Adam zaczął odzyskiwać przytomność. Wciąż widział niewyraźne
i zamazane kształty, ale teraz był spokój. Wokoło nie było nikogo. Głowa bolała
go niemiłosiernie. Pewnie dlatego, że upadłem - pomyślał. I w tym momencie
wspomnienia sprzed kilku godzin uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Przypomniał
sobie każdy szczegół wydarzeń, które miały tu miejsce, przez co głowa rozbolała
go jeszcze bardziej. Usiadł i rozejrzał się wokoło, pocierając skronie. Był już
wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi. Kiedy tędy szli było popołudnie,
teraz zegar wybijał godzinę osiemnastą trzydzieści.
-Zabrali Tommy'ego - powiedział do siebie - o nie.
Wstał i chwiejnym krokiem poszedł w kierunku, z którego
przyszli. Ta uliczka była faktycznie podejrzana, lecz rozmawiając nie
zauważyli, gdzie są. I to ich zgubiło.
***
Wpadł do domu cały zdyszany. Zamykając drzwi oparł się o nie
i zjechał po nich w dół, siadając na podłodze.
-Boże Adam, co się stało? - z kuchni wybiegł Terrance i
przysiadł przy nim, kładąc mu rękę na kolano, chcąc dodać otuchy - A ten gdzie
jest?
-Zabrali go - rzekł ze spuszczoną głową, chlipiąc pod nosem.
-Kto?
Brunet tylko pokręcił głową.
-Cyrkowcy?
Adam spiorunował go wzrokiem, przez co tancerz cofnął się.
Na szczęście w korytarzu pojawiła się Brooke.
-Odsuń się - powiedziała i odepchnęła Terrance'a, siadając
przy Adamie - Adaś, co się stało?
-Zabrali go - powtórzył.
-Kogo?
-Tommy'ego - spojrzał na nią mokrymi od łez oczami, po czym
wtulił się w nią, obejmując ją z całych sił - To moja wina - dodał szeptem.
-Przestań chrzanić. Kto? Jak to? Co się stało?
Adam już miał się odezwać, lecz usłyszał głosy w korytarzu i
po chwili spostrzegł, że cała ekipa przygląda się tej sytuacji. Po reakcji
Terrance'a nie miał zamiaru opowiadać o tym w gronie, które by się cieszyło z
uprowadzenia Tommy'ego, a za takich ich miał przez ich zachowanie. Sytuacja
była poważna i wymagał uwagi i skupienia, a nie drwin i miał nadzieję, że
Brooke go wysłucha.
-Nie tutaj - szepnął dziewczynie na ucho, a ta lekko kiwnęła
głową i pomogła mu podnieść się z podłogi.
-O co chodzi? - spytał Longineu - Gdzie jest Ratliff?
Wszyscy mieli niewesołe miny, jednak Adam nie był pewien,
czy dalej byliby tacy smutni, gdyby się dowiedzieli, że blondyn zniknął.
Dreszcze przechodziły go na samą myśl o tym, co teraz tamci ludzie mogą robić
jego ukochanemu.
-Nie wiem - spojrzał perkusiście w oczy, po czym razem z Brooke,
trzymającą go pod ramię, powlókł się do swojego pokoju.
***
Kiedy byli już poza zasięgiem słuchu zgromadzonych, odezwał
się Terrance:
-Zabrali go.
-Kogo - spytał Longineu.
-Ratliffa.
-Nie gadaj - odezwał się Monte.
-Tak powiedział Adam.
-Ale gdzie? - wtrąciła się Sasha.
-A czy ja wiem? Może do cyrku?
-Nadawałby się - parsknął Terrance, a reszta mu zawtórowała.
-Jesteście okropni - zabrała głos Camila.
-Nie mów, że teraz bronisz tego złośliwego knypka - odezwał
się Pittman.
-Nie bronię jego, bronię Adama. Nie widzieliście jaki był
załamany?
-Przejdzie mu - stwierdził Taylor - za bardzo mu namieszał w
głowie, tak to jest jak się zadaje z niewłaściwymi, w sumie ma za swoje.
-Czy ty siebie słyszysz?!
-Tak, a co?
-No chyba jednak nie. Obwiniasz Adama za to, że ma serce i
uczucia?!
-O Matko, naoglądała się seriali i będzie pieprzyć od rzeczy
o miłości - tancerz zrobił teatralny gest załamania.
Camila zbliżyła się do niego tak, że stała z nim twarzą w
twarz. Przytknęła palec do jego torsu i rzekła lodowatym tonem:
-Z takim podejściem to ty jej nigdy nie znajdziesz.
Odwróciła się i weszła po schodach na górę, kierując się do
siebie.
***
Brooke zabrała Adama do jego pokoju. Kiedy weszli brunet od
razu usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Dziewczyna usiadła obok niego
i objęła go ramionami. Brunet odwzajemnił gest.
-Opowiesz mi teraz, co się wydarzyło? - szepnęła brunetka.
Adam pokiwał głową na znak potwierdzenia i zaczął mówić.
-Tommy miał mi coś opowiedzieć, więc umówiliśmy się, że
wyjdziemy dziś na miasto i mi to powie, bo nie chciał tutaj. Zresztą nie dziwię
mu się - ściszył głos na ostatnie zdanie.
-Ja też nie - bąknęła pod nosem Brooke, jednak Lambert jej
nie usłyszał i kontynuował.
-Poszliśmy do jakiejś knajpy, nawet nie pamiętam jej nazwy.
Powiedział, że gdy przyjechał tu zaciągnął pewne długi, by móc tu żyć. Z
początku nikt się o nie nie upominał, ale zaczęli w najmniej oczekiwanym
momencie. Namieszali, Tommy stracił pracę, nie miał jak spłacać, szukał nowej
aż trafił do nas. To było jego światełko w tunelu. Wprowadził się tu, bo tutaj
ma lepsze warunki życia i to o wiele. Nękali go coraz częściej, zastraszali,
wiedzieli o nim dosłownie wszystko. W końcu zaczęli grozić, że go zabiją ... w
sumie jego i mnie.
-Co?! - Brooke słuchała uważnie, ale gdy usłyszała ostatnie
słowo Adama krzyk sam wyrwał się z jej ust.
-Tak, bo jak ten koleś powiedział i uznał, jestem jego
kochasiem.
-Co takiego?
-Tak. Zresztą wyznaliśmy sobie miłość - dodał pod nosem.
-Co?!
-I całowaliśmy się.
-Że co?!
-Oh no co taka zdziwiona jesteś, przecież wiesz, że jestem
gejem.
-No wiem, ale ... ale ... że ty i on ... on i ty ... że wy
... o Boże - zakryła twarz dłońmi.
-Jeszcze żadne "wy". I w sumie niewiadomo, czy to
"wy" kiedykolwiek będzie miało miejsce.
-Dla... - Brooke zaczęła, ale nie skończyła, bo dotarło do
niej, co przyjaciel miał na myśli - o nie, nie, nie, nie wolno ci tak myśleć.
Wszystko będzie dobrze, odzyskamy go - zapewniła.
-Co? - teraz to Adam zaniemówił. Nie spodziewał się takich
słów - myślałem, że go nie lubisz.
-Bo nie lubiłam, nie wzbudza we mnie zaufania, ale ufam
tobie i kocham cię, więc jeśli ty mu ufasz i ci na nim zależy, to ja nie mam
prawa stać na drodze do twojego szczęścia. I jeśli to Tommy ma wywoływać na
twojej twarzy uśmiech i sprawiać, że będziesz czuł się szczęśliwy i kochany, to
zadbam o to, by nikt ci go nie odebrał i żebyście byli razem - mówiła z
wilgotnymi oczami, trzymając jego dłoń zamkniętą w swoich.
-Oh Brooke, tak się cieszę, że cię mam - Adam również się
wzruszył na to wyznanie brunetki. Przytulił ją do siebie i pogładził po
plecach.
-I postaram się przekonać zespół, żeby go zaakceptowali. Nie
pozwolę, by przez ich durne uprzedzenia wasz związek nie miał istnieć albo
żebyście się mieli ukrywać - dodała.
-Dziękuję ci, jesteś cudowna.
-E tam, drobnostka haha - zaśmiała się dziewczyna, a Lambert
przytulił ją mocniej.
***
Trwali przez chwilę w swoich objęciach, wsłuchując się w
ciszę, jednak po pewnym czasie przerwała ją Brooke.
-Adam już późno. Jutro weźmiemy się do pracy.
-Ale...
-Żadnego "ale". Wiem, że się martwisz, ale brak
snu nic tu nie da. Trzeba mieć trzeźwy umysł i myślenie, żeby ich rozgryźć.
-I tak nie zasnę - burknął Adam.
-Mam przyjść spać do ciebie? - spytała troskliwym głosem.
-Nie, nie trzeba.
-Dobrze. Jakby co wiesz, gdzie mój pokój.
-Tak, wiem - uśmiechnął się lekko, a brunetka odpowiedziała
mu tym samym.
-Ja lecę, zejdę jeszcze na dół, a ty idź się umyć i do
spania.
-Bawisz się w moją mamę? - spytał rozbawiony.
-Hmmm może?
-To nie rób tego.
-Haha no dobrze, ale i tak idź spać.
-Okej, obiecuję.
-Papa - Brooke posłała mu buziaka i wyszła, zamykając drzwi.
Lambert wykonał prośbę dziewczyny i skoczył pod prysznic.
Teraz siedział na łóżku i chwilę myślał, patrząc się w ścianę naprzeciwko. Po
chwili chwycił kartkę i ołówek i zaczął coś pisać. Wpadł mu bowiem do głowy
pewien pomysł. Starał się nie myśleć jakie okropieństwa mogą się teraz dziać z
Tommym, jednak nie był w stanie odpędzić tych myśli na długo. Co chwilę
wracały.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz