niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział 19 - BBPNPC

Na samym początku muszę powiedzieć coś, co pewnie Was zmartwi. "Bez błędów przeszłości nie poznałbym cię" powoli się kończy. Będzie jeszcze parę rozdziałów. Potem planuję zrobić przerwę, która potrwa tydzień lub dwa. Nie martwcie się, bo to nie koniec bloga. Będę w tym czasie wrzucać imaginy i pracować nad nowym ff, które zacznę pod koniec tego roku lub co bardziej prawdopodobne w przyszłym. Jak narazie bardzo dziękuję, że ze mną jesteście i czytacie tą opowieść, życzę miłej lektury i bądźcie zdrów ;)

------------------------------------------------------------

Tommy obudził się w chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. W powietrzu wyczuwalna była wilgoć. Leżał na brzuchu, policzek miał na zimnym betonie. Chciał się podnieść, jednak nie dał rady, bolało go wszystko, a nóg nawet nie czuł, gdyż były zdrętwiałe. Poczuł na wargach coś zaschniętego, oblizał się i rozgryzł - krew. Nawet boję się myśleć jak wyglądam - pomyślał. Nagle do głowy przyszła mu myśl "gdzie jest Adam?" Szybko podniósł głowę i przekręcił ją, ale okazało się to okropnym błędem, gdyż zasyczał z potwornego bólu, który odczuł. Nagle drzwi się otworzyły, a w pomieszczeniu zapaliła się mała żarówka. Tommy omiótł pokój wzrokiem na tyle, na ile dał radę i spostrzegł brudne gołe ściany, pod którymi gdzie niegdzie piętrzyły się niewielkie stosy rupieci, a na podłodze było błoto.
-Widzę, że już się obudziłeś Ratliff - usłyszał zimny głos Dextera - jak się spało?
Tommy nie odpowiedział, nie miał na to siły. Poprawka, nie miał siły na nic.
Wtem czyjeś mocne ręce zacisnęły się na jego ramionach i szarpnęły nim w górę, wywołując kolejną falę bólu, na który tym razem odpowiedział krzykiem.
-Boli cię? - mężczyzna ciągnął dalej z irytującą drwiną w głosie.
-Nie kurwa, łaskocze - warknął Tommy i zaraz tego pożałował, bo po raz kolejny został spoliczkowany, po raz kolejny poczuł ból.
-Milcz i odzywaj się, kiedy będzie potrzeba - wysyczał przez zęby Dexter - Masz prawo do jednego pytania - dodał.
-Gdzie jest Adam? - wypalił Tommy bez namysłu.
-W lepszym miejscu - odrzekł lekceważąco mężczyzna i machnął ręką, udając, że ziewa, natomiast Tommy'ego na szczęście wciąż trzymali za ramiona, gdyż teraz nogi miał jak z waty.
-C-co? - wyjąkał dysząc.
-Nie idioto, nie w niebie, choć za niedługo może dołączyć do aniołków. Nie mam pojęcia, gdzie ten pedał jest, czy wyglądam na jego niańkę?!
Mężczyznę wyraźnie zirytowało to pytanie, co Tommy odebrał za dobre wieści, gdyż to oznaczało, że Adam jest bezpieczny. Nagle poczuł się lepiej.
-Kiedy spłacisz długi?
-Nie wiem.
-Masz czas do jutra.
-Że co?!
-A coś ty myślał? Nie oddałeś w terminie i tak byłem dla ciebie łaskawy, bo cię lubię.
-Ciekawie to okazujesz - warknął blondyn, a mężczyzna za nim już miał go spoliczkować, jednak Dexter pokręcił głową - Chwila termin był na jutro tak czy tak.
-Nie mój drogi, termin upłynął tydzień temu, zaopatrz się w kalendarz. A i jeszcze coś. Dług wzrósł dwukrotnie, teraz to już sto dwadzieścia tysięcy - rzekł i ukazał zęby w paskudnym uśmiechu zwycięzcy.
-Że kurwa co?! Chyba cię pojebało.
-Takie są zasady.
-Od kiedy ty działasz zgodnie z zasadami?
-Eh - oparł się o drzwi - od zawsze Rafciu, od zawsze.
-Wątpię.
-Według moich zasad - Dexter położył nacisk na drugie słowo.
-A kiedy mnie stąd wypuścicie? Jak mam do jutra oddać, skoro tu jestem?
-A nie wiem, zobaczymy ile pożyjesz. W sumie to wypadałoby dzisiaj ... jak przeżyjesz, jesteś wolny. Panowie, wiecie, co macie robić - dodał, po czym wyszedł, zamykając drzwi.
Tommy od razu został puszczony z uścisku, przez co twardo upadł na ziemię. Zaraz poczuł czyjeś dłonie chłostające jego twarz i nogi, kopiące go w brzuch, nogi i inne części ciała. W ustach ponownie poczuł metaliczny smak własnej krwi. Wszystko to nie trwało długo, lecz ból był taki, że blondyn zapragnął umrzeć, byleby to się skończyło. Ostatni cios, w krocze, spowodował, że Tommy stracił przytomność.
***
-... i dlatego musimy go jak najszybciej odnaleźć - Brooke podsumowała swoją opowieść.
Jej celem było przekonanie zespołu do zaprzestania żywienia nienawiści do Tommy'ego, skłonienie do pomocy w jego odnalezieniu oraz uwzględnienie w swoim zachowaniu Adama i jego uczuć. Po minach zgromadzonych w pokoju, miała jednak wrażenie, że jej przemowa niewiele dała.
-I co? - spytał Longineu.
-Może mamy lecieć z pomocą? - odezwał się Taylor.
-Sam sobie zawinił - stwierdził Monte.
Sasha, którą co prawda chwyciła za serce ta opowieść nie miała zamiaru się do tego przyznać, więc tylko pokiwała głową na słowa chłopaków.
-Matko, jak wy możecie być tak bezduszni - powiedziała Camila i zaraz wstała, podchodząc do Brooke.
-Też się dziwię - tancerka pokręciła głową.
-Zawiodłem się na was. Najwyraźniej czyjeś nieszczęście nic dla was nie znaczy - usłyszeli ponury głos Adama, który stał teraz oparty o drzwi.
-Adam to nie tak, gdyby to ciebie... - zaczął Pittman.
-Gdyby to mnie spotkało to polecielibyście jak na skrzydłach mnie ratować tak? To chciałeś powiedzieć? Po zdaniu, jakie macie na ten temat wątpię w twoje słowa. Ale to już nie ma znaczenia. Bardziej przeraża mnie wasze faworyzowanie kogoś. Tommy też jest człowiekiem i potrzebuje pomocy. Nie można wybierać temu pomogę, bo go lubię, temu nie, bo go nie cierpię, więc niech zdycha w męczarniach. Nie wiem kiedy wam się ustawił tak popieprzony system wartości, ale radziłbym go zmienić, zanim sami będziecie w potrzebie. A i jeszcze coś, skoro tak ciężko skłonić was do pomocy, gdyby nie Tommy, nie byłoby mnie tutaj. Już bym nie żył, bo najpierw chcieli zastrzelić mnie. Rzucił się, zwalając gościa z nóg, dlatego przeżyłem - spuścił głowę.
Wszyscy zamarli na te słowa i wlepiali w niego oczy uważnie słuchając i zaczynało im być wstyd za ich zachowanie względem blondyna, jednak nikt się nie przyznał. Nikt nie chciał być pierwszym, który by się przyznał do błędu. Adam obrócił się już z zamiarem wyjścia, lecz poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się spowrotem i spostrzegł stojącego przed nim perkusistę.
-Dobra, pomogę - rzekł.
-Ja też - odezwała się Sasha.
Identyczne odpowiedzi dała reszta zespołu.
Adamowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy to usłyszał. Powiedział ciche "dziękuję", po czym wyszedł z pokoju, a reszta udała się za nim.
***
-Więc? Co mamy robić? - spytał Taylor, gdy znaleźli się w biurze.
-Cicho - syknęła Camila, upominając go.
-Na razie - zaczął Adam - wiemy tyle, że banda ubranych na czarno facetów pobiła go do nieprzytomności i wywieźli gdzieś, ale już nie wiemy gdzie. I że ma dług do spłacenia, ogromny dług. I że czas mija jutro.
-Nie zdziwiłbym się, gdyby ten dupek podwyższył dług - wtrącił Monte.
-A skąd ty to wiesz? - spojrzał na niego Longineu.
-Z seriali kryminalnych - wzruszył ramionami Pittman.
-Też o tym pomyślałem, dlatego zrobiłem to - wyjął z szuflady dwie zapisane kartki oraz jeden mały świstek z numerem telefonu i drobnym podpisem.
-Adam nie możesz tego zrobić - zaczęła Sasha - to twoje i ...
-I właśnie dlatego to zrobię. To moje i mogę z tym zrobić, co uważam. To jedyna szansa. Możecie wyjść? Muszę zadzwonić.
Wszyscy bez słowa opuścili pomieszczenie, a każde z nich udało się do siebie.
***
Było popołudnie. Po paru minutach rozmowy Adam odłożył słuchawkę. Popatrzył na ścianę przed sobą, przypominając sobie jego pierwszą kłótnię z Tommym. Po chwili ponownie wziął telefon i wykręcił numer, przykładając słuchawkę do ucha.
-Lisa? Przyjeżdżaj, mamy coś do podpisania.

Tommy obudził się w chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. W powietrzu wyczuwalna była wilgoć. Leżał na brzuchu, policzek miał na zimnym betonie. Chciał się podnieść, jednak nie dał rady, bolało go wszystko, a nóg nawet nie czuł, gdyż były zdrętwiałe. Poczuł na wargach coś zaschniętego, oblizał się i rozgryzł - krew. Nawet boję się myśleć jak wyglądam - pomyślał. Nagle do głowy przyszła mu myśl "gdzie jest Adam?" Szybko podniósł głowę i przekręcił ją, ale okazało się to okropnym błędem, gdyż zasyczał z potwornego bólu, który odczuł. Nagle drzwi się otworzyły, a w pomieszczeniu zapaliła się mała żarówka. Tommy omiótł pokój wzrokiem na tyle, na ile dał radę i spostrzegł brudne gołe ściany, pod którymi gdzie niegdzie piętrzyły się niewielkie stosy rupieci, a na podłodze było błoto.
-Widzę, że już się obudziłeś Ratliff - usłyszał zimny głos Dextera - jak się spało?
Tommy nie odpowiedział, nie miał na to siły. Poprawka, nie miał siły na nic.
Wtem czyjeś mocne ręce zacisnęły się na jego ramionach i szarpnęły nim w górę, wywołując kolejną falę bólu, na który tym razem odpowiedział krzykiem.
-Boli cię? - mężczyzna ciągnął dalej z irytującą drwiną w głosie.
-Nie kurwa, łaskocze - warknął Tommy i zaraz tego pożałował, bo po raz kolejny został spoliczkowany, po raz kolejny poczuł ból.
-Milcz i odzywaj się, kiedy będzie potrzeba - wysyczał przez zęby Dexter - Masz prawo do jednego pytania - dodał.
-Gdzie jest Adam? - wypalił Tommy bez namysłu.
-W lepszym miejscu - odrzekł lekceważąco mężczyzna i machnął ręką, udając, że ziewa, natomiast Tommy'ego na szczęście wciąż trzymali za ramiona, gdyż teraz nogi miał jak z waty.
-C-co? - wyjąkał dysząc.
-Nie idioto, nie w niebie, choć za niedługo może dołączyć do aniołków. Nie mam pojęcia, gdzie ten pedał jest, czy wyglądam na jego niańkę?!
Mężczyznę wyraźnie zirytowało to pytanie, co Tommy odebrał za dobre wieści, gdyż to oznaczało, że Adam jest bezpieczny. Nagle poczuł się lepiej.
-Kiedy spłacisz długi?
-Nie wiem.
-Masz czas do jutra.
-Że co?!
-A coś ty myślał? Nie oddałeś w terminie i tak byłem dla ciebie łaskawy, bo cię lubię.
-Ciekawie to okazujesz - warknął blondyn, a mężczyzna za nim już miał go spoliczkować, jednak Dexter pokręcił głową - Chwila termin był na jutro tak czy tak.
-Nie mój drogi, termin upłynął tydzień temu, zaopatrz się w kalendarz. A i jeszcze coś. Dług wzrósł dwukrotnie, teraz to już sto dwadzieścia tysięcy - rzekł i ukazał zęby w paskudnym uśmiechu zwycięzcy.
-Że kurwa co?! Chyba cię pojebało.
-Takie są zasady.
-Od kiedy ty działasz zgodnie z zasadami?
-Eh - oparł się o drzwi - od zawsze Rafciu, od zawsze.
-Wątpię.
-Według moich zasad - Dexter położył nacisk na drugie słowo.
-A kiedy mnie stąd wypuścicie? Jak mam do jutra oddać, skoro tu jestem?
-A nie wiem, zobaczymy ile pożyjesz. W sumie to wypadałoby dzisiaj ... jak przeżyjesz, jesteś wolny. Panowie, wiecie, co macie robić - dodał, po czym wyszedł, zamykając drzwi.
Tommy od razu został puszczony z uścisku, przez co twardo upadł na ziemię. Zaraz poczuł czyjeś dłonie chłostające jego twarz i nogi, kopiące go w brzuch, nogi i inne części ciała. W ustach ponownie poczuł metaliczny smak własnej krwi. Wszystko to nie trwało długo, lecz ból był taki, że blondyn zapragnął umrzeć, byleby to się skończyło. Ostatni cios, w krocze, spowodował, że Tommy stracił przytomność.
***
-... i dlatego musimy go jak najszybciej odnaleźć - Brooke podsumowała swoją opowieść.
Jej celem było przekonanie zespołu do zaprzestania żywienia nienawiści do Tommy'ego, skłonienie do pomocy w jego odnalezieniu oraz uwzględnienie w swoim zachowaniu Adama i jego uczuć. Po minach zgromadzonych w pokoju, miała jednak wrażenie, że jej przemowa niewiele dała.
-I co? - spytał Longineu.
-Może mamy lecieć z pomocą? - odezwał się Taylor.
-Sam sobie zawinił - stwierdził Monte.
Sasha, którą co prawda chwyciła za serce ta opowieść nie miała zamiaru się do tego przyznać, więc tylko pokiwała głową na słowa chłopaków.
-Matko, jak wy możecie być tak bezduszni - powiedziała Camila i zaraz wstała, podchodząc do Brooke.
-Też się dziwię - tancerka pokręciła głową.
-Zawiodłem się na was. Najwyraźniej czyjeś nieszczęście nic dla was nie znaczy - usłyszeli ponury głos Adama, który stał teraz oparty o drzwi.
-Adam to nie tak, gdyby to ciebie... - zaczął Pittman.
-Gdyby to mnie spotkało to polecielibyście jak na skrzydłach mnie ratować tak? To chciałeś powiedzieć? Po zdaniu, jakie macie na ten temat wątpię w twoje słowa. Ale to już nie ma znaczenia. Bardziej przeraża mnie wasze faworyzowanie kogoś. Tommy też jest człowiekiem i potrzebuje pomocy. Nie można wybierać temu pomogę, bo go lubię, temu nie, bo go nie cierpię, więc niech zdycha w męczarniach. Nie wiem kiedy wam się ustawił tak popieprzony system wartości, ale radziłbym go zmienić, zanim sami będziecie w potrzebie. A i jeszcze coś, skoro tak ciężko skłonić was do pomocy, gdyby nie Tommy, nie byłoby mnie tutaj. Już bym nie żył, bo najpierw chcieli zastrzelić mnie. Rzucił się, zwalając gościa z nóg, dlatego przeżyłem - spuścił głowę.
Wszyscy zamarli na te słowa i wlepiali w niego oczy uważnie słuchając i zaczynało im być wstyd za ich zachowanie względem blondyna, jednak nikt się nie przyznał. Nikt nie chciał być pierwszym, który by się przyznał do błędu. Adam obrócił się już z zamiarem wyjścia, lecz poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się spowrotem i spostrzegł stojącego przed nim perkusistę.
-Dobra, pomogę - rzekł.
-Ja też - odezwała się Sasha.
Identyczne odpowiedzi dała reszta zespołu.
Adamowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy to usłyszał. Powiedział ciche "dziękuję", po czym wyszedł z pokoju, a reszta udała się za nim.
***
-Więc? Co mamy robić? - spytał Taylor, gdy znaleźli się w biurze.
-Cicho - syknęła Camila, upominając go.
-Na razie - zaczął Adam - wiemy tyle, że banda ubranych na czarno facetów pobiła go do nieprzytomności i wywieźli gdzieś, ale już nie wiemy gdzie. I że ma dług do spłacenia, ogromny dług. I że czas mija jutro.
-Nie zdziwiłbym się, gdyby ten dupek podwyższył dług - wtrącił Monte.
-A skąd ty to wiesz? - spojrzał na niego Longineu.
-Z seriali kryminalnych - wzruszył ramionami Pittman.
-Też o tym pomyślałem, dlatego zrobiłem to - wyjął z szuflady dwie zapisane kartki oraz jeden mały świstek z numerem telefonu i drobnym podpisem.
-Adam nie możesz tego zrobić - zaczęła Sasha - to twoje i ...
-I właśnie dlatego to zrobię. To moje i mogę z tym zrobić, co uważam. To jedyna szansa. Możecie wyjść? Muszę zadzwonić.
Wszyscy bez słowa opuścili pomieszczenie, a każde z nich udało się do siebie.
***
Było popołudnie. Po paru minutach rozmowy Adam odłożył słuchawkę. Popatrzył na ścianę przed sobą, przypominając sobie jego pierwszą kłótnię z Tommym. Po chwili ponownie wziął telefon i wykręcił numer, przykładając słuchawkę do ucha.
-Lisa? Przyjeżdżaj, mamy coś do podpisania.


  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz