niedziela, 30 października 2016

Rozdział 17 - BBPNPC

Mam jedną prośbę ... nie zabijcie mnie za ten rozdział XD Miłego czytanka kochani ;)

------------------------------------------

-Chodź - rozkazał Adam wstając.
-Gdzie? - wymamrotał Tommy.
-Chodź! - ponaglał brunet.
-Ale dokąd? - ponowił pytanie Ratliff.
-Do domu, no chodźże wreszcie - Adam chwycił go za ramię i pociągnął w stronę drzwi. Pieniądze za piwo zostawił na stoliku i wyszedł z blondynem ma zewnątrz. Jego słowa dotarły do niego bardzo szybko i bardzo zrozumiale. Oboje są w niebezpieczeństwie, w każdej chwili coś może im się stać, nigdzie nie są bezpieczni, a na pewno nie tu. Skierowali się w stronę domu.
-Przepraszam, Adam przepraszam - wyjąkał Tommy, wciąż mając wilgotne oczy.
-Nie ma sprawy, teraz...
-Jak to do cholery nie ma sprawy?! - z każdym słowem brązowooki podnosił głos.
-Normalnie. Teraz ...
-Przestań mi w końcu wszystko wybaczać! Ja nie zasługuję na tyle dobroci! - wrzeszczał.
-Teraz są ważniejsze sprawy - uciął Adam.
-Ale... - Tommy nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł coś ciepłego i miękkiego na swoich ustach. Były to wargi Adama. Chłopak zaczął tracić grunt pod nogami, zaczęło mu się kręcić w głowie. Brunet wyczuł to i zaraz złapał go za ramiona przyciągając bliżej siebie. Nie chciał go puścić, czuł się tak jakby trzymał w objęciach cały swój świat. Całował delikatnie jego usta lekko, ale i zarazem stanowczo napierał na wargi mężczyzny. Nie zwracali uwagi na zdziwionych przechodniów, nie liczyły się dla nich zniesmaczone wyrazy twarzy większości z nich. Dla nich czas się zatrzymał, liczyli się tylko oni. Pocałunek przeradzał się z delikatnego i nieśmiałego w coraz bardziej namiętny. Oderwali się od siebie dopiero po pewnym czasie, gdy obu zabrakło już tchu. Adam oparł swoje czoło o czoło Tommy'ego i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Kocham cię - wyszeptał.
-Co? - blondyn zakrztusił się powietrzem - Żartujesz sobie tak?
-Nie - zachichotał Adam - jestem z tobą w stu procentach szczery.
Tommy, nie mogąc nic z siebie wykrztusić przeniósł dłonie na kark mężczyzny stojącego przed nim, po czym przyciągnął go do siebie, napierając na jego usta.
-Ja ciebie też - wyszeptał po pocałunku i uśmiechnął, a Adam odpowiedział mu tym samym.
Brunet objął go ramieniem, natomiast Ratliff zrobił ten sam gest, oplatając Adama w pasie i ruszyli we wcześniej wyznaczonym kierunku.
Oboje wciąż byli jeszcze w radosnym nastawieniu, gdyż po pocałunku masa endorfin krążyła w ich żyłach, jednak z upływem czasu do ich pamięci powróciły wydarzenia z knajpy.
-Tommy? - zaczął Adam.
-Tak? - blondyn zwrócił ku niemu swe oblicze.
-Chcę, żebyś wiedział, że nie zostawię cię, zwłaszcza kiedy będziesz tego potrzebował.
Tommy uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję - odrzekł, spuszczając głowę - ale nie pakuj się w to wszystko, nie po to ci o tym mówiłem.
-Wiem, ale potrzebujesz pomocy, a ja nie mam zamiaru bezczynnie przyglądać się temu jak cierpisz. Bez względu na to, co mówisz i uważasz nie zasłużyłeś na to, co cię spotkało. Po prostu popełniłeś kilka błędów, a to się zdarza każdemu, to znaczy, że jesteśmy ludźmi. Tylko Bóg jest nieomylny - dodał, patrząc w niebo.
-Może i tak, ale nie chcę, żebyś ucierpiał przez moją głupotę.
-Nic mi nie będzie, obiecuję - Adam chwycił go za podbródek, by ten spojrzał mu w oczy, jednak coś im przerwało.
-I ty mówiłeś, że nie jest twoim kochasiem tak? Haha jakie bzdury - usłyszeli zimny, pełen drwiny głos.
Obydwaj odskoczyli od siebie momentalnie, zdawali sobie sprawę z tego, że właśnie znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Patrzyli na mężczyznę w kapeluszu i czarnym płaszczu stojącego przed nimi, nie mogąc uwierzyć, że ta sytuacja w ogóle ma miejsce.
***
-No co tak patrzysz Ratliff? Nie przedstawisz nas? Sam muszę to zrobić? - drwił mężczyzna - Chyba nie myślałeś, że nas oszukasz? Hah Adam Lambert we własnej osobie. Swoją drogą, niezła partia Ratliff, zawsze umiesz się ustawić co nie?
-Zamknij się - syknął Tommy.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Oh jesteś taki zabawny, kiedy się złościsz - zaczął się zbliżać.
Podszedł do Adama, chwytając go za podbródek i zaczął oglądać jego twarz, niczym okaz zwierzęcia wystawionego na sprzedaż.
-Gdyby nie ta tona syfu na ryju wyglądałbyś lepiej pedale.
Adam wyrwał się i spojrzał na niego z nienawiścią. Mimo że przyzwyczaił się już do tego przezwiska zawsze gdy ktoś tak do niego mówił czuł ukłucie bólu.
-Nie waż się tak do niego mówić skurwielu! - ryknął Tommy, osłaniając bruneta.
-Wiesz, że jesteś nielepszy, prawda? Pedał tu, pedał tam, wokół mnie są same pedały. Czy tylko ja jestem normalny?
-Oh tak, bicie kobiet do krwi, tak że ledwo uchodzą z życiem zaraz po ostrym jebanku jest faktycznie normalne - bąknął Tommy.
-Stul pysk! - blondyn poczuł uderzenie na swoim policzku i stracił równowagę, jednak Adam przytrzymał go.
-Tommy, czy to...? - Adam chciał zadać pytanie, lecz ten go uprzedził.
-Tak Adam, to Dexter.
-No wreszcie, już myślałem, że wieczność będę czekać - rzekł mężczyzna ziewając.
-Czego ty chcesz? - wymamrotał Tommy, wciąż stojąc przed Adamem.
-Oh, czyli słaba pamięć już cię dopadła? Masz amnezję?
-Odwal się od niego - wycedził przez zęby Adam.
-Adam nie mieszaj się w to - poprosił Tommy szeptem.
-Mówiłem ci coś - odszepnął.
-Dobrze, ale to...
-Jakież to urocze, dwa pedały wyznają sobie miłość w ostatnich chwilach swego nędznego życia. Zaraz będzie moja ulubiona część, błaganie o litość - uśmiechnął się paskudnie.
Adam i Tommy spojrzeli na siebie spanikowani.
-Dobra, więc od kogo mam zacząć?
Dexter wyciągnął rewolwer, obejrzał go leniwie i tym samym spojrzeniem powiódł po dwójce mężczyzn przed nim.
-No niech będzie ten nowy, ty Ratliff jako mój stary kolega pożyjesz dłużej - zarechotał - suń się pchlarzu - odepchnął Tommy'ego z taką siłą, że ten padł na beton rozcinając sobie skórę na łuku brwiowym - jakieś ostatnie słowa, Lambert?
Dexter przystawił pistolet do czoła Adama, chwytając go jedną ręką za szyję, tak by nie mógł się wyrwać.
Blondyn nie mógł się podnieść, nie wiedząc o ma robić podczołgał się do oprawcy bruneta i gdy ten miał już nacisnąć spust oplótł jego nogi ramionami, powalając go na ziemię. Mężczyzna nie spodziewał się tego ataku, a upadając oswobodził dyszącego ciężko Adama ze swojego duszącego uścisku i oddał strzał w górę.
-Ty - warknął, wskazując na Tommy'ego palcem - jeszcze mi za to gnoju zapłacisz.
Ledwie padły te słowa, a z pobliskiej uliczki wypadło z tuzin ubranych na czarno mężczyzn. Natychmiast podbiegli do blondyna unieruchamiając go. Adam również pognał w jego stronę, jednak nie zdołał się dopchać do chłopaka. Dwóch z nich chwyciło go pod ramiona i odwlekło ze dwa metry dalej, zwalając go z nóg, a trzeci, który podążył za nimi kopnął go w brzuch i spoliczkował. Adam upadł tracąc przytomność. Dostrzegł tylko zamglone zarysy postaci mężczyzn dosłownie oblepiających Tommy'ego oraz podnoszącego się i otrzepującego z pyłu Dextera. Ten zaś wskazał na niego, mówiąc:
-To jeszcze nie koniec, twój kres także nadejdzie.
Lecz Adam słyszał to jakby z oddali z pogłosem echa. Zdołał jeszcze dostrzec podjeżdżającego czarnego jeepa, do którego mężczyźni wrzucili bezwładne ciało blondyna i sami wsiedli, po czym odjechali z piskiem opon.
Głowa bruneta opadła. Zemdlał.






niedziela, 23 października 2016

Rozdział 16 - BBPNPC

Blondyn schował telefon do kieszeni i wyszedł z pokoju, schodząc na parter, gdzie czekał już na niego Lambert.
-To jak? Wychodzimy? - spytał brunet z podejrzanym uśmiechem.
-Przystopuj, bo jeszcze mnie na randkę zabierzesz - odrzekł Tommy, śmiejąc się cicho.
-Bo uwierzę, że byś tego nie chciał - Adam wywrócił oczami.
-Mm, nie - blondyn zacisnął usta i oblizał je, co nie uszło uwadze niebieskookiego - nie zaczynaj czegoś takiego, proszę cię.
-Eh, no dobra, ale wiesz - Adam spojrzał na niego nieśmiało.
-No, co niby wiem?
-Me drzwi są zawsze otwarte - Lambert rozłożył ramiona i zamknął oczy, jednak po chwili uchylił jedno, by zobaczyć jak Tommy dusi się ze śmiechu.
-Ty się chyba za dużo seriali naoglądałeś. Może chodźmy juuuż...
-Ohoho a co tu się dzieje? - przerwał my Taylor - Randka z basistą, czy może go zabierasz na tortuty? - spojrzał na blondyna.
-Poprostu wychodzimy. Nie wiemy, kiedy wrócimy - uciął Adam otwierając drzwi.
-Tylko uważaj Ratliff, przyprowadź go całego i zdrowego - powiedział tancerz pod nosem, tak, że już go nie słyszeli.
***
Longineu grał na perkusji w pokoju do ćwiczeń, gdy nagle drzwi się otworzyły.
-O, tu jesteś - rzekł Taylor - tak myślałem, że cię tu znajdę.
-No oczywiście, przecież kilku tłukących się bębnów i talerzy nie da się usłyszeć no nie?
-Przecież to dźwiękoszczelny pokój więc...
-Drzwi były uchylone - wpadł mu w zdanie perkusista.
Longineu nie miał ochoty na rozmowy z kimkolwiek. Atmosfera jaka ostatnio panowała w domu stawała się nie do wytrzymania, więc chciał odpoczynku. Gra to jedyne, co w pełni potrafiło go uspokoić i zrelaksować. Niestety, nie dano mu się tym nacieszyć, przez co był bardziej zirytowany niż wcześniej.
-O co ci chodzi? - spytał Taylor.
-O nic, szukasz guza? To zrzuć się ze schodów.
-Coś ty taki?
-Jaki? Poprostu mam już wszystkiego dość.
Już podniósł pałeczki, by znowu nimi uderzyć w talerze, jednak natarczywy wzrok tancerza mu ma to nie pozwolił.
-Kurwa Tay, czego ty chcesz?
-Chodzi mi o Tommy'ego...
-Ugh mam już po wyżej uszu tego knypka, tym bardziej nie mam zamiaru o nim rozmawiać. Nawijasz o nim całe dnie, coś ty się zakochał?!
-Wyszedł gdzieś z Adamem.
-I co? Lambert to duży chłopiec, da sobie radę. Jeszcze jakieś błyskotliwe wiadomości? Jak nie, to spadaj.
Taylor już się nie odezwał. Obrzucił perkusistę urażonym spojrzeniem i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Ciemnoskóry na nowo zaczął grać, jednak po pewnym czasie zaprzestał. Dopiero teraz dotarły do niego słowa tancerza.
-Ratliff wyszedł gdzieś z Adamem? Co ten szczyl knuje?
Schował twarz w dłoniach, a łokcie oparł o kolana. Martwił się.
***
Adam szedł z Tommym ramię w ramie. Milczeli. Słońce grzało, więc brunet dziwił się, że Tommy da radę iść teraz obok niego, wystawiony na silniejsze działanie słońca, gdyż cały ubrany był na czarno, a do tego miał na sobie skórzaną kurtkę, podczas gdy on był w  koszulce z krótkim rękawem.
-Nie jest ci za ciepło? - spytał.
-Jestem wampirem, nie odczuwam ciepła.
-Skoro nim jesteś, to słońce powinno cię zabić - Adam zachichotał cicho. Chciał przerwać tę dziwną ciszę. Nie miał pojęcia dokąd zmierzają.
-Cóż, jestem inny - odrzekł Ratliff sucho.
-To mi chciałeś powiedzieć?
-Nie, nie to, eh zaczekaj.
Weszli do jakiejś obskurnej knajpy, w której klientów można było policzyć na palcach jednej ręki. Obsługa też była tu marna. Tommy poprowadził ich w najodleglejszy kąt lokalu do małego stolika, gdzie usiedli naprzeciw siebie i zamówili po piwie.
-No więc, o czym chciałeś porozmawiać? - spytał Adam.
-Jest parę spraw, o których powinieneś wiedzieć.
Tommy wziął głęboki oddech i przeczesał palcami włosy. W przelocie spojrzał na Adama, a gdy dostrzegł, że ten patrzy na niego wyczekująco, kontynuował.
-Wszystko zaczęło się ponad cztery lata temu. Przyjechałem tu z Burbank, chciałem zacząć karierę jako basista, robić to, co kocham. Oczywiście życie zawsze zweryfikuje nasze plany i jak zobaczy, że mamy za dużo marzeń, powie "nie" i rozwali wszystko jak domek z kart. Miałem trochę oszczędności. Niestety, życie w Nowym Jorku okazało się cięższe niż zakładałem. Pieniędzy starczyło zaledwie na miesiąc. Nie miałem z czego opłacać nocy w najtańszym motelu jaki tu znalazłem, więc musiałem poszukać czegoś innego.
-I co? Znalazłeś? - spytał Adam, gdy Tommy zawiesił głos, patrząc w okno.
-Tak ... niestety tak. Powinienem był wracać do domu jak tylko zobaczyłem, że to wszystko nie ma sensu, inaczej nie doprowadziłbym do tego co teraz jest ... i nikt nie czyhałby na moje życie.
Adam, który uważnie słuchał każdego słowa, jakie padało z ust blondyna teraz zbladł nagle.
-C-co takiego? - ledwie wykrztusił.
-Tak, dobrze słyszałeś - Tommy opuścił głowę, patrząc w blat. Zaczął stukać palcami w ciemne drewno stolika.
-Ale jak to? - spytał nadal biały jak papier.
-Zaraz wszystko zrozumiesz. No więc pewnego dnia szedłem z torbą do parku, na kolejną super noc na ławeczce - uśmiechnął się ironicznie - lecz nie dotarłem tam. Zatrzymał mnie jakiś koleś z petem w gębie, cały na czarno, powiedział, że ma propozycję. Mówił, że ma małe mieszkanko i da mi je, jeśli zgodzę się wykonać jakieś zadanko.
-Nie mów, że się zgodziłeś - wymamrotał Adam.
-A co ty byś zrobił na moim miejscu? Tydzień spania w parku na ławce i oszczędzania jedzenia, to była czysta desperacja. Do dziś pluję sobie za to w brodę. Dobra, zgodziłem się. Z tego co mówił sytuacja z tym mieszkaniem wyglądała nieco inaczej, skończyło się tym, że na cztery pieprzone lata utknąłem w obdartej szarej klitce w najbardziej cuchnącej dzielnicy Nowego Jorku. Gdzie roi się od śmieci, brudu i nastolatków, którzy myślą, że jak się tam zaszyją i zapalą, to będą fajni. No ale dobra, lepszego miejsca nie miałem, zostałem tam. Czekałem na to zadanie, które miał mi dać. Długo czekałem. Z czasem nawet o tym zapomniałem. Znalazłem pracę. Zostałem barmanem w pobliskim barze. Wziąłem dłuższą zmianę, przez co nie musiałem często siedzieć w tym "domu" - zrobił w powietrzu cudzysłów - I było dobrze, jakoś żyłem. Kokosów nie zarabiałem, ale wyżyć się dało.
-Chwila - wtrącił się Adam - skoro mówisz, że to taka czarna ulica, nie bałeś się, że ktoś cię okradnie? Przecież tam był cały twój majątek.
-Nie, nie bałem się, bo w tamtej okolicy wszyscy wiedzieli do kogo należy ta rudera. Chroniło mnie to, że to własność Dextera - ściszył głos, gdy wymawiał to imię, właściwie to pseudonim. Jego imienia nikt nie znał - to mężczyzna, który spierdolił mi życie za moją zgodą i o którym teraz opowiadam - dodał zauważając pytający wzrok Adama.
Tommy wziął łyk piwa, które rozgrzało jego gardło. Odchrząknął. Adam był zamyślony, lecz wyrwał się z transu, gdy usłyszał, że blondyn kontynuuje swoją historię.
-No więc, jakoś żyłem ... dopóki Dexter nie przypomniał sobie o zadaniu. Dał mi dwa do wyboru. Przespać się z synem jego brata, bo ten chciał sprawdzić, czy jest gejem, albo zabić jego dziewczynę, bo go zdradziła. Fajnie nie? Na żadne się nie zgodziłem. Nie było to dawno. Pół roku temu? Od tej pory nęka mnie co jakiś czas. Dwa miesiące temu straciłem pracę. Taa, postarał się. Nie mam pojęcia jak, ale zrobił mi u właściciela baru opinię mordercy bezbronnych klientów, gdy mi nie dadzą napiwku. Zwolniono mnie. A Dexter od tego czasu śmieje mi się w twarz. Okazało się, że liczył mi dług, muszę zapłacić. Tak Adam, za tą rozlatującą się ruderę też trzeba było płacić. Nie wiedziałem o tym, robił to sam bez mojej wiedzy. W końcu przyszedł i kazał mi zapłacić.
-O Boże ... - Adam zakrył usta dłońmi - Ile?
-Sześćdziesiąt tysięcy dolarów - Tommy spuścił głowę - ale to jeszcze nie koniec.
-Nie mów, że jest gorzej.
-Adam ... ehh zawsze może być gorzej. Teraz jeśli nie oddam pieniędzy w terminie ... zabiją mnie.
-O Boże ...
-Jeszcze nie miej zawału ... ostatnio groził mi, że ciebie też może spotkać podobny los...
-CO?! - Adam wrzasnął na całą knajpę, ściągając na siebie uwagę wszystkich.
-Przepraszam - wyszeptał blondyn, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
-Nie przepraszaj, trzeba to zgłosić, ale ... jak ... on nie może tego zrobić ... przecież...
-Adam może, myślisz, że jestem jedyny? Pewnie wielu już tak skończyło, będę kolejnym, który zaginął w tajemniczych okolicznościach.
-Tommy przestań pierdolić...
-Głównie dlatego dołączyłem do zespołu, by zarobić, by spłacić dług, uwolnić się od niego i jego rudery.
-Jezu ... czemu wcześniej nie...
-Mówiłeś? A zgodziłbyś się? Wątpię.
-Eh dobra nieważne. Ile masz czasu?
-Cały czas go skracał, bo powiedział mi po zwolnieniu, nic nie miałem i nie oddawałem i...
-Ile masz czasu?!
-...trzy dni ... ale mogą po mnie przyjść w każdej chwili...

Ręce Adama opadły, a Tommy już nie krył słonych łez, które teraz znaczyły mokre ślady na jego bladych policzkach.


wtorek, 18 października 2016

Happy Birthday Pretty Kitty - Img #4 #Adommy

Jako, że dziś bardzo ważny dzień, czyli urodziny obchodzi najlepszy basista i gitarzysta na tej planecie Tommy <3 chciałabym złożyć mu najserdeczniejsze życzenia, pewnie tego nie przeczyta, ale człowieku wiedz, że cię kocham i wielbię i napisałam to specjalnie na tą okazję! <3 Jesteś najlepszy i jestem dumna, że mam takiego idola jak ty ;*

A teraz wiadomość do Was, macie tu świeżutkiego imagina, głównie o Tommym, jednak pojawia się tutaj również wątek Adommy. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i sorka, że tak późno, no ale wiecie szkoła XD
Tak czy siak, zapraszam do czytania. Miłej lektury! <3 buziaczki i przetrwajcie, już niedaleko do kolejnego weekendu ;)
P.S. możliwe, że pomieszałam warunki pogodowe, nie wiem, nie znam się na tamtejszej pogodzie o tej porze roku XD
-------------------------------------------------

Był chłodny mglisty październikowy poranek. Za oknami unosiła się delikatna mgła. Było wcześnie rano, Burbank dopiero zaczynało tętnić życiem. Ludzie powoli wychodzili na ulice, spiesząc się do pracy, bądź na zakupy.
Tommy obudził sie już jakiś czas temu, jednak nie chciał wstawać, to był jego dzień, mógł robić co chciał. Drzemał teraz niespokojnie, wiercąc się pod kołdrą, gdyż brakowało mu ciepła. Liczył, że nie spędzi dzisiejszego dnia samotnie, jednak realia były inne. Nikogo prócz niego w domu nie było, więc nie musiał przed nikim ukrywać swojego przygnębienia i ponurego nastroju.
Mieli spotkać się z Adamem i przyjaciółmi, jednak sprawy potoczyły się inaczej. Lambert dostał dwa dni temu informację o nagłym wyjeździe, a każdemu innemu również coś wypadło. Dziwne, ale cóż. Blondyn próbował pozbyć się nieodpartego wrażenia, że każdy ma go dosyć, jednak było to trudne w obecnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Nawet rodzina nie mogła wpaść. Nie zawiedli go jednak wierni fani, którzy, gdy tylko wybiła północ w ich kraju popędzili z życzeniami dla Ratliffa, więc kiedy tylko rano wszedł na portale społecznościowe zasypała go fala życzeń z całego świata. Było mu ciepło na sercu, że o nim pamiętają, niby to normalne, był sławny, jednak wciąż się do tego nie przyzwyczaił.
"I chyba nigdy się nie przyzwyczaję" - powiedział do siebie w myślach.
Podniósł się do pozycji siedzącej, ale natychmiast tego pożałował. Wstrząsnął nim dreszcz. Natychmiast zawinął się w kołdrę i potarł pod nią nagie ramiona. Przeklinał w myślach, że nie ma pod ręką koca, czy szlafroka.
Trzęsąc się wygramolił się z łóżka i popędził do łazienki, czym spowodował, że było mu zimniej.
-Cholera - mruknął, wchodząc do łazienki.
Szybko wykonał poranną toaletę i ubrał się w swoje ulubione ciuchy. Poszedł zrobić śniadanie, a gdy je jadł przeglądał Twittera, odpowiadając fanom. Życzeń i miłych słów było naprawdę mnóstwo.
W pewnym momencie zadzwonił telefon. Zdziwił się, bo nie oczekiwał, że ktoś się odezwie. Uśmiechnął się jednak, gdy tylko na wyświetlaczu spostrzegł imię "Adam". Wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył sprzęt do ucha.
-Sto lat sto lat i wszystkiego co najlepsze dla mojego Pretty Kitty! Siema kochanie, co tam? - usłyszał radony głos piosenkarza.
-Hej, całkiem nieźle haha widzę, że pamiętałeś - zaśmiał się pod nosem.
-Jak mógłbym zapomnieć?
-Nie wiem ... nie podejrzewałem cię o to.
-Wiem, wiem, to dlatego, że nie mogę z tobą być.
-Mniej więcej - burknął Tommy do siebie ledwo słyszalnym głosem.
-Wiedziałem, przepraszam cię naprawdę.
-Adam, ale ja to rozumiem, nie ma sprawy, nic nie szkodzi. Baw się dobrze, dam sobie radę.
-Ty chyba gorączkę masz.
-Nie ... nie miał mnie kto o nią przyprawić - wyszczerzył się do słuchawki.
-To czemu gadasz takie głupoty? Serio myślisz, że jestem w stanie dobrze się bawić, mając świadomość, że masz urodziny, a siedzisz sam?
-Nie dobijaj mnie, proszę.
-Może Lisa by wpadła?
-Nie może, jest na wyjeździe służbowym.
-Bez jaj.
-Hah jakbym siebie słyszał.
-Ej nie smutaj, jak tylko dam radę, to wrócę.
-Wyluzuj, Etta jest ze mną. Aż taki samotny nie jestem.
-Tommy...
-Adam ... daj spokój, naprawdę. Kończ lepiej, bo jeszcze będą się czepiać, że gadasz ze mną i się obijasz zamiast pracować.
-Też mi się należy przerwa, ale ... cholera wołają mnie. Czy ty masz jakieś specjalne zdolności?
-Możliwe. No już, zjeżdżaj.
-Milusi jak zawsze.
-W końcu jestem Pretty Kitty, to do czegoś zobowiązuje - zaśmiał się.
-Hah tak, masz rację. Okay skarbie, potem zadzwonię. Papa.
-Papa leć - powiedział i rozłączył się.
Spojrzał na ścianę na przeciwko i wpatrywał w nią jakiś czas. Poczuł, że pieką go oczy, ale zacisnął je mocno tak samo jak szczękę.
-Na co mi ryczeć, to nic nie da - stwierdził twardo.
Zamrugał parę razy, dla pewności przecierając powieki rękawem koszuli. W tym momencie podbiegła do niego Etta z jej ulubioną zabawką w pysku, gumową piszczącą kością.
-Chociaż ciebie mam - powiedział, głaszcząc po głowie merdającego ogonem psa i spoglądając na nią czule - chcesz się pobawić, mała?
Suczka natychmiast się poderwała i zaczęła biegać po całym pomieszczeniu, rzucając zabawką po kątach. Tommy zaśmiał się serdecznie na widok tego, co wyprawiał jego pupil i wstał z krzesła, odstawiając talerz do zlewu.
-Chodź, pójdziemy na spacer - powiedział, a Etta pognała jak szalona w kierunku pokoju, gdzie znajdowała się smycz.
Uwielbiał spacery z nią, zawsze go to odprężało i pozwalało się zarówno skoncentrować na czymś jak i nie myśleć o niczym konkretnym. W tym momencie potrzebował tego drugiego, chciał się odprężyć i zrelaksować, dając radość nie tylko psu, ale także sobie samemu.
Ubrał jej obrożę i przypiął smycz, sam ubrał swoją ulubioną czarną skórzaną kurtkę i glany. Był gotowy.
Wyszli, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Szli chodnikiem, kierując się w tak dobrze im znanym kierunku. Tommy wybrał trasę, którą uwielbiali oboje, dlatego postanowił skierować się właśnie tam.
Po drodze spotkał paru fanów, wysłuchał życzeń i miłych słów, podpisał parę autografów, zrobił sobie kilka zdjęć i poszedł dalej. Po paru minutach spaceru zeszli na ich ulubioną polną drogę, gdzie można było poczuć zew natury. Wziął do ręki blisko leżący patyk, spuścił Ettę ze smyczy i rzucił jej. Ufał swojemu psu, zawsze się go słuchała, więc i tym razem tak było.
Bawili się tak chwilę, aż w końcu przysiedli pod jakimś drzewem i obserwowali otaczający ich świat. Ponownie przypiął jej smycz.
-Hah mam urodziny, kolejny rok starszy – skierował swój wzrok na suczkę i pogłaskał ją po grzbiecie - ja pieprze mówię jak jakiś dziadek.
Spojrzał na zegarek, już trzynasta. Poczuł głód. Wstał, pociągnął delikatnie za smycz i ruszyli w drogę powrotną.
***
Nie spieszyli się, do domu dotarli jakąś godzinę później, robiąc przy tym małe zakupy, bo z tego co rano patrzył całe jedzenie wybyło sobie gdzieś, nikt nie wie gdzie.
Jak tylko wrócili zdjął kurtkę i buty oraz rozpakował zakupione niedawno produkty przygotował obiad dla Etty, a następnie zajął się swoim posiłkiem. Nie było to nic specjalnego, przygotował sobie lazanię. Nie miał ochoty na nic więcej. Ułożył się wygodnie na kanapie przed telewizorem, włączając byle jaki kanał. Postanowił, że wieczorem zamówi pizzę i może zrobi livestreama i poodpowiada na pytania fanów. Pomyślał, że napewno się im to spodoba i może sam dzięki temu zapomni o samotności.
Gdy tak rozmyślał ciszę pomieszczenia, zakłócaną tylko ledwo słyszalnym odgłosem reklam, przerwał dźwięk dzwonka jego telefonu.
Terrance. Odebrał niemalże bez zastanowienia.
-Siema stary byku wszystkiego naj naj i więcej niż stówy! Jak się miewa mój ulubiony dziś solenizant? - wrzasnął radośnie Spencer, sprawiając, że blondyn musiał odsunąć słuchawkę od ucha, by jeszcze kiedyś coś usłyszeć.
-Cześć świrze, dzięki haha.
-Może i świr, ale za to mnie kochasz.
-Tak, tak, za to - Tommy przewrócił oczami, jednak dalej się uśmiechał, cieszył się, że może porozmawiać z przyjacielem.
-Uhuhu czyżby ktoś tu składał mi jakieś niemoralne propozycje? - blondyn był niemal pewny, że ciemnoskóry w tym momencie poruszył brwiami.
-Pomarzyć sobie możesz zboczeńcu.
-Odezwał się święty, myślisz, że nie wiem, co ostatnio wyprawialiście z Adamem?
Ratliff przełknął ślinę.
-Eee nie wiem o czym mówisz.
-"Lambert do kurwy zwiąż mnie wreszcie, a nie pierdol się jak biedronki w lesie" - zacytował Terrance brązowookiego zmienionym głosem - odświeżyła ci się może pamięć?
-Skąd ty możesz wiedzieć co mówiłem?!
-Właśnie się przyznałeś debilu AHAHAHAHAHA - powiedział, po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Masz wpierdol gnido.
-Ja też cię kocham - rzekł Spencer wciąż się śmiejąc i wycierając łzy, które spłynęły po jego policzkach przez nagły wybuch humoru.
-Szkoda, że cię tu nie ma.
-Ja właśnie w tej sprawie.
-To znaczy?
-Spotkajmy się przed dwudziestą w tym pubie na rogu okay?
-Że w Burbank? Jesteś tu? - Tommy zakrztusił się powietrzem. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
-Nie kuźwa, w Nibylandii. Nie ma mnie, ale będę specjalnie dla ciebie. Idziesz czy nie?
-Jeny dzięki. Jasne że idę.
-Nie ma za co. No to widzimy się na miejscu laseczko, ubierz się ładnie.
-Te te, ty chcesz iść na piwo, czy proponujesz mi seks?
-Poprostu nie chce mi się za ciebie wstydzić.
-Pff.
-Ale jeśli chcesz ...
-Spencer - powiedział groźnie Tommy.
-Już tak nie spinaj tyłeczka księżniczko, narka - powiedział słodziutko ciemnoskóry i rozłączył się nim blondyn zdążył się odezwać.
-Ja go zabiję - powiedział sam do siebie, wpatrując się w wyświetlacz, po czym zaśmiał się i wrócił do oglądania horroru, który akurat zaczynał się w tv. "Ring ... ujdzie, nie chce mi się szukać" pomyślał i ułożył się wygodniej na kanapie. Po paru minutach jednak zasnął. Spacer i zabawa z psem go zmęczyły.
Obudził się trzy godziny później cały skostniały.
-Szlag by to - mruknął zwijając się w kłębek.
Spojrzał na zegar i wybałuszył oczy, była dziewiętnasta.
Zgramolił się niechętnie z kanapy i udał do łazienki, a następnie do pokoju. Nie chciało mu się zmieniać ubrań, więc zrobił tylko lekki makijaż, ubrał się, dał Etcie coś do jedzenia, pożegnał się z nią i wyszedł, zamykając drzwi na klucz. Schował dłonie do kieszeni i udał się w wyznaczonym kierunku.
Mieszkał niedaleko miejsca, w którym umówił się z Terrancem, dlatego nie spieszył się zbytnio. Dotarł tam po kilkunastu minutach spaceru i gdy wszedł do środka mężczyzna już na niego czekał.
-No wreszcie – powiedział ciemnoskóry przytulając go przyjacielsko z drinkiem w ręce – już myślałem żeś się rozmyślił.
-W życiu, zasnąłem po prostu i …
-Tommy Joe Ratliff, który zasnął i dlaczego mnie to nie dziwi? Jaki horror leciał?
-Skąd wiesz, że …
-Bo cię znam?
-Ehh … Ring. Zadowolony?
-Nawet bardzo – wyszczerzył się.
-Pajac – rzekł blondyn.
-Kretyn.
-Idiota.
-Dureń.
-Małpa.
-Małpa? Serio Ratliff, małpa? Wredota ci się wyczerpała, czy jak?
-Mam urodziny, więc masz taryfę ulgową.
-Tylko ja?
-Tylko ty tu jesteś, więc tak.
-A jakby byli inni, to też byś dał im ulgę?
-Możliwe, ale nie ma, więc nie wiem. Spytałbym, czy ci coś postawić, ale widzę, że sobie świetnie radzisz.
-W sumie to postawiłeś.
-Co?
-Pałę – Spencer ryknął śmiechem, a Tommy do niego dołączył, przez co zwrócili na siebie uwagę całego pubu.
-I coś narobił? – spytał blondyn ocierając łzy śmiechu z oczu.
-Ja? – mężczyzna dusił się ze śmiechu – ja nic, to oni – wskazał ręką na tłum gapiów.
-Sorry za niego, podpity – powiedział głośniej Tommy – idioto wstyd mi tu robisz.
-Ej ej ej sam teraz przyznałeś, że jestem twoim kolegą, więc sam sobie narobiłeś.
-Spencer ja cię zabiję kiedyś, obiecuję.
-Ty, to mi możesz co najwyżej buty czyścić elfie.
Tommy milczał, nienawidził żartów na temat swojego wzrostu. Wiedział, że to żarty i nawet go to rozbawiło, ale dla zachowania pozorów udawał, że tryska czystą furią.
-Coś … ty … powiedział? – wymawiał dokładnie i powoli każde słowo.
-Już się tak nie dąsaj marudo. Ej właśnie, mały jesteś, wiecznie marudzisz, jeszcze cię walnąć na niebiesko i możesz grać smerfa AHAHAHAHAHA.
-Zginiesz za to – przybrał pozycję rozjuszonego byka, a Terrance udał przerażenie, po czym wybiegł z budynku, a Tommy pognał za nim.
Po kilku minutach biegu, podczas którego rzucali do siebie jakże uroczymi przezwiskami, przystanęli akurat przed domem blondyna.
-Po cholere … mnie zapraszałeś na … jakieś wyjście … skoro znów … siedzimy pod … moim domem … ciulu – wydyszał Tommy.
-Bo tak  - pokazał rząd białych zębów – poza tym dyszenie to ty zachowaj na noce z Adamem.
-Ale jego tu nie ma, to sobie mogę dyszeć kiedy chcę – Tommy pokazał mu język.
Spencer milczał przez chwilę, a potem powiedział:
-Wiesz co … ty albo jesteś chory … albo spędzasz za dużo czasu z psem … albo brakuje ci seksu.
-A po czym tak stwierdzasz?
-A po niczym. Masz klucze?
-Nie, wywaliłem je do kosza i będę wyważał drzwi.
-Chciałbym to zobaczyć.
-Ups, przykro mi – rzekł blondyn, machając mu pękiem kluczy przed oczami, a następnie otwierając drzwi.
-Kłamca, będziesz się w piekle smażył – burknął Terrance, który udawał, że jest obrażony.
-Przynajmniej będzie mi ciepło.
Mężczyzna wywrócił oczami i wszedł za niższym do budynku.
-Co tu tak ciemno do kurwy? – burknął Tommy – jak w dupie normalnie.
-Skąd mam wiedzieć? To twój dom.
-Nie wiem, myślę głośno. Cicho.
-Przecież nic nie mówię.
-Zamknij się.
-Humory jak baba.
Gdzieś z któregoś pokoju dobiegł ich stłumiony damski chichot.
-Tommy … chyba ci się myszy zalęgły – parsknął Terrance.
-Ale przecież … chwila, gdzie jest Etta.
-Nie wiem.
-Nie pytałem się ciebie – w tym momencie potknął się o coś miękkiego. Podskoczył, lecz po chwili sprawdził nogą co to, wydawało mu się, że to ludzkie ciało, przez co wrzasnął – Co to kurwa jest?! Trup?!
-Wiesz mam propozycję.
-Jaką?
-Zadajesz w cholerę pytań … Może byś światło zapalił bystrzaku! Sam mówisz, że ciemno jak w dupie!
Gdyby nie wszechogarniające ciemności Spencer mógłby dostrzec wściekłość na bladej twarzy blondyna. Tak się jednak nie stało. Ratliff posłuchał rady przyjaciela i wymacał na ścianie włącznik, gdy tylko światłość zalała pomieszczenie w którym się znajdowali ujrzeli masę ludzi, którzy jak na komendę krzyknęli „niespodzianka”. Tommy stał jak sparaliżowany, natomiast Terrance stał za nim, uśmiechając się od ucha do ucha. Wszystko się udało. Okna zasłonięte czarnymi nieprzepuszczającymi światła materiałami, u sufitu serpentyny i balony, podobnie jak w innych miejscach. Stół był zastawiony przekąskami i napojami, a z wierzy już sączyła się typowo imprezowa muzyka. Blondyn wciąż był w kompletnym szoku, między innymi dlatego, że w tłumie ujrzał kogoś kogo się tu zupełnie nie spodziewał.
-Adam … co ty tu robisz? – spytał, patrząc wielkimi oczami na mężczyznę niosącego tort z płonącymi świeczkami.
-Najpierw życzenie, potem odpowiedzi.
-Tylko, że ono się już spełniło.
-To dajesz kolejne, na pewno masz więcej w zanadrzu – uśmiechnął się do niego Lambert.
Ten tylko w odpowiedzi pokręcił głową z politowaniem i zdmuchnął świeczki.
-Juhuuu! – zakrzyknął brunet, wyrzucając pięść w górę w geście radości – Sto lat! Sto lat!
I tak Adam zapoczątkował wołanie wszystkich ludzi, znajdujących się w pomieszczeniu. Po jakimś czasie, to zaczęło brzmieć jak mantra, jak dodatkowy rytm w obecnej piosence, nikomu to jednak nie przeszkadzało, wszyscy doskonale się bawili. Kolejno podchodzili do niego Brooke, Monte, Camila, Sasha, Taylor, wszyscy przyjaciele ze starego zespołu, także ci, których znał z nowego oraz inni. Był bardzo szczęśliwy. Jakież było jego zdumienie, gdy wśród gości ujrzał Lisę, która zmierzała w jego kierunku.
-Rany Boskie Lisa, miało cię nie być – powiedział biorąc dziewczynę w objęcia.
-To była ustka, poza tym nawet jakbym była na wyjeździe to bym wróciła na twoje urodziny, jestem twoją siostrą, nie mogłabym tego przegapić – rzekła ściskając go i wręczając mu prezent.
-Nie musiałaś serio – zaśmiał się spoglądając do torby, jednak coś przykuło jego wzrok – prezerwatywy? Serio?
-Wiesz, uznałam, że to lepsze niż wibrator.
-Jezu – przyłożył rękę do twarzy i zaczął się śmiać.
-Poza tym nie wiedziałam jakiej wielkości i …
-Proszę cię … nie kończ lepiej tego zdania.
Dziewczyna pokazała mu język i odeszła, wreszcie przyszła kolej na życzenia od osoby, na którą tyle czekał.
-No więc tak, dużo zdrowia, szczęścia…
-Oh proszę cię, bez tych drętwych formułek – przerwał mu Tommy.
-Więc czego mam ci życzyć?
-Nie musisz niczego, po prostu ze mną bądź.
Adam uśmiechnął się na te słowa, złapał blondyna za ramiona i przybliżył swoją twarz do jego, po czym rzekł:
-W takim razie … kochanie … życzę ci … żebyś … się nie zmieniał, dalej był taki jaki jesteś i … żebyś w łóżku był jeszcze bardziej śmiały – mówiąc to z każdym wypowiedzianym słowem przysuwał twarz bliżej.
-Hmm no postaram się – mruknął, uśmiechając się zadziornie.
Nawet nie zauważyli, że w pomieszczeniu zapanowała cisza, a oczy wszystkich zebranych zwróciły się w ich stronę.
-Wszystkiego najlepszego Pretty Kitty – rzekł  Adam i pocałował namiętnie swojego chłopaka. Był przeszczęśliwy, że mógł sprawić mu taką radość. W pokoju rozpoczęła się wrzawa, wszyscy piszczeli i skakali z radości lub bili brawo, jeszcze inni wołali „gorzko, gorzko”, jednak oni byli zbyt pochłonięci sobą, by to wszystko usłyszeć. Kiedy się wreszcie oderwali od siebie patrzyli sobie jeszcze chwilę w oczy, póki nie przerwał im Terrance.
-Hej hej gołąbeczki, pogruchacie się potem, teraz się bawimy! – ostatnie słowa wrzasnął i otworzył szampana, który zalał podłogę.
-Terrance! – odezwała się Brooke.
-Będziesz to sprzątał – rzekł Adam.
-Hej hej – głos zabrał Tommy, unosząc ręce w geście obronnym – jak się bawić … to się bawić.
-No dziękuję, choć jeden mnie rozumie – powiedział Spencer.
-Ale to panele, więc kładź się i wycieraj – dodał Ratliff z poważną miną, wskazując palcem na mokrą plamę po napoju.
-Ale …
-Sprzątaj to, albo zdejmę ci gacie, nałożę ci na twarz i wytrę to jak mopem.
-Spodnie to ty Adamowi zdejmuj.
-Spencer! – ponownie krzyknęła Brooke, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Ciemnoskóry nie miał wyjścia, kazał zarzucić jakiś kawałek i położył się na podłodze wykonując bliżej nieokreślony taniec, który miał na celu uprzątnięcie bałaganu, następnie zdjął koszulkę i udając modela spytał „kto ją chce?”, a dziewczyny zaczęły piszczeć jedna przez drugą.
Tak rozkręciła się zabawa, która trwała prawie całą noc, i której uczestnicy odpadali po kolei ze zmęczenia, przez alkohol itp. Kiedy już nie został na parkiecie nikt Adam podszedł do Tommy’ego, który siedział na kanapie, jako jedyni byli najbardziej trzeźwi z tego towarzystwa, bo wiedzieli, że muszą panować nad sytuacją.
-Wiesz co? – spytał blondyn, biorąc kieliszek z szampanem, który podał mu mężczyzna.
-No? Co? – odezwał się Lambert, siadając obok i obejmując go ramieniem.
-To były chyba najlepsze urodziny w moim życiu – rzekł, patrząc mu w oczy.
-Cieszę się, że takie były. A zdradzisz mi, o jakim spełnionym życzeniu wtedy mówiłeś?
-Chciałem, żebyśmy spędzili dzisiejszy dzień razem.

Adam uśmiechnął się, podobnie jak Tommy. Odstawili napoje na stolik przed nimi i ponownie zatopili się w pocałunkach. Tym razem już nikt im nie mógł przeszkodzić.


niedziela, 16 października 2016

Rozdział 15 - BBPNPC

Witam kochani! Widzę, że wczorajszy imagin się Wam bardzo spodobał XD chyba muszę takie pisać częściej XD Dziś kolejny rozdział ff, jesteście gotowi? W takim razie miłej lektury ;*

----------------------------------------

Tommy wpadł do swojego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi jednym mocnym kopnięciem. Cały się trząsł. Dotąd Dexter tylko go ponaglał. Dziś wyraźnie mu groził. Zresztą nie tylko jemu. Groził też Adamowi. Tommy wiedział, że to przez niego. Oni wiedzą przecież, gdzie teraz jest i co robi. Wiedzą wszystko. Ale jedno pytanie nie dawało mu spokoju. Dlaczego Dexter nazwał Adama jego "kochasiem"? Skąd wie, że mu na nim zależy?
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, jednak pukanie nie ustawało. Poszedł otworzyć.
-Wszystko w porządku? - spytał Lambert.
O nie, tylko jego tu brakowało - pomyślał Tommy. Nie miał najmniejszego zamiaru prowadzić rozmowy z kimkolwiek, a zwłaszcza z nim.
-Tak...
-Przestań kłamać.
-Nie kłamię - jego głos wciąż drżał.
-Mogę wejść?
-Tak.
Adam wyminął go w drzwiach i usiadł na łóżku.
-Więc?
-Co więc?
-Tommy nie rób z siebie idioty. Spytam jeszcze raz, czy wszystko w porządku?
-Tak.
-Mhm, czyli według ciebie każdy, u kogo wszystko gra wraca z zakupów z nogami trzęsącymi się jak galareta?
-Jak jest zimno...
-Tommy do cholery, jest ponad dwadzieścia pięć stopni!
-Dla mnie to zimno...
-Tommy - powiedział ostro.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi.
-O to, że się martwię o ciebie. Przyszedłeś nikt nie wie skąd, jesteś niewiadomo kim, do nikogo nie chcesz się zbliżyć...
-Bo nikt mnie nie akceptuje?
-Wcale tak nie jest.
-Nie? A jak? Podaj mi przykład jednej osoby w tym domu, która nie ma mnie dość i nie chce mnie teraz wykopać za drzwi.
-Ja.
Tommy spojrzał na Adama. Nie wierzył w to co usłyszał. Myślał, że brunet znowu się poprawi, lecz on twardo na niego patrzył i nie miał zamiaru się ugiąć. Zastanowiło go to.
-Jak to? - wydusił z siebie w końcu.
-Tak to. Kiedy to wreszcie zrozumiesz?
-Ja to doskonale rozumiem, ale nie potrzebnie mnie tak traktujesz.
-Niby jak?
-Kurwa Adam, obchodzisz się ze mną jak ze śmierdzącym jajem, bronisz przy każdej okazji, jestem ci wdzięczny za to i to cholernie, ale niepotrzebnie to wszystko robisz. Zasłużyłem sobie na wszystko, co mnie spotyka - westchnął i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
-Nie mów tak.
-Dlaczego?
-To nie prawda.
-Nic o mnie nie wiesz.
-Więc mi powiedz.
-Nie mam ochoty się nikomu z niczego zwierzać, zwłaszcza tobie, im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie.
-Znowu zaczynasz?
-Nie Adam, poprostu ... - Lambert patrzył na niego wyczekująco - poprostu chcę cię chronić.
Nie wierzył we własne słowa, jednak nie miał zamiaru się z nich wycofywać. Nie ugiął się pod badawczym spojrzeniem niebieskich oczu bruneta.
-Przed czym? - zaniepokoił się Adam.
Ratliff nie odpowiedział.
-Tommy!
-Co?
-Chcę wiedzieć. Muszę wiedzieć.
Blondyn milczał chwilę, analizując całą zaistniałą sytuację. Adam miał rację, powinien znać prawdę. Jest jedyną osobą, która się nim przejmuje, nie może tego zignorować. Pytanie tylko, czy da rade tą prawdę znieść.
-Eh dobrze. Kiedy masz luźniejszy dzień.
-Nie możesz mi tego powiedzieć teraz?
-Nie, to za długa historia, będzie na to potrzebny cały dzień.
-No dobrze, niech ci będzie. Jutro mam wolne, pójdziemy gdzieś na miasto, zgadzasz się?
-Tak. Do jutra?
-Tak. Do jutra Tommy - powiedział Adam wstając i wychodząc.
Blondyn został sam z setkami myśli galopującymi po jego głowie.
***
Brooke poszła do pokoju Sashy. Nie może zostawić Adama samego, jest jego najlepszą przyjaciółką i nie ma najmniejszego zamiaru dokładać mu zmartwień.
Zapukała do drzwi.
-Proszę - ze środka usłyszała przytłumiony głos dziewczyny.
-Hej - powiedziała wchodząc - Co porabiasz?
-Przeglądam ciuchy - odrzekła dziewczyna - i tak nie mam co robić.
-Chcę z tobą porozmawiać.
Dziewczyna zdziwiła się i natychmiast poświęciła brunetce całą uwagę.
-A o co chodzi?
-O Tommy'ego.
-Ugh nawet mi o nim nie mów. Już na sam dźwięk jego imienia mnie mdli.
-Czemu aż tak go nie lubisz?
-Nie lubisz? - prychnęła - Żartujesz sobie ze mnie, tak? Ja go nienawidzę.
-A to niby z jakiego powodu?
-Jeszcze pytasz.
-No pytam, bo chcę znać odpowiedź.
-Przecież też za nim nie przepadasz.
-Owszem, ale nie mówię, że go nienawidzę.
-To jest to samo! - rzekła dziewczyna.
-Nie Sasha, to nie jest to samo. Nie przepadać za kimś, bo nie budzi twojego zaufania, a nienawidzić kogoś bezpodstawnie, to dwie różne i przeciwne rzeczy.
-Aleś się uparła. Nie zamierzam się z niczego tłumaczyć i koniec.
-Słuchaj Sash, ja ci nie kazuję go od razu lubić i wielbić...
-Nawet jakbyś kazała, to bym tego nie zrobiła. Po moim trupie - weszła Brooke w słowo.
-... ale - kontynuowała dziewczyna bez zawahania - jesteśmy w zespole Adama. Wszyscy i ...
-I co z tego? Co ten gówniarz ma do rzeczy? - nie dawała za wygraną.
-O to chodzi, że ten gówniarz jest z nami w tym zespole mądralo! - Brooke z każdym słowem podnosiła głos, traciła już cierpliwość - Naszym obowiązkiem jest oprócz nienagannej pracy wspierać Adama, a nie dokładać mu zmartwień! Czy tego chcemy, czy nie to on podejmuje decyzje, a teraz podjął decyzję o tym, że Ratliff zostaje i mamy się z nim dogadać, jeśli zespół ma w ogóle dalej istnieć. Chyba, że chcecie, żebyśmy wrócili do domu nim jeszcze wejdziemy do studia. Nowym zespołom ciężko wejść na rynek, a jak na razie idzie nam świetnie, żeby tam w ogóle nie trafić. Myślisz, że takie scesje pomagają?
-Czemu wydzierasz się akurat na mnie?! - Sasha też już nie wytrzymywała.
-Od kogoś trzeba zacząć - odrzekła Brooke - i mam nadzieję, że to, co powiedziałam otworzy ci oczy - dodała i wyszła, zostawiając wściekłą dziewczynę samą wśród porozrzucanych po całym pokoju ubrań.








sobota, 15 października 2016

After Hours - Img #3 #Adommy

PROSZĘ PRZECZYTAĆ!
No więc tak, wczoraj naszła mnie inspiracja na poniższego imagina (który mnie samej się bardzo podoba i jestem z niego dumna XD), jednak moim obowiązkiem jest ostrzec, iż zawiera on sceny przeznaczone dla osób pełnoletnich.
Z pozostałych informacji, jutro pojawi się nowy rozdział ff BBPNPC, mam nadzieję, że nie możecie się doczekać tak samo jak ja :D miłej soboty, udanej lektury i wszystkiego dobrego od waszej EjSi ;*

---------------------------------------------------

Tommy szedł długim oświetlonym korytarzem z plikiem papierów w ręce. Krawat uwierał go w szyję, więc go poprawił. To jednak nic nie dało. Marzył o tym, by wrócić do domu, zdjąć z siebie garnitur, wziąć kąpiel i rzucić się na łóżko z popcornem w ręce i laptopem z dobrym horrorem na kolanach. Było po dwudziestej drugiej, a on dalej gnił w tym zasranym biurze. Niby się cieszył. Był asystentem szefa i mało nie zarabiał, ale w dni takie jak te, gdy zostawał sporo po godzinach miał dość tej pracy. Wsiadł do windy, wcisnął przycisk na ostatnie piętro i spojrzał w sufit, po czym zamknął oczy. Był bardzo śpiący, w końcu siedział w tej cholernej korporacji od rana.
Był jednak jeden pozytyw, był w tym budynku sam z szefem i kilkoma sprzątaczkami, jednak przebywały one na innych piętrach. Kolejną męczącą cechą jego pracy tutaj było udawanie przed pozostałymi pracownikami, iż on i jego szef nie są w dobrych stosunkach, wręcz wrogich. W rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej. Teraz jednak mogli być sobą, nie musieli udawać, że się nienawidzą, pomimo tego, że byli blisko.
Wreszcie winda się zatrzymała i otworzyła, by mógł wyjść. Przemierzał korytarz, by na jego końcu zapukać do masywnych, obitych czarną skórą drzwi.
-Proszę! – usłyszał, po czym przekręcił klamkę i wszedł do środka.
Adam siedział przy dużym czarnym biurku zasypanym masą papierów i ustawionym tyłem do okna. Twarz miał skrytą w dłoniach, a łokcie oparte o blat. Za jego plecami rozpościerała się panorama Nowego Jorku nocą, ciemność była upstrzona światłami z budynków znajdujących się za oknem. W pomieszczeniu było biało od lamp wiszących na suficie, mimo to brunet i tak miał włączoną małą biurową lampkę, która rzucała żółtawą poświatę.
-Jak leci?
-Hej, masakra. Jeszcze te rachunki, nie mam już głowy do tego.
-Nie dziwię się, skarbie już późno. Zostaw to, jutro dokończysz.
-Nie, skończę to dzisiaj, jutro będzie nowa robota.
-Eh aleś ty uparty. Skoro tak, to tutaj masz jeszcze jeden stos, a ja spadam.
-Że co?! Skąd ty to wziąłeś?!
-Z recepcji. Max mi dał nim wyszedł. Miałem ci dostarczyć. Dobranoc.
-Tommy czekaj – Adam wstał i skierował się w stronę blondyna, który miał zamiar wyjść.
-Na co?
-Zostawisz mnie tutaj?
-Sam się o to prosisz. Adam, ty już nie kontaktujesz. Myślisz, że włócząc twarzą po blacie dobrze wszystko policzysz?
Lambert jednak milczał i przypatrywał mu się z dziwnym błyskiem w oczach.
-Adam? Słyszysz mnie? Haalooo – pomachał mu dłonią przed twarzą.
-Rozwiązałeś krawat – powiedział niskim głosem przygryzając dolną wargę.
-Tak, drażnił mnie.
-Wolałbym ja to robić.
-Ale co? Rozwiązywać mi krawat, czy mnie drażnić? – blondyn uniósł brew.
-Hmmm to i to – szepnął mu do ucha Adam, nachylając się tak, że jego gorący oddech oplótł szyję jego kochanka.
-Możesz … jeśli tylko zechcesz – odrzekł Ratliff.
-Pozwolisz mi? – spytał niskim głosem, przygryzając płatek jego ucha.
-No jasne … kiedy tylko masz na to ochotę – westchnął.
-Na przykład teraz?
-Co?
-Oj no weź Tommy. Jesteśmy tu sami – brunet wplótł palce we włosy chłopaka i pociągnął je lekko.
-Adam, ale niby gdzie mielibyśmy to zrobić?
-Sofa … dywan … biurko … oj kochanie, jak się chce … to się wszędzie da – wymruczał.
-Mmm nie prowokuj mnie skarbie, bo ulegnę – powiedział, przymykając oczy z błogim wyrazem twarzy, Lambert robił to tak cholernie dobrze.
-Ale mnie właśnie o to chodzi baby – ułożył pełne wargi na jego szyi, którą zaczął powoli całować. Brązowooki westchnął, uwielbiał tę pieszczotę.
-Adammm przestań skarbie.
-Nie, bo wiem, że oboje chcemy tego tak samo bardzo – w tym momencie popchnął Tommy’ego lekko na ścianę i przywarł całą powierzchnią swojego ciała do ciała blondyna, który poczuł wtedy bardzo wyraźnie, co miał na myśli jego ukochany, mówiąc „oboje chcemy tego tak samo bardzo”. Zdał sobie też sprawę z tego, że w jego spodniach zrobiło się dziwnie ciasno.
-Dlaczego czytasz mi w myślach?
-Nie w myślach, ale mowę ciała chyba odczytuję dobrze – mrugnął do niego i lekko ścisnął jego krocze. Tommy westchnął, a Adam wykorzystał okazję, by go pocałować.
-Uwielbiam, gdy wzdychasz prosto w moje usta – rzekł, gdy się od siebie odsunęli.
Lambert trzymał blondyna w ramionach bojąc się, że ten zemdleje lub straci czucie w nogach, wiedział jak na niego działał.
-Wiem, a ja uwielbiam, gdy mnie  zadowalasz – tym razem to on przejął kontrolę nad sytuacją. Położył dłoń na karku ciemnowłosego i zaczął powoli przemierzać językiem delikatną skórę jego szyi. Mężczyzna zadrżał pod wpływem pieszczoty. Gdy Tommy zauważył jego reakcję natychmiast postanowił działać dalej. Wsunął kolano między jego nogi i unosił je do góry dopóki nie dotknął najbardziej w tym momencie pobudzonej części jego ciała. W odpowiedzi usłyszał płytki jęk, który tylko utwierdził go, że zna się na rzeczy i jednocześnie zachęcił do dalszego działania.
-Kocie, gdzie idziesz? – spytał Adam urywanym głosem.
-Zasłonić okna? Chyba nie masz zamiaru latać jutro nago po telewizji i Internecie? Już widzę te nagłówki  „Wczoraj szef AML Corporation był widziany w dwuznacznej sytuacji późno w nocy …”
-Dobra już dobra, zasłaniaj i chodź do mnie.
-Tak bardzo mnie pragniesz? – uniósł brew.
-Nawet nie wiesz jak bardzo kochanie – odrzekł brunet gasząc lampy, by ich cienie nie prześwitywały przez jasne biurowe zasłony.
-Gotowe – rzekł w końcu Tommy, gdy zasunął okna i przekręcił klucz w drzwiach. Tak na wszelki wypadek.
-Mmm ja też jestem gotowy skarbie – powiedział Lambert, podchodząc do niego i podając mu kieliszek z czerwonym winem.
-Widzę, że ktoś tu się przygotował – spojrzał na płyn i upił trochę.
-Zawsze mam pod ręką to, co lubisz.
-Dobrze wiedzieć.
-Dobrze, to ci zaraz będzie.
-Mmm kochanie, nie mów, działaj.
-Skoro chcesz … - Lambert wyjął kieliszek z jego dłoni i razem ze swoim odstawił na stolik przy wejściu. Gdy Tommy spojrzał na niego pytająco dodał – myślę, że tak daleko nie zawędrujemy haha.
-Oj no nie wiem, my jesteśmy do wszystkiego zdolni – blondyn uśmiechnął się złowieszczo.
-Taaak, tak jak do tego.
W tym momencie Adam podszedł do niego najszybciej jak potrafił i najbliżej jak się dało i namiętnie go pocałował. Ratliff rozchylił usta i natychmiast poczuł jak znajomy język bada strukturę jego podniebienia. Westchnął, poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, przemieniając się w kończyny pluszowej zabawki. Czuł na sobie zachłannne pocałunki ust, które tak uwielbiał, gorący oddech Lamberta drażnił jego skórę i wywoływał dreszcze, które nie pozostały niezauważone.
-Aż tak ci się podoba to, co ci robię? – szepnął, unosząc brew.
-Oh tak skarbie … bardzo.
-A to dopiero początek.
Brunet wplótł palce w jego włosy i lekko szarpnął wyrywając przy tym jęk z gardła ciemnookiego.
-Skarbie, bo dojdę zanim zaczniemy na dobre.
-To sprawię, że dojdziesz drugi raz.
Ponownie wsunął język między wargi kochanka i przygryzł delikatnie jego dolną wargę, a jego poczynania ponownie nie zostały zignorowane. Zaczął powoli zsuwać marynarkę z ramion blondyna gdy poczuł, że ten robi to samo.
-Mmm kochanie, my nawet myślimy o tym samym w tym samym czasie.
-Zamknij się i przejdź wreszcie do rzeczy.
-Dziś na ostro?
-Nieważne jak i gdzie, byle z tobą.
-I taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje. Pokaż na co cię stać.
Po tych słowach inicjatywę przejął Tommy. Całując Adama, zaczął powoli rozpinać pasek od jego spodni, później przyszedł czas na guzik i zamek. Kiedy materiał opadł swobodnie do wysokości kostek ich właściciel płynnym ruchem stóp zdjął buty i odrzucił obie części garderoby dalej, by nie plątały się im pod nogami. Następnie Ratliff sięgnął jego garnituru i koszuli, których także zwinnie go pozbawił.
-Mrr kocie, mnie rozebrałeś, a siebie nie? Mam ja to zrobić, czy wolisz, żebym tylko ja dziś szczytował?
-Kochanie, cierpliwości, wszystko w swoim czasie – szepnął, popychając go na biurko, rozchylając jego nogi i przysuwając się do niego tak blisko, że na brzuchu czuł potężną erekcję swojego wybranka.
-No przecież ci będzie niewygodnie. Pozwól, że ci pomogę – rzekł Adam troskliwym głosem, po czym zsunął się z biurka i zaczął rozbierać ukochanego tak samo, jak on jego wcześniej.
-Mmm miałeś rację, o wiele wygodniej – wymruczał mu Tommy do ucha, gdy pozostał już w samej bieliźnie.
-Ahhh wiesz co nosić.
-To znaczy? – przygryzł wargę.
-Wiesz jak działa na mnie widok ciebie w tych czarnych bokserkach, które ci kupiłem.
-Skarbie to moje ulubione.
-Naprawdę?
-No jasne, ale i tak wiem, że wolisz mnie ich pozbawiać.
-Ty to byś doprowadził na szczyt samymi słowami.
-Tylko ciebie, innych nie chcę.
-Ja tak samo.
Gdy tylko to wypowiedział wsunął rękę pod ciemny materiał i objął go ręką poruszając delikatnie to w górę, to w dół, lekko ściskając. Poczuł, że blondyn traci grunt pod nogami, więc posadził go w miejscu, gdzie wcześniej sam siedział.
-A to chyba ty miałeś przejąć inicjatywę nieprawdaż? – uniósł brew, uśmiechając się zadziornie.
-Zamknij się i kontynuuj – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Było mu dobrze, nawet bardzo. Lambert wiedział co robić, znał jego czułe punkty i dobrze je wykorzystywał.
-Pięknie wyglądasz skarbie – szepnął.
-To jak dojdę, to cię chyba oślepię.
-Możemy się o tym przekonać, choć nie ukrywam, że chciałbym widzieć jeszcze jakąś twoją ekstazę, której będę przyczyną.
-To  w takim razie zamknij oczy skarbie.
-Nie mogę przestać cię podziwiać.
-Skoro tak, to możesz również posłuchać.
Do ruchów Adama dołączył on sam. Pracowali nad nim oboje, musiał przyznać, że bardzo mu się to podobało. Nie chciał jednak pozostać dłużny, więc zeskoczył z blatu i pozbył się ostatniej części garderoby u obojga i przeszedł do rzeczy względem Adama, który po raz kolejny znalazł się na biurku, na którym dostrzegalne były już ślady potu.
Ponownie rozchylił jego uda i wsunął się między nie, klękając. Pogładził delikatnie ręką czubek Adama, a następnie zaczął wykonywać posuwiste ruchy, rysując palcem drugiej dłoni kółka na biodrze ukochanego. Wiedział jak to na niego działa. Po jakiś czasie zaprzestał czynności, spojrzał brunetowi prosto w jego zamglone z rozkoszy oczy i wziął go do ust, oplatając go zwinnie językiem i powodując symfonię dźwięków, która dla niego była poezją w najczystszej postaci.
-Oh skarbie, jesteś przeboski.
-Ile razy mi to już mówiłeś?
-Taka prawda.
-Możliwe, ale nie daj się zwieść, uwielbiam tego słuchać.
-Wiem, a ja uwielbiam ci to powtarzać.
Tommy kontynuował swoje poczynania, dokładając do tego podrażnianie bardzo wrażliwych sutków Adama, który wyginał się pod wpływem sprawianych mu przyjemności, jęcząc imię swojego ukochanego.
-Głośniej kochanie, chcę wiedzieć czy robię to dobrze.
-Robisz to kurwa perfekcyjnie – wydyszał.
-I tak ma być baby.  Może coś jeszcze dołożę.
-Może tym razem ja ci coś zrobię?
-Mrr co masz na myśli?
Ratliff nie musiał długo czekać na odpowiedź. Adam zsunął się z biurka i już po paru chwilach oboje wylądowali na puszystym białym dywanie, który zajmował powierzchnię przed miejscem ich niedawnych igraszek. Blondyn leżał na brzuchu, na jego biodrach górował Lambert, który nakładał w tym momencie zabezpieczenie.
-Nie leż tak – szepnął do Tommy’ego - chcę cię zaspokoić kochanie.
Przesunął się na jego uda, dając mu możliwość uklęknięcia. Gdy już to zrobił, brunet ponownie nachylił się do jego ucha i szepnął „szykuj się skarbie”, po czym ułożył dłonie na pośladkach blondyna i wsunął się w niego, wywołując krzyk rozkoszy, który zakłócił ciszę pomieszczenia. Poruszał płynnie biodrami do przodu i do tyłu, wsłuchując się w jęki mężczyzny przed nim i swój nierówny oddech. Chcieli już osiągnąć spełnienie, ale też chcieli ciągnąć tą zabawę rozkoszy w nieskończoność. Chcieli czuć tę przyjemność najdłużej jak się da. W końcu Adam przesunął ręce w najwrażliwszy punkt ciała Tommmy’ego i zaczął go masować, wkładając w to uczucia i chęć zadowolenia chłopaka. Dźwięk jego własnego imienia, wydobywający się spomiędzy spierzchniętych od przygryzania warg działał na niego jak mocny energetyk, pobudzał do dalszego działania jak cholera.
-Oh A … Adam … ja zaraz  nie … wytrzymam.
-Więc na co czekasz? Pokaż jak ci dobrze.
Te słowa przelały czarę doznań i Tommy poczuł narastające skurcze w podbrzuszu oraz ciepło rozlewające się po jego wnętrzu, zaczął drżeć, a po jego alabastrowej skórze spływały drobne kropelki potu. Nie potrafił się już kontrolować, jęki przerodziły się w krzyki, a oczy zamknęły się pod wpływem intensywnego orgazmu jakiego właśnie doznawał. Adam, patrząc na to do jakiego stanu doprowadził Ratliffa poczuł, że i on jest już bliski kresu, który nastąpił już po paru sekundach. Był to, jak sam stwierdził, jeden z najlepszych w jego życiu. Odchylił głowę do tyłu, a gardłowe dźwięki opuszczały jego usta jeden po drugim. Było mu gorąco i bardzo dobrze. Czuł pod palcami lepki płyn, który sączył się z blondyna i by dopełnić tej rozkoszy sam wypuścił swój we wnętrzu ukochanego. Pogłaskał go po plecach, po czym wysunął się z niego i oboje, dysząc opadli na puszysty dywan, który po ich wyczynach nie był już taki czysty. Na szczęście, jeśli się ktoś dokładnie nie przyjrzał, nie był w stanie wykryć, że coś z nim nie tak.
-Adam?
-Tak?
-To było takie zajebiste. Najlepszy seks w moim życiu.
-Mmm cieszę się.
-Tylko wiesz co?
-No co?
-Chyba musimy się czymś przykryć, bo zamarzniemy do rana.
-Nie ma sprawy, wstań to ci coś pokażę.
-A co to takiego?
-Drobna niespodzianka.
Kiedy po krótkim odpoczynku podnieśli się, zbierając po drodze swoje ubrania, Adam wziął z biurka tajemniczy klucz i wsunął go w dziurkę w ścianie. Gdy kliknęło otworzył drzwi i zapalił światło w pomieszczeniu.
-Oto sekretna sypialnia, którą sobie tu sprawiłem, na wypadek gdybym zostawał po godzinach lub … na wypadek takich sytuacji jak dziś.
Ratliff zaniemówił z wrażenia. Pomieszczenie utrzymane było w białej tonacji, a duże dwuosobowe łóżko aż zachęcało, by się w nim położyć. Była tam również szafa z zapasowymi garniturami, a także ku uciesze blondyna łazienka.
-Hmm…
-Nad czym myślisz?
-Nad powtórką z rozrywki tyle, że pod prysznicem, a potem jeszcze raz na tym boskim łóżeczku – wyszczerzył się zadziornie.
-Mnie to pasuje.
-Mnie tym bardziej.
Po tych słowach zamknęli za sobą drzwi i udali się wziąć prysznic, który nie obył się bez gorących igraszek, czy pieszczot.

Po dzisiejszych przygodach zasnęli wtuleni siebie, wdychając zapachy własnych ciał, które tak uwielbiali. Leżeli na łóżku pod białą kołdrą, która kontrastowała z wypiekami na ich twarzach. Oboje zasnęli niemal w tym samym czasie, uśmiechając się błogo na wspomnienie wydarzeń tego wieczoru.



niedziela, 9 października 2016

Rozdział 14 - BBPNPC

-Oglądałaś wczorajszy mecz? - w kuchni następnego dnia Monte rozmawiał z Camilą.
-Pewnie, że tak. Grali super, od dawna tak dobrze się nie oglądało.
-Zgadzam się, a ... no nie.
-Co się stało?
-Nie ma mojego jogurtu, w ogóle nawet chleba jest mniej.
-I co?
-Pewnie Ratliff.
-Aaa. Nie no ja mam go już po dziurki w nosie.
-Tak, ja też. Czemu Adam go tak broni?
-Na co znowu narzekacie? - do kuchni weszła Brooke, ziewając.
-Ratliff znowu podkradał jedzenie.
-Jezu, czy wy już innych tematów nie macie?
-O co ci chodzi? Z tego co wiem też za nim nie przepadasz - oburzył się Monte.
-I tak jest, ale mam też inne tematy do rozmowy niż ten wygolony dzieciak.
-Nagle będziesz go bronić? - do rozmowy włączyła się Camila.
-Nie bronię go. Mówię poprostu, że wiecznie na niego narzekacie. Wkurzacie się o najmniejszy szczegół. Irytuje was jego obecność, a wiecznie sobie o niej przypominacie. Sami robicie z niego pępek świata i pchacie w stronę Adama, który staje w jego obronie, przez co oddalacie go od siebie.
-Brooke co ty w ogóle gadasz? - zdziwił się Pittman.
-Czy ty się w ogóle słyszysz? - denerwowała się Camila.
-Tak, słyszę i wiem, co mówię - obrzuciła ich zirytowanym spojrzeniem - daję wam poprostu radę. Jak widać Adam nie ma zamiaru się go pozbyć, więc wasze działania są bezsensowne. Takie zachowanie tylko dzieli zespół i okaże się w końcu, że przez coś takiego zanim zaczniemy nagrywać płytę, będziemy mogli wracać do domu, bo ekipa się rozchrzani. Nie wiem jak wy, ale ja potrzebuję pieniędzy i nie mam zamiaru pozbyć się tej roboty i okazji do robienia tego co kocham. Jeżeli myślicie podobnie jak ja, to może skupcie się na tym, zamiast powodować wieczne kłótnie i sprawiać Adamowi przykrość i bez tego ma wiele na głowie.
Brooke nalała sobie wody do szklanki, podczas gdy Monte i Camila patrzyli na nią zdumieni. Spodziewali się, że tancerka stanie po ich stronie i przyłączy się do narzekań na nowego basistę. Rozczarowali się.
-Aha, a twój jogurt ja zjadłam. Dziwne, że jeszcze parę dni temu wszystko było wspólne, a odkąd Tommy tu jest nagle każdy ma swoją własność - wypiła zawartość naczynia i postawiła ją koło zlewu, przez co było słychać głośne stuknięcie, po czym wyszła, zostawiając oszołomionych przyjaciół.
***
Tommy szedł właśnie ulicami miasta, pogrążony w swoich myślach, przez co nie zauważył mężczyzny, który obserwował każdy jego ruch z ciemnego zaułka.
Gdy wracał z zakupów zadowolony, że wreszcie nikt nie będzie mu mógł zarzucić podbierania czyjegoś jedzenia, ktoś wciągnął go do zacienionej uliczki.
-Znów się spotykamy Ratliff - Tommy wyczuł oddech Dextera, przepełniony wonią tytoniu i whisky.
-Czego chcesz? - warknął blondyn.
-E e e - mężczyzna pomachał mu palcem przed nosem - grzeczniej Tommuś. Chyba nie chcesz, żeby spotkało cię coś złego.
Blondyna zatkało. Nie wiedział, co powiedzieć.
-Co tak...
-Kiedy oddasz? Czas ucieka - ciągnął Dexter z paskudnym uśmieszkiem, na widok którego Tommy'emu coś się przewróciło w żołądku.
-Co to? - mężczyzna wskazał na torby z zakupami - dorabiasz jako dostawca? - parsknął śmiechem z własnego dowcipu.
-Nie.
-Więc jak oddasz pieniądze?
-Znajdę sposób.
Tommy chciał się już oddalić, jednak usłyszał za sobą jeszcze głos mężczyzny, który spowodował, że serce mu stanęło.
-Tylko nie szukaj za długo, bo coś złego spotka twojego kochasia.
Blondyn zatrzymał się w półkroku, wstrząśnięty tym, co usłyszał. Otrząsnął się jednak i szybkim krokiem udał się w stronę posiadłości Adama i jego zespołu.
***
Tommy wrócił do domu zdenerwowany. Ręce mu się trzęsły, a po czole spłynęła drobna strużka potu. Wpadł do kuchni i tak szybko, jak tylko mógł powkładał zakupione artykuły spożywcze do odpowiednich miejsc. Chciał jak najszybciej znaleźć się u siebie w pokoju. Stracił cały apetyt. Starał się poukładać rzeczy w jak najkrótszym czasie, więc nie zwracał uwagi na to, że pospiesznie otwierane i zamykane drzwi od szafek stwarzały ogromny hałas.
-Co tu się dzieje? - spytał Adam, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
Ratliff oparł się o zlew, płytko oddychając.
-Tommy? Wszystko okej? - spytał, gdy napotkał wystraszony wzrok blondyna.
-T-tak, wszystko w porządku - rzekł, po czym szybkim krokiem wyszedł z kuchni, zostawiając oszołomionego Adama samego.













niedziela, 2 października 2016

Rozdział 13 - BBPNPC

Witam, dziś rozdział z lekkim opóźnieniem, bo byłam na urodzinach kuzynki i trochę to zeszło XD
Bez przeciągania zapraszam na rozdział!!!

--------------------------------------------------------

-Jestem tu, bo martwię się o Adama.
Tommy kiwnął głową, dając jej tym sygnał, by kontynuowała.
-No więc ... tak, jak mówiłam martwię się o niego. Nie chcę, żeby cierpiał ... po twoim wybryku ... eh był serio nieźle przybity. Ehhh serio nie wiem czemu on cię tak broni ... serio nie wiem...
-Broni mnie? - zdziwił się Tommy.
-Oh nie rób z siebie idioty, dobrze o tym wiesz. No w każdym razie... nie spapraj tego. Nie wolno ci go skrzywdzić.
-Nie mam takiego zamiaru.
-I dobrze. Bo jeśli kiedykolwiek dowiem się, że cierpi przez ciebie - zbliżyła się do niego i chwyciła za ramiona, patrząc chłopakowi głęboko w oczy - pożałujesz Ratliff - dosłownie wypluła ostatnie słowo.
Tommy parsknął.
-Bawi cię to?! - warknęła.
-Emmm noo... e no trochę tak...
-Dlaczego? - wycedziła przez zęby.
-No ... bo ... bo ty taka drobna i...
-I uważasz, że nie jestem w stanie skopać ci jaj? Owszem, potrafię, ale nie chciej się o tym przekonać.
Blondyn patrzył na nią z lekkim przerażeniem w oczach, na co dziewczynie wyraźnie ulżyło, a po jej twarzy przemknął cień uśmiechu satysfakcji.
Brooke puściła Tommy'ego i skierowała się w stronę drzwi. Już miała rękę na klamce, gdy:
-Kim on dla ciebie jest?
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, po czym mruknęła:
-Nie twoja sprawa, Ratliff.
-Możesz przestać warczeć do mnie po nazwisku?
-Nie.
-Odpowiesz mi?
Brooke odwróciła się w jego stronę i rzekła:
-Przyjacielem Ratliff - zmierzyła go wzrokiem - ty nigdy tego nie zrozumiesz.
-Dlaczego tak uważasz?
-Takim jak ty nie jest pisana taka przyszłość.
-Na jakiej podstawie tak sądzisz?
Dziewczyna milczała.
-No? Powiesz mi, czy nie? - ponaglał ją Tommy.
-Poprostu wiem.
Ratliff parsknął śmiechem.
-Taaa, a ja poprostu wiem, że jutro wstanie nowy dzień.
-Nie możesz być tego taki pewny.
-Ty też nie.
-Nie mam ochoty na przepychanki słowne z tobą.
-Kochasz go?
-Co?
-Pytam, czy go kochasz?
-Nie tak jak myślisz.
-Oh.
-Tak, jak mówiłam. Ty nigdy tego nie zrozumiesz - powiedziała Brooke, po czym wyszła z pokoju, zamykając drzwi.
Tommy wziął poduszkę i cisnął nią w kąt pokoju.
-Może ona ma rację? Może zawsze będę sam? Ehhh chyba nigdy nie zaznam czyjegoś uczucia.
***
Adam myślał tego popołudnia nad piosenkami, które powinien stworzyć, lecz nie mógł się skupić. Jego myśli wciąż uciekały do pokoju na końcu korytarza, gdzie znajdował się tajemniczy blondyn. Wreszcie złapał wątek.
Ale gorąco - pomyślał.
"So hot out the box"
Wziął głęboki oddech.
"Can you pick up the pace?"
Po co?
"Turn it up
Heat it up"
O tak.
"I need to be entertained"
Co?
"Push the limit"
Proszę.
"Are you with it?"
Tak.
"Baby don’t be afraid
Imma hurt you real good, baby
Let’s go, it’s my show
Baby do what I say"
Oh.
"Don’t trip off the glitz "
Mmm.
"I told you Imma hold you down
Until you’re amazed
Give it to you till you’re screaming my name"
O Boże.
Adam pisał dalej. Litery same sypały się po kartce, układając w nowe płynne słowa, o których nawet nie zdążył pomyśleć. Tekst sam wpadał mu do głowy.
"I’m here for your entertainment"
Tommy.
-Boże - brunet schował twarz w dłoniach - co się ze mną dzieje? - spytał sam siebie, po czym opadł bezsilnie na fotel. Wziął kartkę i przeczytał to, co zapisał. Przetarł oczy. Nie wierzył w to, co wyszło spod jego palców. Nie wierzył, że naprawdę to napisał. Nie wierzył w słowo wypowiedziane po ostatnim wersie. Nie wierzył, że było to imię jego basisty. Człowieka, którego ledwo znał, a mimo to pisał o nim piosenkę. Piosenkę, w której nie było żadnego podtekstu przyjacielskiego. Był podtekst, lecz inny. Taki, jakiego się Adam w ogóle nie spodziewał.
-Nie - powiedział sam do siebie - to niemożliwe.
***
Tommy był w kuchni, parzył herbatę. Był głodny, więc pomimo wieczornej pory miał zamiar wyjść za chwilę do sklepu po coś do jedzenia. Był tak zamyślony, że nie słyszał kroków w korytarzu. Dopiero ciche skrzypnięcie drzwi wyrwało go z transu.
-Hej -rzekł Adam - co u ciebie?
-Hej, w sumie nie za wiele.
-A co masz teraz w planach?
-Czemu tak wypytujesz? - Tommy spojrzał na niego podejrzliwie.
-Nic, tak po prostu.
-Zaraz idę do sklepu.
-Po co?
-Po coś do jedzenia.
-Przecież kuchnia jest pełna jedzenia, po co masz iść do sklepu?
-Bo według twojego zespołu, nie mam prawa nic stąd brać, bo to nie moje - powiedział blondyn, w jego tonie dało się wyczuć napięcie i lekkie drżenie.
-Ehhh - Adam przeczesał włosy palcami - weź sobie cokolwiek, jutro coś kupisz. Nie chodź nigdzie o tej porze.
-Dlaczego? - Tommy był w lekkim szoku. Adam był dla niego za dobry, zdecydowanie.
-Bo to niebezpieczne. W każdym zakamarku są jakieś ... - Ratliff patrzył na niego wyczekująco - jakieś typki.
-Czemu się tak martwisz?
-Bo mi na tobie zależy - Adam dopiero jak wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
Tommy także był zdezorientowany, patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, usta miał uchylone. Przez chwilę żaden z nich nie był zdolny wydusić z siebie słowa.
-C-coś ty powiedział? - spytał blondyn, będąc dalej w szoku.
-Eee to znaczyy zależy mi no bo ... eee ... bo jesteś częścią zespołu i ... ee i i się troszczę o ciebie - odchrząknął - to znaczy was.
Tommy był w coraz większym szoku. Czy się przesłyszał? Dlaczego Adam się poprawił? O co w ogóle chodzi?
-Emm dzięki ... tak myślę.
Blondyn odwrócił się plecami do Adama, który westchnął głęboko, ale bezgłośnie. Ukroił sobie dwie kromki chleba, z lodówki wyjął jakąś szynkę, po czym obrócił się przodem do bruneta. Wymienili się jeszcze spojrzeniami, po czym Tommy wyszedł z pomieszczenia, wymijając Adama.
Brunet przetarł twarz dłońmi, które następnie oparł o blat, przy którym stał.
-Co się ze mną dzieje?