sobota, 18 lutego 2017

Keep me in your memory - Img #9 #Adommy

Witajcie kochani! Dziś taki trochę inny imagin niż zazwyczaj, więcej w nim emocji, są sceny smutne (nie nikt nie umiera), ale mimo to mam nadzieję, że się Wam spodoba. Zanim będziecie chcieli mi coś zrobić doczytajcie do końca XD
Miłej lektury i soboty i do jutra, bo już jutro nowy rozdział :*
PS polecam włączyć piosenkę poniżej ;)

---------------------------------------

https://www.youtube.com/watch?v=2W3u5yXt9Zc

Siedziałem na łóżku po kolejnej kłótni. Adam wyszedł z domu trzaskając drzwiami, nie potrafiliśmy się dogadać. Ostatnio było coraz gorzej. Sprzeczki o byle co, to stawało się nie do zniesienia. Do niedawna myślałem, że to on jest problematyczny, ale nie. Głównym problemem między nami jestem ja. Ja chyba jednak nie potrafię się związać z facetem, to nie dla mnie. Mamy zupełnie inne charaktery i krzywdzimy się nawzajem. To był ostatni raz. Dziś raz na zawsze zniknę z jego życia i przestanę mu je zatruwać.
Otarłem łzy, które spływały po moim policzku i wstałem z łóżka, wziąłem walizkę i zacząłem się pakować. Chciałem się z tym uwinąć nim Adam wróci, więc szybko wrzucałem swoje rzeczy, nie chciałem się rozczulać. W końcu w moje ręce trafiło nasze wspólne zdjęcie robione po jednym z koncertów. Staliśmy razem, Adam obejmował mnie w pasie i dawał buziaka  policzek, a ja się uśmiechałem i trzymałem gitarę. Ponownie poczułem pieczenie pod powiekami, przytuliłem ramkę do siebie i wrzuciłem ją do walizki razem z resztą wspomnień.
Rozejrzałem się po pokoju, wszystkie moje rzeczy zniknęły. Ubrałem kurtkę i buty i już miałem wychodzić, kiedy przyszło mi coś do głowy. Wziąłem kartkę, ołówek, usiadłem przy stole i zacząłem pisać.
***
-Tommy? Mam chińszczyznę chcesz?! – wołałem od progu.
Musiałem się przejść. Nie wiem co się ostatnio dzieje między nami, ale wiecznie się o coś kłócimy i to najczęściej o jakieś głupoty. Muszę z nim porozmawiać, nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale też nie wyobrażam sobie, że nasz związek dalej będzie tak wyglądać.
Nie zdziwiło mnie, że wszędzie było ciemno, Tommy lubi tak siedzieć i słuchać muzyki albo coś oglądać, no albo zwyczajnie spać. Chciałem go jak najszybciej wziąć w ramiona, przytulić mocno i pogadać, przeprosić za swoje zachowanie, zwalałem całą winę na niego, a sam święty nie byłem. Na szczęście już zebrałem myśli i byłem gotowy, by przyznać się do błędu. Wściekłość już przeszła teraz pozostała tylko chęć do zgody i wtulenia się w swojego ukochanego.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zapalając światło w kolejnych pomieszczeniach nikogo nie znalazłem. Dom był zupełnie pusty, po Tommym nigdzie nie było śladu. Byłem pewien, że siedzi w naszej sypialni, ale gdy tam wszedłem i zapaliłem światło moje serce pękło na dwie części i rozsypało się w drobny mak. Jego rzeczy nie było. Odszedł i zostawił mnie samego.
Oparłem się o ścianę i zjechałem po niej w dół, ukryłem twarz w dłoniach i zacząłem płakać jak małe dziecko. Patrzyłem po pustych ścianach, na których jeszcze parę godzin temu wisiały plakaty z gitarami, zespołami, których słucha, na szuflad, gdzie zapewne nie było już jego ubrań. Nawet z szafki zniknęła połowa zdjęć. Pokój wyglądał tak, jakby go tu nigdy nie było.
Nie sądziłem, że ten blondyn zajmuje w moim sercu tyle miejsca, dopóki nie postanowił zniknąć z mojego życia. Drżącymi dłońmi wyciągnąłem telefon z kieszenie i wybrałem numer.
-Halo? Adam? – usłyszałem głos Monte z słuchawce.
-Przyjedź jak najszybciej – powiedziałem łamiącym się od płaczu głosem.
-Coś się stało? Adam mów!
-Po prostu przyjedź – rozłączyłem się.
Wykręciłem jeszcze  numer do Tommy’ego, ale jak podejrzewałem, nie odbierał. Nagrałem się.
Podwinąłem kolana pod brodę i oplotłem je ramionami, po czym ukryłem w nich twarz i ponownie pozwoliłem sobie na chwilę słabości.
-Jak mogłeś mi to zrobić Ratliff? – szeptałem sam do siebie, a mój głos odbijał się od jasnych ścian.
***
-Ale jak to zniknął? – dopytywał się Monte.
-Nie wiem, pokłóciliśmy się, wyszedłem z domu ochłonąć, a kiedy wróciłem już go nie było. Ani jego ani jego rzeczy. Chciałem go przeprosić, ale … - mój głos dostawał wariacji z nadmiaru emocji, nie potrafiłem nad nim zapanować.
- Adam wy się ostatnio non stop kłócicie. Co się dzieje? Przecież to nie jest normalne.
-Monte ja to wiem ehh sam nie wiem co się dzieje między nami…  chciałem z nim o tym pogadać i wszystko wyjaśnić, no to widzisz … nie ma go – usiadłem na łóżku i znowu łzy popłynęły po mojej twarzy. Cholera czy ja muszę być taki emocjonalny?!
-Przede wszystkim to się uspokój. Znajdziemy go, czy się mu to podoba czy nie. Będzie dobrze. Przecież nie zapadł się pod ziemię.
-A jak ty go chcesz znaleźć? Może być gdziekolwiek.
-Ile czasu temu się pokłóciliście?
-Jakieś cztery? Pięć godzin temu? Monte on może być wszędzie. Już za późno.
-Już pomijam to, że zachował się jak głupi dzieciak, bo zamiast stawić czoła odpowiedzialności to zwiał i zostawił problemy za sobą, olał zespół, olał fanów, ale do cholery jasnej to, że olał i zranił ciebie tego mu nie daruję i znajdę gnoja czy chce czy nie.
Wstał z łóżka, na którym siedział obok mnie i już chciał wyjść, kiedy go powstrzymałem.
-Monte?
-Tak?
-Ale jak ty tego chcesz dokonać?
-Na pewno nie mam zamiaru tu siedzieć i myśleć co by było gdyby tylko mam zamiar działać. Przecież nie wyparował w powietrzu, musiał zostawić jakiś ślad. Może tobie coś mówił?
-Nie…
-Cholera Lambert chcesz go znaleźć czy nie?!
-Jasne, że chcę, ale…
-Nie ma żadnego „ale”, uspokój się i skup, bo trzeba działać.
-Wiem, ale … - w tym momencie spojrzałem bok na stolik, na którym leżała kartka i ołówek. Podszedłem do niej.
-Co to jest? – spytał.
-Nie mam pojęcia.
Wziąłem papier do ręki i zacząłem czytać, a w miarę czytania moje serce bolało coraz bardziej. W pewnym momencie usiadłem na łóżku i dopiero wtedy dokończyłem. Był to list od Tommy’ego. Czegoś tak okropnego jeszcze w życiu nie przeżywałem.
-Adam co ci jest? – Monte zaniepokoił się tym jak zbladłem.
-Masz – podałem mu – jak przeczytasz to zrozumiesz.
Wziął ode mnie list i zaczął czytać.
„Adam,
Przepraszam Cię za wszystko. Nie powinienem był w ogóle pojawiać się w Twoim życiu. Zrujnowałem je i wywróciłem do góry nogami, raniąc Cię jak chyba nigdy nikogo. Jestem śmieciem, którego nigdy nie powinieneś poznać. Może tak byłoby lepiej. Nie wiem co się między nami stało, ja chyba nie jestem stworzony do związków, a już na pewno nie z facetem. Jestem niedojrzałym bachorem, który nie ma pojęcia co to miłość i rani wszystkich dookoła. Przepraszam, że musiałeś kogoś takiego poznać. Nie zasłużyłem sobie na to ci mam, na zespół, na fanów, na marzenia, na Ciebie. To nie jest dla mnie. Pewnie myślisz, że wyrządziłem Ci krzywdę moim odejściem, ale uwierz tak będzie lepiej dla nas obojga. Nie będziemy się już ranić. Ty rozwiniesz karierę, a ja będę tam, gdzie moje miejsce. Mam do Ciebie jedną ostatnią prośbę. Nie szukaj mnie, zapomnij wszystko złe co Ci wyrządziłem i zapamiętaj mnie jako mam nadzieję dobrego gitarzystę. Znajdź sobie kogoś z kim będziesz szczęśliwy. To ostatnie słowa jakie do Ciebie „wypowiadam” i nasze pożegnanie. Proszę uszanuj moją decyzję i żyj nowym życiem beze mnie. Czas goi rany, nasze cierpienie minie. Po durzy wychodzi zawsze słońce i teraz też tak będzie. Przetrwamy. Nie zapomnę Cię nigdy, ani tego jakim wspaniałym człowiekiem jesteś. Żegnaj i bądź szczęśliwy
Największy idiota jakiego poznałeś
Tommy”
Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu, żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Monte przeczytał list jeszcze raz, dopiero po dłuższej chwili się odezwał.
-Ja mu coś zrobię – bąknął pod nosem.
-Ciekawe co.
-Zdziwisz się. Ruszaj dupę, jedziemy.
-Dokąd? Mamy to uszanować, a ja go kocham …
-I dlatego, że go kochasz będziesz szanował jego głupotę? Nie rozśmieszaj mnie.
-Monte…
-Jedziemy! Ruszaj się księżniczko, a nie!
Niechętnie wstałem z łóżka i wyszedłem za nim z pokoju. Opuściliśmy dom i wsiedliśmy do samochodu. Pittman odpalił go i ruszyliśmy prze siebie. Nie miałem pojęcia dokąd jedzie, ale zdałem się na niego. Moją głowę rozrywała teraz masa wspomnień. Nie mogłem się opanować. Przycisnąłem czoło do szyby i zagryzłem wargi tak, że aż zaczęły mnie boleć. Ściemniało się.
„Oh Tommy gdzie jesteś?” – przemknęło mi przez myśl.
***
Szedłem wzdłuż peronu. Okazało się, że ostatni pociąg do Burbank odjechał godzinę temu. Kupiłem bilet na najwcześniejszy na jutro. Wciąż nie byłem pewny tego, co chciałem zrobić, ale wolałem działać niż się nad tym zastanawiać. Założyłem słuchawki na uszy i odsłuchiwałem wiadomości, które pozostawił mi Adam.
„Gdzie jesteś? Chciałem pogadać. Przepraszam cię! Oddzwoń proszę.”
„Tommy proszę odezwij się, odchodzę od zmysłów. Proszę…”
„Kocham cię … nie potrafię bez ciebie żyć … proszę wróć do mnie. Skarbie damy radę, tylko odbierz ten cholerny telefon!”
„Nie dam ci spokoju. Jeśli myślisz, że tak zrobię to się mylisz.”
Jego łamiący się od łez głos sprawiał, że i moje serce pękało ponownie. Kogo ja chciałem oszukać … przecież dopiero tym wbijałem nóż w plecy nam obojgu, ale nie mogłem się wycofać. Nie teraz. Nie, robię to dla niego, tak będzie lepiej, jestem pewien.
Tak słuchając poczty głosowej doszedłem do jakiegoś opustoszałego budynku, wyglądał jakby był jednocześnie stabilny i jednocześnie bliski zawalenia. Miałem to gdzieś. Rozejrzałem się czy nikt mnie nie widzi i wszedłem do środka. Rozejrzałem się. Było tam brudno, a gruz walał się wszędzie, ściany były pełne graffiti. Przez okna właziły gałęzie jakiś drzew i wysokie trawy. Swoją drogą jak ja się tu dostałem? Nieważne.
Odsłuchałem jeszcze ostatnią wiadomość sprzed kilkunastu minut. Ta była inna niż tamte.
„Jeśli myślisz, że miłość polega na zostawianiu kogoś w potrzebie to się mylisz. Nie mam zamiaru cię szukać ze względu na ciebie, ale po to, żeby ci prosto w twarz wygarnąć co o tobie myślę, potem możesz spierdalać.”
Nigdy nie przypuszczałem, że dostanę do niego taką wiadomość. Usiadłem pod ścianą, bo nogi się pode mną ugięły. Zabolało. Jak wiać dalej miałem nadzieję, teraz już nie, Wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Co ja narobiłem…?
***
-Uhuhu kogo my tu mamy? Nowy jakiś? – zagwizdał jakiś facet, natychmiast się obudziłem.
-Jak widać. Albo zabłądził albo chce do nas dołączyć.
-Jeśli to pierwsze, to to miejsce będzie ostatnim jakie w życiu zobaczy.
Nie otwierałem oczu, ale gdy usłyszałem dźwięk noża ocierającego się o kurtkę zerwałem się natychmiast. Stanąłem na równe nogi i wyrzuciłem walizkę oknem. Następnie sam się wspiąłem na parapet, bo na szczęście nie było wysoko i sam skoczyłem.
Zawrócili, chcieli mnie dorwać, bo najwyraźniej widziałem coś czego nie powinienem. Wziąłem bagaż i wybiegłem przez dziurę w płocie, którą nagle zauważyłem. Gnałem przed siebie, kiedy zauważyłem jakieś kontenery na śmieci postanowiłem schować ją tam, a sam uciekałem dalej. Musiałem być jak najdalej stamtąd.
***
-Jesteś pewien, że go znajdziemy?
-Uwierz mi to Ratliff, przez swoją głupotę wpakuje się w kłopoty szybciej niż myślisz.
-A co jeśli się mylisz? Nie chcę, żeby coś mu się stało.
-Zaufa… co tam się dzieje? – wskazał na jakąś zacienioną uliczkę, przez którąś ktoś biegł.
-Za nim! Nie możemy go zgubić! – ktoś wrzeszczał.
Parę metrów przed nami biegł jakiś facet. Słaniał się na nogach, musiał długo biec. Zaraz zaraz czy to …
-Tommy? – wymamrotałem.
Wszędzie poznam tą blond czuprynę.
– Tommy! – wrzasnąłem głośniej – tutaj!
-Ratliff! – Monte się dołączył.
Zauważył nas i biegł wprost w naszą stronę.
-Co … wy … tu ro … robi … cie? – wydyszał.
-Ratujemy twoją chudą dupę – rzucił Monte,  po czym wzięliśmy go pod ręce i władowaliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
-A gdzie twoje rzeczy? – spytałem.
-Zostawiłem gdzieś.., w jakiejś uliczce.
-Boże Ratliff ja ci łeb urwę kiedyś – westchnął Monte robiąc ostry zakręt. Teraz jechał w stronę, z której biegli ludzie ścigający Tommy’ego, ale już ich nie było. Bagaże znaleźliśmy bez problemu. Teraz przyszedł czas na powrót do domu i poważną rozmowę.
-Tommy? – spytałem podając mu kakao – co cię naszło, żeby uciec? Nawet nie wiesz jak się martwiłem.
-Przepraszam cię … po prostu jestem cholernym idiotą.
-To już wiemy. Do rzeczy – ponaglał go Pittman.
-Monte czy mógłbyś wyjść? – spytałem patrząc na niego.
-Okej tylko nie pobijcie się – po tych słowach wstał i wyszedł.
-No więc?
-Eh Adam ja cię kocham naprawdę, ale … ja sobie nie radzę z tym wszystkim. Ja tak nie potrafię, nie powinienem … nie mogę być z facetem – schował twarz w dłoniach i zaczął płakać.
-Tommy … ja wiem, że to wszystko jest dla ciebie nowe, ale co to znaczy, ze nie powinieneś? Według ludzi ja nie mam prawa żyć, bo jestem pedałem, który wszystko rucha.
-Nie mów tak o sobie.
-Więc ty też nie mów tak o sobie. Czy związek ze mną nie daje ci radości?
-Żartujesz sobie? Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Problem w tym, że ja chyba dla ciebie jestem najgorszym…
-Wcale nie. To, że się kłócimy nie znaczy, że do siebie nie pasujemy tylko, że się nie dogadaliśmy. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nigdy nikogo tak nie kochałem jak ciebie, nie chcę, żebyś odchodził … - również i dla mnie to była emocjonalna chwila – proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy więcej. Proszę – chwyciłem go za ręce.
-Ale Adam …
-Inaczej. Czy to ci się nie podoba? – przycisnąłem usta do jego ust – Albo to? – wplotłem palce w jego włosy – A może to? – przytuliłem go i jeździłem warami po jego szyi – Kocham cię Tommy, ale jeśli teraz patrząc mi w oczy przyznasz, że ci ze mną źle, droga wolna i nie będę cię więcej trzymał – zgodnie ze słowami ująłem jego twarz w ręce i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał.
-Nie potrafię – wyszeptał.
-Dlaczego?
-Bo cie kurwa kocham i nie mogę bez ciebie żyć.
Przytuliłem go mocno do siebie.
-Tak cię przepraszam – szlochał w moje ramię.
-Też cię przepraszam. Oboje zawiniliśmy, teraz będzie lepiej.
-Zdecydowanie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i złączyliśmy ze sobą usta, tonąc w namiętnym pocałunku, którego od tak dawna nam brakowało i który połączył nasze serca na nowo i sprawił, że nasza więź była o wiele silniejsza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz