------------------------------------------------------------
Tommy obudził się w chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. W
powietrzu wyczuwalna była wilgoć. Leżał na brzuchu, policzek miał na zimnym
betonie. Chciał się podnieść, jednak nie dał rady, bolało go wszystko, a nóg
nawet nie czuł, gdyż były zdrętwiałe. Poczuł na wargach coś zaschniętego,
oblizał się i rozgryzł - krew. Nawet boję się myśleć jak wyglądam - pomyślał.
Nagle do głowy przyszła mu myśl "gdzie jest Adam?" Szybko podniósł
głowę i przekręcił ją, ale okazało się to okropnym błędem, gdyż zasyczał z
potwornego bólu, który odczuł. Nagle drzwi się otworzyły, a w pomieszczeniu
zapaliła się mała żarówka. Tommy omiótł pokój wzrokiem na tyle, na ile dał radę
i spostrzegł brudne gołe ściany, pod którymi gdzie niegdzie piętrzyły się
niewielkie stosy rupieci, a na podłodze było błoto.
-Widzę, że już się obudziłeś Ratliff - usłyszał zimny głos
Dextera - jak się spało?
Tommy nie odpowiedział, nie miał na to siły. Poprawka, nie
miał siły na nic.
Wtem czyjeś mocne ręce zacisnęły się na jego ramionach i
szarpnęły nim w górę, wywołując kolejną falę bólu, na który tym razem
odpowiedział krzykiem.
-Boli cię? - mężczyzna ciągnął dalej z irytującą drwiną w
głosie.
-Nie kurwa, łaskocze - warknął Tommy i zaraz tego pożałował,
bo po raz kolejny został spoliczkowany, po raz kolejny poczuł ból.
-Milcz i odzywaj się, kiedy będzie potrzeba - wysyczał przez
zęby Dexter - Masz prawo do jednego pytania - dodał.
-Gdzie jest Adam? - wypalił Tommy bez namysłu.
-W lepszym miejscu - odrzekł lekceważąco mężczyzna i machnął
ręką, udając, że ziewa, natomiast Tommy'ego na szczęście wciąż trzymali za
ramiona, gdyż teraz nogi miał jak z waty.
-C-co? - wyjąkał dysząc.
-Nie idioto, nie w niebie, choć za niedługo może dołączyć do
aniołków. Nie mam pojęcia, gdzie ten pedał jest, czy wyglądam na jego niańkę?!
Mężczyznę wyraźnie zirytowało to pytanie, co Tommy odebrał
za dobre wieści, gdyż to oznaczało, że Adam jest bezpieczny. Nagle poczuł się
lepiej.
-Kiedy spłacisz długi?
-Nie wiem.
-Masz czas do jutra.
-Że co?!
-A coś ty myślał? Nie oddałeś w terminie i tak byłem dla
ciebie łaskawy, bo cię lubię.
-Ciekawie to okazujesz - warknął blondyn, a mężczyzna za nim
już miał go spoliczkować, jednak Dexter pokręcił głową - Chwila termin był na
jutro tak czy tak.
-Nie mój drogi, termin upłynął tydzień temu, zaopatrz się w
kalendarz. A i jeszcze coś. Dług wzrósł dwukrotnie, teraz to już sto dwadzieścia
tysięcy - rzekł i ukazał zęby w paskudnym uśmiechu zwycięzcy.
-Że kurwa co?! Chyba cię pojebało.
-Takie są zasady.
-Od kiedy ty działasz zgodnie z zasadami?
-Eh - oparł się o drzwi - od zawsze Rafciu, od zawsze.
-Wątpię.
-Według moich zasad - Dexter położył nacisk na drugie słowo.
-A kiedy mnie stąd wypuścicie? Jak mam do jutra oddać, skoro
tu jestem?
-A nie wiem, zobaczymy ile pożyjesz. W sumie to wypadałoby
dzisiaj ... jak przeżyjesz, jesteś wolny. Panowie, wiecie, co macie robić -
dodał, po czym wyszedł, zamykając drzwi.
Tommy od razu został puszczony z uścisku, przez co twardo
upadł na ziemię. Zaraz poczuł czyjeś dłonie chłostające jego twarz i nogi,
kopiące go w brzuch, nogi i inne części ciała. W ustach ponownie poczuł
metaliczny smak własnej krwi. Wszystko to nie trwało długo, lecz ból był taki,
że blondyn zapragnął umrzeć, byleby to się skończyło. Ostatni cios, w krocze,
spowodował, że Tommy stracił przytomność.
***
-... i dlatego musimy go jak najszybciej odnaleźć - Brooke
podsumowała swoją opowieść.
Jej celem było przekonanie zespołu do zaprzestania żywienia
nienawiści do Tommy'ego, skłonienie do pomocy w jego odnalezieniu oraz
uwzględnienie w swoim zachowaniu Adama i jego uczuć. Po minach zgromadzonych w
pokoju, miała jednak wrażenie, że jej przemowa niewiele dała.
-I co? - spytał Longineu.
-Może mamy lecieć z pomocą? - odezwał się Taylor.
-Sam sobie zawinił - stwierdził Monte.
Sasha, którą co prawda chwyciła za serce ta opowieść nie
miała zamiaru się do tego przyznać, więc tylko pokiwała głową na słowa
chłopaków.
-Matko, jak wy możecie być tak bezduszni - powiedziała
Camila i zaraz wstała, podchodząc do Brooke.
-Też się dziwię - tancerka pokręciła głową.
-Zawiodłem się na was. Najwyraźniej czyjeś nieszczęście nic
dla was nie znaczy - usłyszeli ponury głos Adama, który stał teraz oparty o
drzwi.
-Adam to nie tak, gdyby to ciebie... - zaczął Pittman.
-Gdyby to mnie spotkało to polecielibyście jak na skrzydłach
mnie ratować tak? To chciałeś powiedzieć? Po zdaniu, jakie macie na ten temat
wątpię w twoje słowa. Ale to już nie ma znaczenia. Bardziej przeraża mnie wasze
faworyzowanie kogoś. Tommy też jest człowiekiem i potrzebuje pomocy. Nie można
wybierać temu pomogę, bo go lubię, temu nie, bo go nie cierpię, więc niech
zdycha w męczarniach. Nie wiem kiedy wam się ustawił tak popieprzony system
wartości, ale radziłbym go zmienić, zanim sami będziecie w potrzebie. A i
jeszcze coś, skoro tak ciężko skłonić was do pomocy, gdyby nie Tommy, nie
byłoby mnie tutaj. Już bym nie żył, bo najpierw chcieli zastrzelić mnie. Rzucił
się, zwalając gościa z nóg, dlatego przeżyłem - spuścił głowę.
Wszyscy zamarli na te słowa i wlepiali w niego oczy uważnie
słuchając i zaczynało im być wstyd za ich zachowanie względem blondyna, jednak
nikt się nie przyznał. Nikt nie chciał być pierwszym, który by się przyznał do
błędu. Adam obrócił się już z zamiarem wyjścia, lecz poczuł czyjąś dłoń na
ramieniu. Odwrócił się spowrotem i spostrzegł stojącego przed nim perkusistę.
-Dobra, pomogę - rzekł.
-Ja też - odezwała się Sasha.
Identyczne odpowiedzi dała reszta zespołu.
Adamowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy to usłyszał.
Powiedział ciche "dziękuję", po czym wyszedł z pokoju, a reszta udała
się za nim.
***
-Więc? Co mamy robić? - spytał Taylor, gdy znaleźli się w
biurze.
-Cicho - syknęła Camila, upominając go.
-Na razie - zaczął Adam - wiemy tyle, że banda ubranych na
czarno facetów pobiła go do nieprzytomności i wywieźli gdzieś, ale już nie
wiemy gdzie. I że ma dług do spłacenia, ogromny dług. I że czas mija jutro.
-Nie zdziwiłbym się, gdyby ten dupek podwyższył dług -
wtrącił Monte.
-A skąd ty to wiesz? - spojrzał na niego Longineu.
-Z seriali kryminalnych - wzruszył ramionami Pittman.
-Też o tym pomyślałem, dlatego zrobiłem to - wyjął z szuflady
dwie zapisane kartki oraz jeden mały świstek z numerem telefonu i drobnym
podpisem.
-Adam nie możesz tego zrobić - zaczęła Sasha - to twoje i
...
-I właśnie dlatego to zrobię. To moje i mogę z tym zrobić,
co uważam. To jedyna szansa. Możecie wyjść? Muszę zadzwonić.
Wszyscy bez słowa opuścili pomieszczenie, a każde z nich
udało się do siebie.
***
Było popołudnie. Po paru minutach rozmowy Adam odłożył
słuchawkę. Popatrzył na ścianę przed sobą, przypominając sobie jego pierwszą
kłótnię z Tommym. Po chwili ponownie wziął telefon i wykręcił numer,
przykładając słuchawkę do ucha.
-Lisa? Przyjeżdżaj, mamy coś do podpisania.
Tommy obudził się w chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. W
powietrzu wyczuwalna była wilgoć. Leżał na brzuchu, policzek miał na zimnym
betonie. Chciał się podnieść, jednak nie dał rady, bolało go wszystko, a nóg
nawet nie czuł, gdyż były zdrętwiałe. Poczuł na wargach coś zaschniętego,
oblizał się i rozgryzł - krew. Nawet boję się myśleć jak wyglądam - pomyślał.
Nagle do głowy przyszła mu myśl "gdzie jest Adam?" Szybko podniósł
głowę i przekręcił ją, ale okazało się to okropnym błędem, gdyż zasyczał z
potwornego bólu, który odczuł. Nagle drzwi się otworzyły, a w pomieszczeniu
zapaliła się mała żarówka. Tommy omiótł pokój wzrokiem na tyle, na ile dał radę
i spostrzegł brudne gołe ściany, pod którymi gdzie niegdzie piętrzyły się
niewielkie stosy rupieci, a na podłodze było błoto.
-Widzę, że już się obudziłeś Ratliff - usłyszał zimny głos
Dextera - jak się spało?
Tommy nie odpowiedział, nie miał na to siły. Poprawka, nie
miał siły na nic.
Wtem czyjeś mocne ręce zacisnęły się na jego ramionach i
szarpnęły nim w górę, wywołując kolejną falę bólu, na który tym razem
odpowiedział krzykiem.
-Boli cię? - mężczyzna ciągnął dalej z irytującą drwiną w
głosie.
-Nie kurwa, łaskocze - warknął Tommy i zaraz tego pożałował,
bo po raz kolejny został spoliczkowany, po raz kolejny poczuł ból.
-Milcz i odzywaj się, kiedy będzie potrzeba - wysyczał przez
zęby Dexter - Masz prawo do jednego pytania - dodał.
-Gdzie jest Adam? - wypalił Tommy bez namysłu.
-W lepszym miejscu - odrzekł lekceważąco mężczyzna i machnął
ręką, udając, że ziewa, natomiast Tommy'ego na szczęście wciąż trzymali za
ramiona, gdyż teraz nogi miał jak z waty.
-C-co? - wyjąkał dysząc.
-Nie idioto, nie w niebie, choć za niedługo może dołączyć do
aniołków. Nie mam pojęcia, gdzie ten pedał jest, czy wyglądam na jego niańkę?!
Mężczyznę wyraźnie zirytowało to pytanie, co Tommy odebrał
za dobre wieści, gdyż to oznaczało, że Adam jest bezpieczny. Nagle poczuł się
lepiej.
-Kiedy spłacisz długi?
-Nie wiem.
-Masz czas do jutra.
-Że co?!
-A coś ty myślał? Nie oddałeś w terminie i tak byłem dla
ciebie łaskawy, bo cię lubię.
-Ciekawie to okazujesz - warknął blondyn, a mężczyzna za nim
już miał go spoliczkować, jednak Dexter pokręcił głową - Chwila termin był na
jutro tak czy tak.
-Nie mój drogi, termin upłynął tydzień temu, zaopatrz się w
kalendarz. A i jeszcze coś. Dług wzrósł dwukrotnie, teraz to już sto dwadzieścia
tysięcy - rzekł i ukazał zęby w paskudnym uśmiechu zwycięzcy.
-Że kurwa co?! Chyba cię pojebało.
-Takie są zasady.
-Od kiedy ty działasz zgodnie z zasadami?
-Eh - oparł się o drzwi - od zawsze Rafciu, od zawsze.
-Wątpię.
-Według moich zasad - Dexter położył nacisk na drugie słowo.
-A kiedy mnie stąd wypuścicie? Jak mam do jutra oddać, skoro
tu jestem?
-A nie wiem, zobaczymy ile pożyjesz. W sumie to wypadałoby
dzisiaj ... jak przeżyjesz, jesteś wolny. Panowie, wiecie, co macie robić -
dodał, po czym wyszedł, zamykając drzwi.
Tommy od razu został puszczony z uścisku, przez co twardo
upadł na ziemię. Zaraz poczuł czyjeś dłonie chłostające jego twarz i nogi,
kopiące go w brzuch, nogi i inne części ciała. W ustach ponownie poczuł
metaliczny smak własnej krwi. Wszystko to nie trwało długo, lecz ból był taki,
że blondyn zapragnął umrzeć, byleby to się skończyło. Ostatni cios, w krocze,
spowodował, że Tommy stracił przytomność.
***
-... i dlatego musimy go jak najszybciej odnaleźć - Brooke
podsumowała swoją opowieść.
Jej celem było przekonanie zespołu do zaprzestania żywienia
nienawiści do Tommy'ego, skłonienie do pomocy w jego odnalezieniu oraz
uwzględnienie w swoim zachowaniu Adama i jego uczuć. Po minach zgromadzonych w
pokoju, miała jednak wrażenie, że jej przemowa niewiele dała.
-I co? - spytał Longineu.
-Może mamy lecieć z pomocą? - odezwał się Taylor.
-Sam sobie zawinił - stwierdził Monte.
Sasha, którą co prawda chwyciła za serce ta opowieść nie
miała zamiaru się do tego przyznać, więc tylko pokiwała głową na słowa
chłopaków.
-Matko, jak wy możecie być tak bezduszni - powiedziała
Camila i zaraz wstała, podchodząc do Brooke.
-Też się dziwię - tancerka pokręciła głową.
-Zawiodłem się na was. Najwyraźniej czyjeś nieszczęście nic
dla was nie znaczy - usłyszeli ponury głos Adama, który stał teraz oparty o
drzwi.
-Adam to nie tak, gdyby to ciebie... - zaczął Pittman.
-Gdyby to mnie spotkało to polecielibyście jak na skrzydłach
mnie ratować tak? To chciałeś powiedzieć? Po zdaniu, jakie macie na ten temat
wątpię w twoje słowa. Ale to już nie ma znaczenia. Bardziej przeraża mnie wasze
faworyzowanie kogoś. Tommy też jest człowiekiem i potrzebuje pomocy. Nie można
wybierać temu pomogę, bo go lubię, temu nie, bo go nie cierpię, więc niech
zdycha w męczarniach. Nie wiem kiedy wam się ustawił tak popieprzony system
wartości, ale radziłbym go zmienić, zanim sami będziecie w potrzebie. A i
jeszcze coś, skoro tak ciężko skłonić was do pomocy, gdyby nie Tommy, nie
byłoby mnie tutaj. Już bym nie żył, bo najpierw chcieli zastrzelić mnie. Rzucił
się, zwalając gościa z nóg, dlatego przeżyłem - spuścił głowę.
Wszyscy zamarli na te słowa i wlepiali w niego oczy uważnie
słuchając i zaczynało im być wstyd za ich zachowanie względem blondyna, jednak
nikt się nie przyznał. Nikt nie chciał być pierwszym, który by się przyznał do
błędu. Adam obrócił się już z zamiarem wyjścia, lecz poczuł czyjąś dłoń na
ramieniu. Odwrócił się spowrotem i spostrzegł stojącego przed nim perkusistę.
-Dobra, pomogę - rzekł.
-Ja też - odezwała się Sasha.
Identyczne odpowiedzi dała reszta zespołu.
Adamowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy to usłyszał.
Powiedział ciche "dziękuję", po czym wyszedł z pokoju, a reszta udała
się za nim.
***
-Więc? Co mamy robić? - spytał Taylor, gdy znaleźli się w
biurze.
-Cicho - syknęła Camila, upominając go.
-Na razie - zaczął Adam - wiemy tyle, że banda ubranych na
czarno facetów pobiła go do nieprzytomności i wywieźli gdzieś, ale już nie
wiemy gdzie. I że ma dług do spłacenia, ogromny dług. I że czas mija jutro.
-Nie zdziwiłbym się, gdyby ten dupek podwyższył dług -
wtrącił Monte.
-A skąd ty to wiesz? - spojrzał na niego Longineu.
-Z seriali kryminalnych - wzruszył ramionami Pittman.
-Też o tym pomyślałem, dlatego zrobiłem to - wyjął z szuflady
dwie zapisane kartki oraz jeden mały świstek z numerem telefonu i drobnym
podpisem.
-Adam nie możesz tego zrobić - zaczęła Sasha - to twoje i
...
-I właśnie dlatego to zrobię. To moje i mogę z tym zrobić,
co uważam. To jedyna szansa. Możecie wyjść? Muszę zadzwonić.
Wszyscy bez słowa opuścili pomieszczenie, a każde z nich
udało się do siebie.
***
Było popołudnie. Po paru minutach rozmowy Adam odłożył
słuchawkę. Popatrzył na ścianę przed sobą, przypominając sobie jego pierwszą
kłótnię z Tommym. Po chwili ponownie wziął telefon i wykręcił numer,
przykładając słuchawkę do ucha.
-Lisa? Przyjeżdżaj, mamy coś do podpisania.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz