--------------------------------------------
Było po dwudziestej pierwszej. Ściemniało się. Czarny jeep
wjechał na drogę, prowadzącą do domu Adama.
-To gdzie go wysadzamy szefie?
-Przed domem. I damy kartkę „przedwczesny prezent
mikołajkowy” - parsknął śmiechem mężczyzna, a pozostałych pięciu poszło w jego
ślady.
Kiedy dojechali na miejsce, zaparkowali. Wszyscy wysiedli z
samochodu, pięciu z nich niosło coś, co w wieczornym mroku było nie do rozpoznania,
gdyby nie jeden szczegół. Blond grzywka opadająca bezwładnie. Mężczyźni
położyli ciało Tommy'ego pod bramą wjazdową, a Dexter taśmą przykleił do kartkę
do jego ramienia.
-To tyle panowie - rzekł - teraz czekamy na ciąg dalszy.
Wsiedli spowrotem do auta i odjechali tak, jak gdyby przed
chwilą nic tu nie zaszło, a oni byli zwykłymi ludźmi jeżdżącymi tędy codziennie
z pracy.
***
Adam siedział u siebie w pokoju, licząc pieniądze z
dokonanej transakcji. Chciał być pewien, że wszystko się zgadza. W pewnym
momencie miał wrażenie, że usłyszał jakieś głosy na podjeździe i chrzęst żwiru.
Natychmiast wstał i podszedł do okna, lecz nic nie zauważył. Zastanowiło go to
jednak, więc postanowił wyjść i się rozejrzeć.
-Dokąd idziesz? - zagadnęła go Brooke, gdy był już przy
drzwiach.
-Muszę coś sprawdzić - rzekł wymijająco.
-Chyba nie myślisz, że pójdziesz sam? Już się ściemnia.
-Brooke idę tylko do ogrodu.
-Tak, a nagle zza drzewa wyskoczy dwudziestu morderców, nie
ma mowy idę z tobą.
Adam westchnął. Nie sprzeczał się dalej, wiedział, że i tak
nie przekona dziewczyny.
Wyszli na zewnątrz. Było coraz ciemniej. Nagle Adam
spostrzegł ciemny kształt pod bramą. Przeszły go dreszcze na samą myśl, o tym
co to może być, lecz udał się w tamtym kierunku. Brooke krzyknęła, co
oznaczało, że również to zauważyła. Także podążyła w tamtym kierunku za
brunetem. Kiedy Adam był już blisko zauważył coś, co spowodowało, że łzy
stanęły mu w oczach, przesłaniając całą widoczność. Była to blond czupryna,
którą tak dobrze znał i uwielbiał, natychmiast wyszedł za bramę i padł na
kolana przed skrępowanym sznurami drobnym ciałem.
-Adam uważaj! - krzyknęła Brooke.
-Na co mam uważać?! To Tommy! - odkrzyknął, łamiącym się od
płaczu głosem.
Dziewczyna wykrztusiła tylko bezgłośne "o Boże" i
przytknęła dłoń do ust. Natychmiast podbiegła do zrozpaczonego bruneta.
-Adam trzeba go stąd zabrać ... o Jezu ... - dodała, gdy
zobaczyła cały obraz sytuacji.
Blondyn leżał na boku skrępowany sznurami z taśmą na ustach,
spod której było widać zaschniętą krew.
Miał także strup na łuku brwiowym, a twarz na policzkach
była posiniaczona. Czarna koszula, którą miał na sobie była poszarpana na
brzuchu, w miejscu gdzie był kopany. Jego jasne włosy zawsze wspaniale ułożone,
teraz były zmierzwione i poplątane, posklejane krwią i pozbawione ich zwykłego
blasku.
-Boże ... Tommy co oni ci zrobili? - szeptał Adam, gładząc
go delikatnie po głowie.
Brooke w tym czasie odeszła kawałek dalej, by wezwać
pogotowie.
-Już jadą - oznajmiła po chwili, ponownie kucając przy
Adamie - będzie dobrze, zobaczysz - dodała, sama mając łzy w oczach.
Lambert nie odrywał wzroku od skatowanego Tommy'ego.
-Tak bardzo cię przepraszam, to moja wina - szeptał, jakby
był w transie.
-Adam przestań, to nie twoja wina, byłeś oszołomiony -
wtrąciła się dziewczyna, trzymając go za ramię, ale ten nie słuchał.
Po chwili rozległ się odgłos syreny karetki, która była
coraz bliżej. Dźwięk ten przyciągnął uwagę reszty domowników.
-Co tu się dzieje? - wyszedł Terrance.
-O Boże - Camila stanęła w progu, zakrywając usta dłońmi.
-Czy to...? - zaczął Monte.
-Tak, znaleźliśmy Tommy'ego - rzekła Brooke, gładząc Adama
po plecach, by mu dodać otuchy.
Wszyscy podeszli bliżej i gdy zobaczyli stan chłopaka
zaniemówili.
-Ja pierdole ... - mruknął Longineu.
W tym momencie karetka podjechała pod bramę i zatrzymali
się, nie wyłączając świateł. Trzech ludzi wyszło naprzeciw zespołowi. Brooke
szybko wyjaśniła sytuację, a lekarze zabrali się do pracy. Adam nie był w
stanie nic z siebie wydusić.
Mężczyźni zdjęli delikatnie taśmę z ust blondyna, które jak
się okazało były rozcięte i posiniaczone, przez co na nowo wypłynęła z nich
czerwona strużka krwi podsycona czerwonym światłem z ambulansu. Rozcięli sznury
i uwolnili jego zdrętwiałe ciało z pęt, a następnie przykryli kocem termicznym,
gdyż był wychłodzony. Kiedy blondyn znalazł się już na noszach wydał z siebie
cichy pomruk. Stojący najbliżej niego Adam i Brooke oraz lekarze szybko
zwrócili na to uwagę. Odzyskiwał przytomność.
-A... a... - mruczał, próbując coś powiedzieć. Uwaga skupiła
się na nim. Adam podszedł bliżej.
-A-dam ... A ... Adam ... gdzie ... st ... A ... m - bełkotał
cicho, mrużąc i tak zamknięte powieki.
-Tu jestem kochanie - Lambert szybko znalazł się obok niego
i chwycił go za rękę.
-Gdzie ... ja ... ? - powoli otworzył oczy i skierował twarz
w kierunku, z którego usłyszał znajomy głos, co sprawiło, że mimo bólu poczuł
się lepiej.
-Przed domem, zaraz będziesz w szpitalu.
-Co ... nie ... au - syknął - boli.
-Wiem - rzekł Adam, gładząc delikatnie jego włosy - ale
będzie lepiej, zobaczysz.
Głos mu się załamał. Starał powstrzymać kolejną falę łez,
ale na próżno. Słone krople same wymknęły się z jego zaszklonych oczu i sunęły
szybko w dół po rozpalonych policzkach.
-Przykro mi, zabieramy go - rzekł jeden z lekarzy.
-Tak, tak, oczywiście -Adam otarł łzy - A mogę jechać z nim?
-Niestety nie.
-To powiedzcie chociaż, gdzie go wieziecie - rzekł błagalnym
głosem.
-Do Świętego Wawrzyńca.
-Wiem, gdzie to, zaraz tam pojedziemy - szepnęła Brooke do
Adama, a ten tylko pokiwał głową.
-Trzymaj się kochanie, zaraz się zobaczymy, obiecuję -
wyszeptał do blondyna, pochylając się nad nim i całując go przelotnie w
policzek, na co ten uśmiechnął się słabo.
Następnie lekarze zapakowali nosze do pojazdu, po czym sami
wsiedli i odjechali na sygnale, oddalając się od zgromadzonych.
Brooke obejmowała Adama, próbując go pocieszyć, gdy wtem
Camila coś zauważyła.
-Ej, co to jest? - spytała podnosząc z ziemi białą, zawilgoconą
kartkę.
Brooke wraz z Adamem zmarszczyli brwi, a dziewczyna im to
podała.
"Chyba coś zgubiłeś, więc ci to dostarczam. Chłopak
naważył za dużo piwa, żeby je wypić, więc chcesz, czy też nie musisz pomóc mu
je wypić, bo ja tego sprzątać nie zamierzam. Czas jest do jutra, dług wzrósł
dwukrotnie. Jutro o tej porze chcę liczyć wasze sto dwadzieścia kawałków. Jeśli
dostarczycie mi je jeszcze tej nocy zapominam o całej sprawie. Nie chce mi się
nim paprać rąk, wystarczy, że krwią zasyfił podłogę. Pieniądze zanieś do zaułka
tego psa.
Pozdrawiam D xx"
Adam przeczytał list co najmniej trzy razy, nie wierząc w
słowa, znajdujące się na kartce. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie ma
pojęcia, gdzie Tommy mieszkał.
-Adam ... gdzie to jest? - spytała trzęsącym się głosem
Brooke.
-Nie wiem - szepnął zrozpaczony.
-Boże, no to po nas. Nie dość, że nie mamy pieniędzy, to
nawet, gdybyśmy teraz obrabowali bank, nie wiemy, gdzie je dostarczyć. Po nas,
Jezu - lamentowała.
Dziewczyna już też nie radziła sobie z emocjami wieczornych
wydarzeń. Adam ponownie spojrzał na list i przeczytał go raz jeszcze, studiując
uważnie wzrokiem każde zdanie, każde słowo i każdą literę. I nagle go olśniło.
Przypomniał sobie szczegół, o którym wspominał mu Tommy, wczoraj w knajpie.
Boże, to było wczoraj - pomyślał.
Blondyn wtedy mówił, że ulica, w której mieszkał śmierdziała
i było w niej pełno nastolatków, którzy chcieli zapalić, żeby poczuć się
fajnie. I że w jego mieszkaniu rzeczy mniej ważne są wystawione na widoku dla
zmyłki. Wiedział, co to za ulica. Przestrzegali go przed nią, nim tu
przyjechał. Nawet mu ją pokazali. W tej chwili nabrał pewności siebie.
To na pewno ta, a jeśli nie, to nie wiem, gdzie szukać -
pomyślał.
-Wiem. Brooke siadaj do auta, wy pakujcie się do vana.
Załatwimy sprawę raz a dobrze - powiedział Adam.
-To jednak rabujemy ten bank? - spytał Longineu - Ubrać się
na czarno?
-Kurwa zamknij się - wymamrotał błagalnie Monte.
-Co wiesz? - spytała dziewczyna z szokiem, malującym się na
twarzy.
-Wiem, gdzie jest ta ulica!
-A pieniądze? Skąd je weźmiesz?! Jemu zależy tylko na nich!
-Pieniądze też mam.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli ze zdziwieniem na Adama.
-Skąd ty kurwa wziąłeś sto dwadzieścia tysięcy? - spytał
Terrance.
-Co?! - krzyknął Taylor.
-Ile?! - odezwała się Sasha.
-A ty skąd wiesz jaka to suma? Nie czytałem na głos - spytał
Adam podejrzliwie, unosząc brew.
-Stałem za tobą? Czytałem ci przez ramię? Weź lepiej gadaj,
skąd je wziąłeś.
-Wyjaśnię wam w samochodzie.
-To w końcu gdzie mam iść? - spytała zdezorientowana Brooke.
-Ugh dobra - Adam podniósł ręce - wszyscy siadamy do vana,
tylko pospieszcie się jest po północy a, im szybciej tym lepiej, a to nie jest
blisko.
Zespół udał się do samochodu, zostawiając dla Lamberta wolne
miejsce kierowcy, podczas gdy Adam udał się szybko do domu, zgarnął z biurka
kopertę z pieniędzmi oraz kluczyki, po czym zamknął drzwi i wsiadł do pojazdu
odpalając silniki najszybciej jak się dało.
-Kurwa, brama! - wrzasnął.
Taylor prędko wyskoczył i otworzył, po czym wrócił. Ledwo
zdążył zamknąć drzwi, Adam odpalił z impetem i wyjechał w noc, wzbijając tumany
kurzu osiadłe za dnia na drodze.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz