, dzięki czemu będę mogła cię znaleźć. Reaguje tylko na dotyk twój i najważniejszej dla ciebie osoby – drgnąłem na jej ostatnie słowa.
-Najważniejszej dla mnie osoby …  co to znaczy? Skąd ten wisior będzie wiedział, kto jest dla mnie najważniejszy? To tylko biżuteria.
-Nie doceniasz magii wampirów skarbie. Myślisz, że czemu rubin ma kształt serca? Bo gdy to założysz magia wnika do twojego serca i się z nim łączy już na stałe, nawet gdy go zdejmiesz, ale wtedy słabnie, jednak jest w stanie wyczuć zapis twojego serca, który mówi, kto jest dla ciebie najważniejszy, sam mówiłeś, że masz uczucia, więc miłość także odczuwasz.
-Wow – nie mogłem wydusić z siebie słowa, to wszystko na co było mnie stać, jednak do głowy wkradła się pewna obawa, odchrząknąłem – a … jeśli ten ktoś …  byłby z innego gatunku?
-Też zareaguje, to nie ma znaczenia co to za gatunek. A co? – uśmiechnęła się przebiegle zupełnie jak ja, hah widać, że to moja siostra – chcesz mi powiedzieć, że zabujałeś się w centaurze?
-Nie, coś ty. A jeśli to … hipotetycznie ja tylko pytam … jeśli to byłby ktoś z wrogiego gatunku? Jak wilkołak?
-Boże Tommy co ty wygadujesz. Taki związek nie ma prawa bytu. Powinien też zareagować mówiłam ci, ale nie masz powodów do obaw, nie mógłbyś być z wilkołakiem, rozszarpałby cię na strzępy, oni nas nienawidzą…
-Skąd  możesz to wiedzieć?
-No … nie wiem, ale …
-Nie powtarzaj historii, które wciska nam ojciec. Przez wieki nauczyłem się, że aby oceniać trzeba samemu się przekonać. Nie można oceniać całego gatunku na podstawie jednego osobnika, tak samo jak nie można tego robić przez czyjąś  opinię. Tak powstają uprzedzenia i to bezpodstawne. Bo ktoś miał złe doświadczenia, trafił na to gorsze ogniwo i ocenia i dzieli się z nami opinią zarażając nas swoją nienawiścią.
-Mówisz  jakbyś już ich spotkał. Czy ja o czymś nie wiem Tommy?
Tak Lisa, wielu rzeczy nie wiesz i nigdy się nie dowiesz.
-Wiesz o wszystkim, o czym powinnaś wiedzieć.
-Nie prawda, coś przede mną ukrywasz. Dlaczego mnie okłamujesz?
-Lisa, każdy ma prawo do sekretów, ja mam swoje życie, ty masz swoje, każdy ma swoje sekrety. Nie można ich kogoś pozbawić, bo wtedy odbiera się  mu prywatność i osobowość.
-Hah jakiego ja mam mądrego brata.
-Przynajmniej jednego – burknąłem, żeby ją rozbawić.
-Oj już nie bądź taki złośliwy.
-Niektórzy są cały czas.
-Wystarczą niektórzy.
Zapadła cisza, jednak dziewczyna szybko ją przerwała.
-Masz, weź to, przyda ci się – wcisnęła mi w rękę złoty wisior i ponownie mnie przytuliła.
-Dzięki Lisa – założyłem go na szyję i schowałem pod ubraniami, poczułem magię wślizgującą się do mojego serca, trochę zaparło mi dech. Odwzajemniłem jej gest.
-Czyli nie będzie cię na bitwie? Kiedy wyruszasz?
-Nie wiem, może rano, może za kilka dni. Muszę jeszcze pogadać  z mamą.
-Ja to mogę zrobić, jeśli chcesz.
-Nie, nie trzeba, to byłoby nie fair w stosunku do niej, poza tym chcę się z nią jeszcze zobaczyć i wyjaśnić wszystko osobiście. Myślę, że rano to zrobię.
-Jasne, rozumiem. Czyli co? Wygląda na to, że to nasza ostatnia taka rozmowa i pokaz uczuć tak? I niewiadomo kiedy i czy powtórka w ogóle jeszcze kiedyś nastąpi?
-Tak, wygląda na to, że tak.
-Nie chcę, żebyś odchodził, ale wiem, że wtedy będziesz naprawdę szczęśliwy.
-Mam nadzieję – mocniej ją do siebie przytuliłem.
-Będzie mi ciebie brakować Tommy.
-Ej ej spokojnie, jeszcze nie odchodzę – zaśmiałem się pod nosem i oparłem głowę na jej głowie, była niższa ode mnie.
Ponownie zapadła cisza, w której delektowaliśmy się  ostatnimi wspólnymi i tylko naszymi chwilami brata i siostry, którzy się kochają, mimo że  jedno z nich odejdzie na zawsze, by zacząć nowy rozdział swojego życia. Nadszedł czas.
-Tommy? – spytała  cicho.
-Tak?
-Jakoś dziwnie pachniesz …
… o kurwa wyczuła Adama …
-Muszę lecieć.
-Co? Przecież miałeś zostać.
-Ale muszę coś jeszcze zrobić. Jeszcze wrócę, nie martw się.
-Tommy!

Wyrwałem się z jej objęć i pognałem w las, zostawiając ją oszołomioną. Słyszałem jak mnie woła, ale nie odwróciłem się już. Pędziłem przed siebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz