------------------------------------------
-Chodź - rozkazał Adam wstając.
-Gdzie? - wymamrotał Tommy.
-Chodź! - ponaglał brunet.
-Ale dokąd? - ponowił pytanie Ratliff.
-Do domu, no chodźże wreszcie - Adam chwycił go za ramię i
pociągnął w stronę drzwi. Pieniądze za piwo zostawił na stoliku i wyszedł z
blondynem ma zewnątrz. Jego słowa dotarły do niego bardzo szybko i bardzo
zrozumiale. Oboje są w niebezpieczeństwie, w każdej chwili coś może im się
stać, nigdzie nie są bezpieczni, a na pewno nie tu. Skierowali się w stronę
domu.
-Przepraszam, Adam przepraszam - wyjąkał Tommy, wciąż mając
wilgotne oczy.
-Nie ma sprawy, teraz...
-Jak to do cholery nie ma sprawy?! - z każdym słowem
brązowooki podnosił głos.
-Normalnie. Teraz ...
-Przestań mi w końcu wszystko wybaczać! Ja nie zasługuję na
tyle dobroci! - wrzeszczał.
-Teraz są ważniejsze sprawy - uciął Adam.
-Ale... - Tommy nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł coś
ciepłego i miękkiego na swoich ustach. Były to wargi Adama. Chłopak zaczął
tracić grunt pod nogami, zaczęło mu się kręcić w głowie. Brunet wyczuł to i
zaraz złapał go za ramiona przyciągając bliżej siebie. Nie chciał go puścić,
czuł się tak jakby trzymał w objęciach cały swój świat. Całował delikatnie jego
usta lekko, ale i zarazem stanowczo napierał na wargi mężczyzny. Nie zwracali
uwagi na zdziwionych przechodniów, nie liczyły się dla nich zniesmaczone wyrazy
twarzy większości z nich. Dla nich czas się zatrzymał, liczyli się tylko oni.
Pocałunek przeradzał się z delikatnego i nieśmiałego w coraz bardziej namiętny.
Oderwali się od siebie dopiero po pewnym czasie, gdy obu zabrakło już tchu.
Adam oparł swoje czoło o czoło Tommy'ego i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Kocham cię - wyszeptał.
-Co? - blondyn zakrztusił się powietrzem - Żartujesz sobie
tak?
-Nie - zachichotał Adam - jestem z tobą w stu procentach
szczery.
Tommy, nie mogąc nic z siebie wykrztusić przeniósł dłonie na
kark mężczyzny stojącego przed nim, po czym przyciągnął go do siebie,
napierając na jego usta.
-Ja ciebie też - wyszeptał po pocałunku i uśmiechnął, a Adam
odpowiedział mu tym samym.
Brunet objął go ramieniem, natomiast Ratliff zrobił ten sam
gest, oplatając Adama w pasie i ruszyli we wcześniej wyznaczonym kierunku.
Oboje wciąż byli jeszcze w radosnym nastawieniu, gdyż po
pocałunku masa endorfin krążyła w ich żyłach, jednak z upływem czasu do ich
pamięci powróciły wydarzenia z knajpy.
-Tommy? - zaczął Adam.
-Tak? - blondyn zwrócił ku niemu swe oblicze.
-Chcę, żebyś wiedział, że nie zostawię cię, zwłaszcza kiedy
będziesz tego potrzebował.
Tommy uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję - odrzekł, spuszczając głowę - ale nie pakuj się w
to wszystko, nie po to ci o tym mówiłem.
-Wiem, ale potrzebujesz pomocy, a ja nie mam zamiaru
bezczynnie przyglądać się temu jak cierpisz. Bez względu na to, co mówisz i
uważasz nie zasłużyłeś na to, co cię spotkało. Po prostu popełniłeś kilka
błędów, a to się zdarza każdemu, to znaczy, że jesteśmy ludźmi. Tylko Bóg jest nieomylny
- dodał, patrząc w niebo.
-Może i tak, ale nie chcę, żebyś ucierpiał przez moją
głupotę.
-Nic mi nie będzie, obiecuję - Adam chwycił go za podbródek,
by ten spojrzał mu w oczy, jednak coś im przerwało.
-I ty mówiłeś, że nie jest twoim kochasiem tak? Haha jakie
bzdury - usłyszeli zimny, pełen drwiny głos.
Obydwaj odskoczyli od siebie momentalnie, zdawali sobie
sprawę z tego, że właśnie znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Patrzyli na mężczyznę w kapeluszu i czarnym płaszczu stojącego przed nimi, nie
mogąc uwierzyć, że ta sytuacja w ogóle ma miejsce.
***
-No co tak patrzysz Ratliff? Nie przedstawisz nas? Sam muszę
to zrobić? - drwił mężczyzna - Chyba nie myślałeś, że nas oszukasz? Hah Adam
Lambert we własnej osobie. Swoją drogą, niezła partia Ratliff, zawsze umiesz
się ustawić co nie?
-Zamknij się - syknął Tommy.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Oh jesteś taki zabawny, kiedy się złościsz - zaczął się
zbliżać.
Podszedł do Adama, chwytając go za podbródek i zaczął
oglądać jego twarz, niczym okaz zwierzęcia wystawionego na sprzedaż.
-Gdyby nie ta tona syfu na ryju wyglądałbyś lepiej pedale.
Adam wyrwał się i spojrzał na niego z nienawiścią. Mimo że
przyzwyczaił się już do tego przezwiska zawsze gdy ktoś tak do niego mówił czuł
ukłucie bólu.
-Nie waż się tak do niego mówić skurwielu! - ryknął Tommy,
osłaniając bruneta.
-Wiesz, że jesteś nielepszy, prawda? Pedał tu, pedał tam,
wokół mnie są same pedały. Czy tylko ja jestem normalny?
-Oh tak, bicie kobiet do krwi, tak że ledwo uchodzą z życiem
zaraz po ostrym jebanku jest faktycznie normalne - bąknął Tommy.
-Stul pysk! - blondyn poczuł uderzenie na swoim policzku i
stracił równowagę, jednak Adam przytrzymał go.
-Tommy, czy to...? - Adam chciał zadać pytanie, lecz ten go
uprzedził.
-Tak Adam, to Dexter.
-No wreszcie, już myślałem, że wieczność będę czekać - rzekł
mężczyzna ziewając.
-Czego ty chcesz? - wymamrotał Tommy, wciąż stojąc przed
Adamem.
-Oh, czyli słaba pamięć już cię dopadła? Masz amnezję?
-Odwal się od niego - wycedził przez zęby Adam.
-Adam nie mieszaj się w to - poprosił Tommy szeptem.
-Mówiłem ci coś - odszepnął.
-Dobrze, ale to...
-Jakież to urocze, dwa pedały wyznają sobie miłość w
ostatnich chwilach swego nędznego życia. Zaraz będzie moja ulubiona część,
błaganie o litość - uśmiechnął się paskudnie.
Adam i Tommy spojrzeli na siebie spanikowani.
-Dobra, więc od kogo mam zacząć?
Dexter wyciągnął rewolwer, obejrzał go leniwie i tym samym
spojrzeniem powiódł po dwójce mężczyzn przed nim.
-No niech będzie ten nowy, ty Ratliff jako mój stary kolega
pożyjesz dłużej - zarechotał - suń się pchlarzu - odepchnął Tommy'ego z taką
siłą, że ten padł na beton rozcinając sobie skórę na łuku brwiowym - jakieś
ostatnie słowa, Lambert?
Dexter przystawił pistolet do czoła Adama, chwytając go
jedną ręką za szyję, tak by nie mógł się wyrwać.
Blondyn nie mógł się podnieść, nie wiedząc o ma robić
podczołgał się do oprawcy bruneta i gdy ten miał już nacisnąć spust oplótł jego
nogi ramionami, powalając go na ziemię. Mężczyzna nie spodziewał się tego
ataku, a upadając oswobodził dyszącego ciężko Adama ze swojego duszącego
uścisku i oddał strzał w górę.
-Ty - warknął, wskazując na Tommy'ego palcem - jeszcze mi za
to gnoju zapłacisz.
Ledwie padły te słowa, a z pobliskiej uliczki wypadło z
tuzin ubranych na czarno mężczyzn. Natychmiast podbiegli do blondyna
unieruchamiając go. Adam również pognał w jego stronę, jednak nie zdołał się
dopchać do chłopaka. Dwóch z nich chwyciło go pod ramiona i odwlekło ze dwa
metry dalej, zwalając go z nóg, a trzeci, który podążył za nimi kopnął go w
brzuch i spoliczkował. Adam upadł tracąc przytomność. Dostrzegł tylko zamglone
zarysy postaci mężczyzn dosłownie oblepiających Tommy'ego oraz podnoszącego się
i otrzepującego z pyłu Dextera. Ten zaś wskazał na niego, mówiąc:
-To jeszcze nie koniec, twój kres także nadejdzie.
Lecz Adam słyszał to jakby z oddali z pogłosem echa. Zdołał
jeszcze dostrzec podjeżdżającego czarnego jeepa, do którego mężczyźni wrzucili
bezwładne ciało blondyna i sami wsiedli, po czym odjechali z piskiem opon.
Głowa bruneta opadła. Zemdlał.

Wow, ale akcja ! ����
OdpowiedzUsuńWow, ale akcja ! ����
OdpowiedzUsuń