niedziela, 30 października 2016

Rozdział 17 - BBPNPC

Mam jedną prośbę ... nie zabijcie mnie za ten rozdział XD Miłego czytanka kochani ;)

------------------------------------------

-Chodź - rozkazał Adam wstając.
-Gdzie? - wymamrotał Tommy.
-Chodź! - ponaglał brunet.
-Ale dokąd? - ponowił pytanie Ratliff.
-Do domu, no chodźże wreszcie - Adam chwycił go za ramię i pociągnął w stronę drzwi. Pieniądze za piwo zostawił na stoliku i wyszedł z blondynem ma zewnątrz. Jego słowa dotarły do niego bardzo szybko i bardzo zrozumiale. Oboje są w niebezpieczeństwie, w każdej chwili coś może im się stać, nigdzie nie są bezpieczni, a na pewno nie tu. Skierowali się w stronę domu.
-Przepraszam, Adam przepraszam - wyjąkał Tommy, wciąż mając wilgotne oczy.
-Nie ma sprawy, teraz...
-Jak to do cholery nie ma sprawy?! - z każdym słowem brązowooki podnosił głos.
-Normalnie. Teraz ...
-Przestań mi w końcu wszystko wybaczać! Ja nie zasługuję na tyle dobroci! - wrzeszczał.
-Teraz są ważniejsze sprawy - uciął Adam.
-Ale... - Tommy nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł coś ciepłego i miękkiego na swoich ustach. Były to wargi Adama. Chłopak zaczął tracić grunt pod nogami, zaczęło mu się kręcić w głowie. Brunet wyczuł to i zaraz złapał go za ramiona przyciągając bliżej siebie. Nie chciał go puścić, czuł się tak jakby trzymał w objęciach cały swój świat. Całował delikatnie jego usta lekko, ale i zarazem stanowczo napierał na wargi mężczyzny. Nie zwracali uwagi na zdziwionych przechodniów, nie liczyły się dla nich zniesmaczone wyrazy twarzy większości z nich. Dla nich czas się zatrzymał, liczyli się tylko oni. Pocałunek przeradzał się z delikatnego i nieśmiałego w coraz bardziej namiętny. Oderwali się od siebie dopiero po pewnym czasie, gdy obu zabrakło już tchu. Adam oparł swoje czoło o czoło Tommy'ego i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Kocham cię - wyszeptał.
-Co? - blondyn zakrztusił się powietrzem - Żartujesz sobie tak?
-Nie - zachichotał Adam - jestem z tobą w stu procentach szczery.
Tommy, nie mogąc nic z siebie wykrztusić przeniósł dłonie na kark mężczyzny stojącego przed nim, po czym przyciągnął go do siebie, napierając na jego usta.
-Ja ciebie też - wyszeptał po pocałunku i uśmiechnął, a Adam odpowiedział mu tym samym.
Brunet objął go ramieniem, natomiast Ratliff zrobił ten sam gest, oplatając Adama w pasie i ruszyli we wcześniej wyznaczonym kierunku.
Oboje wciąż byli jeszcze w radosnym nastawieniu, gdyż po pocałunku masa endorfin krążyła w ich żyłach, jednak z upływem czasu do ich pamięci powróciły wydarzenia z knajpy.
-Tommy? - zaczął Adam.
-Tak? - blondyn zwrócił ku niemu swe oblicze.
-Chcę, żebyś wiedział, że nie zostawię cię, zwłaszcza kiedy będziesz tego potrzebował.
Tommy uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję - odrzekł, spuszczając głowę - ale nie pakuj się w to wszystko, nie po to ci o tym mówiłem.
-Wiem, ale potrzebujesz pomocy, a ja nie mam zamiaru bezczynnie przyglądać się temu jak cierpisz. Bez względu na to, co mówisz i uważasz nie zasłużyłeś na to, co cię spotkało. Po prostu popełniłeś kilka błędów, a to się zdarza każdemu, to znaczy, że jesteśmy ludźmi. Tylko Bóg jest nieomylny - dodał, patrząc w niebo.
-Może i tak, ale nie chcę, żebyś ucierpiał przez moją głupotę.
-Nic mi nie będzie, obiecuję - Adam chwycił go za podbródek, by ten spojrzał mu w oczy, jednak coś im przerwało.
-I ty mówiłeś, że nie jest twoim kochasiem tak? Haha jakie bzdury - usłyszeli zimny, pełen drwiny głos.
Obydwaj odskoczyli od siebie momentalnie, zdawali sobie sprawę z tego, że właśnie znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Patrzyli na mężczyznę w kapeluszu i czarnym płaszczu stojącego przed nimi, nie mogąc uwierzyć, że ta sytuacja w ogóle ma miejsce.
***
-No co tak patrzysz Ratliff? Nie przedstawisz nas? Sam muszę to zrobić? - drwił mężczyzna - Chyba nie myślałeś, że nas oszukasz? Hah Adam Lambert we własnej osobie. Swoją drogą, niezła partia Ratliff, zawsze umiesz się ustawić co nie?
-Zamknij się - syknął Tommy.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Oh jesteś taki zabawny, kiedy się złościsz - zaczął się zbliżać.
Podszedł do Adama, chwytając go za podbródek i zaczął oglądać jego twarz, niczym okaz zwierzęcia wystawionego na sprzedaż.
-Gdyby nie ta tona syfu na ryju wyglądałbyś lepiej pedale.
Adam wyrwał się i spojrzał na niego z nienawiścią. Mimo że przyzwyczaił się już do tego przezwiska zawsze gdy ktoś tak do niego mówił czuł ukłucie bólu.
-Nie waż się tak do niego mówić skurwielu! - ryknął Tommy, osłaniając bruneta.
-Wiesz, że jesteś nielepszy, prawda? Pedał tu, pedał tam, wokół mnie są same pedały. Czy tylko ja jestem normalny?
-Oh tak, bicie kobiet do krwi, tak że ledwo uchodzą z życiem zaraz po ostrym jebanku jest faktycznie normalne - bąknął Tommy.
-Stul pysk! - blondyn poczuł uderzenie na swoim policzku i stracił równowagę, jednak Adam przytrzymał go.
-Tommy, czy to...? - Adam chciał zadać pytanie, lecz ten go uprzedził.
-Tak Adam, to Dexter.
-No wreszcie, już myślałem, że wieczność będę czekać - rzekł mężczyzna ziewając.
-Czego ty chcesz? - wymamrotał Tommy, wciąż stojąc przed Adamem.
-Oh, czyli słaba pamięć już cię dopadła? Masz amnezję?
-Odwal się od niego - wycedził przez zęby Adam.
-Adam nie mieszaj się w to - poprosił Tommy szeptem.
-Mówiłem ci coś - odszepnął.
-Dobrze, ale to...
-Jakież to urocze, dwa pedały wyznają sobie miłość w ostatnich chwilach swego nędznego życia. Zaraz będzie moja ulubiona część, błaganie o litość - uśmiechnął się paskudnie.
Adam i Tommy spojrzeli na siebie spanikowani.
-Dobra, więc od kogo mam zacząć?
Dexter wyciągnął rewolwer, obejrzał go leniwie i tym samym spojrzeniem powiódł po dwójce mężczyzn przed nim.
-No niech będzie ten nowy, ty Ratliff jako mój stary kolega pożyjesz dłużej - zarechotał - suń się pchlarzu - odepchnął Tommy'ego z taką siłą, że ten padł na beton rozcinając sobie skórę na łuku brwiowym - jakieś ostatnie słowa, Lambert?
Dexter przystawił pistolet do czoła Adama, chwytając go jedną ręką za szyję, tak by nie mógł się wyrwać.
Blondyn nie mógł się podnieść, nie wiedząc o ma robić podczołgał się do oprawcy bruneta i gdy ten miał już nacisnąć spust oplótł jego nogi ramionami, powalając go na ziemię. Mężczyzna nie spodziewał się tego ataku, a upadając oswobodził dyszącego ciężko Adama ze swojego duszącego uścisku i oddał strzał w górę.
-Ty - warknął, wskazując na Tommy'ego palcem - jeszcze mi za to gnoju zapłacisz.
Ledwie padły te słowa, a z pobliskiej uliczki wypadło z tuzin ubranych na czarno mężczyzn. Natychmiast podbiegli do blondyna unieruchamiając go. Adam również pognał w jego stronę, jednak nie zdołał się dopchać do chłopaka. Dwóch z nich chwyciło go pod ramiona i odwlekło ze dwa metry dalej, zwalając go z nóg, a trzeci, który podążył za nimi kopnął go w brzuch i spoliczkował. Adam upadł tracąc przytomność. Dostrzegł tylko zamglone zarysy postaci mężczyzn dosłownie oblepiających Tommy'ego oraz podnoszącego się i otrzepującego z pyłu Dextera. Ten zaś wskazał na niego, mówiąc:
-To jeszcze nie koniec, twój kres także nadejdzie.
Lecz Adam słyszał to jakby z oddali z pogłosem echa. Zdołał jeszcze dostrzec podjeżdżającego czarnego jeepa, do którego mężczyźni wrzucili bezwładne ciało blondyna i sami wsiedli, po czym odjechali z piskiem opon.
Głowa bruneta opadła. Zemdlał.






2 komentarze: