Miłego czytania, może wstawię więcej takich postów. Liczę na pozytywny odbiór i pamiętajcie: jutro rozdział :)
http://literat.ug.edu.pl/amwiersz/0010.htm <------ oto podany link
----------------------------------------------
*Paręset lat wcześniej*
Tej nocy była pełnia. Zamglony księżyc wznosił się nad
opustoszałymi konarami drzew. Trwała jesień. Liście opadły z drzew i mimo że
lato już minęło jego atmosfera wciąż
unosiła się w powietrzu, zwłaszcza za dnia w radosnych promieniach
słońca.
W lesie było ciemno. Panowała mgła, a od tajemniczego
jeziora, znajdującego się pomiędzy drzewami, którego tafla połyskiwała w
srebrnej poświacie bił chłód. Coś przemknęło między czarnymi szkieletami
łysych, bezlistnych drzew, trzasnęła gałąź, zahukała sowa. Były to dwie
postaci. Kobieta i mężczyzna. Młodzieniec ubrany w białą koszulę, skórzaną
kamizelkę oraz ciemne spodnie i wysokie buty, na plecach miał łuk i strzały,
był bowiem strzelcem. Uwielbiał polować, jednak cenił życie zwierząt. Tego właśnie lata, robiąc cowieczorny obchód,
spotkał pewną dziewczynę. Nie znał co
prawda jej imienia, jednak zakochał się bez opamiętania. Co noc spotykali się
pod tym samym modrzewiem, pod którym ujrzeli się po raz pierwszy.
Dziś znowu przybyli w ich specjalne miejsce o tej samej
porze. Trzymając się za ręce i zjadając
wzajemnie maliny z koszyka dziewczyny podążali po ścieżce wydeptanej przez
sarny i inne leśne zwierzęta. Ich twarze oświetlał księżyc, jednak oblicze
dziewczyny było nienaturalnie blade. Mimo, że chłopak opowiadał o niej nikt jej
nie znał, nikt o niej nie słyszał. Chodziły legendy o Pani Jeziora, do których
ją wpasowywano. Podejrzewano go, że zwariował, ale on się nie ugiął, upierał
się przy swoich racjach. Mieszkał na skraju polany graniczącej z lasem, z dala
od ludzi, ale też nie na zupełnym
odludziu. Lubił pójść na spacer do wsi czy dalej do miasta, spotkać się
z ludźmi.
Przyszła chwila milczenia, gdy urwali rozmowę. Dziewczyna
patrzyła w ziemię, przesuwając wzrokiem po ściółce i opadłych liściach. Jej
długa biała, lśniąca suknia ciągnąca się
po ziemi ukrywała fakt, iż była boso. Podejrzane również było to,
że materiał nie przyjmował brudu podłoża
tak jaj jej stopy, zupełnie jakby uciekał przed nieskazitelnym pięknem
niewiasty. Wianek na jasnych włosach, spleciony z liści, traw i kwiatów,
podarowany jej przez ukochanego dodawał urody, a aromat ziół snuł się za nimi
delikatną sługą. Chłopak przyglądał się jej przed dłuższy czas aż wreszcie
zebrał się, by przerwać milczenie serią pytań, które nurtowały go od dawna.
-Mam parę pytań … - zaczął i przygryzł wargę.
-Więc pytaj – szepnęła z delikatnym uśmiechem na ustach.
-Czy powiesz mi wreszcie gdzie mieszkasz?
-Słucham? A po co ci to wiedzieć?
-Mam już dosyć tego ukrywania się – chwycił ją za rękę i
spojrzał w oczy – Ludzie myślą, że oszalałem. Chcę, żeby wiedzieli, że jesteś
prawdziwa. Proszę, co ci szkodzi?
-Co mi szkodzi? A co
mnie obchodzi, co mówią ludzie? Moja miłość ci nie starcza? Musisz to innym
udowadniać?
-Nie o to mi chodziło. Proszę wyjdźmy z lasu, w mieście nocą
jest tak pięknie. Łąka i rosa tak lśni przy pełni, kochanie daj się namówić –
błagał.
-Moja odpowiedź nadal brzmi nie. Las to moje miejsce, nie
lubię g opuszczać.
-Więc już zawsze
będziemy się potajemnie spotykać niedaleko jeziora? Już zawsze tylko nocą
będziemy przemykać jak płochliwe zwierzęta i ukrywać się przed światem?
-Czyż tak nie jest ciekawiej? Zakazany owoc smakuje
najlepiej, czyż nie? – spytała ściskając jego dłoń i spoglądając w jego źrenice
hipnotyzującym spojrzeniem.
-Oczywiście, że jest,
ale … Powiedz mi gdzie mieszkasz, chcę mieć
pewność, że masz wszystko, czego potrzebujesz. Może chciałabyś
zamieszkać ze mną? Na pewno byłoby ci ze
mną dobrze, byłabyś zadowolona.
-Zagalopowałeś się. Nie mam zamiaru mieszkać z żadnym
mężczyzną, ani odpowiadać na twoje pytania. Może z moimi poprzedniczkami było
ci łatwiej i poszło szybciej, ale nie jestem jak one i mogę cię o to zapewnić.
Nie licz na nic więcej poza tym, co jest teraz. Jak mam ufać, że mnie nie zranisz,
skoro nie było jeszcze sytuacji nam zagrażającej? Pamiętam, jak ojciec
przestrzegał mnie, by nie ufać takim jak ty. Wielkie słowa bez odzwierciedlenia
w czynach. Może i bym się zgodziła, ale czy na pewno mogę ci ufać?
-Oczywiście, że tak. Skąd ci przyszło do głowy, że mógłbym
cię oszukać? Kocham cię i nigdy cię nie zostawię – zarzekał się młodzieniec.
-Skoro tak, to przysięgnij.
-Przysięgam … na wszystko … na duszę, na życie … na Boga
przysięgam! Będę cię kochał na zawsze i Nidy cię nie zostawię najdroższa –
powtarzał z dłońmi złożonymi jak do modlitwy, klęcząc przed ukochaną.
-Na pewno dochowasz obietnicy?
-Oczywiście.
-Dobrze … skoro tak … muszę już iść.
-Ale czekaj jak to?! Przecież ledwo przyszłaś.
-Dziś muszę wrócić
wcześniej. Nic na to nie poradzę. Lepiej dochowaj obietnicy, oby to nie
były puste słowa, bo nie skończy się to dobrze.
-O czym ty mówisz?
-Nie chcesz wiedzieć. Muszę iść – mówiąc ostatnie słowa
wyrwała się z jego uścisku i pobiegła przez las w ciemną noc, zwinnie omijając
przeszkody zastawione na nią przez przyrodę.
-Hej! Czekaj! Wracaj! – wołał za nią, ale jej już nie było.
Puścił się za nią w pogoń, ale na darmo.
Odpuścił. Zawrócił. Postanowił wrócić do swojej chatki i
zjeść coś ciepłego. Noc była chłodna, zmarzł trochę i chciał się rozgrzać.
Podążał inną drogą, która wiodła bezpośrednio koło leśnego jeziora, prowadziła
ona bowiem od razu na polanę, a stamtąd już było widać jego domek na pagórku.
Stał niczym strażnik ponad tymi połaciami.
Blisko wody ziemia była miększa i bardziej grząska.
Znajdowało się tam błoto, w którym leżały suche gałęzie i liście, które opadły
z drzew. Nadepnął na jedną, trzasnęła. Gdzieś ptak poderwał się do lotu. Tafla
jeziora połyskiwała blasku księżyca,
lecz nagle spokojny spacer przerwał mocny podmuch wiatru ciągnący od coraz
bardziej jaśniejącej toni. Na spokojne, gładkie wody wstąpiły fale, które
agresywnie wyłaniały się ze środka i sunęły ku brzegowi. Chłopak stał i patrzył
na to zjawisko. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Wtem nagle ujrzał
ogromny wir i wydobywające się z niego oślepiające światło. Zdawało mu się, iż
wyłania się stamtąd jakaś postać. Nie był jednak w stu procentach pewien, gdyż
oślepiony miał wrażenie, że jest w amoku. Mgła przysłoniła jego umysł i przyćmiła
spojrzenie na rzeczywistość. Nagle u jego boku pojawiła się jakaś młoda
dziewczyna, miała jasną karnację i włosy, jasnoniebieskie oczy rażące chłodem.
Tak podobna do jego kochanki, a tak inna. Zdawała się być delikatna i krucha jak
porcelanowa lalka.
-Kim jesteś? – spytał.
-A na cóż ci to wiedzieć? Jestem, to jestem. Po co chodzisz
tędy samotnie? To niebezpieczne – zamrugała zalotnie.
-Wracam do domu … niby czemu niebezpieczne?
-No cóż … nigdy nie wiadomo, co może się przydarzyć, zwłaszcza
samotnemu wędrowcowi takiemu jak ty.
-Może miałem cel, by tu przyjść?
-Jaki? Nie podążaj ślepo za tamtą. Widziałam was. Ona jest
niezdecydowana, tylko marnujesz czas. Wielu już rozkochała w sobie i wystawiła
do wiatru. Nie potrzebnie sobie nią zawracasz głowę.
-Czemu tak mówisz? Nic o niej nie wiesz.
-Znam ją lepiej niż ci się wydaje. Są lepsze niż ona, możesz
mi wierzyć.
-Na przykład?
-Hmm… ja? Ze mną będzie ci o wiele prościej, nie będę cię
zmuszać do sekretnych spotkań, jeśli nie będziesz chciał. Myślę jednak, że moja
propozycja bardziej przypadnie ci do gustu.
-Dlaczego tak uważasz?
-A nie chciałbyś spędzać całych dni ze mną? Na kąpieli w tym
jeziorze? Lata są ciepłe, a woda przyjemnie chłodzi rozgrzane ciała. Moglibyśmy
być niczym jaskółki lub ryby. Zasypiać na brzegu, wtuleni w siebie. Nie
chciałbyś wracać do domu. Spędzalibyśmy razem całe dnie – mówiąc te słowa
okrążała go i zbliżała się coraz bardziej, a jej oddech owiewał jego szyję
niczym powiew letniego wiatru, przywodząc na myśl obrazy podsuwane przez
dziewczynę.
Nagle odsunęła się i zaczęła podążać w stronę jeziora, które
na chwilę było spokojne, lecz gdy tylko wstąpiła w jego wody wzburzyło się
ponownie.
-Czekaj, kim jesteś?! – zawołał za nią, ale ona to
zignorowała.
-Nie będę wiecznie czekać. Zdecyduj się … chodź do mnie …
przyjdź do mnie … wiem czego pragniesz …
Słowa dziewczyny odbijały się echem pośród pni i traw, jej
głos był jak czary sączące się mglistą smugą z jej ust. Chłopak podbiegł bliżej
brzegu, prawie wchodząc do wody. Oglądał jak nieznajoma rozpościera magicznym
sposobem tysiące kolorów na srebrnej toni. Pojawiły się również łabędzie, które
wyłoniwszy się z cienia spokojnie pływały przez fale zupełnie jakby ich nie
było. Przyglądał się jak sunie po wodzie wzniecając kolejne fale rozpryskujące
się w drobne kropelki w powietrzu.
Chciał dołączyć do niewiasty, jednak coś go powstrzymywało.
Był targany sprzecznymi emocjami, nie miał pojęcia co robić. Nagle poczuł, że
jego buty przemokły i woda wdarła się do nich. To przeciążyło szalę jego myśli.
Zapomniał o swojej tajemniczej wybrance i popłynął przez rozszalałe jezioro ku nieznajomej.
Pływali razem przez jakiś czas. Zapomnieli o tym, że
istnieje świat poza miejscem, w którym byli, czas zniknął nie liczyło się nic,
prócz wspólnej zabawy. Woda była dziwnie ciepła jak na jesień, lecz chłopaka
nic nie dziwiło. Zupełnie postradał zmysły. Nagle jednak uderzył w niego mocny
wiatr, a dziewczyna, którą trzymał za rękę zaczęła się zmieniać.
Wyglądał znajomo, ale nie potrafił jej skojarzyć. Jak zza
szyby dobiegł go jej głos i dopiero wtedy poznał swoją ukochaną, której
przyrzekł wieczną miłość.
-A gdzie twoja przysięga? Gdzie obietnica? Już zapomniałeś
co mówiłeś i przed czym cię ostrzegałam?
-Ale … to nie tak jak myślisz … ja … - jąkał się.
-Daruj sobie te głupie brednie. Za to, co zrobiłeś czeka cię
zemsta.
-Co takiego? O czym ty mówisz?
-O tym, że spełnią się ludowe legendy, w których zawsze jest
ziarno prawdy. Wiedziałbyś gdybyś słuchał tego co ci mówiono w wiosce. Teraz
twa dusza oddzieli się od ciała. Powłoka zniknie, ale twój duch na tysiąc lat
zostanie przywiązany do tego modrzewia. Będziesz cierpiał piekielne gorąco i
suszę, zapomnisz co to ugaszenie pragnienia.
Gdy padały te słowa jego oczy rozszerzały się w niemym
przerażeniu, brakło mu tchu, a usta otwarte miał szeroko jakby chciał krzyczeć,
lecz nie mógł. Wtem poczuł jak coś wyrywa o z jego własnego ciała, rozdziela na
dwoje. Zawirowało mu w głowie i poczuł, że wciąga go szalejący wir, tworzący
się po środku ogromnych spienionych fal, a następnie zostaje rzucony w
płomienie, których nie widział, a mimo to przesłaniały mu widzenie. Przepadli
oboje.
*Teraźniejszość*
Była piękna gwiaździsta noc. Pełnia. Wody jeziora lekko
kołysały się na wszystkie strony. Przez fale przemierzała jasna postać drobnej
dziewczyny, która podśpiewywała coś pod nosem.
Ciszę przerywały jednak trwające od paru wieków jęki
nieszczęśnika, który z nią zadarł.
Parę wieków temu żył sobie młody strzelec, mieszkał za
lasem w chatce na wzgórzu. Stoi ona nadal, zarosła mchem i bluszczem. Wciąż
czeka na powrót swojego właściciela. Cała wioska z miastem do dziś głowi się
nad tajemniczym zniknięciem i śmiercią młodzieńca. Nikt go nie widział, nikt
nic nie słyszał. Chodzą jedynie słuchy, że przyczyną tych dziwnych zdarzeń była
tajemnicza Pani Jeziora Świteź, nad którego wody boi się chodzić każdy. 
Witam. Mam pytanie :) czy mogę użyć zdjęcia "Świtezianka" do projektu > wspólnie z polonistami ze szkoły chcemy stworzyć film połączony z prezentacją ... i te zdjęcie jest przecudne :) chciałabym użyć go jako wstępu oraz tła :)
OdpowiedzUsuńoczywiście nie będziemy zmieniać nic w zdjęciu i podamy źródło (stronę internetową)
czekam na Pana/ Pani odpowiedź.
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję niesamowitego talentu :)