-Następny! - zawołał Adam, siedząc za biurkiem.
Do pokoju wszedł niewysoki blondyn, z włosami przeczesanymi
na lewo i wygolonymi po prawej stronie. Nie wyglądał za wesoło. Twarz miał
poważną pokrytą makijażem. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę oraz tego
samego koloru koszulkę i ciasne spodnie. Adama zaintrygował taki wygląd.
-Witaj. Przedstaw się, powiedz coś o sobie i pokaż, co
potrafisz - rzekł z uśmiechem.
-Nazywam się Tommy Joe, na razie tyle wystarczy, nie ma
potrzeby, bym mówił więcej.
Lambert był coraz bardziej zaintrygowany nowym kandydatem na
swojego basistę.
-Eh w takim razie pokaż, co potrafisz.
Tommy stał przez moment i mierzył Adama nieodgadnionym
spojrzeniem, a następnie podłączył wzmacniacz i zaczął grać na przyniesionym
instrumencie.
Mężczyzna za biurkiem był oczarowany. Jeszcze nigdy nie
słyszał, by ktoś grał tak dobrze. Zasłuchał się do tego stopnia, że gdy blondyn
przestał Adam wciąż kiwał głową w miniony rytm.
-Ocenisz mnie wreszcie? Czy będziesz bujał we własnym
świecie? Chce wiedzieć, czy mam tu po co tracić czas.
Te słowa wyrwały Adama z rozmyślań. Odchrząknął.
-Eee tak, to była świetna gra, ale musimy przesłuchać
wszystkich, zostaw numer i skontaktujemy się z tobą.
Tommy zmierzył go nieufnym spojrzeniem, po czym podszedł i
na kartce nabazgrał ciąg cyfr, po czym wyszedł nie oglądając się za siebie.
Na zewnątrz padało, niestety blondyn nie miał nic, czym
mógłby się osłonić od ciężkich kropel wody, moczących jego ubrania, twarz i
włosy. Nie obchodziło go to jednak, ten dzień i tak był podły, jak ostatnio
każdy dzień jego młodego życia, jednak teraz był sam, miał spokój. Miał gdzieś
nawet makijaż spływający po jego jasnej skórze. Poszedł przed siebie, w tylko
sobie znanym kierunku.
***
-Dość, tyle wystarczy.
-Następny!
-Przykro mi kolego, nie nadajesz się.
Adam zaczynał już tracić cierpliwość. Miał dość słuchania
gry tych nieudaczników, którzy wbili sobie do głowy, że potrafią grać. Nikt nie
był na tyle dobry, by go zachwycić, by czyjaś muzyka chwyciła go za serce.
Chociaż poprawka, nikt nie był tak dobry jak on. Blondyn o wygolonych włosach i
ciemnych cieniach na powiekach. Lambert już po raz kolejny przyłapał się na
myśleniu o nieznajomym. "Nikt nie przyciągnął mojej uwagi, a przecież
brakuje mi jeszcze jednego członka zespołu, może do niego zadzwonić?"
Takie myśli towarzyszyły Adamowi z każdą kolejną wychodzącą osobą.
***
Tommy szedł szarymi ulicami, mając pustkę w głowie. Miła
odmiana, bo ostatnio natłok myśli nie dawał mu spokoju. Jednak już po chwili
przypomniał sobie o castingu, na którym był chwilę wcześniej. Znowu ogarnęła go
złość. Myślał, że choć tym razem uda mu sie coś znaleźć. Gra, to jedyne co mu
wychodziło najlepiej. W jego mniemaniu nic innego nie robił na tyle dobrze, by
się ma tym skupić. Ratliff był człowiekiem interesującym. Jednocześnie znał
swoją wartość i jednocześnie w siebie wątpił. Skręcił teraz w wąską brudną
uliczkę. Pod ścianami to tu to tam poustawiane były kontenery na śmieci
przepełnione odpadami do granic możliwości. Ulica nie przyciągała ani wyglądem,
ani atmosferą, ani tym bardziej zapachem. Najczęściej przebywali tutaj
zbuntowani nastolatkowie ukrywający przed swoimi rodzicami fakt, że palą. Tommy
był jednak przyzwyczajony do takich widoków, codziennie przemierzał tę samą
drogę, by udać się na poszukiwanie pracy. Od dwóch miesięcy nie miał pracy i
żył za przyoszczędzone grosze. Zwykle wracał późno w nocy, ale dziś nie miał
już siły. Całe jego nadzieje pokładane w tym castingu legły w gruzach, gdy
usłyszał te dwa słowa "skontaktujemy się".
Prychnął pod nosem. Słyszał to codziennie. Nikt już nigdy
się nie odzywał.
Wszedł do swojego domu na końcu tamtej uliczki. Nie było tu
tak źle, klitka wiejąca wilgocią. Każdej nocy, gdy kładł się spać, marzył.
Marzył, by w końcu mieć jakąś pracę, godnie zarabiać i przede wszystkim,
znaleźć kogoś z kim będzie szczęśliwy i komu będzie na nim zależeć. Nigdy nie
zaznał pełnego wymiaru tego uczucia.
Położył się na łóżku i zamknął oczy. Po chwili jednak
usłyszał gwałtowne pukanie. Jęknął i poszedł otworzyć.
***
-Na dziś koniec - oznajmił Adam Montemu, który również był w
zespole.
-I jak? Masz kogoś?
-Nie. Wszyscy byli beznadziejni.
-Serio? Ani jeden się nie nadawał?
-Ni... może jeden.
-No więc? Tak czy nie?
-Był jeden taki.
-W takim razie czemu go nie przyjąłeś?
-Ehh nie wiem, myślałem, że będzie ktoś jeszcze ... kogo ja
oszukuje jego gra to była poezja dla ucha. Nie wiem czemu kontynuowałem to
cholerne przesłuchanie.
-A masz kontakt?
-Poprosiłem go o numer.
-Więc na co czekasz? Dzwoń.
-Taaa, chyba masz racje. Ale zadzwonię rano, już późno,
pójdę się położyć.
Lambert jednak nie wiedział, że dzisiejsze spotkanie z
Tommym wywróci jego życie do góry nogami równie bardzo jak jego kariera w
showbiznesie.
***
-Czego? - warknął przez uchylone drzwi.
-Tommy witajże ja ... - mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce
i okularach słonecznych rozłożył ramiona i uśmiechnął się ciepło. Były to
jednak tylko pozory.
-Do rzeczy - był wyraźnie wściekły, nie miał zamiaru wpuścić
gościa.
Uśmiech spełzł z twarzy przybysza.
-Może tak uprzejmiej Ratliff, chyba nie muszę mówić z kim
rozmawiasz -uniósł brew - tak czy inaczej, jak tam poszukiwania pracy? - spytał
i uśmiechnął się z wyższością na widok szoku na twarzy blondyna.
-Skąd ty do kurwy o tym wiesz? - syknął wychylając głowę za
drzwi.
-Wieści szybko się rozchodzą - mężczyzna przybliżył twarz do
twarzy Tommy'ego, lecz ten cofnął swoją, irytował go zapach papierosów
połączony z miętą - a twoje długi rosną. Kiedy je spłacisz?
-Nie wiem.
-Pospiesz się, czas ucieka, tik tak tik tak - powiedział, po
czym odszedł zostawiając chłopaka w drzwiach.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz