niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 4 - BBPNPC

Witam kochani i zapraszam na nowy rozdział :D dziękuję także @24altjr24 za odezwanie się do mnie na twitterze :D miło uciąć sobie pogawędkę z Czytelnikiem i innych także do tego gorąco zachęcam, nie gryzę XD
A teraz życzę miłej lektury :*


-------------------------------------------------------

-O co im chodziło? - spytał Tommy, gdy znaleźli się już poza zasięgiem ich słuchu.
-O nic, zaraz ci wszystko wyjaśnię - Adam wydawał się być zdenerwowany, co nie uszło uwadze Ratliffa.
Ponownie znaleźli się w pokoju z biurkiem i zajęli swoje poprzednie miejsca.
-Tommy - Adam splótł ze sobą palce, patrząc w blat, jednak potem spojrzał gościowi w oczy - musisz coś wiedzieć. Muszę ci parę rzeczy powiedzieć.
-Okej, mów śmiało.
-Jestem gejem.
Tommy'ego zatkało, nie spodziewał się takich wiadomości, był w niezłym szoku.
-Co?! Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?! Chyba powinienem wiedzieć w co się pakuję, nie uważasz?!
-Proszę, nie krzycz, ja...
-Ta informacja powinna paść nim podpisałem ten cholerny świstek - wysyczał przez zęby.
-Mam rozumieć, że ci to przeszkadza tak? - Lambert już też robił się zirytowany.
-Hmmm no jak na to wpadłeś geniuszu?
-Może uważaj na słowa, to, że przeszliśmy na "ty" nie oznacza, że przestałem być twoim szefem.
-Żaden gej nie będzie mną rządził - powiedział ze zmrużonymi powiekami.
-Oh czyli odchodzisz? Pobijesz chyba jakiś rekord, odchodząc pół godziny po podpisaniu umowy. Przypomnę ci tylko, iż było tam napisane, że umowa jest na dwa lata i po jej podpisaniu nie można odejść, a jeśli bardzo byś chciał musisz mi zapłacić odszkodowanie za to, że zmarnowałeś mój cenny czas - rzekł Adam zimnym tonem, nie lubił tak się zwracać do ludzi, ale potrzebował zespołu, czasu miał coraz mniej, a wszystko wygląda ma to, że do jego zespołu dostał się homofob, który prawdopodobnie będzie mu docinał przy każdej możliwej okazji.
Brawo Lambert, pomyślał, powinieneś bardziej sprawdzać kogo przyjmujesz.
Ratliff otworzył ze zdumienia szerzej oczy. Zapłata? Jaka kurwa zapłata?!
-Pewnie było drobnym druczkiem - nie dawał za wygraną.
-Nie uznaję takich chwytów - rzekł Adam, po czym wyjął kartki spięte spinaczem, na których Tommy ujrzał własny podpis - o, tutaj - wskazał palcem.
Blondyn gapił się w to miejsce, robiąc się coraz bardziej wściekły.
-Jest jeszcze coś czego nie wiem? - spytał lodowatym tonem - może mi powiesz, że jeszcze tydzień temu byłeś kobietą? - dodał kpiąco.
-Rozczaruję cię Ratliff, nie było tak.
Tommy prychnął.
-A co do tego, czego jeszcze nie wiesz, wyjaśniłem ci każdą stronę i dałem do samodzielnego przejrzenia, nie wiem, czy miałeś wtedy klapki na oczach i uszach, czy co, nie możesz mi niczego zarzucić nawet jakbyś chciał, bo i tak zrobiłem więcej niż powinienem. Kamera to udokumentowała - wskazał na ścianę na której rzeczywiście była kamera, a palące się czerwone światełko wskazywało na to, iż jest włączona.
Ton głosu Adama był obojętny natomiast twarz Tommy'ego coraz bardziej zbliżała się do czerwieni.
-A skąd ja ci wytrzasnę tyle kasy? Po to tu przyszedłem, żeby zarobić, a nie ci płacić.
-Oh, czyżbyś nie miał pieniędzy? Jaka szkoda. Wątpię więc, byś mógł nas opuścić w najbliższym czasie- rzekł Adam mrużąc powieki - więc przyzwyczajaj się do panujących tu zasad.
-Ty sukinsynu - wysyczał jadowicie.
W Adamie coś pękło, nie pozwoli tak do siebie mówić, zwłaszcza jakiemuś idiocie, który ledwo wszedł do zespołu.
-Coś powiedziałem. Jeżeli ci nie pasuje moja orientacja proszę, droga wolna, ale szykuj kasę, masz czas do jutra, nie mam zamiaru ani czasu na użeranie się z tobą, choć patrząc na to jak zareagowałeś na wieść o zapłacie wątpię, byś miał te dziesięć tysięcy na zbyciu i mieszkał w pałacu. Możesz się jeszcze wycofać i iść szukać nowej pracy, ale chyba bardzo ci zależy na tej, prawda? Długo szukałeś, co Tommy? Inaczej byś się tak nie jąkał z radości, jaką usłyszałem w twoim głosie, gdy rano zadzwoniłem.
Oczy Adama były już tylko wąskimi kreskami.
-Tyy... - blondyn wyciągnął palec w jego kierunku.
-Aha i coś jeszcze.
-Chcesz mnie przelecieć?
-Jeszcze jedno słowo, a sam wrzucę cię na zbity pysk. Wszyscy członkowie zespołu mieszkają w tym domu, żeby łatwo i szybko móc się z nimi skontaktować i zebrać na próby, więc...
-Chyba cię pojebało, jeśli myślisz, że zamieszkam z tobą pod jednym dachem.
-A czy ja cię wciskam do mojego pokoju na siłę? Załatwię ci osobny pokój ogrodzony drutem kolczastym na samym końcu tego domu, ewentualnie możesz spać w budzie dla psa albo w swojej klitce gdzieś skąd przyszedłeś tylko bądź w kontakcie, bo jeśli nie przyjdziesz na pierwsze spotkanie na czas możesz się pożegnać ze swoją posadą.
Tommy nie wierzył w to co słyszał. Wreszcie, kiedy myślał, że los się do niego uśmiechnął, znowu wisiała nad nim groźba bezrobocia. Naprawdę już miał tego wszystkiego dość. Najchętniej rzuciłby to wszystko, ale nie miał pieniędzy na życie, a co dopiero na dodatkowe koszty związane z odejściem.
-Numer masz tylko nie dzwoń za często. Nie mam zamiaru siedzieć z tobą dłużej niż to konieczne.
-Czyli na koncertach będzie grał twój duch?
-To akurat konieczność.
-Bis też? - Adam uniósł brew.
Tommy trząsł się ze wściekłości.
-Zgaduję, że zaraz stąd wyjdziesz, więc mam informację, bądź tu o siedemnastej, menagerka ma poznać zespół.
-Jak sobie życzysz - Ratliff uśmiechnął się ironicznie, po czym szybkim krokiem opuścił pokój, a następnie dom, trzaskając drzwiami.
Wszyscy zebrani w kuchni przestali się śmiać i spojrzeli po sobie.

Adam był załamany. Stało się to, czego obawiał się najbardziej.

"Oh once upon a time I didn't give a damn
But now 
Here we are"

"Just don’t give up
I’m workin’ it out
Please don’t give in
I won’t let you down
It messed me up
Need a second to breathe
Just keep coming around"

"And there might have been a time when I would let you slip away
I wouldn't even try but I think you could save my life"

"Just don’t give up on me
I won’t let you down
No, I won’t let you down"



niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 3 - BBPNPC

Wow wyświetlenia rosną każdego dnia i radują me serce, gdy tylko sprawdzam bloga  :D Jesteście wspaniali, dziękuję każdemu kto tu zagląda i czyta moje prace <3 A teraz żeby nie przedłużać zapraszam na 3 rozdział ff i *mówi szeptem* zachęcam do komentowania ;)  miej lektury kochani ;*

-------------------------------------------------

-Mam pewną propozycję - rzekł Adam wykładając na blat kuchenny kubek, do którego nasypał kawę oraz szklankę, do której nalał zwykłej wody, po czym podał ją Tommy'emu. Następnie postawił wodę w czajniku, z zamiarem zaparzenia kawy.
-Jaką? - zdziwił się blondyn. Czy nie dość już szczęścia dostąpił? Jeszcze coś? Oby tego nie było za dużo, bo potem napewno życie się na mnie odegra za ten nagły łud szczęścia pomyślał.
-Skoro mamy razem pracować, może przejdziemy na "ty" - powiedział Adam radośnie i wyciągnął dłoń do Ratliffa.
-Oh, nie ma sprawy - odetchnął z ulgą, po czym również wyciągnął rękę w kierunku bruneta.
-Adam.
-Tommy.
Kiwnęli sobie głowami, a Adam pokazał Tommy'emu ruchem dłoni, by usiadł przy stole, co też drugi zrobił.
-Masz już cały skład, czy jeszcze kogoś brakuje? - spytał nieśmiało Tommy. Nie chciał powiedzieć czegoś nieodpowiedniego i stracić to, co dostał w prezencie od losu, dlatego każde wypowiedziane słowo analizował wcześniej parę razy.
-Wraz z tym jak podpiszesz umowę, będę miał cały zespół i liczę, że w pełni gotowy do pracy.
Czajnik pyknął, co oznaczało, że woda już się zagotowała. Lambert zalał sobie kubek kawy i usiadł naprzeciw swojego rozmówcy.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, lecz zerwali kontakt wzrokowy i oboje spojrzeli w blat stołu, przy którym siedzieli.
-Nie jesteś zbyt rozmowy co? - spytał ciemnowłosy po chwili niezręcznego milczenia.
-Hah aż tak to widać?
-No nie da się ukryć.
Tommy tylko wzruszył ramionami. Nie był przyzwyczajony do rozmów, zwłaszcza takich typowo międzyludzkich. On znał albo ciszę czterech ścian albo awantury, przy których nie raz sam oberwał. Nie miał z kim rozmawiać.
-Zdradzisz dlaczego tak jest? No chyba, że nie chcesz, nie nalegam.
Blondyn patrzył chwilę na niego, mierząc go wzrokiem, po czym rzekł:
-Życie jest nauczycielem.
-Hah, czyli musiałeś nieźle oberwać po tyłku zgadłem?
Znowu milczenie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
***
Po jakiejś pół godziny nieklejącej się rozmowy, Adam zaprowadził Tommy'ego do pokoju, który pełnił swego rodzaju gabinet. Po środku stało ciemne drewniane biurko z masą kartek i krzesłami stojącymi po obu jego stronach, a pod ścianami było parę regałów z jakimiś segregatorami i książkami. Ściany były szare a na jednej z nich, na specjalnym uchwycie, wisiała zielona paproć. W oknach były rolety.
Tommy rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie usiadł na krześle przed biurkiem, naprzeciw Adama, który przywołał go ruchem ręki.
Lambert wyjął z szafki plik kartek, przyjrzał się im, a następnie podał je Tommy'emu wraz z długopisem. Wyjaśnił wszystko zrozumiale oraz poczekał aż mężczyzna sam to przejrzy jeszcze raz i złoży swój podpis. Kiedy tak się stało powiedział:
-Witamy w zespole Tommy - i uśmiechnął się do niego szeroko. Był niezmiernie szczęśliwy, że ma cały skład i będzie dziś mógł przedstawić go menagerce.
Blondyn odwzajemnił nieśmiało gest. Już po raz kolejny nie mógł w to uwierzyć. Podpisał umowę. Ma stałą pracę. Może jego życie wreszcie się odmieni.
***
-Tooo... co mam teraz zrobić? - spytał Tommy.
-Hmmm może wrócimy do kuchni i omówię z tobą parę zasad, których musisz przestrzegać - odrzekł Adam, gdy szli razem korytarzem.
Ponownie znaleźli się w kuchni, która teraz już nie była taka pusta jak wcześniej. Znajdowało się w niej z pięć osób, które Ratliff widział pierwszy raz na oczy, natomiast Lambert zareagował, jakby się znali od lat. Podszedł do każdego i wymienił z nimi uścisk, jedna dziewczyna dała mu nawet buziaka w policzek, a blondyn nagle poczuł ukłucie zazdrości na ten widok, co zdziwiło i jego samego.
-No więc - odezwał się brunet -  przywitajcie nowego członka zespołu, basista Tommy Joe Ratliff - dokończył podniesionym głosem i zaczął klaskać, a do niego dołączyli się pozostali, obdarzając go uśmiechami.
Tommy miał ochotę w tym momencie zniknąć, nienawidził być w centrum uwagi. Hah, chyba tego nie przemyślałem, przecież teraz będę musiał grać przed publiką większą niż dwudziestu przechodniów w parku, pomyślał.
Adam najwyraźniej zauważył, że nowy czuje się niezbyt komfortowo w zaistniałej sytuacji, więc chciał odwrócić od niego uwagę pozostałych przez przedstawienie członków ekipy. Odchrząknął, po czym zabrał głos:
-No więc skoro znacie jego imię, może on teraz pozna wasze - zwrócił się do reszty, na co tamci jedynie pokiwali głowami.
-To jest Monte - wskazał na tęgiego mężczyznę z bródką i irokezem - gitara elektryczna.
-To jest Longineu - pokazał ciemnoskórego faceta z dredami, który nie miał na sobie koszulki - perkusja.
-To Terrance - kolejny ciemnoskóry mężczyzna - tancerz.
-Camila - dla odmiany teraz podniósł rękę w kierunku ciemnowłosej dziewczyny - klawisze.
-Oraz Brooke - podszedł i objął w pasie dziewczynę, która uśmiechnęła się jeszcze szerzej - tancerka.
Pewnie para zaśmiał się w myślach Tommy.
-Resztę składu poznasz potem, na razie chodź, chcę z tobą pomówić na osobności.
Gdy padły te słowa wszyscy wydali z siebie głośne "oooooo" i popatrzyli po sobie znacząco.
Tommy nie zrozumiał o co im chodzi, natomiast Adam obrzucił ich gniewnym spojrzeniem. Na ogół nie miał nic przeciwko czemuś takiemu, jednak tym razem miał. Nie chciał takiego zachowania w obecności kogoś nowego, zwłaszcza, że od teraz mieli grać w jednej drużynie, a nie zdążył wyjawić Tommy'emu jednego faktu o sobie. Wiedział, że powinien to zrobić przed podpisaniem umowy, ale zależało mu, by mieć już cały skład, więc uznał, że powie mu potem. Wszyscy wiedzieli, więc i wobec blondyna musiał być uczciwy, bał się jednak jego reakcji. Bał się, że Tommy się wystraszy i ucieknie lub zwyzywa go i odejdzie. Miał nadzieję, że tak się nie stanie, bo zdążył się już ucieszyć, że ma pełen skład, jednak czego mógł się spodziewać po kimś, kogo nie znał? No właśnie, nie wiedział. Każdego z zespołu zdążył już trochę poznać, jednak umalowany blondyn wygolony po lewej stronie, był dla niego prawdziwą zagadką.




sobota, 23 lipca 2016

Forever one - Img #1 - cz.3 #Adommy

Dziś ostatnia część imagina! Miała być wczoraj, ale nie dałam rady wejść, miałam dużo pracy tak więc dodaję  dzisiaj :D Chcę wszystkim strasznie podziękować za te wyświetlenia, jak dziś weszłam i to zobaczyłam ... omal nie spadłam z łóżka i nie zaczęłam piszczeć, odebrało mi mowę. Jesteście naprawdę cudowni <3 Już jutro nowy rozdział BBPNPC, ale teraz zapraszam was na dokończenie historii ;)

-----------------------------------------------------

Wieczorem Tommy wrócił do pokoju Adama, by upewnić się, że ten jest gotowy do opuszczenia zamku. Czekała go tam jednak niespodzianka.
Kiedy wszedł Lambert leżał na podłodze, wyglądał na nieprzytomnego. Blondyn natychmiast przypadł przy chłopaku i sprawdził, czy oddycha. Nie wiedział, co się stało, kiedy i dlaczego, był jednak przerażony, bo zależało mu na życiu Adama. W pewnym momencie brunet otworzył oczy i gwałtownym rucham poderwał się, sprawiając, że teraz Tommy leżał pod nim, a on znajdował się na jego biodrach.
-To jak? Pomożesz mi?
-Mowy nie ma, zapomnij.
-Eh, a więc skłaniasz mnie o użycia broni ostatecznej – rzekł Adam, po czym zaczął lekko ruszać biodrami, a usta zbliżył do szyi chłopaka, obdarzając ją namiętnymi pocałunkami.
-Mmm jesteś tak ciepły – wymruczał Tommy.
-Więc?
-Nie Adam, nie mogę ci tego zrobić.
Lambert przerwał swoje poczynania, po czym wstał z chłopaka i usiadł na łóżku.
-Wyjaśnij mi coś, skoro oboje się kochamy, dlaczego jesteś taki zaborczy, dlaczego nie chcesz mi pozwolić podjąć decyzję.
-Bo to nie twoja bajka, ta historia jest zakazana i nie powinna mieć miejsca – powiedział blondyn, podnosząc się z podłogi.
-Więc to koniec tak? Mam się wynosić? Chcesz, żebym był szczęśliwy, a nie pozwalasz mi spędzać czasu z kimś, kto mnie uszczęśliwia. Hmmm ciekawa teoria szczęścia Ratliff.
-Adam to nie tak.
-A jak?
-Ty nic nie wiesz o takim życiu.
-Czytałem twoją książkę – chłopak zamarł na te słowa.
-C-co robiłeś? Gdzie ją znalazłeś?
-W tym pokoju, leżała na półce. Swoją drogą … Da Vinci? Niezłe masz znajomości.
-Co z tego, że czytałeś skoro nie wiesz ile to cierpienia wymaga prawdę?
-Cierpiałeś, bo nikogo przy sobie nie miałeś. Ja będę miał ciebie.
-Nie, nie będziesz miał.
-Aha, czyli mnie zostawisz tak?
-Adam to nie tak.
-A jak?!
-Ty masz życie przed sobą! Tak bardzo chciałbym być znów człowiekiem i móc z tobą być, ale nie mogę! To niemożliwe.
-Więc przemień mnie.
-Nie, nie ma mowy, nie skrzywdzę cię aż tak.
-Dobra, masz rację. Skrzywdzisz mnie bardziej. Właśnie wrócę do świata, gdzie każdy ma w dupie, gdzie anonimowi ludzie z netu nienawidzą mnie do granic możliwości, bo jestem gejem, wrócę tam, gdzie nie mam nikogo i cierpię w samotności, a ludzie robią ze mnie okaz z zoo, bo ty uważasz, że tam jestem szczęśliwy. Tak to wygląda. Nie wiem o jakim szczęściu ty myślałeś, ale jeśli podejrzewałeś, że wolę być znienawidzony przez świat niż kochany przez tę jedyną właściwą osobę, to chyba się pomyliłeś. Chciałeś masz, spadam. Więcej się nie zobaczymy – ostatnie zdanie wypowiedział, mając łzy w oczach.
Wstał i wyszedł, nie uraczając blondyna choćby ostatnim spojrzeniem. Do Tommy’ego dopiero teraz wszystko dotarło. Dotarło, co mógł stracić i mu zrobić. Nie mógł na to pozwolić. Wstał i wybiegł przed zamek, Adam był już pośród drzew. Ratliffowi niewiele czasu zajęło, żeby go doścignąć. Chwycił go za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
-Okej będzie jak chcesz, jutro pełnia, wtedy cię przemienię.
***
Dochodziła dwudziesta druga. Ostatnie godziny życia Adama. Tommy zdecydował, że zrobią to o północy. Wczoraj wyszedł po pożywienie dla ich obu, głównie dla Lamberta, który po przemianie będzie potrzebował wiele krwi, by zaspokoić głód. Chciał mu dać ostatnie chwile ludzkiego życia spędzić samotnie, jednak Adam stanowczo zaprotestował.
-Nie będę siedział sam, mając obok ciebie.
-Przecież potem będziemy mieli wieczność.
-I co z tego? Chcę ci coś opowiedzieć.
Blondyn słucha w milczeniu opowieści Lamberta. Mówił mu o dzieciństwie, życiu nastoletnim, o tym jak się cieszył i jak smucił, o przykrościach jakie go spotykały, o życiu rodzinnym, zawodowym i prywatnym, o ostatnich dniach. Tommy słuchał tego wszystkiego i zaczynał żałować, że się zgodził, jednak chciał zatrzymać bruneta przy sobie. Kochał go, dobrze o tym wiedział. Nigdy do nikogo nie żywił takich uczuć.
Zegar wskazywał za dwie dwunasta.
-Adam?
-Tak? – Tommy wskazał na zegar – Oh, no tak, chodź.
Wstali, Tommy podszedł do niego i złapali się za ręce. Byli blisko siebie, bardzo blisko. Spojrzeli sobie w oczy.
-Jesteś tego pewien? – spytał chłopak.
-Nigdy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien – były to ostatnie słowa Adama, które wypowiedział jako człowiek.
-No dobrze, zaczynajmy.
Tommy pokonał dzielącą ich odległość i wpił się w usta bruneta. Całowali się namiętnie, muskając i kąsając swoje wargi delikatnie, lecz z uczuciem. Wokół nich czuć było miłość, powietrze było nią naelektryzowane, a ich ciała jakby przewodziły prąd. Błądzili dłońmi po odkrytych fragmentach skóry.
-Jesteś gotowy? – szepnął Tommy. Adam tylko pokiwał głową.
Blondyn ponownie przyłożył wargi do ust chłopaka. Wybiła dwunasta. Złożył na nich ostatni namiętny pocałunek, a następnie zatopił swe ostre kły w szyi bruneta i począł pozbywać się jego krwi, by jego ukochany mógł stać się taki jak on. Po kilku minutach Adam był już zimny i słaby. Opadł na ramię Tommy’ego. Nie czuć już było pulsu na jego szyi, a tętnice i żyły pełne gorącej pulsującej krwi już nie będą drażniły wyczulonych nozdrzy Ratliffa. Położył go na łóżku i spojrzał na jego martwe blade ciało pozbawione życia.
-Co ja ci zrobiłem? – spytał szeptem sam siebie, a jego oczy zaszkliły się. Nie wierzył, że naprawdę to zrobił. Teraz już nie było odwrotu, Adam był taki jak on, był wampirem, był bestią.
-Gdzie ja jestem? – wymamrotał Lambert.
-Tak, gdzie byłeś, gdy umierałeś.
Chłopak natychmiast podniósł głowę i rozejrzał się niespokojnie po pomieszczeniu. Do jego nosa dotarł zapach, który spotęgował jego głód.
-Krew. Gdzie jest krew? – wysyczał, a jego oczy przybrały barwę neonowo zieloną.
-Już się tak nie gorączkuj .
Tommy wstał i znikną za drzwiami, by po chwili wrócić z kilkoma butelkami pełnymi ciemnoczerwonego płynu, który takim jak oni dawał siłę i koił zmysły.
Blondyn podszedł do niego spokojnie i podał mu  jedną z nich.
-Masz, pij. Poczujesz się lepiej.
Adam gwałtownie chwycił butelkę i wyciągną korek. Powąchał, a następnie obnażył kły. Przytknął naczynie do ust i łapczywie wypił zawartość jednym duszkiem. Westchnął i przymknął oczy. Gdy je po chwili otworzył ponownie były barwy niebieskiej, jak przed przemianą, jednak teraz miały intensywniejszy odcień.
-Ahh dzięki – powiedział i oddał butelkę Tommy’emu.
-Jak się czujesz?
-Teraz lepiej, dzięki, że pytasz.
-Kurde, nawet jako wampir jesteś kurewsko przystojny – rzekł Ratliff.
-Haha dziękuję, ty też.
-Nie widziałeś mnie jako człowieka.
-Widziałem twój portret w tej książce – wskazał na półkę – to nie to samo fakt, ale zawsze coś.
-Hah może i tak.
-Teraz pozostaje jedno pytanie.
-Jakie?
-Mamy przed sobą całą wieczność. Co robić najpierw.
-Mam pewien pomysł – Tommy uśmiechnął się przebiegle, po czym odkorkował jedną butelkę i napełnił przyniesione wcześniej kieliszki. Wziął swój poręki, a drugi podał Adamowi.
-Za nas.
-Za nas.
Kieliszki stuknęły się ze sobą, a następnie oni wzięli z nich łyk nie tracąc kontaktu wzrokowego. Odłożyli je niemal w tym samym czasie i jakby myśleli w ten sam sposób zbliżyli się do siebie, zmniejszając do minimum dystans między nimi. Wpili się w swoje wargi wzajemnie, całując się namiętnie. Chcieli poczuć siebie nawzajem. Mimo, że cały czas byli ze sobą, czuli brak bliskości, potrzebowali jej więcej. Pocałunek stawał się gwałtowniejszy, lecz nie było w nim zbędnej agresji, czy chęci dominacji jednej ze stron. Oboje idealnie ze sobą współgrali, tworząc jakby jeden rytm.
Nagle Tommy poczuł coś dziwnego, coś czego od wieków nie czuł. Wszechogarniające ciepło rozeszło się po jego zmarzniętym przez tyle czasu ciele. Nie wiedział co się dzieje, dawno zapomniał, że kiedyś czuł podobne ciepło, jednak to było o wiele przyjemniejsze. Oderwali się od siebie.
-Adam … co się dzieje? – spytał zdezorientowany – Ty też czułeś to …
-Ciepło? – dokończył za niego brunet – Tak, czułem,  a ty?
-Też, ale dlaczego? O co chodzi? Adam.
-Uczucia, a zwłaszcza miłość Tommy, świadczą o byciu człowiekiem. Najwyraźniej przywróciłem cię na chwilę do życia.
-Tak, najwyraźniej.
-W takim razie przywrócę cię kolejny raz – rzekł Adam, oblizując z krwi swoje usta, po czym ponownie zatonęli w pocałunku i swoich objęciach.




czwartek, 21 lipca 2016

Forever one - Img #1 - cz.2 #Adommy

Zapraszam na drugą część imagina ;)
Miłego czytania :*

-----------------------------------------------------

Poczuł, że leży na czymś miękkim. Zaczynał odzyskiwać przytomność. Powoli otworzył oczy i ku jego zdziwieniu ujrzał nad sobą wyblakłą czerwień baldachimu. Rozejrzał się, znajdował się na wysokim łóżku z drewnianymi kolumienkami. Był przykryty materiałem o tym samym kolorze co ten nad nim. Materac na którym leżał był twardy, jednak miększy niż podłoga. W pokoju panował chłód i lekki półmrok. Naprzeciw łoża znajdował się od dawna nie rozpalany kominek, a obok niego ciemne drewno, chyba już przeżarte przez korniki. Okno było osłonięte, dzięki czemu dało się dostrzec szare chmury pokrywające niebo. Na szybach były widoczne smugi, jakby od dawna były niemyte. Podłoga i regały stojące pod ścianami oraz znajdujące się na nich książki były pokryte grubą warstwą kurzu. Na ciemnych drewnianych deskach dostrzegł ślady butów, co spowodowało, że ostatnie wspomnienia powróciły do niego. Dokąd zabrało go to coś? Podniósł głowę, jednak pożałował tego, bo natychmiast poczuł ból w czole i zawroty.
-Gdzie ja jestem? – szepnął do siebie. Jego głos był zachrypnięty. No tak, od niewiadomo jakiego czasu go nie używał. Odchrząknął i po chwili usłyszał skrzypienie podłogi w korytarzu.
Jego ciało zdrętwiało i pokryło się gęsią  skórką. Poczuł dreszcze, spływające mu po plecach i zimne poty na czole. Nieruchomy wzrok utkwił w lekko uchylonych drzwiach, zza których do pokoju wsunął się znajomy czarny materiał. Przysłonił twarz kołdrą, gdy w pomieszczeniu pojawiła się czarna zjawa. Patrzyła wprost na niego, lecz teraz, gdy było jaśniej dało się dostrzec skrawek twarzy, na którą padał cień z kaptura. Jednak przynajmniej to coś miało twarz. Nie było widać jaskrawych tęczówek.
-Cz-czego chcesz? – spytał Adam trzęsącym się głosem.
-Nic ci nie zrobię, przestaniesz się wreszcie bać? – spytała zjawa trochę zirytowanym głosem.
-A ty byś się nie bał?
-Nie, nie mam czego. Ah no tak, tyle, że ja nie mam już nic do stracenia.
-Jak to? – zdziwił się brunet – Co chcesz przez to powiedzieć?
-Nie jestem człowiekiem jak ty.
Adam znieruchomiał. Myślał i miał nadzieję, że się przesłyszał. Musiał przetrawić słowa, które właśnie dotarły do jego uszu, jednak nie miał na to czasu.
-C-co?
-To, co słyszysz – rzekła zjawa, a następnie sięgnęła dłońmi do swojego kaptura, mając zamiar się go pozbyć.
Lambert automatycznie zakrył twarz materiałem, którym był przykryty.
-Co się tak zasłaniasz? Myślisz, że co zobaczysz?
-Nie wiem – odrzekł przytłumionym głosem.
-To się nie bój, mówię ci. Nic nie mam w zamiarze ci zrobić, tak ciężko zrozumieć?
-Tak.
-Aleś ty rozmowny. Spokojnie już możesz patrzyć.
Adam niechętnie posłuchał swojego rozmówcy i odsunął materiał od twarzy. Spojrzał w miejsce, gdzie widział zjawę, lecz tym razem zobaczył przeraźliwie bladego chłopaka o blond włosach wygolonych z jednej strony. W uszach tkwiła mu masa kolczyków, a oczy pokryte były ciemnymi cieniami i kredką  do oczu. Usta krwiście czerwone z czymś ciemniejszym przyschniętym w kąciku warg.
-Ktoś ty? – spytał niepewnie brunet.
-To chyba ja powinienem o to pierwszy spytać, nie uważasz? Powinienem wiedzieć kogo sobie sprowadzam do domu.
-Mieszkasz tu?
-Tak. Co w tym takiego dziwnego?
-Bo to miejsce wygląda jakby od lat nikt tu nie mieszkał.
-W pokojach, w których przebywam rzadko to naturalne. Po co mam sprzątać tam, gdzie nie siedzę? Strata czasu.
-Ale … to … Yyy … to znaczyyyy…
-No wyduś to z siebie.
W tym momencie wzrok Adama wyłapał coś co przeraziło o bardziej niż cała ta sytuacja. Chłopak miał zęby jak u wampira. Czy to możliwe, by rozmawiał z najprawdziwszym krwiopijcą? Jeśli tak, to był w poważnych tarapatach. Przełknął ślinę, co nie uszło uwadze blondyna.
-Czego ty się znowu boisz?
-Kim ty jesteś?
-Jak ci powiem, będziesz panikować.
-Nie będę.
-Na pewno będziesz.
-Nie będę! – zarzekał się brunet, drżącym głosem.
-Wszyscy panikują i uciekają, a ty potrzebujesz wypocząć.
-Odpowiadaj.
Chłopak westchnął i zwiesił głowę.
-Jestem Tommy Joe Ratliff, miło poznać – wciągnął rękę, w której paznokcie pokrywał czarny lakier.
-I?
-I teraz twoja kolej.
-Adam Lambert – podał mu niechętnie rękę, nie miał do niego zaufania. Jego ciało ponownie przeszły dreszcze – Matko czemu ty jesteś taki zimny?
-Bo jestem wampirem.
-Co?!
-To, co słyszysz, ale nie mam zamiaru cię zjeść, więc możesz się  już przestać wydzierać, bo przyniosłem ci jedzenie.
-Co takiego?
Tommy przewrócił oczami i sięgną po co, co leżało na kominku. Był to talerz kanapek.
-Pomyślałem, że po tygodniu bycia nieprzytomnym będziesz głodny. Specjalnie sprawdzałem kalendarz, na ogół tego nie robię.
Gdy tylko zapach świeżego pieczywa z szynką dotarł do nosa Adama, poczuł głód i burczenie w brzuchu. Nie miał zamiaru brać niczego od nieznajomego, jednak nie miał innego wyboru. Organizm wyraźnie domagał się jedzenia.
Blondyn przysiadł na łóżku, przez co materac ugiął się i podał mu talerz z jedzeniem, na które Lambert spojrzał nieufnie.
-Możesz jeść, nie zatrułem ich. No chyba, że wolisz umrzeć z głodu i wyświadczyć mi przez to przysługę.
-Ciekawa metoda zachęty do jedzenia.
-Taka prawda, nie będę cię okłamywał.
-Mówiłeś, że nic mi nie zrobisz.
-Bo to prawda, ale jak się wykończysz, to myślisz, że nie skorzystam?
-W sumie – powiedział, biorąc kęs.
-Bałem się, że się już nie obudzisz.
-Co? Raczej spodziewałbym się słów, że miałeś nadzieję.
-Nie, bałem się.
-Niby czemu?
Blondyn nie odpowiedział, wzrok wbił w podłogę.
-Hej? Wszystko gra?
-Tak, tak. Ja już pójdę. Wrócę wieczorem – powiedział, po czym podniósł się z materaca i wyszedł, zostawiając Adama samego.
-Cześć – powiedział w przestrzeń zdezorientowany brunet i ponownie ugryzł kawałek kanapki, którą trzymał w dłoni.
***
Adam został w domu Tommy’ego parę dni. W tym czasie lepiej się poznali. Blondyn codziennie go odwiedzał. Kiedy Lambert poczuł się lepiej i swobodniej oprowadził o po domu, który okazał się starym opuszczonym zamczyskiem, które zamieszkiwał od kilkudziesięciu lat. Ratliff pokazał brunetowi najkrótszą drogę do jadalni, gdzie mógłby znaleźć jakieś jedzenie dla siebie oraz do pokoju, w którym Tommy najczęściej przebywał. Wieczorami zawsze znikał, a Adam zostawał sam z jakąś książką. W kominku jego pokoju trzaskał ogień, który wypełniał pokój ciepłem. Lambert sprzątnął tu trochę, ponieważ mimo, że miał spędzić tu tylko parę dni wolał nie mieć warstwy kurzu na podłodze i plątaniny pajęczyn nad głową.
Ratliff przeważnie wracał między pierwszą, a drugą w nocy, raz w tygodniu trochę później. Teraz miał w domu lokatora pełnego świeżej krwi, więc musiał regularnie zaspokajać głód, by nie doprowadzić do sytuacji, że zapach Adama go sprowokuje do ataku. Nie wybaczyłby sobie tego. Zamczysko znajdowało się w środku gęstego Lau, do którego rzadko kto się zapuszczał. Do tego miał ogromną powierzchnię, więc znalezienie miejsca jego pobytu graniczyło z cudem, a gdy się to już komuś udawało, skutecznie wypłaszał nieproszonych gości.
Zbliżała się pełnia. Tommy musiał porozmawiać z Adamem. To był jedyny dzień w miesiącu, którego szczerze nienawidził. Nie potrafił wtedy nad sobą zapanować. Zaszywał się w swoim zamczysku i czekał aż księżyc zajdzie, a on będzie mógł wrócić do swojego normalnego trybu życia.
Zapukał do jego pokoju.
-Proszę – usłyszał. Wziął głęboki oddech i wszedł do pokoju.
-Słuchaj Adam, musimy pogadać – brunet podniósł głowę znad lektury i odłożył ją na szafkę nocną.
-Oh rozumiem, pewnie za długo ci siedziałem na głowie. Nie martw się, mogę zniknąć stąd nawet dziś tylko …
-Nie, to nie o to chodzi. Wreszcie mam z kim rozmawiać.
-Więc o co chodzi?
-Zbliża się pełnia.
-I? – Tommy uniósł brwi i wskazał palcem na siebie – Co? … Aha sorry.
-No właśnie. Chodzi o to, że zawsze wtedy zaszywałem się tutaj, ale działy się ze mną dziwne rzeczy. Nie wiem co robiłem, zwyczajnie nie pamiętam. Tak na mnie działa księżyc, kiedy tylko ujrzę choć trochę jego blasku, zwyczajnie kasuje mi pamięć, a rano mam potworne bule głowy. Coś jak kac. Jeśli nie ujrzę światła zachowuję świadomość, ale mało było takich przypadków, zawsze mnie ciągnie do światła.
-Oh rozumiem.
-Aha jeszcze coś – westchnął ponuro.
-Co takiego?
Tommy rzucił mu przed nos gazetę sprzed paru dni, o której zapomniał. Znalazł ją trzy noce temu w jakimś śmietniku. Na głównej stronie widniało wielkie na trzy czwarte kartki czarno białe zdjęcie uśmiechniętego Adama, drukowany nagłówek głosił „Zaginiony. Policja poszukuje świadków”. W artykule były przytoczone wypowiedzi z pracy bruneta, którzy twierdzili, że widzieli go jak wychodził bez zwykłego pożegnania około czternastej trzydzieści, a także szefa i jakiś przypadkowych osób, mówiących, że widzieli mężczyznę w czarnym płaszczu, samotnie przechadzającego się w czasie ulewy.
-Jesteś poszukiwany – powiedział wreszcie Tommy.
-Tak, widzę – rzekł Adam.
-Pewnie będziesz chciał wrócić, żeby to wszystko naprostować. W opinii starszych pań z osiedla pewnie już dawno zostałeś zgwałcony i poćwiartowany nożem.
-Hah pewnie masz rację.
-I jak? Wracasz? – dopytywał.
Miał ponury to głosu. Wiedział, że Adam kiedyś odejdzie, że to tylko na chwilę, że nie będą żyli razem długo i szczęśliwie. W końcu Adam był człowiekiem. Zdrowym, mądrym przystojnym mężczyzną, za którym pewnie szalała nie jedna kobieta, no a przede wszystkim był żywy. Miał przed sobą przyszłość, którą Tommy miał już dawno za sobą. Był zimny, przerażający, samotny, był wampirem, bezdusznym krwiopijcą i maszyną do zabijania. Teraz jego celem było wysysanie życia z tych istot, które miały przed sobą jeszcze trochę czasu. Pluł sobie w brodę, że pomógł Adamowi, mógł go zostawić, nie zbliżać się. Rano poszedłby tam, skąd przybył, niepotrzebnie mieszał mu w głowie. Niepotrzebnie mieszał sobie i robił sobie nadzieje. Niepotrzebnie ożywił uczucia dla kogoś, z kim nie mógł być, z kim nie miał prawa być.
-Hej wszystko w porządku? – spytał Adam.
-Tak, tak, mówiłem ci, jak zbliża się pełnia, to gorzej się czuję.
-Aha. No tak.
-Więc? Kiedy wracasz?
-Dlaczego ci tak na tym zależy? Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym sobie poszedł skoro sam mówiłeś, że wreszcie masz z kim rozmawiać. Widzę, że coś cię trapi, po prostu to powiedz.
Tommy bardzo chciał wyznać Adamowi o co tak naprawdę chodzi, ale nie wiedział jak brunet zareaguje na tą wiadomość. Tak źle i tak niedobrze. Jeśli mu powie, być może już nigdy go nie spotka, a Adam znienawidzi go do końca swojego życia. Prawda taka, że już nigdy nie powinni się spotkać. W ogóle nie powinni, ich spotkanie nie powinno mieć miejsca. W spotkaniu potwór człowiek, druga strona zawsze przegra. Obie te myśli napełniały Ratliffa smutkiem. Z drugiej strony, jeśli mu nie powie, będzie gryzł się całą wieczność, że mu tego nie wyznał. Postanowił zaryzykować, przyznać się, jednak nim to zrobił, Adam przemówił.
-Nie, nie wracam.
-Słucham? Co?
-To, co słyszałeś.
-Nie odgryzaj mi się w ten sposób. Ty chyba nie wiesz co mówisz.
-Doskonale wiem, co mówię. Masz mnie za świra?
-Tak.
-Aha, dzięki.
-Skoro nie masz zamiaru odejść to jesteś  świrem, a ja nie trzymam świrów pod swoim dachem. Wynoś się – dodał ciszej.
-Słucham? Wyrzucasz mnie?
-Tak.
-A co jeśli ja nie mam zamiaru odchodzić?
-To jesteś głupi i tyle, wynoś się, ale już.
-Nie.
-Jaki nie?
-Normalne nie.
-Nie to dostaniesz w dupe.
-No to dajesz. Czekam a to odkąd tu jestem.
-…czy ty coś piłeś?
-Nie.
-No chyba tak. Wypad.
-Ale ja nie mam zamiaru się  stąd wynosić.
-Idioto, ja to robię dla twojego dobra! – wrzasnął Tommy, nerwy dawały o sobie znać. Na ogół był spokojny, ale przed pełnią zawsze tak było.
-Dla mojego dobra?! – Adam poderwał się z łóżka, na którym leżał i podszedł do blondyna.
-Tak, dla twojego dobra! – Ratliff również wstał.
-A ja dla twojego dobra robię to! – rzekł brunet, po czym w mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość i wpił się w usta Tommy’ego.
Całował go z początku gwałtownie i łapczywie, lecz po chwili zmniejszył nacisk na usta chłopaka, delikatnie muskając jego czerwone wargi. Ratliff z początku oszołomiony takim „atakiem”, teraz zaczął oddawać każdy pocałunek, jakim obdarzał go brunet. Co chwila przerywali na chwilę, by zaczerpnąć tchu. Wzdychali w swoje usta, a ich języki ocierały się o siebie wzajemnie. Przerwali dopiero po kilku minutach takich pieszczot.
-C-co to było? – wydyszał Tommy.
-Pocałunek.
-Ale dlaczego mnie całowałeś? Co z twoją dziewczyną? – dopytywał się zszokowany blondyn.
-Dziewczyną? Nie mam dziewczyny. Jestem sam. Myślisz, że gdybym kogoś  miał poszedłbym się wybeczeć na opuszczoną stację kolejową? Poza tym wolę facetów – powiedział i walnął się na łóżko, biorąc wcześniej czytaną książkę do ręki.
-Co?
-To, co słyszysz. Jestem gejem.
-Proszę powiedz, że to żart.
-Przecież ci się podobało, dlaczego miałbym żartować z czegoś  takiego?
-Bo ty masz przed sobą przyszłość, a skoro mnie całowałeś to ci się  podobam …
-I to cholernie bardzo – Adam przygryzł wargę.
-Ja właśnie o tym mówię, nie możesz zmarnować dla mnie swojego życia, Adam!
-No co?
-Ja cię mogę zabić – powiedział łamiącym się głosem – Jestem bestią, nie możemy być razem.
-A co jeśli ja chcę?
-Nie pozwolę ci na to. Masz być szczęśliwy.
-Ale ja będę z tobą, Tommy zrozum …
-Nie! Nie przyłożę do tego ręki, nie ma mowy! – krzyczał.
-Nie musisz ręki, wystarczą twoje zęby.
-Człowieku, co ty pierdolisz?
-To, że chcę być taki jak ty.
Oczy Tommy’ego rozszerzyły się gwałtownie.
-Nie … nie nie nie nie! Ty nie wiesz, czego chcesz, o co mnie prosisz!
-Doskonale wiem.
-Adam, to nie jest jak w tych głupich książkach. Życie nie jest książką, a właściwie nie-życie. Adam kocham cię, nie pozwolę, żebyś cierpiał.
-Problem w tym, że jestem dorosły i nie możesz podejmować za mnie decyzji, Tommy.
-W porównaniu ze mną, jesteś gówniarzem.
-Możliwe, ale według prawa tego kraju od dawna jestem pełnoletni.
-Tyle, że w moim świecie nie obowiązuje prawo  tego kraju.
-Ale na razie jestem w moim świecie.
-I tam pozostaniesz. Dziś wieczór, gdy będę wychodził ma cię tu nie być, zrozumiano?
-Nie.
-To masz problem. Pakuj się i spierdalaj – wysyczał przez zęby i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Adam leżał na łóżku z książką, którą czytał. Nosiła tytuł „Ja wampir”, a jej autorem był Tommy. Był to jego własny rękopis, którego nie rozpoznał w szale emocji. Opowiadał tam o swoim codziennym życiu, samotności, zachowaniach podczas pełni. Ile tak naprawdę miał lat? Papier był pożółkły, a miejscami atrament wyblakły. Okładka była twarda i przedstawiała pół twarzy Tommy’ego i pół zakapturzonej zjawy, połączonej w jedną całość. Była malowana farbami, a podpis w prawym dolnym rogu mówił, że jej autorem był Da Vinci.

-Masz niezłe znajomości Ratliff – powiedział do siebie pod nosem Adam – Będziemy razem, choćby nie wiem co.


środa, 20 lipca 2016

Forever one - Img #1 - cz.1 #Adommy

Serdecznie zapraszam na pierwszą część 3-częściowego imagina. Kolejna część prawdopodobnie już jutro, może w piątek. Zostaniecie o tym poinformowani na twitterze, na razie życzę przyjemnej lektury i ostrzegam tych o słabych nerwach, że jest to historia z lekkim dreszczykiem ^^ 

----------------------------------------------

Adam szedł wzdłuż torów. Właśnie stracił pracę, a w życiu i zawodowym i osobistym niezbyt mu się układało. Wyjechał z rodzinnego miasta znaleźć wspaniałą pracę i drugą połówkę, lecz i z jednego i z drugiego nici. Był załamany. Szare niebo pokrywały grube ciemne chmury, zanosiło się na deszcz. Lamberta na razie jednak nic nie obchodziło, deszcz byłby mu nawet na rękę, ponieważ nikt nie byłby w stanie dostrzec jego łez, które spływały mu po policzkach, znacząc słone wilgotne ślady. Uważał, że za długo był silny, każdy ma czasem chwile słabości, a jak widać jego właśnie nastała.
Zbliżał się wieczór, na okolicznych polach, które przecinały tory kolejowe, pojawiła się mgła. Z minuty na minutę stawała się coraz gęstsza, a temperatura zaczęła spadać. Adam miał na sobie Skórzany płaszcz, który chronił go i przed zimnem i przed deszczem, więc nie widziała powodu, by wracać do domu, w którym i tak siedziałby samotnie. Mokre włosy przykleiły mu się do czoła, a makijaż, który pokrywał jego twarz zaczął spływać.
-Nawet jak ktoś by mnie spotkał, to by się wystraszył i uciekł, więc nie jestem narażony na niechciane towarzystwo – burknął pod nosem.
Ulewa przybierała na sile, a on tracił widoczność, gdyż grube krople zalewały mu oczy, przez co był zmuszony je przymykać. W pewnym momencie przed nim zamajaczyło jakieś drzewo, a za nim budynek. Wyglądał na opuszczony.
Lambert otworzył oczy szerzej i przysłonił oczy ręką, by móc się przyjrzeć tej scenerii. Niski zniszczony domek, z dziurawym dachem i wyłamanymi drzwiami i oknami z wybitymi szybami. Na ścianie dało się również dostrzec przyrdzewiałą pomalowaną na niegdyś biało tabliczkę, na której obdrapanymi czarnymi literami pisało „stacja”. Pewnie kiedyś zatrzymywały się tu pociągi wysadzając ludzi. Dziwne jednak było to, że w pobliżu nie było żadnego domu, czy oznak życia, więc trochę dziwne miejsce na wysiadkę. Na stację prowadziła tylko zniszczona asfaltowa dróżka, ciągnąca się przy torach, którą Adam tu dotarł, więc którędy ludzie tu przychodzili, którędy odchodzili, no i po co mieli by się tu w ogóle znaleźć? Brunet oczami wyobraźni ujrzał piękne słoneczne letnie popołudnie, czarną lśniącą lokomotywę, z której komina buchała biała para, a za nią rząd wagonów, z których wysypywali się ludzie, a wsiadali następni. Podszedł bliżej budynku i dopiero teraz dojrzał więcej szczegółów, których z daleka nie było w stanie się dopatrzyć. Na tabliczce z napisem „stacja” były dopisane czarnym wyblakłym od słońca spray’em jeszcze dwa słowa. „Opuszczona” i „nawiedzona”. Adam poczuł jak całe jego ciało pokrywa się gęsią skórką, a na plecach poczuł zimne dreszcze. Dopiero teraz dostrzegł dziwność tej sytuacji.
Samotny przygnębiony mężczyzna, zmierzający przed siebie w deszczu po nieudanym już kolejnym dniu. Wokoło tylko gołe pola, z których unosi się podeszczowa para i gęsta mgła. Szare ciężkie chmury pokrywające niebo, nadchodząca noc oraz przypruchniałe drzewo przy zniszczonym budynku opuszczonej stacji kolejowej, która podobno jest też nawiedzona. Był sam, a znikąd żadnej pomocy. Ściemniało się.
Na raz poczuł się dość dziwnie, jakby nagle nie był już taki sam, jednak wcale nie poprawiło mu to humoru. Jak na złość jego telefon rozładował się jakiś czas temu, nie mógł sprawdzić, która godzina, a nawet, gdyby chciał zadzwonić nie miał do kogo ani nie wiedział jak wyjaśnić gdzie jest, bo sam nie do końca wiedział jak tu trafił.
Kuźwa, sceneria rodem z horroru – przemknęło mu przez myśl.
Do tej pory stał przodem do budynku i pól ciągnących się wokół, lecz gdy zdało mu się, że usłyszał jakiś szmer za sobą natychmiast obrócił się w drugą stronę. Nadal padał gruby deszcz, a przez to, że się ściemniało ciężko było mu cokolwiek dostrzec. Zaczęła go ogarniać panika, jednak starał się zachować trzeźwy umysł i nie dać się zwariować wyrzutom sumienia po co tu przyszedł i bujnej wyobraźni, która w tej chwili pod wpływem adrenaliny szybko przeistaczała otaczającą go rzeczywistość.
Schował się pod blaszany daszek budynku, który dawał choć minimalne schronienie, lecz coś kazało mu powrócić wzrokiem do drzewa,  na które chwilę temu spoglądał. Gdy to zrobił od razu tego pożałował. Poczuł jak po jego plecach spływają lodowate dreszcze, a strach paraliżuje jego ciało. Z przerażenia otworzył szerzej oczy, a serce przyspieszyło swój rytm. Nogi miał jak z waty, więc bojąc się, że upadnie oparł się ręką o ścianę, a następnie przysiadł na murku, który znajdował się obok paru schodków, prowadzących do drzwi wejściowych do budynku. Pod drzewem ktoś stał. Dokładniej stała zakapturzona postać, która zwrócona była twarzą w jego stronę, wyraźnie mu się  przyglądając, lecz żadnej twarzy nie było widać. Długi do ziemi czarny płaszcz powodował, że ten ktoś wyglądał jak zjawa. Sekundę później błysnął piorun, który oślepił Adama, tak, że musiał przymknąć oczy. Gdy otworzył je ponownie postać zniknęła tak, jakby nigdy jej tam nie było.
Lambert nie wiedział co o tym myśleć.
Czyżbym zwariował już do tego stopnia? – spytał w myślach sam siebie.
Zakrył twarz dłońmi. Nie chciał patrzeć przed siebie. Poczuł się wykończony i wyczerpany nadmiarem emocji. Uspokajał się jednak cały czas był spięty, a jego ciało gotowe do ucieczki. Najmniejszy szelest wydawał mu się teraz podejrzany, mimo że był wywołany przez kroplę która spadła z dachu do kałuży niedaleko jego stopy.
-Ty idioto, po coś tu przyszedł? – szepnął do siebie.
Nadeszła burza. Co chwila błyskało się, a nad ziemią przetaczał się ogłuszający grzmot. Jeszcze nigdy nie był na dworze w tak fatalną pogodę. Był daleko od domu, nawet nie wiedział, gdzie się dokładnie znajduje. Nie mógł nigdzie zadzwonić, czy choćby sprawdzić godziny, bo nie ubrał dziś zegarka, a telefon się rozładował. Ogarnęło go jeszcze większe przygnębienie i poczucie beznadziejności. Był sam na jakimś odludziu, zmarznięty, a gdyby nie płaszcz byłby całkowicie przemoczony. Do tego miał jakieś zwidy, które przyprawiały go o zawał. Nie miał zamiaru ruszać się stąd ani dalej, ani w drogę powrotną, jednak siedzenie tutaj również nie napawało go optymizmem. Nie pozostawało mu nic innego jak spędzić tu noc, a rano wrócić skąd przyszedł. Zastanawiał się jak przetrwa długie godziny na tej stacji podczas takiej pogody.
Zapragnął być teraz w swoim ciepłym, suchym i przytulnym domku. Ochraniany ścianami od deszczu, pod kołdrą, czytając książkę lub siedząc na laptopie przy lampce nocnej z kubkiem gorącej czekolady pod ręką. Najlepiej z kimś do kogo mógłby się przytulić w razie chłodnej nocy, gdyby koc nie wystarczał.
 Jego ciałem wstrząsnął szloch, a po policzkach ponownie zaczęły spływać łzy. Miał dość. Jego załamanie weszło na nowy poziom, było mu już wszystko jedno. Zaczynał wariować i nie miał ku temu wątpliwości. Podobno z samotności można oszaleć, jego to chyba właśnie spotkało.
-Boże, jestem taki beznadziejny – szlochał.
W tym momencie stało się coś, że jego serce na pewno zatrzymało się na kilka chwil. Cały znieruchomiał, nabrał gwałtownie powietrza, lecz już nie był w stanie go wypuścić. Oczy miał szeroko otwarte, bał się podnieść głowę, bał się tego co zobaczy.
Na ramieniu czuł czyjś dotyk. Czyjaś dłoń spoczywała na jego ciele, była tak zimna, że Adam myślał, iż zamarzł. Był tego prawie pewien. Po chwili usłyszał syczący głos.
-Dlaczego tak uważasz?
Tego już było za wiele. Czy on naprawdę zwariował? A może stał się aktorem jakiegoś horroru wbrew jego woli. Co tu się do cholery działo?! Jego myśli pędziły w zawrotnym tempie w dosłownie wszystkich możliwych kierunkach. Przełknął ślinę, która zebrała się w jego ustach, a następnie opuścił dłonie i powoli otworzył oczy. Ujrzał czarny materiał bardzo podobny do tego, z którego uszyta była szata zjawy, którą widział pod drzewem.
Może ja śnię, a to tylko realistyczny koszmar? – zadał sobie w myślach pytanie.
-Nie – odezwał się głos nad nim, jakby czytał mu w myślach.
W tym momencie znieruchomiał jeszcze bardziej, choć nawet nie przypuszczał, że to możliwe. Powoli zaczął podnosić głowę, sunąc wzrokiem po czarnym materiale znajdującym się przed nim. Kiedy dotarł do miejsca gdzie kaptur się rozstępował i powinna był szyja przełknął ponownie ślinę i uniósł głowę całkowicie móc przyjrzeć się postaci przed sobą. To była ta sama zjawa, którą widział pod drzewem, jednak z drobną różnicą. Teraz patrzył w jaskrawożółte tęczówki, stojącej przed nim mary. Niemy okrzyk, który zamarł na jego usta, pozostawiając je rozchylone uwolnił się, ogłuszając samego Adama, który odskoczył w tył przygważdżając się do ściany za nim. Postać ominęła murek i zbliżyła się do niego ponownie. Brunet dyszał ciężko, jego serce biło tak głośno, że to coś na pewno słyszało jego szybki rytm. Po pewnym czasie zjawa uniosła ramiona, a spod długich rękawów wysunęły się trupioblade dłonie. Sięgnęła kaptura, który miała zamiar zdjąć, jednak Lambert bojąc się tego, co zobaczy zacisnął szczelnie powieki. Sekundę później wyczuł lodowaty dotyk szczupłych palców i syk tuż koło ucha.
-Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię.

W tym momencie emocje osiągnęły swoje apogeum. Serce biło zbyt szybko. Adam poczuł, że robi mu się słabo, a nogi uginają się pod nim. Pod powiekami widział ciemność i kolorowe plamy. Stracił grunt pod nogami i osunął się po ścianie budynku. Zemdlał.




niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 2 - BBPNPC

Po tym incydencie Tommy zamknął się u siebie w domu. Mimo że nie łatwo było go przestraszyć teraz bał się cholernie. Wiedział, że czas mu się kończy a długi rosną w każdej chwili. W ostateczności mógł iść do jakiejś pracy na czarno, ale miał już takich dość. To właśnie stamtąd pochodzą jego problemy, tam zrodziły się błędy, których żałuje do dziś.
Ukrył twarz w dłoniach i westchnął, przetarł twarz i powiódł wilgotnymi oczami po pokoju. Zaczynało mu już brakować sił. Nie wiedział, co przyniesie kolejny dzień. Potrzebował stabilizacji, życie w stresie źle na niego wpływało, niestety nie było jej widać na horyzoncie. Położył się i nakrył głowę poduszką i zamknął oczy z nadzieją, że nowy dzień będzie choć trochę lepszy niż ten.
***
Adam wszedł o swojego pokoju i zapalił lampkę przy łóżku.
-Ale paskudna pogoda - rzekł, spoglądając przez okno prosto na ulewę jaka szalała za oknem.
-Czemu tak się waham? To tylko muzyk, cholernie utalentowany, dokładnie taki, jakiego potrzebuję w zespole - mówił brunet do siebie - Dobra. Rano zadzwonię, nie mam już sił na castingi, brakuje tylko basisty, a myślałem, że to będzie najmniejszy problem.
Włączył telewizor i przeskakiwał z kanału ma kanał, próbując znaleźć coś, co dałoby się oglądać.
-Oczywiście... ehhh nic nie ma w tym pudle - wyłączył z wściekłością urządzenie, rzucając ostatnie pogardliwe spojrzenie na parkę zabawiającą się w filmie.
Poszukał płyt i włożył jedną z nich do odtwarzacza. Nieśmiertelne dźwięki "Bohemian Rhapsody" zalały wnętrze jego pokoju pozwalając mu zatracić się w muzyce jego ulubionego zespołu i we wspomnieniach z American Idol. Odetchnął.
-Tego mi trzeba było, to był długi dzień - powiedział z zamkniętymi oczami.
Jednak jego spokój został przerwany po chwili. Rozległo się pukanie do drzwi.
-Eh proszę - wymamrotał Adam.
-Słuchaj Adam, jak przesłuchania? Wiesz, że czas nas goni.
-Wiem Lisa, staram się, ale żeby znaleźć zespół na poziomie potrzeba czasu.
-Wiem, ale wytwórnia nas popędza.
-Pamiętam, jutro przedstawię skład.
-Jesteś pewien?
-Tak - uciął krótko, mając nadzieję, że dał do zrozumienia, iż nie ma ochoty na kontynuację tej rozmowy.
-Mam nadzieję. Dobranoc, wyśpij się.
-Ty też - wymusił uśmiech.
Dopiero teraz poczuł ogarniające go zmęczenie.
-Rano skoczę pod prysznic.
Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, zasnął.
***
Kolejnego dnia Adam wstał i poszedł wziąć prysznic. Gdy wszedł do kabiny od razu puścił gorącą wodę. Natychmiast poczuł się lepiej. Ciepła woda działa kojąco na jego ciało i umysł. Kiedy wyszedł wytarł się ręcznikiem, po czym owinął biały puszysty materiał wokół bioder i tak ruszył do swojego pokoju, gdzie wziął telefon i wykręcił napisany wczorajszego dnia numer.
***
Blondyn obudził się około południa. Nigdy nie lubił wcześnie wstawać. Popatrzył na zegar. Było za dwadzieścia dwunasta. Ziewnął i miał iść dalej spać, ale przecież musiał szukać pracy.
Ledwo wstał z łóżka i przetarł twarz dłońmi, jego telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.
-Co do cholery? - mruknął pod nosem - Halo?
-Dzień dobry, czy przy telefonie Tommy Joe Ratliff?
-Tak -rzekł - w końcu to mój telefon, więc kto inny - mrukną po chwili, po czym przewrócił oczami.
-Z tej strony Adam Lambert, dzwonię w sprawie wczorajszego castingu.
Tommy'ego zatkało. Ten telefon był ostatnim jakiego się spodziewał.
-Halo...? - odezwał się głos w słuchawce.
Odchrząknął, otrząsając się z amoku.
-Tak, tak jestem, słucham.
-No więc, jak już wspominałem... eee mam dla pana wspaniałe wiadomości, wczoraj był pan najlepszy na castingu, więc przyjmuję pana do zespołu, zmiótł pan konkurencję - u rozmówcy dało się wyczuć uśmiech.
Ratliff zaniemówił. Nie dość, że nie spodziewał się jakiegokolwiek odzewu, to co dopiero mówić o tym, że zostanie przyjęty.
-D-dobrze dz-dziękuję - jąkał się.
-Chciałbym podpisać umowę, najlepiej jak najszybciej, da pan radę dziś wpaść?
-Ależ oczywiście, o której?
-Za godzinę?
-Będę.
-Wspaniale, do widzenia.
-D-do... - ale rozmówca już urwał połączenie.
Blondyn nadal był w szoku. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Z wrażenia ponownie usiadł na swoim łóżku i po raz pierwszy od wielu miesięcy szczerze się uśmiechnął. Nie mógł uwierzyć, że wreszcie los się do niego uśmiechnął. Uszczypnął się w rękę. Nic nie zniknęło, to nie był sen, a na niego czekała umowa do podpisania.
Szybko udał się do skromnej łazienki z paroma ubraniami, które ubrał gdy ogarnął swój wygląd po nocy. Lubił swoje włosy, jednakże to jak były rozczochrane po spaniu działało mu na nerwy. Na sam koniec nałożył makijaż i był gotowy. Teraz mógł spokojnie udać się na miejsce wczorajszego castingu tak, by zdążyć bez problemu na czas.
***
-Dobra ... czas się ogarnąć.
Adam zaraz po telefonie do Tommy'ego wziął głęboki oddech, po czym zaczął się ubierać, a na koniec nałożył makijaż. Zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, ponieważ za parę sekund rozległ się dzwonek do drzwi. -Co? Jak to możliwe, że już godzina minęła? - mamrotał Adam do siebie schodząc po schodach.
-Witaj - powiedział z uśmiechem na widok blondyna.
-Dobry - odrzekł z lekkim uśmiechem, nie chciał pokazywać nadmiernego entuzjazmu, jednakże ciężko mu było być spokojnym.
-Wchodź, może napijesz się czegoś. Zaraz pójdziemy omówić warunki.
-Alkohol tak z rana? - Tommy sugestywnie uniósł brew i uśmiechnął się znacząco, idąc obok Adama.
-Haha nie, nie o to mi chodziło - powiedział brunet nie kryjąc rozbawienia - miałem raczej na myśli herbatę, czy coś w tym stylu.
-Herbatę? Czy wyglądam ma kogoś, kto popija herbatkę? Z paluszkiem do góry? - zaczął ironizować, wciąż jednak zachowując humor.
-Nie haha nie wyglądasz - Adam zaśmiał się pod nosem - wody?
-Jasne, w sumie to może być cokolwiek, bo chce mi się pić.
-W takim razie chodź - rzekł i poprowadził go w stronę kuchni.






sobota, 16 lipca 2016

Jak zniszczyć siebie? - sztuczne dziewczyny

Witajcie! Dziś natrafiłam na coś, co zupełnie zmieniło moje patrzenie na pewien temat.
Chciałam dziś poruszyć problem tego, co nas dziewczyny pewnie najbardziej interesuje. Wygląd. Tak, wygląd. Pewnie znajdą się tu tacy, którzy będą chcieli to ominąć, innych to zainteresuje, a ja apeluję do wszystkich PRZECZYTAJCIE!, bo warto wiedzieć coś więcej o tym, co nas otacza i co próbują nam wpajać do głowy.
„Wygląd to nie wszystko” – tak głosi powiedzenie, które każdy z Was na pewno słyszał i to pewnie nie raz. Są tacy, którzy się z tym zgadzają, inni uważają, że mówi się tak, by pocieszyć tych „brzydkich”, a mówią tak najczęściej dziewczyny z sekretem. Mówię o tych dziewczynach, które nakładają na siebie tony makijażu, bo jak inaczej to nazwać? Jeśli ukrywasz się pod warstwą pudru, podkładu i Bóg wie czego tam jeszcze, to coś ukrywasz. Może niedoskonałą cerę, może zwyczajnie siebie, może coś innego. Nie wiem. Chcę jednak coś o tym powiedzieć. Wybaczcie, jeśli się w tym zaplątam, zdarza mi się to, ale postaram się wszystko po kolei napisać.
Do dziewczyn, które ukrywają niedoskonałą cerę – PRZESTAŃ TO ROBIĆ! Niszczysz sobie cerę, która i tak ma problemy. Skóra wtedy nie oddycha. Myślicie, że po co są pory? Tak jak my mamy płuca, by oddychać, tak w skórze są pory, by i ona mogła oddychać. Kiedy wstrzymacie oddech … dusicie się prawda? Skóra też, kiedy pory się zatykają. Tlen jest nam potrzebny do życia, do wszystkiego. Kiedy gdzieś go brakuje następuje obumieranie. Nadmiarem makijażu niszczycie same siebie. Myślicie, że wtedy jesteście piękne? Nie, wręcz przeciwnie. Ludzkie jest pocenie się, a kiedy to następuje, na przykład pod wpływem upału, wszystko spływa, a to jest ohydne. Nie rozumiem, dlaczego coraz więcej ludzi, rzeczy ludzkie i normalne, sprawy fizjologiczne, czemu to wszystko uważa się za nienormalne i obrzydliwe? Czemu? Wyjaśni mi to ktoś? Pewnie  nikt nie potrafi. A teraz jeszcze coś do dziewczyn, o których piszę w tym akapicie, nie tylko niszczycie siebie – jesteście też oszustkami. Tak. Oszukujecie, że twarz pokryta makijażem to wasza prawdziwa twarz, a kiedy go zmywacie wyglądacie zupełnie inaczej. Myślicie, że o uczciwe? Pewnego dnia spotkacie kogoś, kto będzie chciał się dowiedzieć, co jest pod tym makijażem i? I co? I poczuje się oszukany, bo nagle zobaczy przed sobą zupełnie inną dziewczynę.
Na pewno ktoś czytając to zapyta „dlaczego tak piszesz?”. Jeśli chodzi Ci o zniszczoną cerę, to już spieszę z odpowiedzią. Miałam i w sumie mam podobny problem. Nie nakładałam tony makijażu, ale puder tak. I dopiero parę dni temu zrozumiałam, że ja nie poprawiałam w ten sposób twarzy, ja pogarszałam sprawę. Twarz nie oddychała, zatykały się pory, powstawały zaskórniki, a skóra wysychała i łuszczyła się, jednak uparcie nakładałam ten puder, bo liczyłam, że tego  nie widać, choć pewnie było widać bardziej. Takie coś naprawdę widać, bo widziałam nie jeden gorszy przypadek. Postanowiłam sobie, że z tym kończę i będę używać tylko pudru w naprawdę wyjątkowych przypadkach, bo i tracę czas, który mogę przeznaczyć na coś pożytecznego i szkodzę sama sobie. Polecam mieć podobne podejście jak ja. Jeśli ktoś was nie akceptuje, jego problem, nie wasz. To ten ktoś nie rozumie bycia człowiekiem, ale pewnego dnia na pewno wam to minie, to dopiero dorastanie, a Wy spotkacie kogoś, kto pokocha Was z Waszymi wadami i zaletami.
I pamiętajcie – tona tapety, odpadająca z twarzy nie jest atrakcyjna, wręcz przeciwnie.
A skoro już ten temat … namalowane brwi, to wygląda zupełnie jakby zaraz miały odpaść i przypomina sytuacje poniższych memów.

           


Teraz grupa druga, czyli dziewczyny, które pod makijażem ukrywają siebie, mimo że są naturalnie piękne. Nie rozumiem po co stosować makijaż, gdy jest on Wam zupełnie nie potrzebny. Podam przykład. Kiedy jesteście najedzone tak bardzo, że już czujecie, że nie zjecie nic więcej, nic a nic … to czy wpychacie w siebie na siłę jeszcze jedną wielką pizzę? Wątpię. I to samo jest z makijażem, który nie jest potrzebny. Spójrz do lustra, choć na chwilę pozbądź się zmartwień i kompleksów i oceń, czy jest Ci to naprawdę  potrzebne, możecie spytać kogoś bardzo zaufanego, jeśli macie kogoś takiego, że wiecie, że Was nie oszuka. Wiem, że nie łatwe jest spojrzeć na siebie inaczej, bo sama długi czas nie uważałam się za piękność i w sumie dalej nie uważam, że jestem zjawiskowo śliczna, ale przełamałam się, posłuchałam, gdy mówili, że wyolbrzymiam niektóre sprawy i uznałam, że brzydka nie jestem. Podobam się sobie i jestem z tego powodu szczęśliwsza i żyje mi się lepiej i pragnę, żebym nie tylko ja się tak czuła, ale każda dziewczyna na świecie. Gdzieś jest nasza druga połówka, która nas zaakceptuje.
Nie mówię oczywiście, żeby wszystko olać, bo wszystko nam zostanie wybaczone. Dbać o siebie i o higienę osobistą i być zadbanym, a będzie żyło nam się lepiej. Makijaż, tak jak i wszystko jest dla ludzi, ale po co z nim przesadzać? No właśnie.
Nikt nie jest doskonały i każdy ma swoje wady, to świadczy o tym, że jesteśmy LUDŹMI, a wiele osób w dzisiejszych czasach zapomina o byciu CZŁOWIEKIEM, którym się urodzili.
A teraz to, o czym chciałam wspomnieć od samego początku. W porównaniu z tym, wydaje mi się, że na górze przedstawiłam łagodnie te lżejsze przypadki. Teraz skomentuję to, co dziś zobaczyłam na Twitterze, wstrząsnęło mną to tak bardzo, że uznałam, że nie można tego tak zostawić i trzeba o tym mówić GŁOŚNO, bo nie rozumiem jak można z siebie robić wrak człowieka dla przepraszam za wrażenie pieprzonego zdjęcia, którym będą się podniecać idioci, bo tylko tak można nazwać ludzi, którym się takie coś podoba. Idioci i debile.
Przeczytajcie to, co umieszczam poniżej i mimo, że wiem, że tu już nie potrzeba słów, bo ich zwyczajnie brak, to powiem coś na ten temat.

          




Przeczytaliście? Jeśli tak, to łączę się z Wami w szoku, bo wciąż jestem w takim samym. Jeśli nie czytaliście, hmm nie wiem, może lepiej przeczytajcie, bo trzeba wiedzieć z czym walczyć, a to zło trzeba zwalczać.
Pewnie część z Was uważa, że to jest wyssane z palca, ale pozwolę sobie zacytować pewną dziewczynę z Twittera (nie podawałam useru, ale jeśli to czytasz, to wiesz, że to Twoje słowa), która odpowiedziała na takie wątpliwości większość to rzeczywiście historie wyssane z palca, ale patrząc na to co jest na instagramie jestem skłonna uwierzyć w tę opowieść.
Zgadzam się z Nią. Ja też w to wierzę, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to prawda. Ja nie mówię, że wszystkie takie są, ale na pewno zastraszająca ilość, bo jak inna dziewczyna odpisała zachowuje się zupełnie jak moja siostra.” No właśnie, czyli coś w tym prawdy jest. Dzisiejszym nastolatkom przewraca się zwyczajnie w głowie. Podejrzewam, że to przez brak czasu dla nich ze strony innych, ale przede wszystkim PRZEZ INTERNET. Wszyscy gniją w tym Internecie, ale większość nie wie jak z niego korzystać. Internet i bawi, ale i powinien przede wszystkim UCZYĆ, a nie służyć do tego, do czego służy. Chyba nie muszę przytaczać jakiś przypadków, bo każdy z pewnością słyszał o nieudanych randkach z ludźmi z Internetu, które o mało nie skończyły (lub jednak niestety skończyły) się tragicznie. To taki przykład, a teraz przejdę wreszcie do komentarza powyższych screenów.
JAK MOŻNA SIĘ TAK ZACHOWYWAĆ?! JAK MOŻNA TAK WYNISZCZAĆ SWÓJ ORGANIZM?! Ludzie, mamy jedno życie i  to jest ogromy dar, a nie przekleństwo. Powinniśmy je szanować, bo to nie jakaś cholerna gra, w której mamy po kilka żyć. ŻYCIE JEST JEDNO! I trzeba o tym pamiętać. Trzeba je szanować. Ta dziewczyna … po prostu nie mam słów na jej zachowanie. Jak czytaliście była piękną zdrową nstolatką, a żeby spodobać się internetowym debilom, dla „boskiego” wyglądu zrobiła z siebie szkaradę, na którą ona sama nie może patrzeć. Obsesja na punkcie wyglądu zmienia człowieka, kiedyś z pewnością była miła, grzeczna, kulturalna i ułożona i co ta obsesja z nią zrobiła?! Przestała dbać o siebie i o tych, na których jej zależy. Pewnie robi z siebie albo cierpiętnicę, którą nikt nie kocha i nie dostrzega tego, że rani własną rodzinę albo robi z siebie idealną córeczkę bogatych rodziców, którzy dadzą jej wszystko czego tylko zapragnie, mimo tego, że ciężko pracują, by gówniara miała co jeść. Jak można się tak wyniszczyć?! Jak można zrobić z siebie takie … coś?!I teraz do wszystkich zakochanych w takim wyglądzie, uważacie, że to jest normalne?! Chcecie skończyć jak ta dziewczyna, która jest ślepa na jakąkolwiek pomoc ze strony bliskich?! Serio?! Tak się Wam podoba takie coś?! Uważacie, że to jest piękne?! Jeśli tak, to jesteście po prostu żałośni, bo naprawdę nie rozumiem, co jest złego w byciu człowiekiem,  a co pięknego w  byciu kosmitą, który nie je, nie pije, nosi gorsety, przez które nie może oddychać, który katuje się dietami i morderczymi ćwiczeniami, który doprowadza się do stanu anoreksji, czy bulimii, a przez to doprowadza siebie na kraniec życia, swoją głupotą. Uważacie, że tacy brzydcy jesteście?! Wątpię, żebyście tacy szkaradni  byli. Gdyby każdy nauczył się dostrzegać w sobie piękno, każdemu z nas żyło by się łatwiej i przyjemniej. Każdy z nas ma problemy, po co więc sobie ich dokładać. To przeważnie z błahostek robią się największe problemy, które przygniatają nas do ziemi i strącają na dno, z którego ciężko się podnieść.
Co do tych screenów, resztę dopowiedzcie sobie sami i zastanówcie się, czy jesteście po stronie tamtej dziewczyny, która ma gdzieś swoje życie i przyszłość, czy może po stronie ludzi, którzy są za tępieniem takiej zarazy, bo ja osobiście jestem po tej drugiej.
Tak samo nie rozumiem po co narażać swoje zdrowie, a nawet życie dla pieprzonego fejmu.
A teraz jeszcze coś na zakończenie. Dziewczyny, znajdźcie sobie idola, bądź idoli, którzy upewnią Was w tym, że jesteście piękne i może warto ich posłuchać. A jeśli już takich znalazłyście i idol mówi, że dziewczyny są piękne bez względu na wszystko, to może warto ich posłuchać i uwierzyć w te słowa, bo naprawdę rozwala mnie jak widzę na różnych stronkach wpisy typu „mój idol mówi, że jestem piękna, wierzę mu, kocha, go za to”, a za parę godzin widzę jak ta sama osoba pisze „wyglądam jak gówno”.  Może się w takim razie zastanowicie. Naprawdę warto wybierać idoli, którzy pomogą Wam podnieść swoją samoocenę i po raz kolejny, mówię to na podstawie własnego przykładu.
Możliwe, że tym wpisem wywołałam trochę kontrowersji, ale liczę, że są ludzie, którzy się ze mną zgodzą i poprą mnie w tym. A jeśli komuś nie pasuje i nie zgadza się z tym co napisałam mam szczerze gdzieś, czy ktoś mnie za to shejtuje, jednakże serdecznie zapraszam do kulturalnej dyskusji na ten temat, dlaczego ktoś jest przeciw tego co tu napisałam, z  chęcią posłucham, poczytam. Ale tak jak mówię, kulturalnie, szanujmy się. Bez tego ani rusz, a widać, co się dzieje, gdy człowiek dla człowieka nie jest człowiekiem. 
Możecie do mnie pisać także na Twitterze ;)

~ EjSi 


A tu mam jeszcze bonus w postaci piosenki. Nie wszyscy pewnie ich uwielbiają więc najpierw dam tekst w obu językach. Tytuł to „Little Things” i możecie mieć pewność, że kiedyś ta piosenka stanie się rzeczywistością :) 

Your hand fits in mine
Like it’s made just for me
But bear this in mind
It was meant to be
And I’m joining up the dots
With the freckles on your cheeks
And it all makes sense to me

I know you’ve never loved
The crinckles by your eyes
When you smile
You’ve never loved
Your stomach or your thighs
The dimples in your back
At the bottom of your spine
But I’ll love them endlessly

I won’t let these little things
Slip out of my mouth
But if I do
It’s you
Oh it’s you
They add up to you
I’m in love with you
And all this little Things

You can't go to bed
Without a cup of tea
And maybe that’s the reason
That you talk in your sleep
And all those conversations
Are the secrets that I keep
Though it makes no sense to me

I know you’ve never loved the sound of your voice on tape
You never want to know how much you weigh
You still loathe to squeeze into your jeans
But you’re perfect to me

I won’t let these little things
Slip out of my mouth
But if it’s true
It’s you
It’s you
They add up to 
I’m in love with you
And all his little Things

You’ll never love yourself
Half as much as I love you
You’ll never treat yourself right darlin’
But I want you to
If I let you know
I’m here for you
Maybe you’ll love yourself like I (you sing) love you
Ooh

I’ve just let these little things
Slip out of my mouth
'cause it’s you
Oh it’s you
It’s you
They add up to 
And I’m in love with you
And all his little Things

I won’t let these little things
Slip out of my mouth
But if it’s true
It’s you
It’s you
They add up to you
I’m in love with you
And all your little things

Twoja dłoń pasuje do mojej, 
Jakby została stworzona tylko dla mnie
Ale zapamiętaj, 
Że to było nam przeznaczone
I łączę kropki 
Z piegami na twoich policzkach
I to wszystko ma dla mnie sens

Wiem, że nigdy nie lubiałaś 
Zmarszczek wokół oczu
Gdy się uśmiechasz
Nigdy nie lubilaś 
Swojego brzucha ani swoich ud
Dołeczków na twoich plecach 
U dołu twojego kręgosłupa
Ale ja będę kochał je bez końca

Nie pozwolę, by te małe rzeczy
Wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to zrobię
To Ty
Och, to Ty
Z nimi tworzysz całość.
Jestem zakochany w tobie
I wszystkich tych małych rzeczach

Nie możesz pójść do łóżka
Bez filiżanki herbaty
I może to dlatego
Mówisz przez sen
I te wszystkie rozmowy 
Są sekretami, które skrywam
Mimo, że nie mają dla mnie sensu

Wiem, że nigdy nie lubiłaś brzmienia swojego głosu na kasecie
Nigdy nie chciałaś wiedzieć, ile ważysz
Nadal musisz wciskać się w swoje dżinsy
Ale dla mnie jesteś idealna

Nie pozwolę, by te małe rzeczy
Wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to prawda, 
To ty
To Ty 
Z nimi tworzysz całość
Jestem zakochany w Tobie
I wszystkich twoich małych rzeczach

Nigdy nie będziesz kochać siebie, 
Choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie
Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie
Ale chcę, by tak było
Jeśli pokażę ci,
Że jestem tu dla ciebie
Może pokochasz siebie, tak jak ja kocham ciebie
Ohh

Właśnie pozwoliłem, by te małe rzeczy 
Wymsknęły mi się z ust
Ponieważ to Ty,
Och to Ty, 
To Ty
To Ty z nimi tworzysz całość
Jestem zakochany w Tobie 
I wszystkich twoich małych rzeczach

Nie pozwolę, by te małe rzeczy
Wymsknęły mi się z ust
Ale jeśli to prawda, 
To ty
To Ty 
Z nimi tworzysz całość
To Ty z nimi tworzysz całość
Jestem zakochany w tobie
I wszystkich twoich małych rzeczach