niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział 20 - BBPNPC

Zeszłotygodniową informacją wywołałam niemałe poruszenie na Wattpadzie, więc informuję Was, że nie macie się czym martwić. Pisać będę nadal i już mam pomysł na kolejne ff, które mam nadzieję się Wam spodoba, a teraz nowy rozdział obecnego ;)

--------------------------------------------

Było po dwudziestej pierwszej. Ściemniało się. Czarny jeep wjechał na drogę, prowadzącą do domu Adama.
-To gdzie go wysadzamy szefie?
-Przed domem. I damy kartkę „przedwczesny prezent mikołajkowy” - parsknął śmiechem mężczyzna, a pozostałych pięciu poszło w jego ślady.
Kiedy dojechali na miejsce, zaparkowali. Wszyscy wysiedli z samochodu, pięciu z nich niosło coś, co w wieczornym mroku było nie do rozpoznania, gdyby nie jeden szczegół. Blond grzywka opadająca bezwładnie. Mężczyźni położyli ciało Tommy'ego pod bramą wjazdową, a Dexter taśmą przykleił do kartkę do jego ramienia.
-To tyle panowie - rzekł - teraz czekamy na ciąg dalszy.
Wsiedli spowrotem do auta i odjechali tak, jak gdyby przed chwilą nic tu nie zaszło, a oni byli zwykłymi ludźmi jeżdżącymi tędy codziennie z pracy.
***
Adam siedział u siebie w pokoju, licząc pieniądze z dokonanej transakcji. Chciał być pewien, że wszystko się zgadza. W pewnym momencie miał wrażenie, że usłyszał jakieś głosy na podjeździe i chrzęst żwiru. Natychmiast wstał i podszedł do okna, lecz nic nie zauważył. Zastanowiło go to jednak, więc postanowił wyjść i się rozejrzeć.
-Dokąd idziesz? - zagadnęła go Brooke, gdy był już przy drzwiach.
-Muszę coś sprawdzić - rzekł wymijająco.
-Chyba nie myślisz, że pójdziesz sam?  Już się ściemnia.
-Brooke idę tylko do ogrodu.
-Tak, a nagle zza drzewa wyskoczy dwudziestu morderców, nie ma mowy idę z tobą.
Adam westchnął. Nie sprzeczał się dalej, wiedział, że i tak nie przekona dziewczyny.
Wyszli na zewnątrz. Było coraz ciemniej. Nagle Adam spostrzegł ciemny kształt pod bramą. Przeszły go dreszcze na samą myśl, o tym co to może być, lecz udał się w tamtym kierunku. Brooke krzyknęła, co oznaczało, że również to zauważyła. Także podążyła w tamtym kierunku za brunetem. Kiedy Adam był już blisko zauważył coś, co spowodowało, że łzy stanęły mu w oczach, przesłaniając całą widoczność. Była to blond czupryna, którą tak dobrze znał i uwielbiał, natychmiast wyszedł za bramę i padł na kolana przed skrępowanym sznurami drobnym ciałem.
-Adam uważaj! - krzyknęła Brooke.
-Na co mam uważać?! To Tommy! - odkrzyknął, łamiącym się od płaczu głosem.
Dziewczyna wykrztusiła tylko bezgłośne "o Boże" i przytknęła dłoń do ust. Natychmiast podbiegła do zrozpaczonego bruneta.
-Adam trzeba go stąd zabrać ... o Jezu ... - dodała, gdy zobaczyła cały obraz sytuacji.
Blondyn leżał na boku skrępowany sznurami z taśmą na ustach, spod której było widać zaschniętą krew.
Miał także strup na łuku brwiowym, a twarz na policzkach była posiniaczona. Czarna koszula, którą miał na sobie była poszarpana na brzuchu, w miejscu gdzie był kopany. Jego jasne włosy zawsze wspaniale ułożone, teraz były zmierzwione i poplątane, posklejane krwią i pozbawione ich zwykłego blasku.
-Boże ... Tommy co oni ci zrobili? - szeptał Adam, gładząc go delikatnie po głowie.
Brooke w tym czasie odeszła kawałek dalej, by wezwać pogotowie.
-Już jadą - oznajmiła po chwili, ponownie kucając przy Adamie - będzie dobrze, zobaczysz - dodała, sama mając łzy w oczach.
Lambert nie odrywał wzroku od skatowanego Tommy'ego.
-Tak bardzo cię przepraszam, to moja wina - szeptał, jakby był w transie.
-Adam przestań, to nie twoja wina, byłeś oszołomiony - wtrąciła się dziewczyna, trzymając go za ramię, ale ten nie słuchał.
Po chwili rozległ się odgłos syreny karetki, która była coraz bliżej. Dźwięk ten przyciągnął uwagę reszty domowników.
-Co tu się dzieje? - wyszedł Terrance.
-O Boże - Camila stanęła w progu, zakrywając usta dłońmi.
-Czy to...? - zaczął Monte.
-Tak, znaleźliśmy Tommy'ego - rzekła Brooke, gładząc Adama po plecach, by mu dodać otuchy.
Wszyscy podeszli bliżej i gdy zobaczyli stan chłopaka zaniemówili.
-Ja pierdole ... - mruknął Longineu.
W tym momencie karetka podjechała pod bramę i zatrzymali się, nie wyłączając świateł. Trzech ludzi wyszło naprzeciw zespołowi. Brooke szybko wyjaśniła sytuację, a lekarze zabrali się do pracy. Adam nie był w stanie nic z siebie wydusić.
Mężczyźni zdjęli delikatnie taśmę z ust blondyna, które jak się okazało były rozcięte i posiniaczone, przez co na nowo wypłynęła z nich czerwona strużka krwi podsycona czerwonym światłem z ambulansu. Rozcięli sznury i uwolnili jego zdrętwiałe ciało z pęt, a następnie przykryli kocem termicznym, gdyż był wychłodzony. Kiedy blondyn znalazł się już na noszach wydał z siebie cichy pomruk. Stojący najbliżej niego Adam i Brooke oraz lekarze szybko zwrócili na to uwagę. Odzyskiwał przytomność.
-A... a... - mruczał, próbując coś powiedzieć. Uwaga skupiła się na nim. Adam podszedł bliżej.
-A-dam ... A ... Adam ... gdzie ... st ... A ... m - bełkotał cicho, mrużąc i tak zamknięte powieki.
-Tu jestem kochanie - Lambert szybko znalazł się obok niego i chwycił go za rękę.
-Gdzie ... ja ... ? - powoli otworzył oczy i skierował twarz w kierunku, z którego usłyszał znajomy głos, co sprawiło, że mimo bólu poczuł się lepiej.
-Przed domem, zaraz będziesz w szpitalu.
-Co ... nie ... au - syknął - boli.
-Wiem - rzekł Adam, gładząc delikatnie jego włosy - ale będzie lepiej, zobaczysz.
Głos mu się załamał. Starał powstrzymać kolejną falę łez, ale na próżno. Słone krople same wymknęły się z jego zaszklonych oczu i sunęły szybko w dół po rozpalonych policzkach.
-Przykro mi, zabieramy go - rzekł jeden z lekarzy.
-Tak, tak, oczywiście -Adam otarł łzy - A mogę jechać z nim?
-Niestety nie.
-To powiedzcie chociaż, gdzie go wieziecie - rzekł błagalnym głosem.
-Do Świętego Wawrzyńca.
-Wiem, gdzie to, zaraz tam pojedziemy - szepnęła Brooke do Adama, a ten tylko pokiwał głową.
-Trzymaj się kochanie, zaraz się zobaczymy, obiecuję - wyszeptał do blondyna, pochylając się nad nim i całując go przelotnie w policzek, na co ten uśmiechnął się słabo.
Następnie lekarze zapakowali nosze do pojazdu, po czym sami wsiedli i odjechali na sygnale, oddalając się od zgromadzonych.
Brooke obejmowała Adama, próbując go pocieszyć, gdy wtem Camila coś zauważyła.
-Ej, co to jest? - spytała podnosząc z ziemi białą, zawilgoconą kartkę.
Brooke wraz z Adamem zmarszczyli brwi, a dziewczyna im to podała.
"Chyba coś zgubiłeś, więc ci to dostarczam. Chłopak naważył za dużo piwa, żeby je wypić, więc chcesz, czy też nie musisz pomóc mu je wypić, bo ja tego sprzątać nie zamierzam. Czas jest do jutra, dług wzrósł dwukrotnie. Jutro o tej porze chcę liczyć wasze sto dwadzieścia kawałków. Jeśli dostarczycie mi je jeszcze tej nocy zapominam o całej sprawie. Nie chce mi się nim paprać rąk, wystarczy, że krwią zasyfił podłogę. Pieniądze zanieś do zaułka tego psa.
Pozdrawiam D xx"
Adam przeczytał list co najmniej trzy razy, nie wierząc w słowa, znajdujące się na kartce. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, gdzie Tommy mieszkał.
-Adam ... gdzie to jest? - spytała trzęsącym się głosem Brooke.
-Nie wiem - szepnął zrozpaczony.
-Boże, no to po nas. Nie dość, że nie mamy pieniędzy, to nawet, gdybyśmy teraz obrabowali bank, nie wiemy, gdzie je dostarczyć. Po nas, Jezu - lamentowała.
Dziewczyna już też nie radziła sobie z emocjami wieczornych wydarzeń. Adam ponownie spojrzał na list i przeczytał go raz jeszcze, studiując uważnie wzrokiem każde zdanie, każde słowo i każdą literę. I nagle go olśniło. Przypomniał sobie szczegół, o którym wspominał mu Tommy, wczoraj w knajpie. Boże, to było wczoraj - pomyślał.
Blondyn wtedy mówił, że ulica, w której mieszkał śmierdziała i było w niej pełno nastolatków, którzy chcieli zapalić, żeby poczuć się fajnie. I że w jego mieszkaniu rzeczy mniej ważne są wystawione na widoku dla zmyłki. Wiedział, co to za ulica. Przestrzegali go przed nią, nim tu przyjechał. Nawet mu ją pokazali. W tej chwili nabrał pewności siebie.
To na pewno ta, a jeśli nie, to nie wiem, gdzie szukać - pomyślał.
-Wiem. Brooke siadaj do auta, wy pakujcie się do vana. Załatwimy sprawę raz a dobrze - powiedział Adam.
-To jednak rabujemy ten bank? - spytał Longineu - Ubrać się na czarno?
-Kurwa zamknij się - wymamrotał błagalnie Monte.
-Co wiesz? - spytała dziewczyna z szokiem, malującym się na twarzy.
-Wiem, gdzie jest ta ulica!
-A pieniądze? Skąd je weźmiesz?! Jemu zależy tylko na nich!
-Pieniądze też mam.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli ze zdziwieniem na Adama.
-Skąd ty kurwa wziąłeś sto dwadzieścia tysięcy? - spytał Terrance.
-Co?! - krzyknął Taylor.
-Ile?! - odezwała się Sasha.
-A ty skąd wiesz jaka to suma? Nie czytałem na głos - spytał Adam podejrzliwie, unosząc brew.
-Stałem za tobą? Czytałem ci przez ramię? Weź lepiej gadaj, skąd je wziąłeś.
-Wyjaśnię wam w samochodzie.
-To w końcu gdzie mam iść? - spytała zdezorientowana Brooke.
-Ugh dobra - Adam podniósł ręce - wszyscy siadamy do vana, tylko pospieszcie się jest po północy a, im szybciej tym lepiej, a to nie jest blisko.
Zespół udał się do samochodu, zostawiając dla Lamberta wolne miejsce kierowcy, podczas gdy Adam udał się szybko do domu, zgarnął z biurka kopertę z pieniędzmi oraz kluczyki, po czym zamknął drzwi i wsiadł do pojazdu odpalając silniki najszybciej jak się dało.
-Kurwa, brama! - wrzasnął.
Taylor prędko wyskoczył i otworzył, po czym wrócił. Ledwo zdążył zamknąć drzwi, Adam odpalił z impetem i wyjechał w noc, wzbijając tumany kurzu osiadłe za dnia na drodze.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz