wtorek, 27 grudnia 2016

Adommy Christmas - Img #7 #Adommy

Więc tak jak obiecywałam, specjalny prezent ode mnie na Święta! Miałam wstawić w Wigilie, potem w Święta, potem wczoraj, ale wiadomo jak to jest: przygotowania, zjazdy rodzinne i tak wyszło, więc za spóźnienie przepraszam. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo pisałam to rok temu i wtedy jeszcze preferowałam pisać w pierwszoosobowej narracji, więc czuć inny styl haha, ale może da się to czytać XD
Uwaga scena +18!
Nie przedłużając, miłej lektury kochani!

---------------------------------------

Wpadłem do domu z reklamówkami pełnymi świątecznych zakupów. W domu pachniało pierniczkami i choinką. Wczoraj przyozdobiliśmy jedną dużą w pokoju gościnnym i w sypialni małą. Przedpokój był pełen kolorowych łańcuchów i światełek, pozostałe pokoje tak samo. Ah jak ja kocham Święta. Kocham ten nastrój, tą atmosferę. A cieszę się jeszcze bardziej, bo to moje pierwsze Święta z Tommym.
 -Kochanie wróciłem!
 -No nareszcie  - zszedł do przedpokoju i aż się złapał za głowę jak zobaczył tych pięć wielkich reklamówek na podłodze - Matko Boska Adam czyś ty cały sklep wykupił? Posłałem cię tylko po jajka!
-Spoko jajka też mam  - podałem mu trzy paczki po dziesięć jajek każda - Ale wiesz, mam też dwa schowane w zapasie  - mrugnąłem do niego porozumiewawczo i uśmiechnąłem się przebiegle.
 -Ja ci tego wina przy wigilii nie dam.
 -Dlaczego?
 -Bo już chyba jesteś pijany  - roześmiał się.
 Zanieśliśmy to wszystko do kuchni i zaczęliśmy kończyć potrawy na wigilie. Niestety nie dałem rady przyjechać na wigilie do domu, ale rodzina wpadnie jutro. Tommy tak samo. Dziś jesteśmy sami. Heh to prawie jak randka.
***
 -No ... nareszcie gotowe  - powiedział Tommy tak około szesnastej trzydzieści.
 -No to teraz trzeba się przyszykować nie? – spytałem, drapiąc się po głowie.
 -No raczej to, że jesteśmy sami nie oznacza, że mamy olać odświętne ubrania chyba nie? W ogóle by nastroju nie było.
 -No dobra okej już się tak nie bulwersuj haha rozumiem, sam sobie nie wyobrażam. Poza tym to początek Świąt, to żeby chociaż szacunek okazać.
 -Dokładnie – rzekł.
 -To co?
 -Co co?
 -Kto pierwszy?
 -W łazience?
 -Haha jak ty mnie dobrze znasz – westchnąłem teatralnie.
 -Pfff możesz pomarzyć.
 -Czemu?
 -Bo już mnie tu nie ma hahaha - po tych słowach zaczął biec, a zanim ja załapałem co się właściwie dzieje, on był już w połowie schodów.
 Skubaniec. Bez przesady, nie mam tak wolnego zapłonu, to trwało max sekundę, więc skąd on taki szybki ja się pytam? Zanim dobiegłem do łazienki, ten już brał prysznic, kurde szybki jest. Poddałem się. Udałem się do sypialni i wybrałem jakieś ciuchy. Postawiłem na czarne spodnie i białą koszule plus czarny garnitur i czerwony krawat. Hah ale się odstawię.  Po jakimś czasie usłyszałem, że woda się już nie leje. Po chwili na korytarzu usłyszałem jakieś dziwne dźwięki, po czym drzwi do pokoju się otworzyły. Stanął w nich Tommy. Ale nie byle jaki Tommy. Tommy świeżo po prysznicu, którego skóra jeszcze była wilgotna i lśniła magicznie w blasku tylu światełek. Nie miał na sobie nic poza ręcznikiem przewiązanym na biodrach. Nie mogłem skończyć go lustrować wzrokiem.
 -No skończyłeś już?
 -..... a ... em ... co?
 -Pytam, czy skończyłeś się już na mnie gapić. Zapomniałem ubrań i przyszedłem je zabrać.
 -O, jasne, sorki  - było mi głupio, że się tak zaciąłem.
 Przesunąłem się tak, żeby miał wolne przejście do szafy, bo faktycznie zająłem dość dużo miejsca.
 -Dzięki  - zabrał coś i poszedł.
 Najwyraźniej miał przygotowane. Chwilę jeszcze tak stałem, ale po pewnym czasie zacząłem zbierać ubrania, które rozrzuciłem. Nagle sobie przypomniałem o prezentach. Szybko wyjąłem mój ze skrytki i poleciałem jak wariat zanieść go pod choinkę. Kiedy już to zrobiłem, w samą porę wdrapałem się na górę, bo w tym momencie Tommy wyszedł z łazienki i powiedział, że już mogę. Nie no, on wyglądał tak cholernie dobrze. Miał na sobie czarne rurki i czarną koszulę w białą falbaną. Udaliśmy się do sypialni, on usiadł przy toaletce a ja zabrałem ciuchy i poszedłem wziąć prysznic. O dziwo nie zajęło mi to dużo czasu, bo udało mi się skupić tylko na tej czynności. Kiedy już byłem ubrany wszedłem do pokoju i zastałem Tommy'ego jak malował sobie oczy.
-I co się gapisz?
 -No bo przeuroczo wyglądasz jak się malujesz -wyszczerzyłem się.
 -Adam, weź ty się sobą zajmij ok?
 -No wiesz co? - oburzyłem się.
 -No co?
 -No to by było z obrazą dla ciebie.
-A to niby dlaczego? - uniósł jedną brew.
-Bo ty napewo lepiej się mną zajmiesz niż ja sobą sam – poruszyłem brwiami, a on strzelił sobie z dłoni w czoło.
 -Adam proszę cię, nawet w wigilie myślisz tylko o tym?
 -Hah ja o tym myślę cały czas.
 Sam pociągnąłem oczy eyelinerem i się popudrowałem, bo w sumie byliśmy sami, więc nie miałem zamiaru chować się przed Tommym pod toną tapety. W końcu około godziny osiemnastej zeszliśmy na dół i zaświeciliśmy choinkę, podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia, po czym zasiedliśmy przy stole wigilijnym naprzeciwko siebie. Jedliśmy te potrawy odzywając się tylko po to, żeby oznajmić, że przyszła kolej na następną. Nawet jak jedliśmy to patrzyliśmy prosto w oczy. Jezu, to jego spojrzenie, zaraz mnie coś trafi. Jak on tak spokojnie siedzi? O .... o nie, tylko nie to. Spojrzałem na swoje spodnie i myślałem, że coś mnie trafi. Dobrze, że siedzimy po dwóch końcach stołu, bo on napewo by to wykorzystał. Miałem nadzieje, że tylko mi się zdawało, ale nie. Oczywiście standardowo musiałem się podniecić. Ja nie mogę, czemu tak łatwo mnie do tego doprowadzić? Byłem zrozpaczony.
-Adam, coś się stało?
-Yyy co? Nie .... yy nie. Nie nie.
 -No przecież widzę, że coś jest nie tak. Ość połknąłeś czy co? - zaśmiał się.
 Możliwe... możliwe też, ze to ta ość mi postawiła coś, co miało być dziś spokojne eh... przynajmniej na razie miało być.
 -No powiesz wreszcie o co chodzi?
 -Ehhh ... domyśl się - powiedziałem przygnębiony.
-....ahahahahaahahaha...
 -Nie no pewno, bardzo śmieszne.
 -No właśnie bardzo - dalej się krztusił ze śmiechu.
 -A co cię tak bawi w tej sytuacji, co?
 -A to, że jestem w tej samej sytuacji hahahahaha i bałem się, że tylko ja hahahaha.
 Nie no zdziwił mnie.
 -To czemu ty taki opanowany?
 -A co? Mam się na ciebie rzucić przez stół?
 -Nie, ale wiercenie mile widziane hahaha.
-Wiercić to ty się będziesz potem - mrugnął - a teraz jedz.
 Skończyliśmy posiłek, pośpiewaliśmy kolędy i udaliśmy się pod choinkę, żeby wręczyć sobie prezenty. Tommy włączył telewizje na jakimś kanale, gdzie leciały świąteczne teledyski. Potem podszedł do mnie, po czym razem usiedliśmy na białym puchatym dywanie, który został rozłożony specjalnie na Święta. Kurcze był taki mięciutki, że od razu zachciało mi się spać.
 -No więc, Adam - zaczął Tommy - chciałem ci życzyć jeszcze raz wesołych Świąt - powiedział, po czym wręczył mi paczkę.
 Znalazłem tam moją ulubioną wodę kolońską, lakier do włosów i coś co sprawiło, że położyłem się na podłodze i popłakałem ze śmiechu. Dostałem różowe bokserki z białym śladem dłoni na kroczu. Hahahaha. Takie rzeczy to tylko Tommy wymyśli.
-Hah no i jak? - spytał.
-Jaja se robisz? - spytałem przez łzy.
-Nie, już mam i więcej nie chce.
 -Hahahaha o nie. Jesteś niemożliwy czasem, no pewnie, że się podobają. Już wiem, w czym będę paradował po domu haha.
Wtedy mu mina zrzedła.
 -Ej ty tak serio? - przełknął nerwowo ślinę.
 -No a jak?
 -No to się wpakowałem, przecież ja nie wytrzymam.
 Zaczęliśmy się oboje śmiać.
 -To trzeba było o tym pomyśleć wcześniej hahahaha... dobra, otwieraj mój. Wesołych Świąt Tommy.
Podałem mu prezent, a kiedy go otworzył oczy mu lśniły jak małemu dziecku. Dałem mu nowy czerwono czarny bas oraz kostkę do gry. Wszystko z jego imieniem, a do tego taką kurtkę, która mu się strasznie podobała.
 -Adam to jest... to jest... ja nie wiem co powiedzieć...
-Najlepiej nic nie mów, bo mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę...
 -Wiesz, ja też mam...
 Odłożyliśmy swoje prezenty na bok, a sami przysiedliśmy się bliżej siebie.
-Adam... chciałem ci podziękować, za to że jesteś.
-Ja też chciałem, ale uważam, że moją radość lepiej niż słowa wyrazi to.
 W tym momencie patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Powoli zaczęliśmy się do siebie przybliżać. W końcu oparliśmy nasze czoła o siebie. Chwilę tak trwaliśmy aż w pewnym momencie położyłem Tommy'emu jedną rękę na karku, a drugą objąłem go w pasie i przysunąłem do siebie. Niby był przygotowany na ten ruch z mojej strony, a jednak go zaskoczyłem. Złączyłem ze sobą nasze gorące spragnione siebie wargi. Tommy zarzucił mi swoje dłonie na kark. Całowaliśmy się najpierw delikatnie, jakby badając grunt, na co możemy sobie pozwolić, ale z każdą chwilą ten pocałunek był coraz bardziej namiętny i zachłanny. Już po chwili poczułem jak język Tommy'ego przesuwa się delikatnie po mojej dolnej wardze wywołując u mnie dreszcze. Prosił o wejście. Rozchyliłem delikatnie usta dając mu wolną drogę. Od razu to wykorzystał. Przejechał po moim podniebieniu a potem po języku. Ja nie pozostawałem mu dłużny i odpowiedziałem tak samo. Niestety po jakimś czasie zaczęło nam się kończyć powietrze. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie i zachłannie braliśmy oddech. Ah, jak on wspaniale całuje. Spojrzeliśmy na siebie ponownie i wtedy coś pękło. Tommy poprostu przysunął się do mnie jak najszybciej zdołał i powalił mnie na dywan, po czym usiadł mi na biodrach w bardzo wrażliwym miejscu. Momentalnie przeszły mnie dreszcze. Spoglądał na mnie chwilę, a potem przybliżył się i złożył najsłodszy pocałunek jaki od niego dostałem, ale jak to Tommy, nie mogło się w takiej chwili obyć bez akcentów seksualnych, więc chwycił moją dolną wargę zębami i lekko pociągnął. Erekcja w moich spodniach się powiększyła, a skoro on na mnie siedział, to wyczuł to, uśmiechnął się przez pocałunek i poruszył delikatnie i zmysłowo biodrami, co tylko podkręciło napięcie. Jęknąłem prosto w jego uchylone usta, co wywołało u niego kolejny uśmiech. Podobało mu się górowanie nade mną, ale ja mu to odebrałem. Odwróciłem nas tak, że teraz ja siedziałem na nim i również wykorzystałem moje zdolności ruchowe, jednak ja robiłem to dłużej, ale zrezygnowałem z tego i wstałem.
 -C-co ty robisz? - wydyszał.
 -Idę spać.
-Chyba cię popieprzyło - oburzył się, właśnie o to chodziło, teraz napewno będzie miło haha.
 -Jeszcze nie - mrugnąłem i udałem się do pokoju.
***
Wszedłem na górę.  Stanąłem tyłem do drzwi i zacząłem rozpinać garnitur. Zaraz usłyszałem szybkie kroki na schodach. Do pokoju wpadł Tommy. Ja już miałem rozpięty garnitur.
 -Nie myśl sobie, że teraz pójdziesz spać.
 -Ależ nie miałem takiego zamiaru złotko - wymruczałem.
 -I dobrze.
Zerwał ze mnie garnitur. Zaczął się zachowywać jak jakieś zwierze, ale mi się to podobało ... nawet bardzo mmmmm. Odwrócił mnie jednym gwałtownym ruchem, jednakże ja w tym czasie popchnąłem go na łóżko, po czym sam na nie szybko wskoczyłem i przyssałem się do niego wplatając mu palce we włosy. Pewne części naszych ciał wręcz błagały o uwolnienie, ale ja musiałem skończyć go całować. Odepchnął mnie i ponownie na mnie usiadł. Rozpiął moją koszulę, po czym zrzucił ją ze mnie i zaczął całować moją szyję, potem obojczyki przez klatkę piersiową i brzuch aż dotarł do linii spodni. Powoli je rozpiął, a ja w tym czasie dostawałem szewskiej pasji.
-No zdejmij je kurwa! - ledwo wytrzymywałem, najgorszy rodzaj tortur.
 Wreszcie zdecydował się rozpiąć w całości zamek i zdjął je powoli z moich nóg. A następnie zaczął masować mojego penisa przez materiał czarnych bokserek, ale on już też nie mógł wytrzymać, bo przerwał i chwycił je zębami i zdjął. Byłem na skraju pożądania. Jęczałem i wzdychałem jak opętany. Myślałem, że eksploduję jak Tommy wziął go do ust i zaczął intensywnie pracować językiem. Matko nie. Przerwałem te tortury i przewróciłem Tommy'ego tak, że teraz to on leżał pode mną. Natychmiast rozpiąłem mu koszulę i zdarłem ją z niego. Byłem bardo podniecony. Przyssałem się do niego szyi i zrobiłem mu malinkę, chciałem go doprowadzić na skraj pożądania jak on mnie. Ale kiedy jestem w takim stanie nie potrafię zbyt długo się drażnić. Przejechałem językiem po całej długości jego tułowia, po czym rozpiąłem spodnie i zdjąłem mu bokserki.
 -Uhuhu ... a ... Adam jakie z c-cieb-bie zwie-ah-rze.
 Jego jęki tylko mnie podsycały. Zacząłem się bawić jego kolegą. Wziąłem go do ręki i wykonywałem posuwiste ruchy, a chwilę potem przestałem się patyczkować i wziąłem do ust ile byłem w stanie. Ssałem i lizałem, chcąc sprawić mu niezapomnianą rozkosz, której był wart.
 -O Jezu, Adam co ty r-r-robisz?
 Wyjąłem go ze swoich ust i przeniosłem się nad udręczoną pożądaniem twarz blondyna, po czym pocałowałem delikatnie jego usta, co było dla niego torturą.
 -O tak Tommy, krzycz teraz moje imię...
Wtedy podniosłem go i obróciłem tak, że był plecami do mnie, po czym wsunąłem się w niego bez ostrzeżenia. Wrzasnął niemiłosiernie głośno, ale sam zrobiłem to samo. Wchodziłem i wysuwałem się, by po chwili wejść głębiej. Oboje krzyczeliśmy swoje imiona i jęczeliśmy z rozkoszy jaką nam dawałem. Po chwili wpadłem na pomysł to zacząłem jeszcze masować rękami jego przyrodzenie.
-Kurwa Adam .... zabiję cię -wydyszał.
 -Heh .... może poczekaj do końca co? -wysapałem.
 Ale już tylko sekundy dzieliły nas od szczytu. W pewnym momencie poczułem jak z jego członka tryska ciepła ciecz i z moim stało się to samo. Doszliśmy. Doszliśmy na sam szczyt rozkoszy. Oboje krzyczeliśmy. No inaczej się nie dało. Wysunąłem się z niego i oboje opadliśmy na poduszki naprzeciw siebie. Dyszeliśmy próbując unormować oddech.
-Adam?
-Tak?
 -To była najlepsza wigilia w moim życiu - uśmiechnął się.
 -Hah, moja też.
 Pocałowaliśmy się czule, po czym przykryliśmy się kołdrą i zasnęliśmy w swoich objęciach.


niedziela, 18 grudnia 2016

Epilog - BBPNPC

Więc tak, to już definitywne zakończenie "Bez błędów przeszłości nie poznałbym cię". Bardzo zżyłam się z tym ff tak jak i Wy, ale wszystko dobiega końca eh niestety. Dziękuję każdemu, kto czytał to opowiadanie i mam dla Was informację, która Was ucieszy. Nie znikam z bloga ani wattpada, dalej będę tam dodawała prace. Przez najbliższe dwa tygodnie dodam parę imaginów. Na Wigilię/Święta i Sylwestra dodam imaginy specjalne taki prezent pod choinkę ode mnie haha. A od niedzieli 1 stycznia ruszamy z nowym ff . Liczę na Was kochani! I chcę, żebyście wiedzieli, że jesteście super i dziękuję każdej osóbce, która zajrzała tu choć raz <3 Miłego tygodnia, udanego i dobranoc! Do zobaczenia! <3

-----------------------------------------

-A oto przed państwem ... Adam Lambert! - krzyknął prowadzący.
Brunet stał już na scenie i czekał aż usłyszy pierwsze dźwięki swojej piosenki. Gdy pianino zaczęło grać on dołączył do tego swój wokal, uzupełniając występ.
Jego srebrny garnitur oraz spodnie lśniły w blasku scenicznych białych reflektorów, a kolce na jego lewym ramieniu połyskiwały groźnie. Oczy wyraźnie zaznaczone ciemnym cieniem do powiek podkreślał dodatkowo czarny lakier na jego paznokciach. Włosy postawione na żelu nawet nie drgnęły pod wpływem gwałtownych ruchów głową.
Pianino umilkło, a w zamian jego zespół zaczął wygrywać tak dobrze znaną im melodię jego utworu. Adam jak i tancerze natychmiast idealnie wpasowali się w rytm "For Your Entertainment".
"Turn it up, heat it up, I need to be entertained" - śpiewał, trzymając tancerkę za nogę i kręcąc nią po scenie. Następnie przeszedł do wyprowadzania innych mężczyzn na smyczy. Widownia była zszokowana tym, co widzieli. Część zaniemówiła, pozostali krzyczeli i szaleli, wczuwając się w piosenkę.
Po chwili Adam odepchnął tancerza, którego głowa znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza, jednak nie był to atak na jego sferę intymną, wszystko było przewidziane w występie. Lambert zaczął wspinać się po schodach, ruszając się do rytmu. Wyzywająco ubrani i tak samo zachowujący się tańczący mężczyźni i kobiety nie peszyli go ani trochę. Można wręcz powiedzieć, że to wszystko dawało mu ogromną energię i siłę do występowania i śpiewania swojego popisowego numeru.
Nagle, gdy przechodził po rampie potknął się i upadł, obracając się, lecz nie przejął się tym zbytnio i podpierając się na swojej lasce dołączył ten element do show. Ruszał biodrami, wśród ubranych na czarno kobiet, machających nogami przy jego kroczu. Sam za niedługo umieścił laskę pomiędzy swoimi nogami i zaczął wykonywać jednoznaczne ruchy. Przelotnie spojrzał na tancerkę robiącą szpagat. Zszedł schodami niżej i chwycił za ramię ubranego w skórzane pasy chłopaka. Śpiewał chwilę, patrząc mu w oczy, po czym zepchnął go z platformy, a ten zwinnie niczym kot skoczył, robiąc przysiad.
Adam w tym czasie pokierował się za zwierciadło, które moment później otworzyło się jak drzwi, zza których wyszedł. Z tyłu przylgnął do niego tancerz z opaską na oczach, a z przodu kobieta, którą wcześniej ciągnął po scenie i wykonali wspólnie kilka ruchów, przywodząc na myśl tysięcy widzów to samo. Przez chwilę owa kobieta trzymała go za garnitur na piersiach, a potem podążała za nim wyginając się w rytm muzyki. Lambert podszedł do dwóch rur, połączonych jeszcze jedną u góry, przy których tańczyła jeszcze jedna dziewczyna, którą złapał za krocze. Następnie wszedł na kolejną platformę, na której w otoczeniu tancerzy wykonał high note. Potem wspiął się na najwyższy podest i śpiewając znalazł się przy Tommym, który grał na keyboardzie. Podszedł do niego i odsunął mikrofon od ust, chwytając go dłonią za kark.
Spojrzał mu w oczy, w których odbijały się sceniczne reflektory.

-I'm here for your entertainment Tommy - wyszeptał, po czym złączył uch usta w pocałunku, ignorując zszokowaną publiczność.


niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział 23 - BBPNPC

No więc tak jak już mówiłam. Jest to ostatni rozdział ff pt. "Bez błędów przeszłości nie poznałbym cię". Za tydzień dodam jeszcze krótki epilogi ... koniec. ALE ... nie zrozumcie mnie źle. Potem będzie seria imaginów ... mam pewną niespodziankę na Święta hehe tylko nie wiem kiedy ją dodam XD
W każdym razie. Od nowego roku lecimy z nowym fanfiction, które mam nadzieję przypadnie Wam do gustu.
A teraz zapraszam na rozdział!

Ps. zawiera on sceny nieodpowiednie dla nieletnich (muszę uprzedzić) xd

----------------------------------------

Dwa tygodnie później Adam, Brooke i Terrance udali się do szpitala, gdzie był Tommy. Lekarz zostawił chłopaka tydzień dłużej niż przewidywał z początku, by wyzdrowiał kompletnie. Mimo buntu blondyna wszyscy poparli tę decyzję, ponieważ byli już opóźnieni w pracy, więc kiedy tylko wróci zabiorą się ostro do roboty i chcieli, aby był w pełni sił, bo jak mówiła Lisa "łatwo nie będzie".
Nareszcie nastał dzień upragniony przez wszystkich, a najbardziej przez Tommy'ego, który wreszcie mógł opuścić mury szpitalne. Pomimo codziennych wizyt Adama czuł się samotny, przyzwyczaił się do gwaru domu zespołu, więc pikanie urządzeń, jęki pacjentów i narady oraz pośpiech lekarzy były zupełnie inne i bardzo go irytowały.
-Boże, wreszcie - powiedział do Adama, wychodząc przez drzwi wyjściowe.
-Też się cieszę, że znowu jesteś wśród żywych stary - ten poklepał go po ramieniu.
-Proszę tylko nie ślińcie się - westchnął Terrance, niosąc torbę.
-A co? Przeszkadza ci małe mua mua mua? - Tommy podszedł do niego, mlaskają ustami, na co tancerz się skrzywił, a reszta wybuchnęła śmiechem.
-Chłopaki dajcie spokój - powiedziała Brooke wycierając łzę, która wymknęła się z jej oka, gdy się śmiała.
***
W radosnym nastroju dojechali do domu i pomogli Tommy'emu zanieść do jego pokoju rzeczy, które miał ze sobą w szpitalu. Gdy położyli je na podłodze i chcieli już wyjść blondyn złapał Adama za rękaw i poprosił, żeby na chwilę został, natomiast resztę pożegnał, machając ręką z uśmiechem.
-O co chodzi? Coś się stało? - zaniepokoił się Adam - Źle się czujesz czy coś?
-Nie, to nie o to chodzi - uspokoił go, po czym spojrzał na niego tajemniczo.
-Więc o co ... - nie dokończył Adam, gdyż poczuł na swoich wargach usta basisty, a na biodrach jego dłonie, które powoli przesuwały się w górę po plecach.
Brunet także objął go w pasie, oplatając silnymi dłońmi drobne ciało chłopaka.
-Przyjdź wieczorem - wymruczał mu  Ratliff wprost do ucha i odsunął się od niego, idąc w stronę toreb, by je rozpakować.
Adam stał chwilę nieobecny pośrodku pokoju, lecz po chwili podszedł, położył mu dłonie na biodrach i szepnął "oczywiście kochanie", a gdy poczuł, że blondyn drgnął, zachichotał i opuścił pokój, nie mogąc spędzić z ust zadziornego uśmieszku,  który pojawił się, w momencie, gdy poczuł dreszcze, przechodzące Tommy'ego.
***
Lambert zgodnie z poleceniem chłopaka, poszedł wieczorem do jego pokoju. Nie mógł się doczekać, by dowiedzieć się, o co mu chodziło, gdy kazał mu przyjść. Kiedy znalazł się już pod drzwiami, prowadzącymi do pokoju blondyna, zapukał trzy razy i wyczekiwał reakcji. Nie musiał długo czekać. Po drugiej stronie usłyszał jakieś szmery i zaraz drzwi się otworzyły, a w przejściu ukazał się Tommy. Miał na sobie czarne obcisłe rurki i czerwoną koszulę w czarną kratę, która będąc rozpiętą odsłaniała jego nagi blady tors. Usta blondyna natomiast ozdobione były zadziornym uśmieszkiem.
-Witaj skarbie - wyszeptał, patrząc Adamowi w oczy - wejdź - dodał, otwierając drzwi szerzej, tak by Lambert mógł wejść.
-C ... - zaczął brunet, lecz zaniemówił, patrząc na wystrój pokoju - oooh - westchnął.
W całym pomieszczeniu, na szafkach, na półkach oraz gdzieniegdzie na podłodze w małych gromadkach były poustawiane palące się świece i świeczki. W powietrzu unosił się zapach parafiny i czegoś, czego Adam nie potrafił zidentyfikować. Płomienie rzucały na ściany tajemnicze cienie oświetlanych przez siebie przedmiotów. Okna pozasłoniono czarnymi zasłonami. Na panelach oprócz świeczuszek poukładanych po trzy lub pięć w różnych miejscach, były także rozsypane płatki czerwonych róż, lecz w wieczornym półmroku panującym w pokoju i blasku świec, wyglądały na czarne. Łóżko było pościelone, a czarna satynowa kołdra nie miała ani jednej fałdki, przez co lśniła w słabym świetle.
-Wow - wyszeptał Adam - co tu się stało?
-Jeszcze nic - odparł Tommy, kładąc mu dłoń na ramieniu - Podoba ci się?
-Jest przepięknie - rzekł, wciąż rozglądając się po wystrojonym pomieszczeniu.
-Hah w takim razie bardzo mnie to cieszy - powiedział blondyn z ustami tuż przy szyi Lamberta - bo dokładnie o takie zaskoczenie mi chodziło - dodał szeptem, układając dłonie na jego biodrach i muskając jego skórę, przez co brunet odchylił głowę do tyłu, a jego oddech przyspieszył.
Adam obrócił się przodem do Tommy'ego, oplatając go w pasie i przyciągnął go bliżej swoich bioder tak, że delikatnie się ze sobą zderzyli, co wywołało uśmiech na twarzy blondyna, którego w tym momencie namiętnie całował. Ich wargi raz po raz ocierały się o siebie leniwie, co obu doprowadzało do szewskiej pasji, wyrywając z ich gardeł westchnienia i pomruki rozkoszy. Z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i odważny. Ich języki splatały się ze sobą, ocierając się o siebie. Podczas gdy badali wzajemnie swe podniebienia, dłonie obu z nich odbywały wędrówkę po plecach i klatce piersiowej drugiego. Tommy delikatnie wsunął ręce pod koszulkę Adama, a ten przerwał pocałunek, by spojrzeć w brązowe tęczówki i pozwolić mu na dalsze działanie lekkim skinieniem głowy. Ratliffowi tyle wystarczyło, by podnieść materiał do góry i ściągnąć go z bruneta, by ten pozostał jedynie w dolnej części garderoby. Następnie popchnął go na skraj starannie zaścielonego łóżka, a gdy ten na nim usiadł on znalazł się na jego kolanach, a ramionami oplótł jego kark. Lambert położył dłonie na jego biodrach, przysuwając go do siebie, a ich nabrzmiałe krocza zbliżyły się na niebezpiecznie małą odległość. Tommy przejechał językiem po dolnej wardze Adama, czym wywołał u niego westchnienie, które podnieciło go jeszcze bardziej. Brunet przesunął rękami po plecach chłopaka, układając je na jego ramionach, z których po chwili zsunął czerwony materiał koszuli. Przerwali pocałunek, by zaczerpnąć powietrza i oboje dysząc napawali się swoim widokiem. Adam podziwiał alabastrową skórę basisty, a ten widząc to, odchylił głowę do tyłu eksponując szyję, do której natychmiast przylgnęły rozpalone wargi Lamberta.
-Może bym cię tak uwolnił z tych spodni, bo trochę ciasno tam masz - mruknął Adam do jego ucha, a ten tylko jęknął, gdy poczuł dłoń bruneta w okolicy swojego krocza.
Już po chwili ani jeden ani drugi nie miał nic na sobie. Leżeli na łóżku całując się i obejmując, wsłuchując się w jęki i westchnienia, świadczące o rozkoszy, jaką sobie dawali. Tommy usiadł na biodrach Adama tak, że ich członki ocierały się o siebie, a on przyciskał dłonie ukochanego do pościeli, całując jego obojczyki i szyję. Każdy ruch i poczynanie blondyna podniecało Adama jeszcze bardziej, a fakt, że był pobudzony sprawiał, iż wszystko odczuwał mocniej. Widok wygiętego z przyjemności, zroszonego potem bruneta napawał Ratliffa ogromnym pożądaniem jakiego nie doświadczył jeszcze nigdy.
-Pragnę cię Adam - wyszeptał i niby przypadkiem otarł się ręką o jego przyrodzenie, co wywołało kolejny jęk rozkoszy.
-Ja ciebie też, nie wytrzymam dłużej bez ciebie, muszę cię poczuć - wydyszał piosenkarz, zmuszając się by spojrzeć mu w oczy, których źrenice rozszerzyły się gwałtownie na te słowa, a oddech stał się płytki i szybki.
Podnieśli się tak, że oboje klęczeli przed sobą na czarnej satynowej kołdrze. Było im gorąco, nawet bardzo, serca wybijały przyspieszony rytm, a krew pulsowała w żyłach, przytępiając ich słuch.
-Odwróć się - nakazał Adam, a Tommy wykonał posłusznie to polecenie.
-Czy ... czy to będzie bolało? - spytał nieśmiało.
Nie przemyślał tego, co wywołało u niego lekki stres, który brunet natychmiast wyczuł. Objął go ramionami wokół szyi i wyszeptał mu do ucha uspokajającym tonem:
-Tylko trochę z początku możesz czuć ból i dyskomfort, ale postaram się być ostrożny. Poza tym najpierw trochę cię przygotuję.
-Co... - nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł wchodzący w niego pośliniony palec Adama, którym poruszał delikatnie, po pewnym czasie dołożył drugi. Nie było to miłe uczucie, lecz pod wpływem słów Lamberta, Tommy rozluźniał się coraz bardziej, a co za tym szło czuł się o wiele lepiej i po chwili przestał się krzywić.
-Lepiej kochanie? - spytał troskliwie niebieskooki.
-M-hm - stęknął blondyn w odpowiedzi - tak.
-Na pewno?
-Tak, w zupełności - zapewnił go, na co Adam się uśmiechnął i zaczął rozglądać w poszukiwaniu prezerwatywy. Nie brał swoich z pokoju, bo nie spodziewał się takiego ruchu chłopaka.
W tym momencie Tommy wyciągnął z pod poduszki opakowanie oraz lubrykant i podał mu je.
-Hah no niezłe rzeczy trzymasz pod poduszką, Tommy - zaśmiał się Adam, a w odpowiedzi dostał kuksańca w brzuch.
-Możesz się pospieszyć? Głupio się czuję stercząc jak kołek - mruknął.
-Hah już się tak nie gorączkuj skarbie - szepnął brunet koło jego ucha.
Nałożył gumkę na swojego członka i posmarował preparatem, a następnie zaczął powoli wsuwać się w Tommy'ego.
-Wszystko okej? - spytał Adam.
-Tak - odrzekł lekko zduszonym głosem.
Kiedy już wszedł z niego ruszał się spokojnie i miarowo, a dłońmi chwycił prącie blondyna i zaczął go delikatnie ściskać i masować, sunąc po nim w górę i w dół, co chwile przyspieszając, by dać mu jak najwięcej przyjemności, przez co mężczyzna przed nim często się wyginał i jęczał z dłońmi partymi o ścianę przed nim. Piosenkarz oparł głowę na jego ramieniu, dysząc i jęcząc mu do ucha, a jego gorący oddech powodował większe podniecenie u chłopaka. Tommy dość szybko się przyzwyczaił do ruchów Adama, które na jego prośbę stały się szybsze i odważniejsze. Czuł niewyobrażalną rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył i nie sądził, że taki jej wymiar istnieje. Miał wrażenie, że jest w niebie, Adam potrafił go zaspokoić jak nikt. Lambert również odczuwał ogromną przyjemność ze stosunku, jaki właśnie odbywał ze swoim basistą, a także ukochanym. Dla niego jest to całkowite oddanie się komuś w miłości, a on kochał Tommy'ego całym sercem, więc skoro to Ratliff to zaproponował także musiał czuć podobnie. Adam był szczęśliwy, już od dawna o tym marzył i jak widać nie on jeden. Sposób, w jaki brązowooki na niego reagował przyprawiał go o szaleństwo. Nie mógł się napatrzyć na jego drobne ciało poruszające się w nadawanym przez niego rytmie, przeszywane przez dreszcze rozkoszy jaką sobie dawali.
-Adam za... zaraz dojdę - powiedział Tommy.
-Ja... też - wydyszał.
I faktycznie, po chwili ich złączone w jedność ciała obezwładniła ogromna przyjemność, która przyniosła nieposkromiony orgazm jakiego żaden z nich jeszcze nigdy nie przeżył, inny niż wszystkie. Nie wiedzieli co ze sobą zrobić, krzyczeli nawzajem swoje imiona, by dać upust rozkoszy jaka na nich spłynęła, wyginając ich spocone ciała w szale szczytowych emocji. Adam wysunął się z blondyna, po czym oboje opadli na poduszki, dysząc ciężko.
Po chwili takiego leżenia, brunet zdjął prezerwatywę i przykrył ich kołdrą, a Tommy przysunął się bliżej, kładąc głowę na torsie Lamberta i zaczął wsłuchiwać się w przyspieszone bicie jego serca. Ten w odpowiedzi objął go w pasie.
-Mmm byłeś cudowny - rzekł Ratliff, wciąż ciężko oddychając - jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze.
-Ahhh ja też, możesz mi wierzyć. To chyba nie był twój pierwszy raz co? - zagadną zadziornie Adam.
-Pierwszy z facetem.
-Nie wierzę.
-Niby dlaczego? - zdziwił się.
-Bo byłeś za dobry - wymruczał mu brunet do ucha.
-Mmm Adam przestań, bo znów mi stanie, a nie mam już sił - powiedział Tommy, na co brunet wybuchnął śmiechem.
-Boże, rozwalasz system.
-No co? Miałem najlepszy orgazm życia - odparł blondyn z rozmarzoną miną.
-Niewiadomo, może będzie lepszy, czeka cię takich więcej - mruknął Lambert, na co Tommy uśmiechnął się tajemniczo.
-A właściwie, mam do ciebie pytanie.
-Tak? - spytał Adam.
-Mówiłeś, że udało ci się spłacić Dextera i już nie będzie nas nachodził.
-No tak. I?
-Jak to zrobiłeś? Skąd wziąłeś kasę?
-Napisałem dwie piosenki i sprzedałem je.
-Co zrobiłeś?! - krzyknął Tommy, podnosząc się, by na niego spojrzeć.
-Sprzedałem je - wzruszył ramionami.
-Przecież mogłeś je wykorzystać na płycie.
-Ty jesteś ważniejszy. Zrobiłbym wszystko byś był bezpieczny - odparł poważnie, nie odwracając wzroku.
Ratliffa zamurowało, wiedział, że Adam żywi do niego silne uczucie, ale nie sądził, że aż tak.
-Adam ja ... nie wiem co powiedzieć.
-Lepiej nic nie mów - uśmiechnął się i położył palec na jego ustach.
-Dziękuję - szepnął, odwzajemniając gest, po czym ułożył się jak wcześniej.
-Kocham cię Tommy - rzekł Adam, głaszcząc jego blond włosy.

-Ja ciebie też kocham Adam - odparł basista, po czym wtulił się w niego, a brunet wzmocnił uścisk i zasnęli w swoich objęciach.


wtorek, 6 grudnia 2016

Tommy czerwononosy renifer - Img #6 #Adommy

Jak obiecywałam jest niespodzianka! :D życzę wszystkim wesołych Mikołajek i mnóstwa prezentów! Kochani dziękuję, że jesteście! <3
----------------------------------------------
-Ho ho ho zapraszamy na najnowsze promocje! – krzyknął Tommy, stojąc po środku sklepu, przebrany za wyjątkowo chudego Mikołaja.
-Coś ci to nie idzie – mruknął zza lady Adam, który przeglądał czasopisma potajemnie, śmiejąc się z blondyna.
-No co ty nie powiesz – odrzekł, miażdżąc go spojrzeniem.
-Nikt pana nie weźmie za Mikołaja – powiedziała pretensjonalnym tonem  mała dziewczynka, która odważyła się podejść do chłopaka.
-A ciebie nikt nie weźmie za grzeczną – wyszczerzył się do niej.
-Maamooooo! – uciekła z krzykiem, na co Ratliffowi poprawił się humor i zaczął się śmiać pod nosem.
-No wiesz co?
-No co? To nie ty stoisz tu cały dzień w jakimś kretyńskim wdzianku i to nie ty musisz się drzeć jakieś „ho ho ho” na cały sklep jak debil.
-Uważaj na słowa – Adam spoważniał, jednak tylko na zewnątrz. W duchu chichotał  z tego jak Tommy słodko wygląda gdy się złości.
-No a nie jest tak? Stoisz sobie za ladą, czytasz gazetki, a ja łażę za ludźmi z dzwonkiem w łapie, mimo że wcale nie mam na to ochoty.
-Hej sam wymyśliłeś pracę przed świętami.
-Żeby dorobić, ale nie jako starzec ganiający po sklepie.
-Nie jakiś tam starzec tylko Święty Mikołaj. Oh Tommy okaż trochę zaangażowania. Wystarczy, że wyglądasz na Mikołaja, któremu renifery wyżarły jedzenie ze spiżarni.
-Może się miałem poduszkami wypchać co?
-Wypchać będziesz się mógł za chwilę jak się nie weźmiesz do roboty, Ratliff. Przyklejaj uśmiech i zabawiaj klientów – odezwał się szef z zaplecza.
-A co ja, małpa w cyrku?
-Sam przystałeś na warunki.
-Ale nie wiedziałem o tym kostiumie.
-Przecież było o tym w umowie, nie rozumiem o co ci chodzi – mężczyzna, łysiejący ma czubku głowy wydął groźnie wąsy i spojrzał na blondyna znak garści papierów, które przeglądał.
-A skąd miałem wiedzieć, że cytuję „puszysty uszczęśliwiacz” to jest ten Mikołaj?!
-A ty myślałeś, że to królik, który wpadł do czerwonej farby i będzie co chwile znikał? Litości Ratliff, nie rżnij głupa, nie wiesz kto jest symbolem Świąt?
-Wiem, ja na kanapie.
-Ratliff!
-Nie mogę się chociaż z nim zamienić? – wskazał na Adama i spytał błagalnie.
-Dobra, zamieniajcie się. Może chociaż ty okażesz więcej zaangażowania.
-Tak jest szefie! Ho ho ho! – zasalutował dumnie Adam, patrząc z wyższością na Tommyego.
-I czego się szczerzysz kretynie? – burknął brązowooki.
-No! I taki coś mi się podoba panie Lambert! – poklepał go po ramieniu, po czym dodał, mrugając w jego stronę – Oby tak dalej. A ty Ratliff i tak za puszysty to ty nie byłeś.
Zostawił tych dwoje samych, którzy nie ważyli się odezwać, póki mężczyzna nie zniknął z horyzontu.
-Czy ty wiecznie musisz się tak szczerzyć?
-Tak.
-A czemu?
-Bo tak lubię.
-Bo jesteś kretynem.
-Hmm a podobno jestem boski czyż nie? PrettyKitty? – Adam poruszył brwiami , przewiercając wzrokiem zmieszanego Tommy’ego.
-Zamknij się.
-Zazwyczaj mówisz co innego – odrzekł z udawanym zamyśleniem, gładząc swoją wyimaginowaną brodę.
-Jeszcze słowo i włożę ci te śmierdzące gacie na ryj, przysięgam.
-Oj oj kotek się źdenelwował – wydął dolną wargę i zrobił minę szczeniaczka, przedrzeźniając blondyna, w którym ku uciesze Lamberta zaczynało się gotować.
-Ku…!
-Nie tutaj – pogroził mu palcem.
-Machaj mi tym paluchem przed gębą dalej, to ci go odgryzę.
-No już dobrze, dobrze oszczędzaj zęby.
-Na co?
-Nie wiem. Na gryzienie kogoś innego, albo na jedzenie.
-Ehh nie denerwuj mnie tylko chodź i się ze mną w końcu zamień!
-Dobra dobra, już idę, rany – powiedział Adam i poszedł zamknąć drzwi sklepu, dodatkowo wywieszając karteczkę z napisem „chwilowo nieczynne”.
-A ty co? – spytał Tommy, obserwując jego poczynania – masz jakieś grubsze plany?
-Idziemy na zaplecze ciołku, więc nikt nie pilnuje. Chyba logiczne, że trzeba zamknąć, nie uważasz?
-A no tak …
-Głodnemu chleb na myśli.
-Chciałbyś.
-No chciałbym.
-Ha! Wiedziałem … zaraz, czekaj co?
-Na zaplecze Ratliff buahahahahahha!
-A podobno ja jestem walniętym psycholem – blondyn pokiwał głową z politowaniem.
-No już, nie ociągaj się.
-Lecz się, Lambert.
-Odezwał się nielepszy.
-Ty jesteś moim lekarstwem – powiedział Tommy zbytnio przesłodzonym głosem.
-Taaa, ale chyba zgubiłeś receptę.
-Bo?
-Nie wiem, dobra chodź. Klienci czekają.
***
-Nie ciasnawe te spodnie? – parsknął Tommy obserwując zmagania Adama  z czerwonym materiałem.
-Nie moja wina, że nie jestem patyczakiem jak ty.
-Oj oj ktoś tu się źdenelwował – przedrzeźnił Lamberta.
-Nie zaczynaj, dobrze ci radzę i zdejmuj tą bluzkę.
-Aż tak chcesz mnie rozebrać?
-Jasne, ale teraz się śpieszę, bo ludzie czekają.
-A ten znowu.
-Słuchaj kocie – podszedł do niego i przyparł go do ściany, dociskając palec wskazujący do jego mostka. Spojrzał mu w oczy – ja wiem, że ty byś chciał, ale to nie czas, ani miejsce. Za to kiedy wrócimy, nie będziesz narzekał.
Powiedziawszy to uśmiechnął się diabelsko.
-Hmmm podoba mi się to co do mnie mówisz kochanie – uśmiechnął się Tommy.
-Wiem, wiem.
Odsunęli się od siebie. Adam ubrał wreszcie spodnie i spinał je czarnym paskiem ze złotą klamrą, podczas gdy blondyn zdejmował z siebie  resztę stroju.
Kiedy Lambert miał już na sobie cały komplet, Tommy przyjrzał mu się i udał zamyślonego.
-Co?
-Nic nic.
-Nie no, wiem, że te spodnie podkreślają mi tyłek, ale nie gap się tak, bo mnie zawstydzasz – brunet ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
-Ale skromny. Ta jasne, bo uwierzę. To, że ci podkreśla to też, ale nie o to chodzi. Czegoś mi tu brakuje.
Rozejrzał się po schowku. Mimo, że doskonale wiedział, czego brakuje w pełnym stroju, udawał, bo chciał w jakiś sposób odegrać się na swoim chłopaku. Choć nie do końca wiedział jak ma to zrobić.
-Ah no tak. Czapka z brodą.
-A no faktycznie.
-Masz – powiedział Tommy po nałożeniu mu ostatnich elementów stroju – teraz wyglądasz jak król debili.
-I wice wersa. Będziesz wyglądał podobnie.
-Haha dobre. Pozbyłem się już tego stroju.
-Ale geniuszu …  ja za tą ladą byłem przebrany za renifera – niebieskooki wybuchnął śmiechem na widok miny chłopaka.
-Że co?!
-Nie spinaj się. Tylko rogi i czerwony nos.
-Po co ja szukałem roboty?
-Żeby zrobić.
-Cicho nie przypominaj mi.
-Tommy?
-Tak?
-A co ty na mały Mikołajkowy prezent? – Adam poruszył brwiami.
-Zależy co masz na myśli skarbie – odpowiedział mu tym samym.
-Co? A to.
W tym momencie podszedł do niego i wpił się w jego usta, łapiąc go jednocześnie za ramiona. Muskał jego wargi z czułością, a po chwili wsunął między nie język, badając podniebienie blondyna, który wydał z siebie cichy jęk. Parę sekund później przyparł go do ściany i podsadził tak, że Tommy oplótł go nogami w pasie, a rękami chwycił za kark, przyciągając mocniej. Kiedy zabrakło im tchu, oderwali się od siebie i spojrzeli sobie w oczy.
-A więc taki miałeś dla mnie prezent.
-Spokojnie, większy czeka w domu – szepnął, przygryzając lekko płatek jego ucha.
-Hmm co to może być? – mruknął Ratliff ni to do siebie ni to do Adama.
-Przekonasz się, a na razie – powiedział stawiając go na nogi.
-Tak? – przerwał mu.
-Masz to i miłej pracy słodziaku! – ubrał mu coś na głowę i twarz i po tych słowach wybiegł z pomieszczenia, śmiejąc się głośno.
-Co do…?
Tommy spojrzał  lustro, wiszące na przeciwległej ścianie. Zobaczył swoje odbicie, ale nie takie jak zwykle. Na głowie miał opaskę z filcowymi usztywnianymi rogami z dołączonymi dzwoneczkami, a na nosie czerwoną materiałową kulkę na gumce, która opasała jego bladą twarz.
-Boże Adam, kocham cię ty kretynie.
To rzekłszy sam wyszedł na sklep i obaj zajęli się obsługiwaniem klientów, czekając tym samym na koniec ich zmiany.


niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 22 - BBPNPC

A więc tak, dziś przedostatni rozdział, za tydzień ostatni, a za dwa epilog. Potem jak już mówiłam do końca roku nie dodam żadnego nowego rozdziału, ale nie mam zamiaru zniknąć z internetu. Szykuję dla Was parę imaginów, które mam nadzieję się Wam spodobają, a od stycznia ruszamy z nowym ff ;)
Na razie zapraszam na nowy rozdział i od razu mówię, że ostatni chyba się Wam bardzo spodoba, bo ... a zresztą już nic nie mówię ^^ Jeśli mi szkoła nie przeszkodzi dostaniecie ode mnie skromny prezent na Mikołajki. Oki to tyle z ogłoszeń, a teraz miłego czytania kochani ;)
Jesteście super! <3

------------------------------------

-Oh - cichy jęk wyrwał się z ust bruneta, gdy przekroczyli próg sali, w której leżał Tommy.
Blondyn był do połowy klatki piersiowej przykryty białą szpitalną pościelą. Do jego bladej skóry poprzyczepiane były gumowe kółka, połączone kablami z pikającą maszyną. Jego jasne włosy rozsypane były na białej poduszce, oczy miał zamknięte, a usta lekko rozchylone. Oddychał spokojnie, klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Drzemał.
W momencie, w którym Adam stanął obok jego łóżka, Tommy uchylił powieki, ale zaraz je zamknął, gdyż oślepiło go światło białych lamp. Brunet wstrzymał oddech, miał wrażenie, że mu się to tylko zdawało, lecz gdy chłopak ponownie spróbował zobaczyć otaczający go świat uśmiechnął się mimowolnie. Tommy powoli obrócił głowę na bok i kiedy dostrzegł Adama uśmiechnął się lekko, lecz po chwili zrzedła mu mina.
-Gdzie ja jestem? - wymamrotał - Adam, co się dzieje? - spytał z lekką histerią w głosie.
-Spokojnie Tommy, jesteś w szpitalu- odrzekł brunet.
-Co? - wyjąkał.
-Tommy ... zostałeś pobity. Nie pamiętasz? - Lambertowi łamał się głos, gdy to mówił.
-Oh...
-Lekarz nic nie mówił o amnezji - szepną brunet do Brooke.
-Adam uspokój się, to normalne, jest zmęczony - mówiła tancerka i w tej chwili została zauważona przez brązowookiego.
-Brooke? Co ty tutaj robisz?
-Przyszłam z Adamem, ja też się o ciebie martwię, ale chyba nikt tak jak on - powiedziała i poklepała bruneta po ramieniu.
-Tak? - spytał z tajemniczym uśmieszkiem Tommy - A po czym tak twierdzisz?
-Bo jeszcze nigdy tak się nie zamartwiał, nie przejmował i nie pła...
-Oj no dobra dobra tak martwiłem się - uciszył ją Adam.
-Czekaj czekaj co? - Tommy nabrał humoru - Coś ty powiedział? Brooke dokończ.
Niebieskooki spiorunował go wzrokiem, co go tylko bardziej rozbawiło.
-Nie płakał - dokończyła dziewczyna.
-Brooke! - upomniał ją Adam.
-No co? Przecież prosił, a pacjentowi się nie odmawia - odrzekła rozbawiona równie, co blondyn.
-No właśnie Adam, Brooke ma rację - wyszczerzył się.
-Aha, czyli jeśli teraz poprosiłbyś mnie o narkotyki, to mam ci je dać tak?
-Mniej więcej.
-Żartujesz.
-Nie - śmiał się Tommy.
-Spokój chłopaki, ciszej, bo nas wyrzucą z sali.
-No tak, masz rację - rzekł brunet.
-Jak się czujesz? - spytała troskliwie Brooke.
-Fantastycznie, zajebiście, jestem pełen sił i życia - powiedział, uśmiechając się dziwnie, lecz widząc uniesioną brew dziewczyny dodał - Jestem pobity i leżę w szpitalu, nawet nie wiem, czy od tego wszystkiego minęła doba, dalej będziesz pytać?
-No dobra, może i to było głupie pytanie, ale wyobraź sobie, że też się o ciebie troszczę, gdyby tak nie było, to chyba bym tutaj sie stała prawda?
-No prawda ... i?
-I? I?!
-Brooke, o co ci właściwie chodzi?
-Eh sama już nie wiem, mam dość wszystkiego, głowa mnie boli, idę się przewietrzyć, to za dużo dla mnie - powiedziała i wyszła, zostawiając ich samych.
Chłopaki spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
-Baby - westchnął Tommy.
-Dlatego wolę facetów - powiedział Adam, na co ponownie wybuchnęli śmiechem.
-A powiedz mi - zaczął blondyn.
-No?
-Bardzo się martwiłeś? - spytał z chytrym uśmieszkiem, lecz spoważniał po chwili, gdy brunet zaczął mówić.
-Jak nigdy - rzekł Adam, siadając na skraju jego łóżka - martwiłem się jak cholera jasna. Całą noc nie mogłem zasnąć, myślałem, że oszaleję. Obmyśliłem setki planów jak cię odnaleźć, a jeden głupszy od drugiego.
-Matko ... no to nieźle.
-Przecież cię kocham Tommy.
-Ja ciebie też kocham Adam. Gdy tylko się obudziłem, szukałem cię, ale jak zorientowałem się, że to nie to samo miejsce, gdzie byliśmy tylko jakaś stara rudera, modliłem się, żeby cię tam ze mną nie było. Nie darowałbym sobie, gdyby ci się coś stało. I to przeze mnie.
-Przecież to ja nawaliłem, powinienem cię ochronić, a ja stałem jak idiota i gapiłem się na to wszystko zamiast ci pomóc, to wszystko moja wina - wyrzucił wreszcie z siebie Adam, a z jego oczu popłynęły słone łzy.
Tommy, widząc to poprawił się, chciał podejść do niego i go objąć, lecz nieznośna aparatura trzymała go w miejscu. Gdy Lambert to zauważył, natychmiast podszedł do niego i nachylił się, chcąc pogładzić go po włosach, jednak blondyn miał inne plany. Wyciągnął ręce i nim Adam się spodziewał leżał przyciśnięty do klatki piersiowej Tommy'ego, który całował go namiętnie. Brunet zaskoczony z początku nie wiedział co robić, lecz już po chwili oddał pocałunek równie czule jak Ratliff. Muskali swe wargi leniwie, ale z każdą chwilą ich ruchy nabierały smaku i pikanterii. Lambert objął kark blondyna i przyłożył swoje czoło do jego, rozłączając ich usta.
-Adam jak ty dobrze całujesz - westchnął Tommy.
Brunet uśmiechnął się na te słowa i cicho zachichotał, po czym spojrzał mu prosto w oczy.
-Wiesz, że cię kocham?
-Hah no coś mi wspominałeś - odwzajemnił uśmiech i ponownie pocałował mężczyznę, siedzącego na jego łóżku.
Tym razem całowali się dłużej, ich wargi leniwie ocierały się o siebie, powodując westchnienia u obojga, lecz przerwało im uporczywe, dziwnie szybkie pikanie. Oderwali się od siebie, najpierw spojrzeli po sobie, a potem jak na komendę przenieśli wzrok na aparaturę, do której podpięty był Tommy. Podczas pocałunku jego tętno przyspieszyło, co nie uszło uwadze, kontrolującego go urządzenia.
-Kurwa - mruknął pod nosem blondyn.
-A niech to - szepnął Adam - nie sądziłem, że to zarejestruje.
-Ja mam tylko nadzieje, że nie zarejestruje czego innego - rzekł Ratliff.
-Że co? - parsknął śmiechem niebieskooki.
-Że ... to - chłopak wskazał na wybrzuszenie pod białą pościelą.
-No nie mów, że ... co ty nie masz ciuchów ma sobie?
-Eee nie? Chyba bym czuł, a tak to mi wszystko lata pod tą szmatą.
-Teraz to bardziej stoi - śmiał się pod nosem Adam, lecz nie spodobał mu się ironiczny uśmieszek Tommy'ego.
-Nie tylko mnie.
Brunet momentalnie spojrzał na swoje spodnie, gdzie malowało się wyraźne wybrzuszenie.
-O kurwa - szepnął pod nosem, a Ratliff wybuchnął śmiechem.
- Ja to chociaż mogę to podnieść i nic nie będzie widać - spojrzał na kołdrę - ty już raczej nie masz takich możliwości.
-Zabiję cię - rzekł na wpół zdenerwowany, na wpół rozbawiony.
-Nie zrobisz tego - wyszczerzył się Tommy.
-Ja już pójdę, bo mnie posądzą o próbę gwałtu - Adam pocałował go po raz ostatni i wyszedł.
Zrobił to w ostatnim momencie, gdyż już chwilę potem do sali wpadł lekarz i dwie pielęgniarki.
-Co się stało? Wszystko w porządku? Jak pan się czuje?
-Lepiej niż zwykle - odrzekł z tajemniczym uśmieszkiem.
-Nie rozumiem, aparatura wskazuje przyspieszone tętno.
-Minione wydarzenia potrafią wywrzeć na człowieku silne wrażenie.
-Tak, w sumie tak.
-Wszystko w porządku doktorze - rzekła jedna z sióstr.
-Dobrze, w takim razie, gdyby coś się działo proszę nas wzywać panie Ratliff - lekarz wskazał ręką na mały pilocik, który był połączony kablem ze ścianą.
Tommy pokiwał głową, a lekarz wraz z pielęgniarkami opuścili salę, pozwalając blondynowi na rozmarzenie się o pocałunkach, jakimi parę chwil temu obdarzył go Lambert.
***
Zanim Adam przyszedł, Brooke zdążyła już opowiedzieć zespołowi, co dowiedzieli się o Tommym od lekarza. Zespół przejął się stanem basisty i tym, co przekazała im dziewczyna, jednak, gdy Lambert wrócił nie zadawali pytań. Udali się do domu, a tam wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.
Adam wciąż myślał o blondynie. O tym jak się czuje, co teraz robi? I choćby bardzo chciał, nie mógł zapomnieć smaku jego ust, a gdy zasypiał w uszach wciąż echem odbijały mu się westchnienia chłopaka.









niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 21 - BBPNPC

Jak widać wczorajszy post większy sukces odniósł na blogu niż na wattpadzie, ale naprawdę bardzo mnie cieszy ta liczba wyświetleń.  Miłego czytania kolejnego rozdziału kochani i dziękuję, że jesteście ;) <3

----------------------------------------------

Adam jechał stale wciskając pedał gazu.
-Zabijesz nas! Nie wyrobisz się na zakręcie! - piszczała Brooke, wpatrując się w drogę sunącą przed nimi.
Brunet nie zwracał na nią jednak uwagi. Prowadził płynnie i przede wszystkim szybko. Chciał jak najszybciej oddać Dexterowi pieniądze i wyzwolić Tommy'ego, a teraz również i siebie i zespół z tej męki.
Z piskiem opon zaparkował przed jakimś ciemnym zaułkiem, po czym otworzył schowek i pogrzebał w nim w poszukiwaniu latarki. Zespół nie odzywał się, śledząc poczynania Lamberta.
-Chodźcie - rzekł, wskazując na Brooke i Pittmana, jednocześnie chwytając kopertę pod pachę - reszta niech zostanie. Mam nadzieję, że wrócimy niedługo.
Wyszli z samochodu, Lambert włączył latarkę i skierował smugę światła w czarną uliczkę, w kierunku której się udali.
Pomiędzy budynkami cuchnęło rozkładającymi się odpadkami i dymem papierosowym. Było brudno i wilgotno. Co kawałek leżały grudy błota, ogryzki po jabłkach oraz jakieś inne śmieci. Brooke o mały włos nie wpadła na ogromny kontener na odpady, z którego zawartość aż się wysypywała i o którą się potknęła.
-Przepraszam - szepnęła, gdy towarzysze na nią spojrzeli.
Gdzieś pod ścianą przebiegł szczur, popiskując.
-Nie podoba mi się tutaj - powiedziała cicho dziewczyna.
-Mnie też, ale cóż, mus to mus - odrzekł Adam, świecąc latarką w okna ruder, czających się w cieniu nocy. Szukał "domu" odpowiadającego opisowi blondyna.
-Przymknijcie się - syknął Monte.
Podążali powoli uliczką, zbliżając się już do końca, a dalej nie znaleźli tego, czego szukali. Adam zaczął tracić nadzieję, gdy nagle coś odbiło światło jego latarki. Z okna na samym końcu drogi coś błysnęło.
Jednak jego towarzysze nie zauważyli tego.
-Adam, może wracajmy, to chyba nie tu ... ej, dokąd idziesz? - syknęła dziewczyna, gdy spostrzegła, że wokół niej zrobiło się ciemniej.
-Mam - rzekł brunet, trzęsącym się ze szczęścia głosem - mam, znalazłem.
Podbiegł do owego okna i zaświecił do wnętrza, a tajemniczy błysk znowu się pojawił. Było to zbite lustro wiszące na ścianie. Omiótł wzrokiem pomieszczenie. Było w nim ciemno, cicho i spokojnie, ale i ponuro. Wszystko wyglądało tak, jakby właściciel poszedł spać. Skromne bibeloty na półkach były jedyną ozdobą tego miejsca i nadawały mu trochę przytulny wygląd. Szare obdrapane ściany i nadgniła podłoga nie zachęcały do wejścia, a co dopiero do mieszkania.
-Matko - rzekła Brooke, podchodząc do okna - on tu naprawdę mieszkał?
-Wszystko się zgadza, więc najwyraźniej tak.
-To aż dziw, że jest zdrowy - mruknął Monte.
-Taaa...
-Nie zostawiałabym tu pieniędzy Adam, zwłaszcza takiej ilości - szepnęła.
-Ależ nie musicie - rozległ się za nimi zimny głos przepełniony drwiną, który Adam rozpoznał bez trudu - nie sądziłem, że się jeszcze spotkamy, a przynajmniej nie tak szybko.
Odwrócili się w stronę Dextera. Brooke sama przed sobą przyznała, że najchętniej schowałaby się za którymś z chłopaków, jednak nie chciała okazywać słabości.
-Więc macie coś dla mnie zgadza się? Inaczej byście tu nie przyszli, no chyba, że na ostateczne starcie- zarechotał ochryple.
-Tak, mamy - rzekł Adam.
-A więc mi to dajcie - wycedził Dexter przez zęby każde słowo oddzielnie.
-Chwileczkę - powiedział Adam, unosząc palec.
-Adam co ty robisz? - szepnęła przestraszona Brooke.
-Ohoho no, słucham - mężczyzna rozciągnął usta w paskudnym pełnym drwiny uśmiechu.
-Teraz dam ci te pieniądze, ale zgodnie z umową znikasz z naszego życia.
-Jesteś naiwny, jeśli myślisz, że mi na was zależy, mam jeszcze wielu innych dłużników. Oddajesz kasę za tego szczeniaka i masz spokój, mi też się nie uśmiecha łazić za kimś.
-Sprawiasz inne wrażenie.
-Jeszcze chwila i zmienię zdanie - Dexter zmierzył Adama lodowatym wzrokiem, po czym warknął - daj to.
Lambert podał mu kopertę, a ten wyrwał mu ją z rąk.
-Przelicz - mruknął do mężczyzny, stojącego za nim i oddał mu kopertę.
-Zgadza się - odparł po paru minutach.
-Prawdziwe?
-Tak, szefie.
-Cóż - teraz Dexter zwrócił się w stronę Adama - tutaj nasze drogi się rozchodzą ... powodzenia - wykrzywił usta w uśmiechu, błyskając złotymi zębami, po czym oddalił się ze swoimi sługami.
-Czyli... to koniec tak? - spytał Monte.
-Najwyraźniej.
-Dobra chłopaki zmywajmy się stąd, bo nie wytrzymam tu ani chwili dłużej - rzekła Brooke.
-Masz rację, spadamy stąd - odpowiedział Adam, po czym udali się do wyjścia z uliczki, mając nadzieję, że już nigdy nie będą musieli tu wracać.
Udali się do vana, gdzie reszta ekipy odchodziła od zmysłów. Kiedy wyjaśnili sytuację wszyscy odetchnęli z ulgą, że jeden problem mają z głowy. Była trzecia w nocy. Z piskiem opon wyjechali sprzed ciemnego zaułka i udali się do szpitala, do Tommy'ego.
***
Jechali najszybciej jak tylko się dało. Gdy tylko dotarli na miejsce Adam wypadł z samochodu jak oparzony. Brooke pobiegła za nim, Terrance zajął się resztą. Już po chwili byli przy recepcji.
-Gdzie leży pan Tommy Joe Ratliff?- wydyszał Adam.
-A państwo to kto? - spytała od niechcenia ropuchowata recepcjonistka.
-Jego rodzeństwo - palnęła bez namysłu Brooke.
-Sala szcześćdziesiąt trzy, drugie piętro - odparła i odwróciła się od nich, biorąc łyk zimnej już, czarnej kawy.
Natychmiast popędzili do windy na końcu korytarza. Brunet zaczął wciskać guzik z całych sił.
-Adam uspokój się - syknęła dziewczyna.
-Jak?! - spytał Lambert trochę za głośno i zauważając, że parę osób zwróciło ku nim wzrok, ściszył głos i dodał - Jak mam się uspokoić Brooke? Widziałaś w jakim był stanie.
-Widziałam, ale wyżywanie się na guziku od windy nic ci nie da, poza tym, że jak go rozwalisz to będziesz płacił za naprawę. Serio tak chcesz wydać pieniądze z pierwszej płyty?
Nim Adam zdążył odpowiedzieć, drzwi otwarły się i wsiedli do środka. Tym razem dziewczyna zablokowała mu przejście i sama wcisnęła przycisk.
Kiedy już znaleźli się na górze zaczęli gorączkowo poszukiwać wskazanej przez recepcjonistkę sali. Gdy trafili pod odpowiednie drzwi z pomieszczenia wyszedł lekarz, co ich zaniepokoiło.
-Witam, czy na tej sali leży pan Tommy Joe Ratliff? - spytała Brooke.
-Witam, a kim państwo jesteście? - odrzekł lekarz.
-Rodzeństwo - powiedział Adam, kontynuując zmyśloną wersję dziewczyny.
Mężczyzna zmierzył ich niezbyt ufnym spojrzeniem, ale ostatecznie odpowiedział im.
-Tak, leży na tej sali, ale proszę nie siedzieć za długo, jest bardzo zmęczony.
-A w jakim jest stanie? - spytał Adam - Proszę niech pan powie coś więcej.
-Na szczęście sytuacja nie wygląda tak źle jak sam pacjent. Jest mocno posiniaczony oraz ma liczne zadrapania, jednak na szczęście nie ma ran kłutych ani nic w tym rodzaju. Wstrząśnienia mózgu też nie ma ani połamanych żeber, są one jedynie potłuczone. Nie byłem w stanie dowiedzieć się co się stało, ale ktoś musiał go nieźle pobić, do tego jest trochę wycieńczony, tak jakby nie jadł za wiele. To musi się zmienić. No i będzie musiał zostać na pewno na tydzień w szpitalu.
-Oh dobrze, dziękujemy - rzekła Brooke, gdyż Adam nie bardzo był w stanie. Chciał już zobaczyć się z blondynem.
Lekarz odszedł, zostawiając ich samych.
-Wchodzimy? - spytała dziewczyna, trzymając bruneta pod ramię, podczas gdy ten wziął głęboki oddech.
-Wchodzimy - rzekł zdecydowanie, po czym przekroczyli próg sali.






sobota, 26 listopada 2016

Świtezianka - Img #5 (parafraza) #inne

Więc tak. Ostatnio na polskim omawiamy mój ulubiony temat, czyli ballady. Przypomniałam sobie o jednej z moich ulubionych, którą jest "Świtezianka" Adama Mickiewicza. Postanowiłam napisać ją w wersji imagine, by przybliżyć ją Wam oraz innym. Uwielbiam taki klimaty i się tym interesuję i uważam, że warto ją przeczytać, jednak może nie każdego zachęcą do tego lekcje języka polskiego w szkole, więc robię to ja. Może się Wam spodoba (mam taką nadzieję haha) i postanowicie zobaczyć oryginalną wersję, którą zamieszczam w linku poniżej.
Miłego czytania, może wstawię więcej takich postów. Liczę na pozytywny odbiór i pamiętajcie: jutro rozdział :)

http://literat.ug.edu.pl/amwiersz/0010.htm     <------ oto podany link

----------------------------------------------

*Paręset lat wcześniej*
Tej nocy była pełnia. Zamglony księżyc wznosił się nad opustoszałymi konarami drzew. Trwała jesień. Liście opadły z drzew i mimo że lato już minęło jego atmosfera wciąż  unosiła się w powietrzu, zwłaszcza za dnia w radosnych promieniach słońca.
W lesie było ciemno. Panowała mgła, a od tajemniczego jeziora, znajdującego się pomiędzy drzewami, którego tafla połyskiwała w srebrnej poświacie bił chłód. Coś przemknęło między czarnymi szkieletami łysych, bezlistnych drzew, trzasnęła gałąź, zahukała sowa. Były to dwie postaci. Kobieta i mężczyzna. Młodzieniec ubrany w białą koszulę, skórzaną kamizelkę oraz ciemne spodnie i wysokie buty, na plecach miał łuk i strzały, był bowiem strzelcem. Uwielbiał polować, jednak cenił życie zwierząt.  Tego właśnie lata, robiąc cowieczorny obchód, spotkał pewną  dziewczynę. Nie znał co prawda jej imienia, jednak zakochał się bez opamiętania. Co noc spotykali się pod tym samym modrzewiem, pod którym ujrzeli się  po raz pierwszy.
Dziś znowu przybyli w ich specjalne miejsce o tej samej porze. Trzymając  się za ręce i zjadając wzajemnie maliny z koszyka dziewczyny podążali po ścieżce wydeptanej przez sarny i inne leśne zwierzęta. Ich twarze oświetlał księżyc, jednak oblicze dziewczyny było nienaturalnie blade. Mimo, że chłopak opowiadał o niej nikt jej nie znał, nikt o niej nie słyszał. Chodziły legendy o Pani Jeziora, do których ją wpasowywano. Podejrzewano go, że zwariował, ale on się nie ugiął, upierał się przy swoich racjach. Mieszkał na skraju polany graniczącej z lasem, z dala od ludzi, ale też nie na zupełnym  odludziu. Lubił pójść na spacer do wsi czy dalej do miasta, spotkać się z ludźmi.
Przyszła chwila milczenia, gdy urwali rozmowę. Dziewczyna patrzyła w ziemię, przesuwając wzrokiem po ściółce i opadłych liściach. Jej długa biała, lśniąca suknia ciągnąca się  po ziemi ukrywała fakt, iż była boso. Podejrzane również było to, że  materiał nie przyjmował brudu podłoża tak jaj jej stopy, zupełnie jakby uciekał przed nieskazitelnym pięknem niewiasty. Wianek na jasnych włosach, spleciony z liści, traw i kwiatów, podarowany jej przez ukochanego dodawał urody, a aromat ziół snuł się za nimi delikatną sługą. Chłopak przyglądał się jej przed dłuższy czas aż wreszcie zebrał się, by przerwać milczenie serią pytań, które nurtowały go od dawna.
-Mam parę pytań … - zaczął i przygryzł wargę.
-Więc pytaj – szepnęła z delikatnym uśmiechem na ustach.
-Czy powiesz mi wreszcie gdzie mieszkasz?
-Słucham? A po co ci to wiedzieć?
-Mam już dosyć tego ukrywania się – chwycił ją za rękę i spojrzał w oczy – Ludzie myślą, że oszalałem. Chcę, żeby wiedzieli, że jesteś prawdziwa. Proszę, co ci szkodzi?
-Co mi szkodzi?  A co mnie obchodzi, co mówią ludzie? Moja miłość ci nie starcza? Musisz to innym udowadniać?
-Nie o to mi chodziło. Proszę wyjdźmy z lasu, w mieście nocą jest tak pięknie. Łąka i rosa tak lśni przy pełni, kochanie daj się namówić – błagał.
-Moja odpowiedź nadal brzmi nie. Las to moje miejsce, nie lubię g opuszczać.
-Więc już  zawsze będziemy się potajemnie spotykać niedaleko jeziora? Już zawsze tylko nocą będziemy przemykać jak płochliwe zwierzęta i ukrywać się przed światem?
-Czyż tak nie jest ciekawiej? Zakazany owoc smakuje najlepiej, czyż nie? – spytała ściskając jego dłoń i spoglądając w jego źrenice hipnotyzującym spojrzeniem.
-Oczywiście, że  jest, ale … Powiedz mi gdzie mieszkasz, chcę mieć  pewność, że masz wszystko, czego potrzebujesz. Może chciałabyś zamieszkać ze mną?  Na pewno byłoby ci ze mną dobrze, byłabyś zadowolona.
-Zagalopowałeś się. Nie mam zamiaru mieszkać z żadnym mężczyzną, ani odpowiadać na twoje pytania. Może z moimi poprzedniczkami było ci łatwiej i poszło szybciej, ale nie jestem jak one i mogę cię o to zapewnić. Nie licz na nic więcej poza tym, co jest teraz. Jak mam ufać, że mnie nie zranisz, skoro nie było jeszcze sytuacji nam zagrażającej? Pamiętam, jak ojciec przestrzegał mnie, by nie ufać takim jak ty. Wielkie słowa bez odzwierciedlenia w czynach. Może i bym się zgodziła, ale czy na pewno mogę ci ufać?
-Oczywiście, że tak. Skąd ci przyszło do głowy, że mógłbym cię oszukać? Kocham cię i nigdy cię nie zostawię – zarzekał się młodzieniec.
-Skoro tak, to przysięgnij.
-Przysięgam … na wszystko … na duszę, na życie … na Boga przysięgam! Będę cię kochał na zawsze i Nidy cię nie zostawię najdroższa – powtarzał z dłońmi złożonymi jak do modlitwy, klęcząc przed ukochaną.
-Na pewno dochowasz obietnicy?
-Oczywiście.
-Dobrze … skoro tak … muszę już iść.
-Ale czekaj jak to?! Przecież ledwo przyszłaś.
-Dziś muszę wrócić  wcześniej. Nic na to nie poradzę. Lepiej dochowaj obietnicy, oby to nie były puste słowa, bo nie skończy się to dobrze.
-O czym ty mówisz?
-Nie chcesz wiedzieć. Muszę iść – mówiąc ostatnie słowa wyrwała się z jego uścisku i pobiegła przez las w ciemną noc, zwinnie omijając przeszkody zastawione na nią przez przyrodę.
-Hej! Czekaj! Wracaj! – wołał za nią, ale jej już nie było. Puścił się za nią w pogoń, ale na darmo.
Odpuścił. Zawrócił. Postanowił wrócić do swojej chatki i zjeść coś ciepłego. Noc była chłodna, zmarzł trochę i chciał się rozgrzać. Podążał inną drogą, która wiodła bezpośrednio koło leśnego jeziora, prowadziła ona bowiem od razu na polanę, a stamtąd już było widać jego domek na pagórku. Stał niczym strażnik ponad tymi połaciami.
Blisko wody ziemia była miększa i bardziej grząska. Znajdowało się tam błoto, w którym leżały suche gałęzie i liście, które opadły z drzew. Nadepnął na jedną, trzasnęła. Gdzieś ptak poderwał się do lotu. Tafla jeziora połyskiwała  blasku księżyca, lecz nagle spokojny spacer przerwał mocny podmuch wiatru ciągnący od coraz bardziej jaśniejącej toni. Na spokojne, gładkie wody wstąpiły fale, które agresywnie wyłaniały się ze środka i sunęły ku brzegowi. Chłopak stał i patrzył na to zjawisko. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Wtem nagle ujrzał ogromny wir i wydobywające się z niego oślepiające światło. Zdawało mu się, iż wyłania się stamtąd jakaś postać. Nie był jednak w stu procentach pewien, gdyż oślepiony miał wrażenie, że jest w amoku. Mgła przysłoniła jego umysł i przyćmiła spojrzenie na rzeczywistość. Nagle u jego boku pojawiła się jakaś młoda dziewczyna, miała jasną karnację i włosy, jasnoniebieskie oczy rażące chłodem. Tak podobna do jego kochanki, a tak inna. Zdawała się być delikatna i krucha jak porcelanowa lalka.
-Kim jesteś? – spytał.
-A na cóż ci to wiedzieć? Jestem, to jestem. Po co chodzisz tędy samotnie? To niebezpieczne – zamrugała zalotnie.
-Wracam do domu … niby czemu niebezpieczne?
-No cóż … nigdy nie wiadomo, co może się przydarzyć, zwłaszcza samotnemu wędrowcowi takiemu jak ty.
-Może miałem cel, by tu przyjść?
-Jaki? Nie podążaj ślepo za tamtą. Widziałam was. Ona jest niezdecydowana, tylko marnujesz czas. Wielu już rozkochała w sobie i wystawiła do wiatru. Nie potrzebnie sobie nią zawracasz głowę.
-Czemu tak mówisz? Nic o niej nie wiesz.
-Znam ją lepiej niż ci się wydaje. Są lepsze niż ona, możesz mi wierzyć.
-Na przykład?
-Hmm… ja? Ze mną będzie ci o wiele prościej, nie będę cię zmuszać do sekretnych spotkań, jeśli nie będziesz chciał. Myślę jednak, że moja propozycja bardziej przypadnie ci do gustu.
-Dlaczego tak uważasz?
-A nie chciałbyś spędzać całych dni ze mną? Na kąpieli w tym jeziorze? Lata są ciepłe, a woda przyjemnie chłodzi rozgrzane ciała. Moglibyśmy być niczym jaskółki lub ryby. Zasypiać na brzegu, wtuleni w siebie. Nie chciałbyś wracać do domu. Spędzalibyśmy razem całe dnie – mówiąc te słowa okrążała go i zbliżała się coraz bardziej, a jej oddech owiewał jego szyję niczym powiew letniego wiatru, przywodząc na myśl obrazy podsuwane przez dziewczynę.
Nagle odsunęła się i zaczęła podążać w stronę jeziora, które na chwilę było spokojne, lecz gdy tylko wstąpiła w jego wody wzburzyło się ponownie.
-Czekaj, kim jesteś?! – zawołał za nią, ale ona to zignorowała.
-Nie będę wiecznie czekać. Zdecyduj się … chodź do mnie … przyjdź do mnie … wiem czego pragniesz …
Słowa dziewczyny odbijały się echem pośród pni i traw, jej głos był jak czary sączące się mglistą smugą z jej ust. Chłopak podbiegł bliżej brzegu, prawie wchodząc do wody. Oglądał jak nieznajoma rozpościera magicznym sposobem tysiące kolorów na srebrnej toni. Pojawiły się również łabędzie, które wyłoniwszy się z cienia spokojnie pływały przez fale zupełnie jakby ich nie było. Przyglądał się jak sunie po wodzie wzniecając kolejne fale rozpryskujące się w drobne kropelki w powietrzu.
Chciał dołączyć do niewiasty, jednak coś go powstrzymywało. Był targany sprzecznymi emocjami, nie miał pojęcia co robić. Nagle poczuł, że jego buty przemokły i woda wdarła się do nich. To przeciążyło szalę jego myśli. Zapomniał o swojej tajemniczej wybrance i popłynął przez rozszalałe jezioro ku nieznajomej.
Pływali razem przez jakiś czas. Zapomnieli o tym, że istnieje świat poza miejscem, w którym byli, czas zniknął nie liczyło się nic, prócz wspólnej zabawy. Woda była dziwnie ciepła jak na jesień, lecz chłopaka nic nie dziwiło. Zupełnie postradał zmysły. Nagle jednak uderzył w niego mocny wiatr, a dziewczyna, którą trzymał za rękę zaczęła się zmieniać.
Wyglądał znajomo, ale nie potrafił jej skojarzyć. Jak zza szyby dobiegł go jej głos i dopiero wtedy poznał swoją ukochaną, której przyrzekł wieczną miłość.
-A gdzie twoja przysięga? Gdzie obietnica? Już zapomniałeś co mówiłeś i przed czym cię ostrzegałam?
-Ale … to nie tak jak myślisz … ja … - jąkał się.
-Daruj sobie te głupie brednie. Za to, co zrobiłeś czeka cię zemsta.
-Co takiego? O czym ty mówisz?
-O tym, że spełnią się ludowe legendy, w których zawsze jest ziarno prawdy. Wiedziałbyś gdybyś słuchał tego co ci mówiono w wiosce. Teraz twa dusza oddzieli się od ciała. Powłoka zniknie, ale twój duch na tysiąc lat zostanie przywiązany do tego modrzewia. Będziesz cierpiał piekielne gorąco i suszę, zapomnisz co to ugaszenie pragnienia.
Gdy padały te słowa jego oczy rozszerzały się w niemym przerażeniu, brakło mu tchu, a usta otwarte miał szeroko jakby chciał krzyczeć, lecz nie mógł. Wtem poczuł jak coś wyrywa o z jego własnego ciała, rozdziela na dwoje. Zawirowało mu w głowie i poczuł, że wciąga go szalejący wir, tworzący się po środku ogromnych spienionych fal, a następnie zostaje rzucony w płomienie, których nie widział, a mimo to przesłaniały mu widzenie. Przepadli oboje.

*Teraźniejszość*
Była piękna gwiaździsta noc. Pełnia. Wody jeziora lekko kołysały się na wszystkie strony. Przez fale przemierzała jasna postać drobnej dziewczyny, która podśpiewywała coś pod nosem.
Ciszę przerywały jednak trwające od paru wieków jęki nieszczęśnika, który z nią zadarł.
Parę wieków temu żył sobie młody strzelec, mieszkał za lasem w chatce na wzgórzu. Stoi ona nadal, zarosła mchem i bluszczem. Wciąż czeka na powrót swojego właściciela. Cała wioska z miastem do dziś głowi się nad tajemniczym zniknięciem i śmiercią młodzieńca. Nikt go nie widział, nikt nic nie słyszał. Chodzą jedynie słuchy, że przyczyną tych dziwnych zdarzeń była tajemnicza Pani Jeziora Świteź, nad którego wody boi się chodzić każdy. 




niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział 20 - BBPNPC

Zeszłotygodniową informacją wywołałam niemałe poruszenie na Wattpadzie, więc informuję Was, że nie macie się czym martwić. Pisać będę nadal i już mam pomysł na kolejne ff, które mam nadzieję się Wam spodoba, a teraz nowy rozdział obecnego ;)

--------------------------------------------

Było po dwudziestej pierwszej. Ściemniało się. Czarny jeep wjechał na drogę, prowadzącą do domu Adama.
-To gdzie go wysadzamy szefie?
-Przed domem. I damy kartkę „przedwczesny prezent mikołajkowy” - parsknął śmiechem mężczyzna, a pozostałych pięciu poszło w jego ślady.
Kiedy dojechali na miejsce, zaparkowali. Wszyscy wysiedli z samochodu, pięciu z nich niosło coś, co w wieczornym mroku było nie do rozpoznania, gdyby nie jeden szczegół. Blond grzywka opadająca bezwładnie. Mężczyźni położyli ciało Tommy'ego pod bramą wjazdową, a Dexter taśmą przykleił do kartkę do jego ramienia.
-To tyle panowie - rzekł - teraz czekamy na ciąg dalszy.
Wsiedli spowrotem do auta i odjechali tak, jak gdyby przed chwilą nic tu nie zaszło, a oni byli zwykłymi ludźmi jeżdżącymi tędy codziennie z pracy.
***
Adam siedział u siebie w pokoju, licząc pieniądze z dokonanej transakcji. Chciał być pewien, że wszystko się zgadza. W pewnym momencie miał wrażenie, że usłyszał jakieś głosy na podjeździe i chrzęst żwiru. Natychmiast wstał i podszedł do okna, lecz nic nie zauważył. Zastanowiło go to jednak, więc postanowił wyjść i się rozejrzeć.
-Dokąd idziesz? - zagadnęła go Brooke, gdy był już przy drzwiach.
-Muszę coś sprawdzić - rzekł wymijająco.
-Chyba nie myślisz, że pójdziesz sam?  Już się ściemnia.
-Brooke idę tylko do ogrodu.
-Tak, a nagle zza drzewa wyskoczy dwudziestu morderców, nie ma mowy idę z tobą.
Adam westchnął. Nie sprzeczał się dalej, wiedział, że i tak nie przekona dziewczyny.
Wyszli na zewnątrz. Było coraz ciemniej. Nagle Adam spostrzegł ciemny kształt pod bramą. Przeszły go dreszcze na samą myśl, o tym co to może być, lecz udał się w tamtym kierunku. Brooke krzyknęła, co oznaczało, że również to zauważyła. Także podążyła w tamtym kierunku za brunetem. Kiedy Adam był już blisko zauważył coś, co spowodowało, że łzy stanęły mu w oczach, przesłaniając całą widoczność. Była to blond czupryna, którą tak dobrze znał i uwielbiał, natychmiast wyszedł za bramę i padł na kolana przed skrępowanym sznurami drobnym ciałem.
-Adam uważaj! - krzyknęła Brooke.
-Na co mam uważać?! To Tommy! - odkrzyknął, łamiącym się od płaczu głosem.
Dziewczyna wykrztusiła tylko bezgłośne "o Boże" i przytknęła dłoń do ust. Natychmiast podbiegła do zrozpaczonego bruneta.
-Adam trzeba go stąd zabrać ... o Jezu ... - dodała, gdy zobaczyła cały obraz sytuacji.
Blondyn leżał na boku skrępowany sznurami z taśmą na ustach, spod której było widać zaschniętą krew.
Miał także strup na łuku brwiowym, a twarz na policzkach była posiniaczona. Czarna koszula, którą miał na sobie była poszarpana na brzuchu, w miejscu gdzie był kopany. Jego jasne włosy zawsze wspaniale ułożone, teraz były zmierzwione i poplątane, posklejane krwią i pozbawione ich zwykłego blasku.
-Boże ... Tommy co oni ci zrobili? - szeptał Adam, gładząc go delikatnie po głowie.
Brooke w tym czasie odeszła kawałek dalej, by wezwać pogotowie.
-Już jadą - oznajmiła po chwili, ponownie kucając przy Adamie - będzie dobrze, zobaczysz - dodała, sama mając łzy w oczach.
Lambert nie odrywał wzroku od skatowanego Tommy'ego.
-Tak bardzo cię przepraszam, to moja wina - szeptał, jakby był w transie.
-Adam przestań, to nie twoja wina, byłeś oszołomiony - wtrąciła się dziewczyna, trzymając go za ramię, ale ten nie słuchał.
Po chwili rozległ się odgłos syreny karetki, która była coraz bliżej. Dźwięk ten przyciągnął uwagę reszty domowników.
-Co tu się dzieje? - wyszedł Terrance.
-O Boże - Camila stanęła w progu, zakrywając usta dłońmi.
-Czy to...? - zaczął Monte.
-Tak, znaleźliśmy Tommy'ego - rzekła Brooke, gładząc Adama po plecach, by mu dodać otuchy.
Wszyscy podeszli bliżej i gdy zobaczyli stan chłopaka zaniemówili.
-Ja pierdole ... - mruknął Longineu.
W tym momencie karetka podjechała pod bramę i zatrzymali się, nie wyłączając świateł. Trzech ludzi wyszło naprzeciw zespołowi. Brooke szybko wyjaśniła sytuację, a lekarze zabrali się do pracy. Adam nie był w stanie nic z siebie wydusić.
Mężczyźni zdjęli delikatnie taśmę z ust blondyna, które jak się okazało były rozcięte i posiniaczone, przez co na nowo wypłynęła z nich czerwona strużka krwi podsycona czerwonym światłem z ambulansu. Rozcięli sznury i uwolnili jego zdrętwiałe ciało z pęt, a następnie przykryli kocem termicznym, gdyż był wychłodzony. Kiedy blondyn znalazł się już na noszach wydał z siebie cichy pomruk. Stojący najbliżej niego Adam i Brooke oraz lekarze szybko zwrócili na to uwagę. Odzyskiwał przytomność.
-A... a... - mruczał, próbując coś powiedzieć. Uwaga skupiła się na nim. Adam podszedł bliżej.
-A-dam ... A ... Adam ... gdzie ... st ... A ... m - bełkotał cicho, mrużąc i tak zamknięte powieki.
-Tu jestem kochanie - Lambert szybko znalazł się obok niego i chwycił go za rękę.
-Gdzie ... ja ... ? - powoli otworzył oczy i skierował twarz w kierunku, z którego usłyszał znajomy głos, co sprawiło, że mimo bólu poczuł się lepiej.
-Przed domem, zaraz będziesz w szpitalu.
-Co ... nie ... au - syknął - boli.
-Wiem - rzekł Adam, gładząc delikatnie jego włosy - ale będzie lepiej, zobaczysz.
Głos mu się załamał. Starał powstrzymać kolejną falę łez, ale na próżno. Słone krople same wymknęły się z jego zaszklonych oczu i sunęły szybko w dół po rozpalonych policzkach.
-Przykro mi, zabieramy go - rzekł jeden z lekarzy.
-Tak, tak, oczywiście -Adam otarł łzy - A mogę jechać z nim?
-Niestety nie.
-To powiedzcie chociaż, gdzie go wieziecie - rzekł błagalnym głosem.
-Do Świętego Wawrzyńca.
-Wiem, gdzie to, zaraz tam pojedziemy - szepnęła Brooke do Adama, a ten tylko pokiwał głową.
-Trzymaj się kochanie, zaraz się zobaczymy, obiecuję - wyszeptał do blondyna, pochylając się nad nim i całując go przelotnie w policzek, na co ten uśmiechnął się słabo.
Następnie lekarze zapakowali nosze do pojazdu, po czym sami wsiedli i odjechali na sygnale, oddalając się od zgromadzonych.
Brooke obejmowała Adama, próbując go pocieszyć, gdy wtem Camila coś zauważyła.
-Ej, co to jest? - spytała podnosząc z ziemi białą, zawilgoconą kartkę.
Brooke wraz z Adamem zmarszczyli brwi, a dziewczyna im to podała.
"Chyba coś zgubiłeś, więc ci to dostarczam. Chłopak naważył za dużo piwa, żeby je wypić, więc chcesz, czy też nie musisz pomóc mu je wypić, bo ja tego sprzątać nie zamierzam. Czas jest do jutra, dług wzrósł dwukrotnie. Jutro o tej porze chcę liczyć wasze sto dwadzieścia kawałków. Jeśli dostarczycie mi je jeszcze tej nocy zapominam o całej sprawie. Nie chce mi się nim paprać rąk, wystarczy, że krwią zasyfił podłogę. Pieniądze zanieś do zaułka tego psa.
Pozdrawiam D xx"
Adam przeczytał list co najmniej trzy razy, nie wierząc w słowa, znajdujące się na kartce. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, gdzie Tommy mieszkał.
-Adam ... gdzie to jest? - spytała trzęsącym się głosem Brooke.
-Nie wiem - szepnął zrozpaczony.
-Boże, no to po nas. Nie dość, że nie mamy pieniędzy, to nawet, gdybyśmy teraz obrabowali bank, nie wiemy, gdzie je dostarczyć. Po nas, Jezu - lamentowała.
Dziewczyna już też nie radziła sobie z emocjami wieczornych wydarzeń. Adam ponownie spojrzał na list i przeczytał go raz jeszcze, studiując uważnie wzrokiem każde zdanie, każde słowo i każdą literę. I nagle go olśniło. Przypomniał sobie szczegół, o którym wspominał mu Tommy, wczoraj w knajpie. Boże, to było wczoraj - pomyślał.
Blondyn wtedy mówił, że ulica, w której mieszkał śmierdziała i było w niej pełno nastolatków, którzy chcieli zapalić, żeby poczuć się fajnie. I że w jego mieszkaniu rzeczy mniej ważne są wystawione na widoku dla zmyłki. Wiedział, co to za ulica. Przestrzegali go przed nią, nim tu przyjechał. Nawet mu ją pokazali. W tej chwili nabrał pewności siebie.
To na pewno ta, a jeśli nie, to nie wiem, gdzie szukać - pomyślał.
-Wiem. Brooke siadaj do auta, wy pakujcie się do vana. Załatwimy sprawę raz a dobrze - powiedział Adam.
-To jednak rabujemy ten bank? - spytał Longineu - Ubrać się na czarno?
-Kurwa zamknij się - wymamrotał błagalnie Monte.
-Co wiesz? - spytała dziewczyna z szokiem, malującym się na twarzy.
-Wiem, gdzie jest ta ulica!
-A pieniądze? Skąd je weźmiesz?! Jemu zależy tylko na nich!
-Pieniądze też mam.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli ze zdziwieniem na Adama.
-Skąd ty kurwa wziąłeś sto dwadzieścia tysięcy? - spytał Terrance.
-Co?! - krzyknął Taylor.
-Ile?! - odezwała się Sasha.
-A ty skąd wiesz jaka to suma? Nie czytałem na głos - spytał Adam podejrzliwie, unosząc brew.
-Stałem za tobą? Czytałem ci przez ramię? Weź lepiej gadaj, skąd je wziąłeś.
-Wyjaśnię wam w samochodzie.
-To w końcu gdzie mam iść? - spytała zdezorientowana Brooke.
-Ugh dobra - Adam podniósł ręce - wszyscy siadamy do vana, tylko pospieszcie się jest po północy a, im szybciej tym lepiej, a to nie jest blisko.
Zespół udał się do samochodu, zostawiając dla Lamberta wolne miejsce kierowcy, podczas gdy Adam udał się szybko do domu, zgarnął z biurka kopertę z pieniędzmi oraz kluczyki, po czym zamknął drzwi i wsiadł do pojazdu odpalając silniki najszybciej jak się dało.
-Kurwa, brama! - wrzasnął.
Taylor prędko wyskoczył i otworzył, po czym wrócił. Ledwo zdążył zamknąć drzwi, Adam odpalił z impetem i wyjechał w noc, wzbijając tumany kurzu osiadłe za dnia na drodze.