A teraz wiadomość do Was, macie tu świeżutkiego imagina, głównie o Tommym, jednak pojawia się tutaj również wątek Adommy. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i sorka, że tak późno, no ale wiecie szkoła XD
Tak czy siak, zapraszam do czytania. Miłej lektury! <3 buziaczki i przetrwajcie, już niedaleko do kolejnego weekendu ;)
P.S. możliwe, że pomieszałam warunki pogodowe, nie wiem, nie znam się na tamtejszej pogodzie o tej porze roku XD
-------------------------------------------------
Był chłodny mglisty październikowy poranek. Za oknami
unosiła się delikatna mgła. Było wcześnie rano, Burbank dopiero zaczynało
tętnić życiem. Ludzie powoli wychodzili na ulice, spiesząc się do pracy, bądź
na zakupy.
Tommy obudził sie już jakiś czas temu, jednak nie chciał
wstawać, to był jego dzień, mógł robić co chciał. Drzemał teraz niespokojnie,
wiercąc się pod kołdrą, gdyż brakowało mu ciepła. Liczył, że nie spędzi
dzisiejszego dnia samotnie, jednak realia były inne. Nikogo prócz niego w domu
nie było, więc nie musiał przed nikim ukrywać swojego przygnębienia i ponurego
nastroju.
Mieli spotkać się z Adamem i przyjaciółmi, jednak sprawy
potoczyły się inaczej. Lambert dostał dwa dni temu informację o nagłym
wyjeździe, a każdemu innemu również coś wypadło. Dziwne, ale cóż. Blondyn
próbował pozbyć się nieodpartego wrażenia, że każdy ma go dosyć, jednak było to
trudne w obecnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Nawet rodzina nie mogła wpaść.
Nie zawiedli go jednak wierni fani, którzy, gdy tylko wybiła północ w ich kraju
popędzili z życzeniami dla Ratliffa, więc kiedy tylko rano wszedł na portale
społecznościowe zasypała go fala życzeń z całego świata. Było mu ciepło na
sercu, że o nim pamiętają, niby to normalne, był sławny, jednak wciąż się do
tego nie przyzwyczaił.
"I chyba nigdy się nie przyzwyczaję" - powiedział
do siebie w myślach.
Podniósł się do pozycji siedzącej, ale natychmiast tego
pożałował. Wstrząsnął nim dreszcz. Natychmiast zawinął się w kołdrę i potarł pod
nią nagie ramiona. Przeklinał w myślach, że nie ma pod ręką koca, czy
szlafroka.
Trzęsąc się wygramolił się z łóżka i popędził do łazienki,
czym spowodował, że było mu zimniej.
-Cholera - mruknął, wchodząc do łazienki.
Szybko wykonał poranną toaletę i ubrał się w swoje ulubione
ciuchy. Poszedł zrobić śniadanie, a gdy je jadł przeglądał Twittera,
odpowiadając fanom. Życzeń i miłych słów było naprawdę mnóstwo.
W pewnym momencie zadzwonił telefon. Zdziwił się, bo nie
oczekiwał, że ktoś się odezwie. Uśmiechnął się jednak, gdy tylko na
wyświetlaczu spostrzegł imię "Adam". Wcisnął zieloną słuchawkę i
przyłożył sprzęt do ucha.
-Sto lat sto lat i wszystkiego co najlepsze dla mojego
Pretty Kitty! Siema kochanie, co tam? - usłyszał radony głos piosenkarza.
-Hej, całkiem nieźle haha widzę, że pamiętałeś - zaśmiał się
pod nosem.
-Jak mógłbym zapomnieć?
-Nie wiem ... nie podejrzewałem cię o to.
-Wiem, wiem, to dlatego, że nie mogę z tobą być.
-Mniej więcej - burknął Tommy do siebie ledwo słyszalnym
głosem.
-Wiedziałem, przepraszam cię naprawdę.
-Adam, ale ja to rozumiem, nie ma sprawy, nic nie szkodzi.
Baw się dobrze, dam sobie radę.
-Ty chyba gorączkę masz.
-Nie ... nie miał mnie kto o nią przyprawić - wyszczerzył
się do słuchawki.
-To czemu gadasz takie głupoty? Serio myślisz, że jestem w
stanie dobrze się bawić, mając świadomość, że masz urodziny, a siedzisz sam?
-Nie dobijaj mnie, proszę.
-Może Lisa by wpadła?
-Nie może, jest na wyjeździe służbowym.
-Bez jaj.
-Hah jakbym siebie słyszał.
-Ej nie smutaj, jak tylko dam radę, to wrócę.
-Wyluzuj, Etta jest ze mną. Aż taki samotny nie jestem.
-Tommy...
-Adam ... daj spokój, naprawdę. Kończ lepiej, bo jeszcze
będą się czepiać, że gadasz ze mną i się obijasz zamiast pracować.
-Też mi się należy przerwa, ale ... cholera wołają mnie. Czy
ty masz jakieś specjalne zdolności?
-Możliwe. No już, zjeżdżaj.
-Milusi jak zawsze.
-W końcu jestem Pretty Kitty, to do czegoś zobowiązuje -
zaśmiał się.
-Hah tak, masz rację. Okay skarbie, potem zadzwonię. Papa.
-Papa leć - powiedział i rozłączył się.
Spojrzał na ścianę na przeciwko i wpatrywał w nią jakiś
czas. Poczuł, że pieką go oczy, ale zacisnął je mocno tak samo jak szczękę.
-Na co mi ryczeć, to nic nie da - stwierdził twardo.
Zamrugał parę razy, dla pewności przecierając powieki
rękawem koszuli. W tym momencie podbiegła do niego Etta z jej ulubioną zabawką
w pysku, gumową piszczącą kością.
-Chociaż ciebie mam - powiedział, głaszcząc po głowie
merdającego ogonem psa i spoglądając na nią czule - chcesz się pobawić, mała?
Suczka natychmiast się poderwała i zaczęła biegać po całym
pomieszczeniu, rzucając zabawką po kątach. Tommy zaśmiał się serdecznie na
widok tego, co wyprawiał jego pupil i wstał z krzesła, odstawiając talerz do
zlewu.
-Chodź, pójdziemy na spacer - powiedział, a Etta pognała jak
szalona w kierunku pokoju, gdzie znajdowała się smycz.
Uwielbiał spacery z nią, zawsze go to odprężało i pozwalało
się zarówno skoncentrować na czymś jak i nie myśleć o niczym konkretnym. W tym
momencie potrzebował tego drugiego, chciał się odprężyć i zrelaksować, dając
radość nie tylko psu, ale także sobie samemu.
Ubrał jej obrożę i przypiął smycz, sam ubrał swoją ulubioną
czarną skórzaną kurtkę i glany. Był gotowy.
Wyszli, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Szli chodnikiem,
kierując się w tak dobrze im znanym kierunku. Tommy wybrał trasę, którą
uwielbiali oboje, dlatego postanowił skierować się właśnie tam.
Po drodze spotkał paru fanów, wysłuchał życzeń i miłych słów,
podpisał parę autografów, zrobił sobie kilka zdjęć i poszedł dalej. Po paru
minutach spaceru zeszli na ich ulubioną polną drogę, gdzie można było poczuć
zew natury. Wziął do ręki blisko leżący patyk, spuścił Ettę ze smyczy i rzucił
jej. Ufał swojemu psu, zawsze się go słuchała, więc i tym razem tak było.
Bawili się tak chwilę, aż w końcu przysiedli pod jakimś drzewem
i obserwowali otaczający ich świat. Ponownie przypiął jej smycz.
-Hah mam urodziny, kolejny rok starszy – skierował swój
wzrok na suczkę i pogłaskał ją po grzbiecie - ja pieprze mówię jak jakiś
dziadek.
Spojrzał na zegarek, już trzynasta. Poczuł głód. Wstał, pociągnął
delikatnie za smycz i ruszyli w drogę powrotną.
***
Nie spieszyli się, do domu dotarli jakąś godzinę później,
robiąc przy tym małe zakupy, bo z tego co rano patrzył całe jedzenie wybyło
sobie gdzieś, nikt nie wie gdzie.
Jak tylko wrócili zdjął kurtkę i buty oraz rozpakował zakupione
niedawno produkty przygotował obiad dla Etty, a następnie zajął się swoim
posiłkiem. Nie było to nic specjalnego, przygotował sobie lazanię. Nie miał
ochoty na nic więcej. Ułożył się wygodnie na kanapie przed telewizorem, włączając
byle jaki kanał. Postanowił, że wieczorem zamówi pizzę i może zrobi livestreama
i poodpowiada na pytania fanów. Pomyślał, że napewno się im to spodoba i może
sam dzięki temu zapomni o samotności.
Gdy tak rozmyślał ciszę pomieszczenia, zakłócaną tylko ledwo
słyszalnym odgłosem reklam, przerwał dźwięk dzwonka jego telefonu.
Terrance. Odebrał niemalże bez zastanowienia.
-Siema stary byku wszystkiego naj naj i więcej niż stówy!
Jak się miewa mój ulubiony dziś solenizant? - wrzasnął radośnie Spencer, sprawiając,
że blondyn musiał odsunąć słuchawkę od ucha, by jeszcze kiedyś coś usłyszeć.
-Cześć świrze, dzięki haha.
-Może i świr, ale za to mnie kochasz.
-Tak, tak, za to - Tommy przewrócił oczami, jednak dalej się
uśmiechał, cieszył się, że może porozmawiać z przyjacielem.
-Uhuhu czyżby ktoś tu składał mi jakieś niemoralne
propozycje? - blondyn był niemal pewny, że ciemnoskóry w tym momencie poruszył
brwiami.
-Pomarzyć sobie możesz zboczeńcu.
-Odezwał się święty, myślisz, że nie wiem, co ostatnio
wyprawialiście z Adamem?
Ratliff przełknął ślinę.
-Eee nie wiem o czym mówisz.
-"Lambert do kurwy zwiąż mnie wreszcie, a nie pierdol
się jak biedronki w lesie" - zacytował Terrance brązowookiego zmienionym
głosem - odświeżyła ci się może pamięć?
-Skąd ty możesz wiedzieć co mówiłem?!
-Właśnie się przyznałeś debilu AHAHAHAHAHA - powiedział, po
czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Masz wpierdol gnido.
-Ja też cię kocham - rzekł Spencer wciąż się śmiejąc i
wycierając łzy, które spłynęły po jego policzkach przez nagły wybuch humoru.
-Szkoda, że cię tu nie ma.
-Ja właśnie w tej sprawie.
-To znaczy?
-Spotkajmy się przed dwudziestą w tym pubie na rogu okay?
-Że w Burbank? Jesteś tu? - Tommy zakrztusił się powietrzem.
Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
-Nie kuźwa, w Nibylandii. Nie ma mnie, ale będę specjalnie
dla ciebie. Idziesz czy nie?
-Jeny dzięki. Jasne że idę.
-Nie ma za co. No to widzimy się na miejscu laseczko, ubierz
się ładnie.
-Te te, ty chcesz iść na piwo, czy proponujesz mi seks?
-Poprostu nie chce mi się za ciebie wstydzić.
-Pff.
-Ale jeśli chcesz ...
-Spencer - powiedział groźnie Tommy.
-Już tak nie spinaj tyłeczka księżniczko, narka - powiedział
słodziutko ciemnoskóry i rozłączył się nim blondyn zdążył się odezwać.
-Ja go zabiję - powiedział sam do siebie, wpatrując się w
wyświetlacz, po czym zaśmiał się i wrócił do oglądania horroru, który akurat
zaczynał się w tv. "Ring ... ujdzie, nie chce mi się szukać" pomyślał
i ułożył się wygodniej na kanapie. Po paru minutach jednak zasnął. Spacer i
zabawa z psem go zmęczyły.
Obudził się trzy godziny później cały skostniały.
-Szlag by to - mruknął zwijając się w kłębek.
Spojrzał na zegar i wybałuszył oczy, była dziewiętnasta.
Zgramolił się niechętnie z kanapy i udał do łazienki, a następnie
do pokoju. Nie chciało mu się zmieniać ubrań, więc zrobił tylko lekki makijaż,
ubrał się, dał Etcie coś do jedzenia, pożegnał się z nią i wyszedł, zamykając
drzwi na klucz. Schował dłonie do kieszeni i udał się w wyznaczonym kierunku.
Mieszkał niedaleko miejsca, w którym umówił się z Terrancem,
dlatego nie spieszył się zbytnio. Dotarł tam po kilkunastu minutach spaceru i
gdy wszedł do środka mężczyzna już na niego czekał.
-No wreszcie – powiedział ciemnoskóry przytulając go
przyjacielsko z drinkiem w ręce – już myślałem żeś się rozmyślił.
-W życiu, zasnąłem po prostu i …
-Tommy Joe Ratliff, który zasnął i dlaczego mnie to nie
dziwi? Jaki horror leciał?
-Skąd wiesz, że …
-Bo cię znam?
-Ehh … Ring. Zadowolony?
-Nawet bardzo – wyszczerzył się.
-Pajac – rzekł blondyn.
-Kretyn.
-Idiota.
-Dureń.
-Małpa.
-Małpa? Serio Ratliff, małpa? Wredota ci się wyczerpała, czy
jak?
-Mam urodziny, więc masz taryfę ulgową.
-Tylko ja?
-Tylko ty tu jesteś, więc tak.
-A jakby byli inni, to też byś dał im ulgę?
-Możliwe, ale nie ma, więc nie wiem. Spytałbym, czy ci coś postawić,
ale widzę, że sobie świetnie radzisz.
-W sumie to postawiłeś.
-Co?
-Pałę – Spencer ryknął śmiechem, a Tommy do niego dołączył,
przez co zwrócili na siebie uwagę całego pubu.
-I coś narobił? – spytał blondyn ocierając łzy śmiechu z
oczu.
-Ja? – mężczyzna dusił się ze śmiechu – ja nic, to oni –
wskazał ręką na tłum gapiów.
-Sorry za niego, podpity – powiedział głośniej Tommy –
idioto wstyd mi tu robisz.
-Ej ej ej sam teraz przyznałeś, że jestem twoim kolegą, więc
sam sobie narobiłeś.
-Spencer ja cię zabiję kiedyś, obiecuję.
-Ty, to mi możesz co najwyżej buty czyścić elfie.
Tommy milczał, nienawidził żartów na temat swojego wzrostu.
Wiedział, że to żarty i nawet go to rozbawiło, ale dla zachowania pozorów
udawał, że tryska czystą furią.
-Coś … ty … powiedział? – wymawiał dokładnie i powoli każde
słowo.
-Już się tak nie dąsaj marudo. Ej właśnie, mały jesteś,
wiecznie marudzisz, jeszcze cię walnąć na niebiesko i możesz grać smerfa
AHAHAHAHAHA.
-Zginiesz za to – przybrał pozycję rozjuszonego byka, a
Terrance udał przerażenie, po czym wybiegł z budynku, a Tommy pognał za nim.
Po kilku minutach biegu, podczas którego rzucali do siebie
jakże uroczymi przezwiskami, przystanęli akurat przed domem blondyna.
-Po cholere … mnie zapraszałeś na … jakieś wyjście … skoro
znów … siedzimy pod … moim domem … ciulu – wydyszał Tommy.
-Bo tak - pokazał
rząd białych zębów – poza tym dyszenie to ty zachowaj na noce z Adamem.
-Ale jego tu nie ma, to sobie mogę dyszeć kiedy chcę – Tommy
pokazał mu język.
Spencer milczał przez chwilę, a potem powiedział:
-Wiesz co … ty albo jesteś chory … albo spędzasz za dużo
czasu z psem … albo brakuje ci seksu.
-A po czym tak stwierdzasz?
-A po niczym. Masz klucze?
-Nie, wywaliłem je do kosza i będę wyważał drzwi.
-Chciałbym to zobaczyć.
-Ups, przykro mi – rzekł blondyn, machając mu pękiem kluczy
przed oczami, a następnie otwierając drzwi.
-Kłamca, będziesz się w piekle smażył – burknął Terrance,
który udawał, że jest obrażony.
-Przynajmniej będzie mi ciepło.
Mężczyzna wywrócił oczami i wszedł za niższym do budynku.
-Co tu tak ciemno do kurwy? – burknął Tommy – jak w dupie
normalnie.
-Skąd mam wiedzieć? To twój dom.
-Nie wiem, myślę głośno. Cicho.
-Przecież nic nie mówię.
-Zamknij się.
-Humory jak baba.
Gdzieś z któregoś pokoju dobiegł ich stłumiony damski chichot.
-Tommy … chyba ci się myszy zalęgły – parsknął Terrance.
-Ale przecież … chwila, gdzie jest Etta.
-Nie wiem.
-Nie pytałem się ciebie – w tym momencie potknął się o coś
miękkiego. Podskoczył, lecz po chwili sprawdził nogą co to, wydawało mu się, że
to ludzkie ciało, przez co wrzasnął – Co to kurwa jest?! Trup?!
-Wiesz mam propozycję.
-Jaką?
-Zadajesz w cholerę pytań … Może byś światło zapalił
bystrzaku! Sam mówisz, że ciemno jak w dupie!
Gdyby nie wszechogarniające ciemności Spencer mógłby dostrzec
wściekłość na bladej twarzy blondyna. Tak się jednak nie stało. Ratliff
posłuchał rady przyjaciela i wymacał na ścianie włącznik, gdy tylko światłość
zalała pomieszczenie w którym się znajdowali ujrzeli masę ludzi, którzy jak na
komendę krzyknęli „niespodzianka”. Tommy stał jak sparaliżowany, natomiast
Terrance stał za nim, uśmiechając się od ucha do ucha. Wszystko się udało. Okna
zasłonięte czarnymi nieprzepuszczającymi światła materiałami, u sufitu
serpentyny i balony, podobnie jak w innych miejscach. Stół był zastawiony
przekąskami i napojami, a z wierzy już sączyła się typowo imprezowa muzyka.
Blondyn wciąż był w kompletnym szoku, między innymi dlatego, że w tłumie ujrzał
kogoś kogo się tu zupełnie nie spodziewał.
-Adam … co ty tu robisz? – spytał, patrząc wielkimi oczami
na mężczyznę niosącego tort z płonącymi świeczkami.
-Najpierw życzenie, potem odpowiedzi.
-Tylko, że ono się już spełniło.
-To dajesz kolejne, na pewno masz więcej w zanadrzu –
uśmiechnął się do niego Lambert.
Ten tylko w odpowiedzi pokręcił głową z politowaniem i
zdmuchnął świeczki.
-Juhuuu! – zakrzyknął brunet, wyrzucając pięść w górę w
geście radości – Sto lat! Sto lat!
I tak Adam zapoczątkował wołanie wszystkich ludzi,
znajdujących się w pomieszczeniu. Po jakimś czasie, to zaczęło brzmieć jak
mantra, jak dodatkowy rytm w obecnej piosence, nikomu to jednak nie
przeszkadzało, wszyscy doskonale się bawili. Kolejno podchodzili do niego
Brooke, Monte, Camila, Sasha, Taylor, wszyscy przyjaciele ze starego zespołu,
także ci, których znał z nowego oraz inni. Był bardzo szczęśliwy. Jakież było
jego zdumienie, gdy wśród gości ujrzał Lisę, która zmierzała w jego kierunku.
-Rany Boskie Lisa, miało cię nie być – powiedział biorąc
dziewczynę w objęcia.
-To była ustka, poza tym nawet jakbym była na wyjeździe to
bym wróciła na twoje urodziny, jestem twoją siostrą, nie mogłabym tego
przegapić – rzekła ściskając go i wręczając mu prezent.
-Nie musiałaś serio – zaśmiał się spoglądając do torby,
jednak coś przykuło jego wzrok – prezerwatywy? Serio?
-Wiesz, uznałam, że to lepsze niż wibrator.
-Jezu – przyłożył rękę do twarzy i zaczął się śmiać.
-Poza tym nie wiedziałam jakiej wielkości i …
-Proszę cię … nie kończ lepiej tego zdania.
Dziewczyna pokazała mu język i odeszła, wreszcie przyszła
kolej na życzenia od osoby, na którą tyle czekał.
-No więc tak, dużo zdrowia, szczęścia…
-Oh proszę cię, bez tych drętwych formułek – przerwał mu
Tommy.
-Więc czego mam ci życzyć?
-Nie musisz niczego, po prostu ze mną bądź.
Adam uśmiechnął się na te słowa, złapał blondyna za ramiona
i przybliżył swoją twarz do jego, po czym rzekł:
-W takim razie … kochanie … życzę ci … żebyś … się nie
zmieniał, dalej był taki jaki jesteś i … żebyś w łóżku był jeszcze bardziej
śmiały – mówiąc to z każdym wypowiedzianym słowem przysuwał twarz bliżej.
-Hmm no postaram się – mruknął, uśmiechając się zadziornie.
Nawet nie zauważyli, że w pomieszczeniu zapanowała cisza, a
oczy wszystkich zebranych zwróciły się w ich stronę.
-Wszystkiego najlepszego Pretty Kitty – rzekł Adam i pocałował namiętnie swojego chłopaka.
Był przeszczęśliwy, że mógł sprawić mu taką radość. W pokoju rozpoczęła się
wrzawa, wszyscy piszczeli i skakali z radości lub bili brawo, jeszcze inni
wołali „gorzko, gorzko”, jednak oni byli zbyt pochłonięci sobą, by to wszystko
usłyszeć. Kiedy się wreszcie oderwali od siebie patrzyli sobie jeszcze chwilę w
oczy, póki nie przerwał im Terrance.
-Hej hej gołąbeczki, pogruchacie się potem, teraz się
bawimy! – ostatnie słowa wrzasnął i otworzył szampana, który zalał podłogę.
-Terrance! – odezwała się Brooke.
-Będziesz to sprzątał – rzekł Adam.
-Hej hej – głos zabrał Tommy, unosząc ręce w geście obronnym
– jak się bawić … to się bawić.
-No dziękuję, choć jeden mnie rozumie – powiedział Spencer.
-Ale to panele, więc kładź się i wycieraj – dodał Ratliff z
poważną miną, wskazując palcem na mokrą plamę po napoju.
-Ale …
-Sprzątaj to, albo zdejmę ci gacie, nałożę ci na twarz i
wytrę to jak mopem.
-Spodnie to ty Adamowi zdejmuj.
-Spencer! – ponownie krzyknęła Brooke, na co wszyscy
wybuchnęli śmiechem.
Ciemnoskóry nie miał wyjścia, kazał zarzucić jakiś kawałek i
położył się na podłodze wykonując bliżej nieokreślony taniec, który miał na celu
uprzątnięcie bałaganu, następnie zdjął koszulkę i udając modela spytał „kto ją
chce?”, a dziewczyny zaczęły piszczeć jedna przez drugą.
Tak rozkręciła się zabawa, która trwała prawie całą noc, i
której uczestnicy odpadali po kolei ze zmęczenia, przez alkohol itp. Kiedy już
nie został na parkiecie nikt Adam podszedł do Tommy’ego, który siedział na
kanapie, jako jedyni byli najbardziej trzeźwi z tego towarzystwa, bo wiedzieli,
że muszą panować nad sytuacją.
-Wiesz co? – spytał blondyn, biorąc kieliszek z szampanem,
który podał mu mężczyzna.
-No? Co? – odezwał się Lambert, siadając obok i obejmując go
ramieniem.
-To były chyba najlepsze urodziny w moim życiu – rzekł,
patrząc mu w oczy.
-Cieszę się, że takie były. A zdradzisz mi, o jakim
spełnionym życzeniu wtedy mówiłeś?
-Chciałem, żebyśmy spędzili dzisiejszy dzień razem.
Adam uśmiechnął się, podobnie jak Tommy. Odstawili napoje na
stolik przed nimi i ponownie zatopili się w pocałunkach. Tym razem już nikt im
nie mógł przeszkodzić.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz