sobota, 4 lutego 2017

Happy Birthday Adam! - Img #8 #Adommy

Witajcie kochani! Wybaczcie, że wstawiam to dopiero dziś. Imagin miał się pojawić w poniedziałek, ale moja wena postanowiła wyjechać na parę dni na wakacje i dopiero dziś wróciła haha. Tak czy tak. Przepraszam za opóźnienia i mam nadzieję, że się wam spodoba. Jutro kolejny rozdział ff ;)

---------------------------------

-Tommy gdzieś ty jest?
-Spokojnie na jutro wrócę. Wiesz, że musiałem pojechać do siostry.
-Eh tak wiem, ale tęsknię za tobą.
-Ja za tobą też skarbie. Muszę lecieć, papa.
-Papa.
Adam odłożył telefon obok łóżka. Było koło dwudziestej. Jutro jego urodziny. Już się nie mógł doczekać, gdyż wiedział, że zobaczy się wtedy ze swoim chłopakiem i resztą przyjaciół. W tym roku miał wolne i mógł na spokojnie poświętować, więc zaprosił każdego, kto był dla niego ważny i bliski jego sercu.
Siedział na kanapie w salonie i przeskakiwał z kanału na kanał, szukając czegoś, co by można było obejrzeć, ale nie znalazł nic takiego. Po godzinie bez czynnego siedzenia udał się pod prysznic, by zmyć z siebie trudy całego dzisiejszego dnia. Był zmęczony.
Zdjął ubrania i wszedł do kabiny, odkręcając ciepłą wodę. Strumienie od razu zaczęły spływać po jego skórze, dając ukojenie stresów i odświeżenie. Uwielbiał tą formę relaksu. Wziął trochę szamponu na dłonie i zaczął go wcierać w swoje włosy, nucąc pod nosem słowa swojej piosenki. „My heart is a host town” mieszało się z szumem wody, gdy Adam spłukiwał pianę ze swoich niedawno pofarbowanych włosów. Kiedy już umył się w całości zakręcił kurki z wodą i owinął się puszystym ręcznikiem, który wisiał przy wyjściu z kabiny. Wytarł się, a następnie opasał się nim w biodrach i tak poszedł do swojego pokoju przymierzyć strój na jutrzejsze przyjęcie.
Kiedy już miał się przebierać jego wzrok padł na naszyjnik stylizowany na popularną „obrożę”. Uniósł jedną brew i zbliżył się do biżuterii. Wziął do ręki i zapiął na swojej szyi. Włączył spokojną muzykę i przeglądał się w lustrze, gdy nagle:
-Uhuhu ale ja mam widoki.
Podskoczył na dźwięk słów Tommy’ego, który na palcach wkradł się na piętro. Odwrócił się błyskawicznie i w drzwiach ujrzał swojego chłopaka, którego nie widział od kilku dni.
-Rany Boskie Tommy jak mnie wystraszyłeś …  chwila, miałeś wrócić jutro.
-Wiesz, to miała być taka mała niespodzianka na urodziny. Haha no jedna z nich.
-Matko jak ja cię kocham – podbiegł do niego i natychmiast wtulił się w drobne ciało blondyna. Wdychał zapach swojego ukochanego. Stęsknił się za nim.
-Czekaj ale jak to jedna z nich?
-Myślisz, że ja tak o pustych rękach przyjechałem?
-Przecież dla mnie prezentem jest sama twoja obecność Tommy – Adam spojrzał mu w oczy, a ten się uśmiechnął.
-Możliwe ale chcę, żebyś zapamiętał ten dzień na długo.
-Dlaczego?
-Bo to twój dzień kretynie.
-Hahaha ciebie nie idzie ogarnąć. Najpierw mówisz, że chcesz, żebym zapamiętał ten dzień, a potem nazywasz mnie kretynem. Oj Tommy, jesteś jedyny w swoim rodzaju wiesz?
-Haha dziękuję. A teraz wystawiaj rękę.
-Co takiego? – zdziwił się Adam.
-Zamknij oczy i wystaw przed siebie rękę. No nie bój się, nie odgryzę ci jej.
-Haha okaayy – zawahał się, ale wykonał polecenie.
Po chwili poczuł jak coś zaciska się na jego nadgarstku. Jakby jakiś pasek. Zdziwił się, nie wiedział o co może chodzić.
-No. Możesz otworzyć oczy.
Adam powoli skierował swój wzrok na rękę, przy której parę sekund temu majstrował Tommy. Ujrzał czarny skórzany pasek ze złotymi sterczącymi kolcami. Była to bransoletka, którą widział parę dni temu w sklepie, gdy szli razem przez miasto, a która bardzo mu się spodobała.
-Pod spodem coś jeszcze jest.
Lambert zdziwił się. Blondyn już i tak mocno go zaszokował. Odpiął biżuterię i spojrzał na miejsce wskazane przez Tommy’ego. Widniał tam napis, ich imiona obok siebie połączone sercem.
Kiedy tak wpatrywał się w napis oczy zdążyły wypełnić mu łzy. Nie wierzył własnym oczom. Każdego dnia zastanawiał się czym sobie zasłużył na tego drobnego chłopaka u boku, ale najwyraźniej musiał zrobić coś wspaniałego, że otrzymał taką nagrodę.
Nie wiedział ile tak stał. Ocknął się dopiero kiedy poczuł jak ktoś obejmuje go w pasie. Tommy przylgnął do jego ciała i zaczął całować jego szyję. Adam westchnął uwielbiał ten gest.
-Kocham cię wiesz? – Ratliff wyszeptał mu do ucha – I nie mam zamiaru cię nigdy opuścić.
-A wiesz, że też cię kocham? – odpowiedział – I nawet nie mam zamiaru ci pozwolić, żebyś się ode mnie gdziekolwiek ruszał.
-Haha i bardzo dobrze – wymruczał Tommy, zarzucając mu ręce na szyję i przyciągając bliżej.
Adam położył bransoletkę obok lustra i sam oplótł go rękami w pasie i przyciągnął bliżej siebie. Ich ciała stykały się na całej długości, a oni stali po prostu patrząc sobie w oczy.
-Będziemy  tak stać i się na siebie gapić, czy mnie w końcu pocałujesz? – niecierpliwił się Tommy.
-Hah umiesz zepsuć atmosferę – zaśmiał się Adam.
-Pff i tak wiem, że tak nie myślisz.
-Skąd taka pewność PrettyKitty?
-Bo cię znam.
-Oh doprawdy? – Adam poruszył brwiami i uśmiechnął się zadziornie.
-Tak, doprawdy. Znam twoje słabe punkty kochanie – mówiąc to zbliżył się do jego szyi i lekko przygryzł jego ucho – i uwielbiam tą wiedzę wykorzystywać.
-Ahh Tommy…
-Mmm nie przestawaj, wiesz, że to kocha…
Nie dokończył, gdyż poczuł jak w jego usta wpijają się pełne wargi Adama. Uwielbiał ich smak. Całowali się namiętnie do utraty tchu, tak jak uwielbiali. Nie chcieli się od siebie oderwać. Kochali być blisko siebie.
-Kochanie? Mam dl ciebie jeszcze jeden prezent – wyszeptał Tommy.
-Jaki?
-Pomóż mi się pozbyć tych ciuchów, to ci pokażę jaki.
Już po paru minutach leżeli w łóżku wtuleni w siebie nie odstępując na krok swoich ust. Kiedy Adam  składał pocałunki na bladej skórze szyi blondyna, Tommy w tym czasie jeździł ręką po jego klatce piersiowej.
-Chciałbyś więcej? – mruknął Tommy.
-Tylko z tobą – usłyszał w odpowiedzi.
Po tych słowach podniósł się na łokciach i uklęknął przed Adamem, uśmiechając się przebiegle. Ten od razu zrozumiał o co chodziło. Również zmienił pozycję i obrócił się tyłem do ukochanego podpierając się na rękach.
-Gotowy na rozkosz? – spytał Ratliff powoli wsuwając się w mężczyznę przed nim.
Pokój wypełniła symfonia jęków i westchnień, przeplatających się z krzykami rozkoszy i ich własnymi imionami wypowiadanymi raz po raz w przypływie rozkoszy. Oboje siebie pragnęli, nie musieli długo czekać na skurcze świadczące o zbliżającym się szczycie. Jeszcze parę ruchów i opadli obok siebie, dysząc ciężko i próbując złapać oddech.
-Byłeś wspaniały wiesz? – rzekł Adam, gdy zaczął odzyskiwać normalny oddech.
-Dziękuję, ale ty także byłeś cudowny – odpowiedział Tommy, odwracając się na bok, by móc podziwiać swojego ukochanego.
-Naprawdę?
-Tak.
-Hah dziękuję ci – powiedział Lambert, wtulając się w jego ciało.
Kiedy już zasnął blondyn cicho rzekł „A nawet nie wiesz jak ja ci dziękuję za to, że jesteś”. Po tych słowach on również odpłynął do krainy snów.
***
Rano obudził ich nieprzyjemny dźwięk telefonu.
-H-haaalooo? – odebrał Tommy, ziewając. Nie był zadowolony, że ktoś przerywa mu sen.
-Wow stary nie mów, że właśnie wstałeś? – w słuchawce usłyszał głos Monte.
-Jeszcze śpię, ale w tym momencie mi przerywasz – odburknął blondyn.
-Dzwonię, żeby spytać, czy pomóc wam przygotować dom. Impreza za jakieś trzy godziny.
-Nie n… co?!
-Chłopie jest czternasta. Coście wy … aha . Nie było tematu.
-Ha ha bardzo śmieszne. Jasne, że przyjeżdżaj!
-Okej okej robaczki już jadę.
-Nie przeginaj…
-Pały?  Ty chyba przegiąłeś wczoraj.
-Spadaj.
-To mam wpaść czy nie?
-Tak.
-Boże z tobą gorzej niż z babą – powiedział Monte i zakończył połączenie nim Tommy zdążył mu odpowiedzieć.
-Co się dzieje? – ziewnął Adam.
-Impreza jest za trzy godziny trzeba wstać.
-Niemożliwe.
-To spójrz na zegar.
Adam chwile rozglądał się po pomieszczeniu, lecz dopiero po chwili jego wzrok spotkał się ze wskazówkami zegara ściennego, który wyraźnie wskazywał godzinę czternastą dziesięć.
-O kurwa… - powiedział i wypruł z łóżka z prędkością światła.
-Eh cały Adam – westchnął Tommy i również zaczął się zbierać.
Do czasu przyjazdu Monte oboje biegali po mieszkaniu jak szaleni zbierając z podłogi różne śmieci i ubrania, które dziwnym sposobem się tam znalazły.  W biegu wrzucili coś do żołądka i pracowali dalej. Na szczęście Pittman pomyślał za nich i sprowadził jeszcze dodatkową pomoc w postaci Brooke i Sauliego, a także cały serwis z jedzeniem, dzięki czemu nie musieli się bać o to, że goście będą głodować.
-Matko Monte co ja bym bez ciebie zrobił – uściskał go Adam.
-No gdybyś polegał tylko na Tommym to zapewne nic byś nie zrobił.
-Uważaj na słowa – burknął blondyn.
-No a nie? Mieliście się zając domem i jedzeniem, no ale wyszło jak wyszło.
-E tam nie było źle – rzekł Adam, patrząc na blondyna, który pod wpływem jego wzroku schował się za swoją grzywką i uśmiechnął się nieznacznie.
-Oj nasze słodziaki się zabawiły i tyle, co się ich czepiasz – w obronie zakochanych stanęła Brooke.
-Dokładnie Monte, daj spokój – wtrącił się Sauli – noooo chyba, że im zazdrościsz?
-Weź się – burknął Pittman na co wszyscy pozostali wybuchnęli śmiechem.
***

Punktualnie o siedemnastej pierwsi goście zaczęli pukać do drzwi. Adam poszedł otworzyć i powitać swoich przyjaciół. Wszyscy bawili się wspaniale i siedzieli do późnej nocy. Każdy znalazł rozrywkę dla siebie. Dostał masę różnych prezentów, gdyż i liczba ludzi, którzy go odwiedzili była dość pokaźna. Dla niego jednak wciąż największą wartość miała bransoletka, która teraz spoczywała na jego nadgarstku, a którą otrzymał od kogoś, kto teraz siedział na jego kolanach i komu dawał soczystego całusa w policzek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz