Witam, dziś rozdział z lekkim opóźnieniem, bo byłam na urodzinach kuzynki i trochę to zeszło XD
Bez przeciągania zapraszam na rozdział!!!
--------------------------------------------------------
-Jestem tu, bo martwię się o Adama.
Tommy kiwnął głową, dając jej tym sygnał, by kontynuowała.
-No więc ... tak, jak mówiłam martwię się o niego. Nie chcę,
żeby cierpiał ... po twoim wybryku ... eh był serio nieźle przybity. Ehhh serio
nie wiem czemu on cię tak broni ... serio nie wiem...
-Broni mnie? - zdziwił się Tommy.
-Oh nie rób z siebie idioty, dobrze o tym wiesz. No w każdym
razie... nie spapraj tego. Nie wolno ci go skrzywdzić.
-Nie mam takiego zamiaru.
-I dobrze. Bo jeśli kiedykolwiek dowiem się, że cierpi przez
ciebie - zbliżyła się do niego i chwyciła za ramiona, patrząc chłopakowi
głęboko w oczy - pożałujesz Ratliff - dosłownie wypluła ostatnie słowo.
Tommy parsknął.
-Bawi cię to?! - warknęła.
-Emmm noo... e no trochę tak...
-Dlaczego? - wycedziła przez zęby.
-No ... bo ... bo ty taka drobna i...
-I uważasz, że nie jestem w stanie skopać ci jaj? Owszem,
potrafię, ale nie chciej się o tym przekonać.
Blondyn patrzył na nią z lekkim przerażeniem w oczach, na co
dziewczynie wyraźnie ulżyło, a po jej twarzy przemknął cień uśmiechu
satysfakcji.
Brooke puściła Tommy'ego i skierowała się w stronę drzwi.
Już miała rękę na klamce, gdy:
-Kim on dla ciebie jest?
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, po czym mruknęła:
-Nie twoja sprawa, Ratliff.
-Możesz przestać warczeć do mnie po nazwisku?
-Nie.
-Odpowiesz mi?
Brooke odwróciła się w jego stronę i rzekła:
-Przyjacielem Ratliff - zmierzyła go wzrokiem - ty nigdy
tego nie zrozumiesz.
-Dlaczego tak uważasz?
-Takim jak ty nie jest pisana taka przyszłość.
-Na jakiej podstawie tak sądzisz?
Dziewczyna milczała.
-No? Powiesz mi, czy nie? - ponaglał ją Tommy.
-Poprostu wiem.
Ratliff parsknął śmiechem.
-Taaa, a ja poprostu wiem, że jutro wstanie nowy dzień.
-Nie możesz być tego taki pewny.
-Ty też nie.
-Nie mam ochoty na przepychanki słowne z tobą.
-Kochasz go?
-Co?
-Pytam, czy go kochasz?
-Nie tak jak myślisz.
-Oh.
-Tak, jak mówiłam. Ty nigdy tego nie zrozumiesz -
powiedziała Brooke, po czym wyszła z pokoju, zamykając drzwi.
Tommy wziął poduszkę i cisnął nią w kąt pokoju.
-Może ona ma rację? Może zawsze będę sam? Ehhh chyba nigdy
nie zaznam czyjegoś uczucia.
***
Adam myślał tego popołudnia nad piosenkami, które powinien
stworzyć, lecz nie mógł się skupić. Jego myśli wciąż uciekały do pokoju na
końcu korytarza, gdzie znajdował się tajemniczy blondyn. Wreszcie złapał wątek.
Ale gorąco - pomyślał.
"So hot out the box"
Wziął głęboki oddech.
"Can you pick up the pace?"
Po co?
"Turn it up
Heat it up"
O tak.
"I need to be entertained"
Co?
"Push the limit"
Proszę.
"Are you with it?"
Tak.
"Baby don’t be afraid
Imma hurt you real good, baby
Let’s go, it’s my show
Baby do what I say"
Imma hurt you real good, baby
Let’s go, it’s my show
Baby do what I say"
Oh.
"Don’t trip off the glitz "
Mmm.
"I told you Imma hold you down
Until you’re amazed
Give it to you till you’re screaming my name"
Until you’re amazed
Give it to you till you’re screaming my name"
O Boże.
Adam pisał dalej. Litery same sypały się po kartce, układając
w nowe płynne słowa, o których nawet nie zdążył pomyśleć. Tekst sam wpadał mu
do głowy.
"I’m here for your entertainment"
Tommy.
-Boże - brunet schował twarz w dłoniach - co się ze mną
dzieje? - spytał sam siebie, po czym opadł bezsilnie na fotel. Wziął kartkę i
przeczytał to, co zapisał. Przetarł oczy. Nie wierzył w to, co wyszło spod jego
palców. Nie wierzył, że naprawdę to napisał. Nie wierzył w słowo wypowiedziane
po ostatnim wersie. Nie wierzył, że było to imię jego basisty. Człowieka,
którego ledwo znał, a mimo to pisał o nim piosenkę. Piosenkę, w której nie było
żadnego podtekstu przyjacielskiego. Był podtekst, lecz inny. Taki, jakiego się
Adam w ogóle nie spodziewał.
-Nie - powiedział sam do siebie - to niemożliwe.
***
Tommy był w kuchni, parzył herbatę. Był głodny, więc pomimo
wieczornej pory miał zamiar wyjść za chwilę do sklepu po coś do jedzenia. Był
tak zamyślony, że nie słyszał kroków w korytarzu. Dopiero ciche skrzypnięcie
drzwi wyrwało go z transu.
-Hej -rzekł Adam - co u ciebie?
-Hej, w sumie nie za wiele.
-A co masz teraz w planach?
-Czemu tak wypytujesz? - Tommy spojrzał na niego
podejrzliwie.
-Nic, tak po prostu.
-Zaraz idę do sklepu.
-Po co?
-Po coś do jedzenia.
-Przecież kuchnia jest pełna jedzenia, po co masz iść do
sklepu?
-Bo według twojego zespołu, nie mam prawa nic stąd brać, bo
to nie moje - powiedział blondyn, w jego tonie dało się wyczuć napięcie i
lekkie drżenie.
-Ehhh - Adam przeczesał włosy palcami - weź sobie cokolwiek,
jutro coś kupisz. Nie chodź nigdzie o tej porze.
-Dlaczego? - Tommy był w lekkim szoku. Adam był dla niego za
dobry, zdecydowanie.
-Bo to niebezpieczne. W każdym zakamarku są jakieś ... -
Ratliff patrzył na niego wyczekująco - jakieś typki.
-Czemu się tak martwisz?
-Bo mi na tobie zależy - Adam dopiero jak wypowiedział te
słowa, zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
Tommy także był zdezorientowany, patrzył na niego szeroko
otwartymi oczami, usta miał uchylone. Przez chwilę żaden z nich nie był zdolny
wydusić z siebie słowa.
-C-coś ty powiedział? - spytał blondyn, będąc dalej w szoku.
-Eee to znaczyy zależy mi no bo ... eee ... bo jesteś
częścią zespołu i ... ee i i się troszczę o ciebie - odchrząknął - to znaczy
was.
Tommy był w coraz większym szoku. Czy się przesłyszał?
Dlaczego Adam się poprawił? O co w ogóle chodzi?
-Emm dzięki ... tak myślę.
Blondyn odwrócił się plecami do Adama, który westchnął
głęboko, ale bezgłośnie. Ukroił sobie dwie kromki chleba, z lodówki wyjął jakąś
szynkę, po czym obrócił się przodem do bruneta. Wymienili się jeszcze
spojrzeniami, po czym Tommy wyszedł z pomieszczenia, wymijając Adama.
Brunet przetarł twarz dłońmi, które następnie oparł o blat,
przy którym stał.
-Co się ze mną dzieje?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz